Na stadionie przy Kałuży powiewa zaczepny transparent: „Co za czasy, kolejny sezon derby Puszcza – Pasy”. To oczywiście szpilka wymierzona w grającą trzeci sezon w I lidze Wisłę. Cracovia może prężyć muskuły. Znowu potwierdza klasę, umacnia się na pozycji wicelidera, wreszcie jest powtarzalna. Kiedyś grała w trybie: raz wygra, raz przegra. Teraz to tryb: raz wygra, raz wygra.
W tej kolejce wyjątkowo obrodziło w mecze, które moglibyśmy teoretycznie nazywać derbami, ale robilibyśmy to ze świadomością, że sztucznie podkręcamy emocje. Radomiak grał z Koroną (kiedyś Radom i Kielce mocno ze sobą rywalizowały i leżały w obrębie jednego województwa), wieczorem Górnik podejmie GKS (Lukas Podolski wprost powiedział na konferencji prasowej, że choć miasta leżą blisko siebie, to nie są to derby), no i Puszcza podjęła u siebie Cracovię (u siebie, czyli na stadionie Cracovii).
Warchoły kontra Scyzory. Skąd się wzięła “Święta Wojna” Radomia z Kielcami?
Każde z takich starć oczywiście ubarwia nasz ligowy krajobraz, ale nie przesadzajmy z używaniem dużych słów. Największą wagę zdają się mieć dziś nazywane „Świętą Wojną” starcia Warchołów i Scyzorów, gdzie faktycznie było czuć wczoraj dużą napinkę. W Krakowie było bardzo letnio, ale przecież nie mogło być inaczej, to oczywiste, że Puszcza nie kojarzy nam się z żadną chuliganką. Nie funkcjonował klasyczny sektor gości, widzowie w pasiastych koszulkach zasiedli tam gdzie zawsze (tym razem legalnie!), wokół stadionu nie było widać przesadnie dużo służb, kibice jednych i drugich spacerowali obok siebie wokół obiektu przy Kałuży, nikt nikogo nie zaczepiał.
Tak to powinno wyglądać.
Cracovia szybko straciła bramkę. Mierzony strzał posłał Kosidis, a przypadkową asystę zaliczył Stępień – piłka odbiła się od niego jak od sęka i akurat spadła pod nogi Greka. Niepołomiczanie szybko dali się jednak przełamać. Wystarczyło, że Hasić wrzucił z rożnego na główkę Ghity, dla którego to trzecia bramka w tym sezonie. O ile Puszcza przy stałych fragmentach gry dba o kontrolowany chaos (zgrania, odbicia i tak dalej), to Cracovia wykorzystuje swoją defensywną wieżę w bardziej bezpośredni sposób. Znowu podobał nam się Hasić, który pięknie balansuje ciałem, potrafi w drybling, choć kontrę dwa na dwa wyprowadził jak rasowy amator. Swoje zrobiły filary zespołu – Kakabadze trafił do siatki, Kallman ma asystę i zapracował na czerwo rywala, obrona nie przeciekała.
Po drugiej stronie reżyserował grę Lee, który ma na koncie asystę drugiego stopnia i kilka ładnych zagrań. To podobny piłkarz do Hasicia, ale z mniejszym polem do popisu, bo Puszcza gra zupełnie inną piłkę. Dawid Abramowicz zbiegł dziś z lewego skrzydła do wykonania autu nawet… pod własne pole karne. Minusa stawiamy przy nazwisku Craciuna, który zabił nam emocje w końcówce. Mołdawianin zaliczył drugą żółtą kartkę (ograł go Kallman i ratował sytuację), przez co końcówka spotkania stała się tylko formalnością – a szkoda, bo Puszcza zaczynała bardziej ryzykować i – kto wie, kto wie – może dogoniłaby wynik.
Pewnie pamiętacie, jak w Lidze Minus śmialiśmy się z „Pasów”, że to typowy zespół grający w stylu „raz wygra, raz przegra”. Te czasy są już nieaktualne. Na ostatnie sześć meczów Cracovia wygrała pięć. Wygląda na to, że w Krakowie wreszcie rodzi się coś poważnego.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Warchoły kontra Scyzory. Skąd się wzięła “Święta Wojna” Radomia z Kielcami?
- Imad Rondić: Motywacja? Jest przereklamowana, wolę dyscyplinę
- Białostocka orkiestra fałszuje coraz głośniej
Fot. newspix.pl