Puszcza Niepołomice chce rozwijać swój sposób gry, więc ściąga obcokrajowców z większą jakością i drygiem do ofensywnej piłki. Ci jednak nie są tak zdyscyplinowani jak Polacy, dla których gra w klubie spod Krakowa to jedyna lub ostatnia okazja do pokazania się w Ekstraklasie. Michalis Kosidis, napastnik, ma dziś kilka ciekawych akcji na koncie. Zaliczył asystę, wkręcił Czerwińskiego w glebę w szesnastce, ale także w absurdalny sposób zagrał piłkę ręką w swoim polu karnym. Niby potrafi w futbol, ale niekoniecznie ma niepołomickie DNA.
Nie chcemy być w skórze Greka, który może spodziewać się po meczu mocnej suszarki od Tomasza Tułacza. Bo w Puszczy takie zagrania zwyczajnie nie przechodzą. To drużyna oparta na solidnych piłkarzach, którzy muszą zostawić serducho na boisku i podporządkować się do nieprzyjemnego systemu gry. A Kosidis? Odwalił totalną głupotę. Stał w narożniku własnego pola karnego, chciał przyjąć spadającą piłkę, wyciągnął więc rękę i zamortyzował nią futbolówkę, znacząco i intencjonalnie ułatwiając sobie pracę.
Pytanie tylko – po co? Na co on liczył? Oczywiście, ten ruch ręką był subtelny, gdyby piłkarz znalazł się poza szesnastką, to może i nawet niemożliwy do wykrycia przez sędziego, bo przecież ten stał za plecami Greka i pierwotnie przewinienia nie dostrzegł, musiał interweniować VAR. Problem w tym, że napastnik stał w polu karnym i wcale nie był pod dużą presją. Jeśli nie czuł się pewnie, mógł po prostu wybić piłkę gdzie pieprz rośnie – w stronę bramki Piasta czy poza boisko. Zamiast tego podniósł Tułaczowi ciśnienie tak, jak pewnie żaden zawodnik w tym sezonie.
Kosidis wyciągnął w ten sposób rękę nie tylko w celu przyjęcia piłki, ale i podał tym samym pomocną dłoń Piastowi. Puszcza była przecież świeżo po strzeleniu otwierającego gola, przy którym Grek asystował, fajnie biorąc na plecy Czerwińskiego i wycofując futbolówkę do strzelca – Piotra Mrozińskiego. O skali tego wyczynu najwięcej mówi fakt, że statystycy Canal+ oszacowali xG niepołomiczan na poziomie 0,09. I to bilans nie tylko za tę akcję, a cały mecz!
Oglądało się to spotkanie jak typowy, polski paździerz. Mieliśmy niezwykle dużo celebrowania stałych fragmentów (i jedna, i druga drużyna lubuje się w dalekim wyrzucie autów na środkowych obrońców), dużo fizycznej walki, niewiele bramkowych okazji. Tempo próbował narzucać Piast, który kilka razy poklepał w środku pola, lecz później miał kłopot z przekucia tych akcji na konkrety. Fatalne zawody rozegrał Rosołek – jak miał się zabrać po jednej z szybkich klepek, to odskoczyła mu piłka. Jak miał wybiec na prostopadłą piłkę, to stał jak kołek. Jak miał podać, to podał za boisko.
Duży minus należy się także Damianowi Kądziorowi. Jemu akurat za konkretną akcję. Piast w doliczonym czasie gry (przy 1:1!) wyszedł z kontrą w trzech zawodników na jednego obrońcę. Skrzydłowy Piasta miał piłkę na lewej nodze. Mógł strzelać, mógł szukać jednego albo drugiego kolegi, a trafił w… tego jednego jedynego obrońcę Puszczy. Absurdalne rozwiązanie kontrataku, zwłaszcza w takim momencie. Piast powinien wtedy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Jedynego gola dla gliwiczan strzelił Chrapek, który podszedł do rzutu karnego po dwóch nieudanych próbach Patryka Dziczka. Komar rzucił się w odpowiednim kierunku, ale piłka przeszła mu pod brzuchem. Piłkarz Piasta nie uderzył dobrze – przewidywalnie i blisko środka. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że gdyby lepiej uderzył, bliżej słupka, to bramkarz Puszczy zapewne odbiłby jego strzał. Rzucił się za dobrze, trochę jak Paweł Fajdek na Igrzyskach, który twierdził, że był za dobrze przygotowany.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- W Cracovii nie zawodzą piłkarze. Zawodzi prezes Dróżdż
- Lech pokazuje: jestem. I gra o mistrzostwo Polski
- Cracovio, nie o to chodziło w akcji stadiony bez barier
Fot. newspix.pl