Niemalże normą stało się coroczne pożegnanie z Ekstraklasą przynajmniej jednego beniaminka. Obecny sezon daje jednak cień nadziei, że tym razem będzie inaczej i wszyscy nowicjusze się utrzymają, co byłoby sporym wydarzeniem, zwłaszcza że od trzech lat spadają i wchodzą aż trzy kluby.
Po raz ostatni komplet beniaminków zachował ligowy byt w sezonie 2016/17. Wtedy to Arka Gdynia i Wisła Płock zdołały uciec spod topora kosztem Górnika Łęczna i Ruchu Chorzów. W kolejnych latach nawet jeśli ktoś z nowych był rewelacją sezonu, czy przynajmniej rundy (Widzew, Radomiak, Warta) lub od razu spokojnie osiadał w ekstraklasowych strukturach (Raków), to ktoś inny żegnał się z gronem najlepszych. Nierzadko z hukiem, bez dyskusji. Nawet w sezonie przejściowym (2020/21), gdy ze względu na powiększenie ligi degradacja czekała tylko jeden zespół, zleciało dopiero co świętujące awans Podbeskidzie Bielsko-Biała, a przedostatnie miejsce zajął kolejny beniaminek – Stal Mielec.
Dlaczego zatem teraz miałoby być inaczej?
Wydaje się, że pierwszych dziewięć kolejek pokazało już, iż każdy z tegorocznych beniaminków ma na siebie jakiś pomysł i jest w stanie go realizować. Nikt z miejsca nie stał się chłopcem do bicia, który już na starcie zrobił sobie pod górkę, odstając od reszty stawki. Nikt też nie znajduje się na tym etapie w strefie spadkowej, co od wspomnianego sezonu 2016/17 miało miejsce tylko w sezonie przejściowym 2020/21, gdy Stal bilansem bramkowym uniknęła ostatniej lokaty na rzecz Piasta Gliwice. Oczywiście nie bez znaczenia są tu meczowe zaległości Stali i Śląska, warto mieć to z tyłu głowy.
Pochwały dla GKS-u Katowice
Wszyscy jednak wygrali już po dwa mecze, z czego jedynie Motor wywalczył pełną pulę na innym beniaminku (2:0 w Gdańsku). GKS pokonał Stal w Mielcu i Jagiellonię u siebie, a remisy z Piastem czy Widzewem (goście wyrównali w doliczonym czasie) także pokazały, że ten zespół stać na wiele. Lechia potrafiła zdobyć komplet punktów w Zabrzu i przed własną publicznością z Radomiakiem. Motor poza zwycięstwem nad “Biało-Zielonymi” ma jeszcze na rozkładzie Górnika i to w przekonującym stylu.
GKS Katowice i Motor Lublin wyróżniają się intensywnością gry i organizacją całej drużyny. Nie przez przypadek po niedawnym meczu przy Bukowej (2:2) wiele komplementów pod adresem GieKSy wypłynęło z ust trenera Widzewa, Daniela Myśliwca.
– Nie lubię mówić o innej drużynie niż swoja, ale widząc pracę trenera Góraka powinienem od tego zacząć. Chciałbym rozwinąć mój zespół do miejsca, w którym jego kultura gry ofensywnej i defensywnej będzie na tak wysokim poziomie. Dzisiaj GKS pokazał się też świetnie w kontrataku czy stałych fragmentach. Przy tych wszystkich nieprzypadkowych cechach trener był także w stanie stworzyć bandę zakapiorów – mówił Myśliwiec, który za byle co nie chwali, a już tym bardziej przeciwnika.
Katowiczanie są bardziej pragmatyczni w wyprowadzaniu piłki od tyłu, natomiast Motor próbuje być tutaj odważny i konsekwentny, bez względu na klasę rywala. Czasami na tym traci i zwyczajnie się wystawia. Wystarczy wspomnieć choćby przegrane spotkanie z Rakowem Częstochowa na inaugurację, czy jeszcze świeże domowe 0:2 z Jagiellonią Białystok, gdy gol Tarasa Romanczuka został sprezentowany właśnie po ryzykownym rozgrywaniu przez bramkarza.
– Stolarski dołożył do gry Motoru granie przez środek. Feio nie do końca w to wierzył, mecze wygrywał opierając ofensywę na skrzydłach i pressingu. Teraz doszedł aspekt częstszego przekierowywania ataków przez centralną część boiska, co jest dużym ryzykiem, bo jak stracimy piłkę, to jadą z nami, sytuacje powstają za darmo. Na fantazji przejechaliśmy się chociażby na inaugurację ligi z Rakowem, który nas rozjechał kontrami – sam przyznawał nam niedawno dyrektor sportowy Michał Wlaźlik.
Wlaźlik: Prezes Jakubas mówi o pucharach. Nam też to w duszy gra!
To jednak m.in. dzięki podążaniu w tak odważnym kierunku lublinianie w krótkim czasie zaliczyli gigantyczny przeskok, najpierw odbijając się z dna drugoligowej tabeli i awansując do I ligi, a potem jako beniaminek wchodząc do Ekstraklasy po barażach.
Motor z problemami z przodu
Motor i tak na tle reszty nowych drużyn wyróżnia się w bronieniu dostępu do własnej bramki. Podczas gdy Lechia i GKS mają najwyższy wskaźnik xG dla liczby oczekiwanych goli straconych (odpowiednio 15.87 i 14.37), ekipa Mateusza Stolarskiego jest w tym względzie lepsza także od Zagłębia, Jagiellonii, Radomiaka i Widzewa (11.72), a i tak wszystko nieco zakrzywia mecz na Legii, gdy za jednym zamachem Motor stracił pięć bramek. W pozostałych ośmiu spotkaniach rywale strzelili już tylko sześć goli.
Problemem Motoru może być natomiast ofensywa. W letnim oknie transferowym nie udało się zrealizować celów dotyczących jej wzmocnienia, za co niedawno publicznie od właściciela klubu Zbigniewa Jakubasa oberwał dyrektor Wlaźlik. Wzięty z trwającego przez całe lato bezrobocia Bradley van Hoeven to już typowy akt desperacji, bo Holender nie błyszczał nawet w ojczystej drugiej lidze, a przed wyprawą do Polski nie uzyskał kontraktu po testach we włoskim trzecioligowcu z Messiny. I to właśnie głównie przez niewystarczającą jakość z przodu zespół z Lublina z pięciu spotkań z przeciwnikami ze swojej półki (Lechia, Korona, GKS, Puszcza, Stal) wygrał zaledwie raz, co może się odbić czkawką w następnych tygodniach. Po domowym starciu ze Śląskiem Wrocław, w którym Motor jest faworytem, czeka go bowiem seria trudnych sprawdzianów: Lech, Widzew, Cracovia, Pogoń, Piast. To będzie chwila prawdy dla Mateusza Stolarskiego i jego piłkarzy.
Jeśli chodzi o transfery, na przeciwnym biegunie znajduje się GKS, który z beniaminków poczynił zdecydowanie najciekawsze wzmocnienia. Pozyskanie Bartosza Nowaka, Adama Zrelaka, Borjy Galana, powołanego już do reprezentacji Mateusza Kowalczyka, czy mało jeszcze grającego Alana Czerwińskiego, było sygnałem, że katowiczanie nie zamierzają czekać do zimy, żeby przekonać się, że ci, którzy wywalczyli awans sami nie udźwigną ekstraklasowego tematu. Gdybyśmy mieli się tu do czegoś doczepić, brakuje jeszcze konkretnego stopera. Dobranie Lukasa Klemenza może nie wystarczyć. Wybieranie między nim a Aleksandrem Komorem w temacie trzeciego ogniwa środka obrony nie jest największym komfortem, o jakim można pomyśleć.
GieKSa zdążyła już jednak pokazać, że z każdym potrafi powalczyć. Co prawda premierowe wrażenie zrobiła fatalne – pierwsza połowa na inaugurację z Radomiakiem okazała się defensywną kompromitacją – ale im dalej w las, tym było lepiej. Zwycięstwa nad Stalą i Jagiellonią należy uznać za zasłużone. Porażka z Rakowem była pechowa, sytuacji nie brakowało. Z Zagłębiem Lubin (0:1) GKS był zwyczajnie lepszy, górował nad gospodarzami kulturą gry. Zabrakło trochę szczęścia, podobnie jak z Widzewem, który bronił się przez całą drugą połowę i niespodziewanie wyrównał na sam koniec. Po 1. kolejce za ewidentne rozczarowanie należy uznać jedynie ubiegłotygodniowy występ w Zabrzu, gdzie GKS dał się całkowicie zdominować Górnikowi i wysoko przegrał.
Takie “pierwszoligowe” momenty od czasu do czasu mogą się zdarzać każdemu beniaminkowi, trzeba mieć je wkalkulowane. Mimo wszystko perspektywy przy Bukowej są raczej dobre. Można zakładać, że letnie nabytki do optymalnej formy dopiero dojdą i pokażą więcej, choć kilka razy już sporo dały drużynie. Terminarz jest bardziej zróżnicowany niż w przypadku Motoru i obok meczów z potentatami będą boje, w których GieKSa zmierzy się z rolą faworyta (domowe potyczki ze Śląskiem, Koroną i Lechią).
Szalona Lechia Gdańsk
Lechia to osobny temat względem Motoru i GKS-u. Ta drużyna jest najbardziej jaskrawa z trójki nowych: duże możliwości z przodu, bałagan w tyłach. Najgorsze xG dla goli straconych nie wzięło się z sufitu, gdyż w praktyce “Biało-Zieloni” też stracili najwięcej bramek (18). Czyste konto zachowali raz i to głównie dlatego, że Szymon Weirauch przeciwko Radomiakowi być może rozegrał mecz życia. Z drugiej strony, Lechia strzeliła już 11 goli, czyli aż o pięć więcej niż Motor.
Gdańszczanom groziło szybkie zakopanie się na dnie tabeli, po sześciu kolejkach mieli na koncie zaledwie dwa punkty, ale zwycięstwa nad Górnikiem i Radomiakiem uspokoiły sytuację. Z Jagiellonią także oglądaliśmy drużynę mocną w ofensywie, szukającą kolejnych bramek, tyle że zabrakło wyrachowania i zamiast podwyższyć na 3:1, beniaminek w łatwy sposób stracił drugiego i trzeciego gola.
Trener Szymon Grabowski do zimy w obronie cudów już nie wymyśli. Pozostaje mu nadzieja, że duet stoperów Olsson-Pllana jest tym optymalnym. Szkoleniowiec wyciągnął za to wnioski w temacie bramkarzy i po kilku słabych występach postawił na Weiraucha, sadzając na ławce skrajnie nieprzewidywalnego w interwencjach Bohdana Sarnawskiego. Weirauch popełnił ewidentny błąd przy strzale Tomasa Silvy w Białymstoku, ale generalnie daje znacznie więcej pewności niż jego ukraiński konkurent.
Kibice Lechii jeszcze bardziej niż ci w Katowicach mogą się pocieszać, że większość ich piłkarzy najlepsze dopiero pokaże. Kapitan Rifet Kapić stracił okres przygotowawczy i do formy dochodzi meczami. Maksym Chłań przed sezonem również nie przygotowywał się normalnie ze względu na udział w igrzyskach olimpijskich z reprezentacją Ukrainy i potrzebował chwili, żeby się odkręcić. Bohdan Wjunnyk dopiero niedawno wrócił do rytmu meczowego po wielu miesiącach niebytu spowodowanego przepychankami formalnymi z Szachtarem Donieck. Dwa gole zdążył już jednak strzelić. Anton Carenko przyszedł późno, przed 5. kolejką, a i tak szybko udowodnił swoją przydatność. Ponownie wiatru w żagle nabiera Conrado, który po trzech meczach wygryzł na lewej obronie Miłosza Kałahura.
Lechia także ma zróżnicowany terminarz, z tą różnicą względem GKS-u, że z równymi sobie (na papierze) będzie grała na wyjazdach (Mielec, Kielce, Katowice) i dopiero na zamknięcie rundy na własnym terenie podejmie Śląsk.
Dziś niewiele wskazuje, że któryś z beniaminków zostanie rewelacją całej ligi i napisze historię porównywalną do tych Radomiaka lub Widzewa z ostatnich lat. Prawdopodobnie cała trójka do samego końca będzie musiała się oglądać za siebie. Nie będziemy jednak zdziwieni, jeżeli na finiszu wszyscy odetchną z ulgą. GKS, Lechia i Motor mają swoje atuty, o których już się przekonaliśmy, a przy tym jak rzadko kiedy mogą liczyć na wiele problemów u reszty konkurencji. Stal i Korona są już po zmianie trenerów, Puszcza nie pokonała nikogo poza Lechią, Śląsk został wykastrowany w ofensywie, ciągle niewiadomą w dłuższej perspektywie są Radomiak i Zagłębie. Walka o utrzymanie może być co najmniej tak samo pasjonująca jak rywalizacja o najwyższe ekstraklasowe laury.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Trela: Plusy wąskiej kadry. Czy Pogoń Szczecin brak transferów przekuje w atut?
- Ile znaczy znakomity początek sezonu w ekstraklasowych realiach?
- Imad Rondić: Motywacja? Jest przereklamowana, wolę dyscyplinę
Fot. Newspix