Wiadomo już czego potrzeba, by Matty Cash nauczył się języka polskiego. Otóż chodzi o wehikuł czasu.
Cash stwierdził w rozmowie z Kanałem Sportowym: – Mówiłem mojej mamie, że chciałbym, żeby było tak, że uczyłem się języka polskiego w młodości i byłoby mi dużo łatwiej.
Zatem znamy winnego, dlaczego Cash mówi po polsku mniej więc tyle, co sprzedawca pamiątek w Egipcie. Chodzi o jego mamę. Gdyby nauczyła go języka, wszystko byłoby w porządku, ale że nie nauczyła – klops. Teraz albo ktoś stworzy wehikuł czasu i pozwoli Matty’emu nadrobić stracone lekcje, albo najwyraźniej nic z tego nie będzie.
Po trzech latach od debiutu w kadrze to jest refleksja Casha – nie nauczył się, bo nie uczył się wcześniej. W 2021 roku byłoby to absolutnie zrozumiałe tłumaczenie, ale w 2024? Dajcie spokój. Wychodzi na to, że przez trzy lata nie myślał o zet z kropką, tylko o kolejnych powodach, dla których aspirujący reprezentant Polski nie mówi po polsku.
Równie dobrze bezrobotny od trzech lat może stwierdzić, że chciałby, żeby jego mama w przeszłości kazała mu kupić bitcoina.
Matty mówi też: – Znalezienie czasu na naukę pomiędzy meczami jest trudne.
Pewnie jest, tyle że w kwietniu 2022 roku mówił na kanale Po Gwizdku: – Mam lekcje dwa razy w tygodniu. Staram się zapamiętywać polskie słowa, mocno pracujemy razem z moją nauczycielką.
Wtedy się dało, a dzisiaj się nie da? Dziwna sprawa. Tym bardziej że w sezonie 21/22 nie opuścił żadnego spotkania ligowego, a od tego czasu przez kontuzje grał trochę mniej.
Wciąż więc najlepiej udokumentowanym przypadkiem mówienia po polsku przez Casha jest reklama, w której wziął udział.
Może więc o to chodzi. Może trzeba mu po prostu zapłacić.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Probierz zapewnił, że nie zrezygnuje z ofensywnej piłki i stawiania na młodych zawodników
- Mick van Buren: Poziom średniego klubu Ekstraklasy jest wyższy niż w Czechach [WYWIAD]
- Czy Ruch Chorzów przestał być fajny?
Fot. Newspix