Ustalmy na start: nie ma znaczenia, czy Betis zagrał takim składem, czy innym, czy zlekceważył Legię, czy nie. Znaczenie ma zaś to, że Legia go ograła. I za to, a także za sposób gry, należy ją chwalić.
Ostatecznie gdy polskie zespoły kompromitowały się z jakimiś ekipami pieśni i tańca, nikt się nie zastanawiał jakim składem ekstraklasowicze grali, czy mieli dobre podejście do spotkania, czy zjedli obfite śniadanie, czy się wyspali i biomet był korzystny. No nie, jechaliśmy z nimi, śmialiśmy się, więc teraz szukanie dziury w całym byłoby nieuczciwe.
A zatem:
Legia była bardzo dobra w defensywie. Grała inteligentnie, odpowiedzialnie, całkiem łatwo rozbijała ataki Hiszpanów. Tobiasz absolutnie nie powie po tym spotkaniu, że to jeden z jego najtrudniejszych wieczorów, to nie był występ w stylu Boruca na dużych turniejach, bo nie musiał być. Goście rzadko stwarzali sytuacje, a jak już stwarzali, to były one marne.
Tobiasz łapał uderzenia – choć bardziej należy te próby nazwać taś-tasiami – i tyle.
Świetnie w destrukcji (i nie tylko) pracował Oyedele, obrona unikała głupich błędów i wystarczyło. To zaskakujące, bo przyjechał Betis, a nie Baćka Topola, ale cóż – wystarczyło.
Do odpowiedzialnej defensywy Legia dołożyła rzetelność z przodu. Gol nie wziął się z przypadku – krótkie rozegranie z rzutu rożnego pozwoliło nieco wyciągnąć defensywę Betisu, przez co na mijankę poszedł z nią Kapuadi, który strącił wrzutkę głową.
Druga część gry – znów mądrość. Wycofujemy się, okej, ale jednocześnie nie zapominamy o kontrach, żeby rywal nie poczuł się zbyt swobodnie. Tutaj już zabrakło skuteczności, Morishita nie sięgnął odpowiednio podania Nsame i nie skorzystał z właściwie pustej bramki, a próbę Augustyniaka fantastycznie odbił Adrian.
Natomiast właśnie: tak naprawdę bliżej było 2:0 niż 1:1. Trudno tego nie zauważyć i trudno nie odnotować.
Jeśli ktoś chce narzekać na Betis, śmiało, niech się zasłania choćby terminarzem Hiszpanów (zaraz derby). Pesymiści i po wygraniu milionów na loterii będą marudzić, że trzeba odprowadzić podatek.
Można się jedynie zastanawiać, dlaczego Legia tak jak dziś nie gra w Ekstraklasie. Ale może biorąc pod uwagę, że w Europie łatwiej się wypromować, nie jest to takie dziwne.
LEGIA WARSZAWA – REAL BETIS 1:0
Kapuadi 23′
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Kowalczyk wspomina przygodę w Betisie: „Kibice pamiętają dużo gorszych ode mnie”
- Trela: Futbolowa gorączka w Lipsku. Mecz, po którym 8-latkowie zakochują się w futbolu
- Strzałkowski: Skład Jagiellonii jest wart tyle, ile noga napastnika Ajaksu. Znamy swoje miejsce
Fot. Newspix