Euro 2024 było popisem w wykonaniu Hiszpanów, ale nad jedynym piłkarzem zachwycano się szczególnie mocno. Lamine Yamal robił furorę na niemieckich boiskach – strzelał, asystował, dryblował. Robił to wszystko z dużą gracją i uśmiechem na twarzy. Gołym okiem dało się zauważyć u niego czystą radość z gry. Piękno futbolu w najczystszej postaci. 17-latek, który właśnie skończył rok szkolny, rzucił plecak w kąt i pobiegł grać w piłkę. Areną jego popisów nie były betonowe czy piaszczyste boiska między blokami, a wielotysięczne obiekty, nagrodą natomiast nie tylko uznanie kolegów i zimne picie, a złoty medal i wielomilionowe nagrody. Już wtedy zaczęły się pytania, ile Yamal może jeszcze osiągnąć, w końcu przed nim jeszcze wiele lat kariery.
Ale czy naprawdę wierzymy w to, że Yamal przez najbliższe dwie dekady będzie grał w piłkę na najwyższym poziomie? Że jego niezmącona niczym radość do futbolu będzie żarzyła się tak długo?
Nie ma miłości bez cierpienia
Wątpliwe, biorąc pod uwagę, z jak wieloma problemami, trudnościami i ograniczeniami będzie musiał się zmagać. Świetnie opisuje to pisarz Nick Hornby.
– Zakochałem się w futbolu, tak jak się później będę zakochiwał w kobietach: nagle‚ bezkrytycznie‚ nie myśląc o cierpieniu‚ które na siebie sprowadzam.
Miłość i pasję do futbolu widać w Yamalu w jego każdym występie. Z biegiem czasu będzie jednak zmagał się z cieniami tego uczucia. Mało tego, wystarczyło już kilka dni po mistrzostwach Europy, a Hiszpan stracił bliską mu osobę. 17-latek swój sukces świętował na murawie Stadionu Olimpijskiego w Berlinie z Alex Padillą. Dziewczyna nie szczędziła zawodnikowi czułości, pozowała z Pucharem Henriego Delaunaya, by po niespełna miesiącu para się rozstała.
Alex Padilla poniéndole los cuernos a Lamine Yamal, señoras y señores.
“… me vas a buscar la ruina” 💀
Sal de ahí, soldado. Aquí no hay colores, el famoseo solo trae víboras y ruina💀
Se viene el Lamine Prime post cuernos 🦈pic.twitter.com/TDiFFqI620
— 𝑺𝒂𝒏𝒛𝒊 (@SanziRM) July 28, 2024
Padilla została nagrana, jak siedzi na kolanach u innego chłopaka. Zdążyła jeszcze powiedzieć: “Przestań, zrujnujesz mnie!”, zanim filmik obiegł świat. Nie trzeba było czekać długo na reakcję zawodnika Barcelony, który oczyścił swoje konta w mediach społecznościowych ze wspólnych zdjęć z Padillą, po czym udał się na oczyszczające wakacje na jachcie w towarzystwie pięknych kobiet.
Bardzo pospolity obrazek dla piłkarzy, dla których pieniądze nie są problemem. Dużo trudniej jest im znaleźć osoby o czystych intencjach i wartości podstawowe w normalnym świecie jak miłość, uczciwość i przyjaźń. Wiele mógłby o tym powiedzieć Damian Gorawski, który przez chwilę był związany z Natalią Siwiec. Ich relacja opierała się wyłącznie na tym, że był zawodnikiem Wisły Kraków.
– To był jeden wielki cyrk. Ona chciała na moich plecach zrobić karierę, zaistnieć w mediach. Podobał mi się trochę ten szum, sam w tym uczestniczyłem, pozwoliłem na to – opowiadał później w “Super Expressie”.
Samotność
Piłkarze są szczególnie narażeni na tego typu relacje. Nie chodzi jedynie o miłość. W kontaktach biznesowych pojawiają się wszystko wiedzący doradcy. W codziennym życiu agenci-pijawki, wysysający ostatnie eurocenty z konta swojego podopiecznego.
Z tego powodu często cierpią na samotność. Neymar, by ona mu nie doskwierała, sztucznie tworzył stanowiska… swojego kolegi. Należało jedynie odpłatnie spotykać się z Brazylijczykiem grać z nim w gry komputerowe, karciane i imprezować. Brzmi jak praca marzeń. Jest to jednak smutna sentencja piłkarskiego żywota, choć pisząc piłkarskiego, nieco umniejszamy innym osobom ze środowiska. W końcu trenerzy również alienują się z normalnego życia, o czym niedawno opowiadał nam Łukasz Smolarow, a lata temu zdiagnozował ten problem Dick Advocaat.
Smolarow: Zawód trenera alienuje ze społeczeństwa, stajesz się odludkiem
– Kocham futbol, ale bycie trenerem to najbardziej samotna praca na świecie. Czasem myślisz, że jesteś sam przeciwko całemu światu – powiedział holenderski trener w 2004 roku.
Toksyczni doradcy
Nierzadko jednak zawodnicy ufają wspomnianym, toksycznym osobom, tracąc pieniądze czy zaufanie, a później budzą się z pustym kontem lub poczuciem oszukania. Doświadczył tego chociażby Piotr Świerczewski.
Kobiet wypatrujących lukratywnych relacji z piłkarzami stało się tak wiele, że w środowisku powstało nawet prześmiewcze określenie tego typu pań – piłkarzyce. I Alex Padilla z pewnością do nich należy, bo już teraz zabiega o względy klubowego kolegi Yamala – Ansu Fatiego. Ale i piłkarki nie mają łatwo.
– Myślę, że większość facetów nudzi się, gdy chodzi na nasze mecze na stadion. Oni po prostu robią to po to, by nas obczajać, a nie oglądać, jak gramy w piłkę. Szukają randki, a nie przychodzą po to, żeby nas wspierać – powiedziała w “Sky Sports” Alisha Lehmann, zawodniczka Juventusu.
Brak społecznego przyzwolenia na prywatność
Tabloidy zachwycają się natomiast związkami sportowców. Partnerki piłkarzy nazywają “WAG’s”. Śledzi się ich każdy ruch. W przypadku Lewandowskich każdy taniec Ani czy popis Roberta na tik-toku. W przypadku Messich raz po raz wraca się do początków ich związku, które sięgają wieku nastoletniego. Beckhamowie nie schodzą ze świecznika po dziś dzień, a o ich wszystkich decyzjach rozpisywała się prasa z całego świata.
I tak gdy David zdradził Victorię, na szali stanął ich związek. Górę wziął jednak wtedy racjonalizm. Razem są bowiem warci więcej niż każde z osobna.
Bo Beckhamowie, Lewandowscy i inni to już dobra publiczne. Wystawione na ciągłe działanie fleszy, komentarzy, w zasadzie niemające społecznego przyzwolenia na prywatność. Szok bowiem wywołuje fakt, że piłkarz robi zakupy, jak stało się w zeszłym roku z Leo Messim.
To też cena sławy, przez którą w wieku 29 lat karierę zakończył Martin Hinteregger. – Zawodnicy mieli dawniej prywatne życie. Gdy wyszli na miasto, nie byli przez wszystkich fotografowani i nie robiło się z tego wielkich internetowych historii. Szkoda, że to już niemożliwe. Teraz nie możesz być już normalny. Nie patrzy się już na boisko, tylko na pieniądze. Miałbym za to fajniejsze, bardziej autentyczne życie. Powody odejścia na emeryturę dojrzewały we mnie jesienią, kiedy nie grałem tak dużo. Zauważyłem, jak piękne jest życie, kiedy nie jesteś pod presją. Nie potrafiłem się już cieszyć ze zwycięstw – tłumaczył swoje przedwczesne zakończenie kariery Austriak.
Normalność jako towar luksusowy
Bo to, co w życiu bez blasku fleszy jest normalne, w wielkim świecie urasta do rangi swoistego rodzaju novum, wydarzenia bez precedensu. Już teraz Yamal i inni rozpoczynający kariery zawodnicy muszą godzić się z tym, że za cenę gry w piłkę oddadzą swoją normalność. A dni czy noce, które dla nas wydają się pospolite, dla nich są wyjątkowe. Ot zwykły Sylwester.
– Nie mogę chodzić do miejsc publicznych, nie mam tam prywatności. Był jednak Sylwester 2009 i powiedziałem Ricardo, że chcę gdzieś wyjść. Nie mogliśmy zostać w domu. Kupiliśmy przebrania i poszliśmy na dyskotekę w centrum Madrytu. Uzgodniliśmy, że będziemy mówić tylko po angielsku, ale w pewnym momencie powiedziałem coś po portugalsku do Ricardo i jedna osoba nas podsłuchała. Facet powiedział do mnie: “Wiem, że jesteś Cristiano.” Powiedział wszystkim w barze, że jestem Cristiano. Wszyscy podejrzewali i patrzyli na nas, ale nie byli tego pewni. Byliśmy tam 3 godziny. To była jedna z najlepszych nocy w moim życiu – opowiedział w swoim kanale na YouTube Cristiano Ronaldo.
Trzygodzinny Sylwester to jedna na najlepszych nocy w życiu Cristiano Ronaldo. Tych trzech godzin zabawy nie da się kupić za żadne pieniądze. Czasem to, co zwykłe, przyziemne, jest nieosiągalne dla zawodników.
🇵🇹🗣 Cristiano Ronaldo o swoim najlepszym sylwestrze w życiu:
“Nie mogę chodzić do miejsc publicznych, nie mam tam prywatności. Był jednak Sylwester 2009 i powiedziałem Ricardo, że chcę gdzieś wyjść. Nie mogliśmy zostać w domu. Kupiliśmy przebrania i poszliśmy na dyskotekę w… pic.twitter.com/HvUxUxJkiN
— Typowy piłkarz Ekstraklasy (@typowy_pe) September 11, 2024
Gladiatorzy, czyli niewolnicy
– Piłkarze to współcześni gladiatorzy – powiedział kiedyś Giorgio Armani, mając zapewne na myśli fakt, że są podziwiani, można ich nazwać obiektami kultu, na ich widowiska przychodzą tłumy. Ten włoski projektant mody użył tego sformułowania, celowo bądź nie zapominając, że gladiatorzy byli niewolnikami.
Za sławę i pieniądze piłkarze oddają część swojej wolności. Mieszkają w miejscach, które odbiegają daleko od ich marzeń. By to zmienić, nie tracąc na jakości sportowej, muszą niekiedy pójść na wojnę z klubem, jak stało się z Robertem Lewandowskim i jego odejściem z Bayernu Monachium do Barcelony. A na to wszystko w ostatnim czasie światowe federacje chcą jeszcze mocniej wydzierać ich wolność, zmniejszając urlopy niemal do minimum poprzez dokładanie kolejnych spotkań.
– Piękno piłki polega na tym, że bez względu na to, czy wygrasz, przegrasz czy zremisujesz, nie możesz się zrelaksować – rzekł niegdyś Roy Keane. Grał on jednak w czasach, kiedy normą w sezonie było sporo mniej meczów. Teraz liczba spotkań dochodzi do 60-70, wraz z reprezentacyjnymi starciami, i cały czas rośnie. FIFA wyciska gąbkę z napisem “Piłka nożna” do ostatniej kropli. W światowej federacji redefiniowali olimpijski slogan Citius-Altius-Fortius, czyli szybciej-wyżej-mocniej na Najlepsi-Najwięcej-Najczęściej.
Był sprzeciw wobec Superligi, ale jednocześnie doszło do mnóstwa zmian. Liga Mistrzów – plus dwa mecze. Klubowe Mistrzostwa Świata – 32-zespołowy format, co oznacza nawet siedem dodatkowych spotkań. Liga Narodów jako zamiennik meczów towarzyskich, gdzie często najlepsi piłkarze otrzymywali wolne, a teraz muszą gonić po boisku z ozorem na wierzchu w imię gry w narodowych barwach.
Nadchodzący strajk
Piłkarze straszą już strajkiem.
– Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że rozegranie 60 czy 70 meczów nie jest optymalne. Zawodnik może być w szczytowej formie, jeśli rozegra od 40 do 50 meczów, potem nastąpi spadek wydajności. W tym roku możemy dojść do 80, a moim skromnym zdaniem to za dużo. Ktoś musi się o nas troszczyć, ponieważ to my jesteśmy głównymi aktorami tego sportu, biznesu czy jakkolwiek to nazwiesz. Nie wszystko może sprowadzać się do pieniędzy i marketingu, ważna jest jakość widowiska. Moim zdaniem, jeśli nie jestem zmęczony, mogę grać lepiej. Jeśli ludzie chcą oglądać lepszy futbol, potrzebujemy odpoczynku. Strajk? Myślę, że jesteśmy blisko tego momentu. To powszechna opinia wśród zawodników, i jeśli wszystko będzie się tak dalej toczyć, nie będziemy mieć innego wyjścia. Uważam, że naprawdę nas to niepokoi, bo to my na tym cierpimy – grzmiał Rodri na konferencji prasowej przed Champions League.
– Z każdym rokiem gramy więcej, a odpoczywamy mniej. Mówimy o tym od trzech, czterech lat, ale na piłkarzy nikt nie zwraca uwagi. Nadejdzie czas, że będziemy musieli zastrajkować, żeby nasz głos został usłyszany – powiedział Jules Kounde z Barcelony na konferencji prasowej przed meczem Ligi Mistrzów.
– Związek Zawodowych piłkarzy w Anglii i inne związki próbowały znaleźć rozwiązanie, ale problem tkwi w FIFA i UEFA. Chociaż zgłaszaliśmy nasze obawy, to oni wciąż dokładają nam kolejne mecze. Wygląda na to, że głos pieniędzy jest bardziej donośny od piłkarzy – dodał Kevin de Bruyne na konferencji w trakcie przerwy reprezentacyjnej.
Piłkarz jako własność tego, który płaci
Jednak jak na razie nikt nie bierze tego na poważnie. Wszystko dlatego, że stawki w futbol urosły do abstrakcyjnych rozmiarów. Obecnie najlepiej zarabiającym angielskim piłkarzem jest… Ivan Toney. Gość, który w całej swojej karierze strzelił 36 goli w Premier League – tyle Erling Braut Haaland zdobył w jednym, debiutanckim sezonie – inkasuje w Al-Ahli 400 tys. funtów tygodniowo. Względem gry w Brentford otrzymał ośmiokrotną podwyżkę wynagrodzenia.
Ivan Toney to bardzo jaskrawy przykład na to, że pieniądze w futbolu znajdują się na abstrakcyjnie wysokim poziomie.
A i przy dotychczasowych zarobkach piłkarzy rodziło to chore fantazje. W jakiej innej branży ktoś może pozwolić sobie na ściąganie samolotem z Wielkiej Brytanii fryzjera, żeby układał ci raz na dwa tygodnie włosy? A tak w czasach gry w Dortmundzie robił Jadon Sancho. Anglik miał więcej odpałów – jak lot odrzutowcem na złotego steka do Dubaju. To danie stało się znakiem rozpoznawczym przepychu piłkarzy. W zasadzie, kto go nie skosztował, nie powinien nazywać się graczem światowego formatu.
Ta ekstrawagancja rodzi pewnego rodzaju oburzenie u kibiców i siłą rzeczy daje jeden, ale za to bardzo mocny argument w walce ze strajkiem graczy wobec zbyt dużej liczby meczów – skoro zawodnicy zarabiają tak dużo, niech grają jak najwięcej. Cyrk musi działać całym rokiem, a małpy tańczyć jak im zagramy.
– W Glasgow połowa ludzi cię nienawidzi, a druga połowa myśli, że jesteś ich własnością – powiedział Tommy Burns, pomocnik Celticu, w 1987 roku o skomplikowanych relacjach między The Bhoys a Rangersami. Po blisko 40 latach można to odnieść jednak do wszystkich rejonów świata. Albo ktoś cię nienawidzi, albo jesteś jego własnością.
Nielubiany futbol
Obrzydza się tym samym futbol piłkarzom i trenerom. Ale najważniejsze, że kieszenie działaczy są napchane kapustą, bo taki jest tego efekt.
– Lubię futbol, ale nie jego zawodową wersję – skwitował niegdyś Gareth Southgate, były selekcjoner reprezentacji Anglii.
Nie lubią go również zawodnicy. Zapowiadany strajk to jedno, ale coraz więcej piłkarzy traktuje futbol nie jak pasję, a formę zarobku. Na taką perłę jak Lamine Yamal nie trafia się już tak często, a jeśli już to bardzo szybko traci ona blask. Gracze błyskawicznie znajdują sobie inne pasje. Absorbują ich one bardziej niż futbol, który przestaje być dla nich interesujący. A że problemem nie są pieniądze, zawodników ogranicza w zasadzie tylko wyobraźnia, stąd loty na steki do Dubaju.
W czasie, kiedy kibice oglądają dziesiątki meczów w tygodniu, są zawodnicy, którzy od miesięcy nie widzieli żadnego całego spotkania, a czasem nie wiedzą nawet, z kim mierzą się w najbliższej kolejce.
– Po treningu odcinam się od piłki. Jak ludzie, którzy wracają z biur i do następnego rana nie myślą o pracy. Nie oglądam wieczorami ośmiu meczów, zajmuję się innymi sprawami – powiedział w “Piłce Nożnej” Grzegorz Krychowiak podczas jego gry w Rosji.
Racjonalizowanie karier
Krychowiaka i wielu innych zawodników nie interesuje futbol. Są natomiast ciekawi świata. Stukrotny reprezentant Polski każdy dłuższy urlop poświęcał na podróże dookoła w różne zakątki globu, a na co dzień po zajęciach zgłębiał wiedzę na temat mody, budownictwa i medycyny. Jego najbliższy kolega Wojciech Szczęsny poświęca się natomiast architekturze i inwestycjom deweloperskim. Te pasje na pewno miały wpływ na to, że w wieku 34 lat zakończył karierę.
“34 lata i koniec kariery? Mógł jeszcze pograć” – powiedział niejeden kibic na wiadomość o przejściu przez Wojciecha Szczęsnego na sportową emeryturę. Prawda jest jednak taka, że nie mógł pograć, bo od dawna wyczekiwał dnia, kiedy z piłki zrezygnuje.
Ten dzień planował od dawna. Nawet Robert Lewandowski powiedział, że nie był zdziwiony jego odejściem na emeryturę, bo mówił o tym od wielu lat. W momencie, gdy podpisywał ostatni kontrakt z Juventusem, wiedział, że karierę zakończy w 2025 roku. W związku ze zmianą planów w klubie i wcześniejszym rozwiązaniem umowy, golkiper zdecydował się podjąć tę decyzję już teraz. Była ona jednak przemyślana, zaplanowana, a ostatnie lata gry, choć bardzo udane, to były jedynie sposobem do zapewnienia sobie płynnego przejścia od życia w pełnym reżimie treningowym do normalności.
Podobnie planowane kariery nie są niczym nowym. Toni Kroos rokrocznie powtarzał tę samą śpiewkę o tym, że na emeryturę odejdzie w wieku 34 lat. Na sam koniec zdecydował się jeszcze na powrót do reprezentacji Niemiec, z którą rozstał się po Euro 2020, ale zdania nie zmienił i pożegnał się z futbolem, będąc na szczycie. Od dawna był już jednak zaangażowany w inne dziedziny życia, m.in. prowadząc podcast.
Przedwczesne kończenie kariery
– Nie można po prostu dodawać meczu za meczem i zakładać, że wszystko będzie jak dawniej. Trzeba też myśleć o zawodnikach. Gdy mecze stają się trudniejsze, chcesz wystawić najlepszy skład. W pewnym momencie będziesz zbyt zmęczony, żeby grać kolejne spotkania. A wtedy pojawiają się kontuzje, to nieuniknione. Trenujemy na pełnych obrotach, jesteśmy w formie – ale musi być jakiś limit. Nie ma przerwy zimowej. Jeśli będziemy mieli szczęście, dostaniemy dwa tygodnie wolnego, a potem ruszamy z kolejnym sezonem. A latem czekają mistrzostwa świata, a później Klubowe Mistrzostwa Świata. No cóż, będę musiał zakończyć karierę w wieku 30 lat – powiedział kilka dni temu świetny matematyk, ale również wybitny piłkarz Manuel Akanji z Manchesteru City na łamach “BBC”.
Akanji, Kroos czy Szczęsny, ale także Hinteregger (29 lat), Zinedine Zidane (34), Thiago Alcantara (33), Philipp Lahm (33) potwierdzają tylko, że dopóki nie masz obsesji trenowania jak Lewandowski czy Ronaldo, żywot piłkarza trwa trzydzieści lat z małym okładem. Wtedy następuje pewnego rodzaju przewartościowanie życia u zawodników. Niewykluczone, że przy aktualnym kierunku rozwoju piłki i rosnących zarobkach, zawodowe kariery będą trwały jeszcze krócej, szczególnie że w pewnym wieku wszystko przychodzi z większym trudem.
Manuel Akanji wie, że zarobił już tyle, że nie musi zarzynać się 70 meczami w sezonie, by dalej godnie żyć. Może spokojnie odejść na emeryturę w wieku 30 lat.
– U sportowca po trzydziestce wiek zaczyna się liczyć jak u psa. Każdy rok to siedem lat – mawiał Gianluigi Buffon.
Matematycznie zawodnicy nadal będą grali tak samo długo. Spośród TOP 15 najmłodszych debiutantów w Bundeslidze w pierwszej dekadzie XXI wieku, a byli to głównie 17-latkowie obecnie znajdujący się między 31.-37. rokiem życia, siedmiu jest już na emeryturze, a kolejnych czterech znajduje się na peryferiach futbolu. Pozostała czwórka to natomiast Mario Götze, który był już blisko zawieszenia butów na kołku, nie grający od dziewięciu miesięcy w piłkę David Alaba, Kevin Vogt z Unionu Berlin i kontynuujący karierę w Arabii – Julian Draxler. Jeszcze gorzej wygląda to w Premier League, gdzie na wysokim poziomie utrzymał się tylko nieśmiertelny James Milner, Chris Wood z Nottingham Forest i Jack Robinson z Sheffield United. A tak dziesiątka już dawno jest na emeryturze, a dwójka nie ma klubu.
Zanikająca romantyczność
Piłkarze często nie debiutują bowiem jako 20-latkowie, a zawodnicy 3-4 lata młodsi. Do tego niemal od razu stają się milionerami, przez co nasycenie jest większe. Wszystko dlatego, że już teraz od małego programuje się kariery. Na bazie danych kondycyjnych, różnego rodzaju statystyk boiskowych przygotowuje się młodych zawodników do gry na konkretnych pozycjach, maksymalizując szanse na powodzenie kariery. Kluby wybiera się natomiast pod kątem indywidualnego podejścia do zawodnika, a nie na bazie przywiązania, tożsamości, dziecięcych marzeń. Coraz mniej jest romantycznych historii, graczy, którzy bez względu na wszystko występują w jednej drużynie. Ba, bywa że zawodnik kibicuje jednej ekipie, a występuje w składzie znienawidzonego rywala. Spokojnie możemy zaliczyć do tej grupy Kevina-Prince Boatenga.
– Jaką drużynę wspieram? Herthę Berlin, gdzie się urodziłem i, przepraszam Blaugrano, kibice Barcelony mnie pewnie znienawidzą, ale Real Madryt. Nie mogłem powiedzieć tego na konferencji prasowej. Powiedzieli mi: „Nigdy tego nie mów, w przeciwnym razie nie będziesz mógł grać”. Zapytałem dosłownie, o co wam chodzi. Dwa lata wcześniej, kiedy grałem w Las Palmas, udzieliłem wywiadu, w którym zapytali mnie, kto jest najlepszym piłkarzem na świecie i odpowiedziałem, że „na tym świecie Ronaldo, a w galaktyce Messi”. Później zapytali mnie o ulubioną drużynę i odpowiedziałem Real Madryt. Mieli mnie! Potem pierwsze pytanie po przyjściu do Barcelony: Twój ulubiony klub? Mówię Barcelona (śmiech). Najlepszy piłkarz świata? Messi (śmiech). To jedno z moich największych kłamstw, ponieważ zwykle mówię prawdę, ale tym razem musiałem skłamać, ponieważ chciałem założyć choć raz koszulkę na Camp Nou. Każdy by skłamał! – powiedział na kanapie u Rio Ferdinanda Niemiec ghańskiego pochodzenia.
Słowa piłkarzy są coraz mniej warte w futbolu.
Przereklamowane piłkarstwo
Gdy do ciemnych stron sławy, zbyt dużej liczby meczów, niknącej romantyczności kosztem racjonalności, dodamy okucie futbolu kajdanami żelaznej taktyki, której celem nie jest zdobycie bramki, a przesuwanie i przeszkadzanie rywalom, oraz coraz bardziej niezrozumiałe i niejednoznaczne przepisy, których nie wyjaśnia system VAR, piłkarze mogą dojść do smutnej konkluzji, że tak w zasadzie nie kochają piłki. Dotyczy to oczywiście także tych zawodników, którzy są poza ścisłym topem.
Toni Kroos był już zmęczony futbolem, ale swoje odejście zaplanował niemal idealnie. Do perfekcji zabrakło triumfu z reprezentacją Niemiec na rodzimym Euro.
– Generalnie to życie jest przyjemne, ale jest trochę też przereklamowane, bo pewnie wielu ludzi widzi to przez pryzmat wielkich piłkarzy. Myślą, że to jest gruba kasa. Życie piłkarza nie jest do końca takie. Bo weźmy na przykład zawodnika, który całe życie gra między pierwszą a drugą ligą. Jest piłkarzem zawodowym, ale nie idzie na studia, bo po maturze kupuje go drugoligowa np. Kotwica Kołobrzeg. Nie dostaje dużego kontraktu, bo jest młody. Później traci miejsce w składzie. Niby jesteś piłkarzem, rówieśnicy ci zazdroszczą, bo są na studiach i muszą dorywczo pracować, a ty masz te parę tysięcy. Ale życie idzie dalej. Twoi kumple, którzy skończyli studia, zaczynają pracę. Później zaliczają awans. W wieku 35 lat w korporacjach mają już jakieś stanowisko, a ty nie specjalnie miałeś co odłożyć. Może udało ci się kupić przez całą karierę jedno mieszkanie. Kończysz karierę i co dalej? Jak tak patrzę na karierę piłkarską, to uważam, że takie granie jako dżemik ligowy, to granie na granicy opłacalności – powiedział w rozmowie z Damianem Czyżakiem z kanału Futbolownia Adam Marciniak.
I choć za te słowa spadła na byłego piłkarza Arki czy ŁKS krytyka, to czy była ona w pełni uzasadniona?
Czyżbyśmy zaczynali erę niemiłości do futbolu, w której nie cieszy nas już ani jego oglądanie, ani rozmawianie o nim, a pozostanie jedynie życie w mentalnym więzieniu przywiązania do przeszłości?
Chciałoby się odpowiedzieć, że nie, ale niekoniecznie będzie to zgodne z prawdą, patrząc jak wielu świadomych, inteligentnych piłkarzy odchodzi w kwiecie wieku na emerytury. Oni już to wiedzą. My się o tym przekonujemy.
WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:
- „Obiekt nie istnieje”. Krajobraz zniszczeń popowodziowych w sporcie [REPORTAŻ]
- Absurdy pomysłu Nitrasa. Pomylone kluby, patologiczne zasady podziału
- Polska piłka to czeski film, czeska to sukces w Europie. Jak to robią sąsiedzi? [REPORTAŻ]
Fot. Newspix