Kryzys-sryzys. Wiało nudą, ale Jagiellonia na podium

Antoni Figlewicz

Autor: Antoni Figlewicz

29 września 2024, 19:21 • 3 min czytania 25 komentarzy

Możliwe, że na drugim miejscu Jagiellonia pozostanie tylko do poniedziałku, ale podopieczni Adriana Siemieńca wraz z wygraną w Gliwicach meldują się tuż za plecami liderującego Lecha. Mieli mieć spore problemy, punktować gorzej, wyglądać gorzej, tracić głupie gole… w sumie to prawie we wszystkich tych tezach znajdziemy ziarno prawdy, ale punktują dobrze i są wysoko. Tam, gdzie powinni być, mając kompletnie bezzębnych rywali. Wyżej niż Piast Gliwice, który nie rozumie, na czym polega atak.

Dziś było widać, że gospodarze, świadomi różnych słabości mistrzów Polski, przygotowali się głównie do wykorzystywania błędów Jagiellonii. Takie odtwórcze granie mogło przynieść sporo korzyści, ale tylko pod jednym warunkiem.

Jeśli już rywal daje ci cytryny, to zrób z nich tę lemoniadę.

Piast – Jagiellonia 0:1. Dieguez bez głowy

W jedenastej minucie na srebrnej tacy soczyste cytryny podał gliwiczanom Adrian Dieguez. Hiszpan jest znany z umiejętności skutecznego wyprowadzenia piłki, ale znamy go też z tego, że potrafi przegiąć pałkę. Chwila nieuwagi, nadmiar brawury pod własną bramką i podanie prosto pod nogi czyhającego na błąd Michała Chrapka. Takie zagrania starsi kibice i piłkarze nazywają czasem kryminałem i gdyby do Gliwic przyjechała dziś na sygnale jakaś piłkarska policja, to Diegueza zgarnęliby bez chwili zawahania. Ba, sam trener Siemieniec mówił nie tak dawno, że rozegranie od bramki nie ma być sztuką samą dla siebie, a sposobem na osiągnięcie konkretnych korzyści. Z nonszalancją Diegueza te korzyści uzyska prędzej rywal.

Jest też jednak tak, że nie zawsze umiemy docenić jakiś prezent. Piast pogardził podarunkiem od Diegueza i brak wdzięczności szybko się zemścił. Jeszcze w pierwszej połowie Jagiellonia wyprowadziła kontrę zakończoną pierwszym w tym meczu golem. Doskonale zachował się Miki Villar, do pustej zapakował Kristoffer Normann Hansen i pyk – prowadzenie gości, którego nie oddali oni już do ostatniego gwizdka sędziego.

Cała akcja zawiązała się tak naprawdę dzięki jednej przypadkowej przebitce w środku pola, ale Jaga pokazała, że z odrobiny szczęścia można wyczarować całą jego furę. Piast powinien się uczyć.

Połowa Niewykorzystanego Potencjału

W skrócie PNP. Zostaliśmy dziś skazani na trzy kwadranse nędznych podrygów bezsilnego Piasta, którego wizytówką były pozbawione jakiegokolwiek pomysłu półataki na bramkę gości. Bo tego to nawet nie można nazwać atakiem – drużyna, która nie zmusza bramkarza rywali do interwencji, nie może z czystym sumieniem przekonywać nas, że atakowała. Pierwszy celny strzał oddał chyba dopiero wprowadzony w końcówce Andreas Katsantonis. Chyba, bo cholera wie, czy to szło w światło bramki.

Atakenergiczna próba uzyskania przewagi nad przeciwnikiem albo ostre wystąpienie przeciwko komuś albo czemuś.

za Słownikiem Języka Polskiego PWN

Piast nie chciał dziś wygrać, to pewne. Jeśli pójdziemy krok dalej, nie przesadzimy – Piast nie chciał dziś nawet zremisować. Bez Ameyawa gra ofensywna ekipy Vukovicia nie ma ani ładu, ani składu, ani tym bardziej obu naraz. Wszystko wolno, czytelnie dla rywali. Twarzą ataków gospodarzy i całego tego meczu jest twarz nieskutecznego Fabiana Piaseckiego. No niestety.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kto wygra?

Loading...

Komentarze

24 komentarzy

Loading...