– Ostatecznie zostałem w Legii, mam tutaj jeszcze coś do zrobienia – mówił niecały tydzień temu słoweńskim mediom Blaz Kramer. Najwyraźniej uwinął się bardzo szybko, bo już go w Legii nie będzie – trafił do Konyasporu.
Saga transferowa z napastnikiem trwała dość długo, gdyż na początku lata mówiło się właśnie o Konyasporze, ale temat wtedy jeszcze upadł. Potem pojawił się Slovan, lecz piłkarz ostatecznie też nie dopiął tej przeprowadzki. Historia jednak zatoczyła koło i Słoweniec przenosi się tam, gdzie miał iść w pierwszej kolejności, czyli do tureckiej drużyny.
Choć zapowiadał, że nigdzie się nie rusza.
Twierdził: „Oczywiście, że zostaję”. „Chcę zdobyć tytuł mistrza Polski, tego mi jeszcze brakuje”. „Miałem udany sierpień i chcę w przyszłości dać klubowi jeszcze więcej”. Na Instagramie też wyrażał się bardzo ciepło na temat Legii.
No, ale była to tak zwana prawda etapu, bowiem gdy pojawił się inny zespół i zaproponował podwyżkę, ma zarabiać 650 tysięcy netto euro rocznie, Kramer o swoich słowach zapomniał, zmieniając pracodawcę.
Natomiast bądźmy szczerzy – oburzać to może tylko wyjątkowo naiwnych. Jeśli ktoś nie urodził się wczoraj, wie, że piłkarze często dużo plotą, a na końcu, nie wszyscy, ale znaczna większość, idzie tam, gdzie zobaczy więcej forsy. No bo to po prostu jest ich praca. Owszem, fajnie pokopać w miłej atmosferze, na dużym, ładnym stadionie, przy fanatycznych kibicach, ale jeśli na pustyni zapłacą więcej, to Kramery pójdą grać na pustynię.
Ktoś powie – ale to mógł nic nie mówić, nie mydlić oczu. A dajcie spokój. Myślał, że zostanie, to dbał o miękkie lądowanie. Nie zostaje, to ma w dupie co powiedzą o nim kilometry dalej, zresztą kibice Legii też o nim szybko zapomną, bo kto to był Kramer w jej historii.
Nikt znaczący.
Choć oczywiście w ostatnich tygodniach Słoweniec imponował formą. 11 spotkań, pięć bramek, cztery asysty. No, ale spłacać zaczął się właśnie na samym finiszu, bo gdyby ktoś w maju powiedział, że Słoweniec odchodzi, to wszyscy byśmy wzruszyli ramionami.
Ale skoro się pokazał, to trudno nie zwrócić uwagę na to, kto został w Legii. Czyli łagodnie mówiąc chimeryczny Gual (ma pięć bramek, ale trzy z Walijczykami, tym załadowałby nawet Miś Yogi). Ciekawy Alfarela, choć na razie zbyt rzadko wychodzący poza ramy „ciekawości” – ile on miał dobrych meczów, ze dwa. Pekhart w coraz bardziej podeszłym wieku, no i całkowita zagadka, Nsame, który jakość pewnie posiada, ale piłka to niewdzięczny sport – trzeba biegać, z tym chyba jest gorzej, co widzi Feio, trzymając go w pozycji siedzącej.
Zatem Kramer dość niespodziewanie wyrósł na strzelbę numer jeden w Legii, a teraz tę strzelbę Legia oddała. Przewrotna jest piłka – chwilę temu wiozłoby się go na lotnisko w kokardce, natomiast dziś można się zastanawiać, czy Wojskowym ta sprzedaż nie odbije się czkawką.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Jędrych: Walka w klatce po karierze? To moje marzenie
- Zła krew Grealisha i Rice’a. Irlandia ma z Anglią trudną relację
- Agonia złotego pokolenia Belgów
Fot. FotoPyk