Jagiellonia chciała wierzyć, że przerwa reprezentacyjna pozwoli jej się zresetować i wrócić na dobre tory po fatalnym sierpniu, kiedy przyjmowała bramki nie workami, tylko tirami. Niestety: jak komputer nie domaga, to zwykły reset może nie wystarczyć, bo pudło dalej gubi się przy odpalaniu Painta. No i w meczu z Lechem podstawowe funkcje drużyny piłkarskiej dalej nie działały, zatem wynik mógł być tylko jeden. Okazały wpierdziel.
Po pierwsze – sympatycznie jest mieć obrońców od obronienia, a nie tylko od rozgrywania, czyli takich jak Dieguez. Jeśli ma piłkę przy nodze – fajnie, fajnie, zagra ładne podanie. Jeśli jednak rywal jest w posiadaniu… Ojej.
Dziś wyprzedził go Ishak, a Hiszpan ratował się jakimś pokracznym wypadem nóg w powietrzu, które Stefański wycenił na czerwoną kartkę. No, może nie sam wypad, ale to, że napastnik po minięciu obrońcy byłby sam na sam. Na początku faktycznie wyglądało to na pierdołę, zbyt nikłą – jak to pierdoła – żeby pokazać czerwony kartonik, ale na powtórkach było widać, że Ishak jest pierwszy, że tylko Dieguez stoi ma na przeszkodzie w rajdzie po gola.
Zatem: wykluczenie, choć niecodzienne, jednak słuszne.
Natomiast – po drugie – nie jest tylko tak, że Dieguez nie broni. Co robili jego koledzy choćby przy golu Sousy? Wycofali się, machali do Portugalczyka, krzyczeli: dawaj, ładuj, zmieścisz się, śmiało – w to uwierzymy. W bronienie – absolutnie nie. Większy pressing istnieje na orlikach.
Jeśli jednak obrona nie dowozi, to przydałoby się – po trzecie – mieć bramkarza. Jagiellonia dziś takiego nie miała, natomiast czy to jest jakaś sensacja, że 28- latek z czwartej ligi angielskiej nie fruwa między słupkami? Niezbyt. Korona Kielce za taki ruch byłaby wyśmiewana, a tutaj mowa o mistrzu Polski.
Stryjkowi przy pierwszym gole Sousa przełamał ręce, z kolei uderzenie z wolnego Hoticia też było do wyjęcia, tyle że bramkarz musi się rzucić, a nie drobić kroki na linii bramkowej, w złą stronę zresztą.
Po czwarte: skoro się traci, trzeba strzelać, ale Jagiellonia nie miała z czego. Nie skusiła się nawet na jedno celne uderzenie. Co tu więcej gadać, to się samo komentuje – owszem, granie w dziesiątkę komplikuje sprawę, ale przecież przed wykluczeniem tych prób też nie było.
Tyle o przegranych, którzy istnieli na Bułgarskiej tylko teoretycznie, czas pogadać o zwycięzcach, na których patrzy się więcej niż przyjemnie. Jest różnica – względem poprzedniej rundy – między posiadaniem trenera, a jego brakiem.
Co zrobił Frederiksen: odkurzył Hoticia po kontuzji. Dzisiaj ten facet wygląda fantastycznie, wchodzi w pojedynki, robi przewagi, daje konkrety. Skrzydłowy z Ekstraklasy kojarzy się z gościem, który robi zamach do boku i wrzuca do nikogo, lecz reprezentant Bośni – odbudowany fizycznie – taki nie jest. Odwaga, inteligencja, jakość.
Ponadto trafił do Sousy na tyle, że ten być może wreszcie pokaże pełnię swojego potencjału. Do tej pory miał przebłyski, lepsze momenty, ale czekamy na dobry sezon od deski do deski. Teraz tak może się stać. Portugalczyk jest liderem środka pola, bierze na siebie ciężar kolejnych spotkań, dorzuca bramki. Oby tak dalej.
Jeśli mowa o indywidualnościach, trzeba wspomnieć o odwadze przy postawieniu na Gurgula (przede wszystkim) i Kozubala, odrestaurowaniu Pereiry, Gholizadeha (znów z udziałem przy golu), ale… nie ma co się ograniczać do nazwisk. Bo Lech jest lepszy jako całość. Gra do przodu, gra szybko i jest szybki, jeszcze pół roku temu ruszał się jak muchy w smole, a teraz narzuca swoje wysokie tempo kolejnym rywalom.
Nie był zadowolony szkoleniowiec, gdy Lech rozbił do przerwy Lechię, a potem nie poszedł po wyższy wynik. Dziś – inna historia. Dwa gole do przerwy, po niej szukanie kolejnych szans, gdyby było 8:0, Jagiellonia nie miałaby prawa protestować, może dziękować, że skończyło się na piątce.
W tyłach – znów na zero. Piąty raz z rzędu. No ludzie, tu nie ma przypadku, tu jest praca.
Ta liga to naprawdę nie są gwiezdne wojny. Sprowadzasz fachowca, dajesz mu solidny, ale przecież nie jakiś wybitny skład i możesz oczekiwać wyników.
Późno, bo późno, natomiast władze Lecha doceniły rolę trenera w futbolu.
Zmiany:
Legenda
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Sylwestrzak wyrwał się przed szereg. Sędziowski absurd Gdańsku
- „Piłka nożna dla kibiców”, czyli nie mogli, a weszli. Przedziwne sceny przy Kałuży
Fot. Newspix