Reklama

„Tutaj wszyscy wolą wygrać 4:3, niż 1:0”. Daniel Bielica o grze w NAC Breda

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

13 września 2024, 09:38 • 10 min czytania 4 komentarze

Daniel Bielica latem szybko wyjaśnił swoją przyszłość i w połowie czerwca zamienił Górnik Zabrze (wygasała mu umowa) na beniaminka holenderskiej ekstraklasy NAC Breda. 25-letni bramkarz świętował już zwycięstwo nad Ajaxem, ale w czterech kolejkach wpuścił aż 11 goli. On sam jednak nie jest tym specjalnie zaskoczony, bo wiedział, że nie przychodzi do ligowego potentata.

„Tutaj wszyscy wolą wygrać 4:3, niż 1:0”. Daniel Bielica o grze w NAC Breda

Jak się debiutuje, gdy od 6. minuty drużyna gra w dziesiątkę, a rywale mają rzut karny? Jaka stereotypowa opinia o Eredivisie się potwierdza? Dlaczego wybrał właśnie Bredę? Co go pozytywnie zaskoczyło? Czy pozostanie w Górniku było realne? Czy poczuł na własnej skórze, jak mieszkańcy Bredy cenią polskie dokonania z czasów II wojny światowej? Zapraszamy. 

Jedno na pewno można stwierdzić po twoich początkach w Holandii: nie nudzisz się.

To prawda, ale tego spodziewałem się już w momencie transferu. Wiedziałem, na co się piszę i miałem świadomość, że czeka mnie duże wyzwanie. Wystarczyło prześledzić historię awansu NAC – ósme miejsce i przebijanie się w barażach – żeby zdać sobie sprawę, że raczej nie chodzi o zespół, który powalczy o puchary. Naszym jasno określonym celem jest utrzymanie, a w takiej drużynie zawsze jest sporo roboty i trochę strzałów trzeba odbić.

No, ale nie powiesz mi, że wybrałeś Bredę, bo będziesz miał mnóstwo interwencji i to cię może wypromować.

Reklama

Czemu nie? Był to jeden z argumentów. Wiadomo, że grając w Ekstraklasie dla Górnika nie dostanę oferty z PSV czy Ajaxu, ale traktuję Eredivisie bardzo poważnie. Zrobiłem risercz, rozmawiałem z Pawłem Bochniewiczem i innymi osobami. Wszyscy mówili, że ta liga jest na naprawdę fajnym poziomie. Od samego początku traktuję to jako wyzwanie sportowe.

Przynajmniej nikt w klubie nie mydlił ci oczu i nie przedstawiał fałszywych perspektyw. 

Tak, od pierwszego dnia, gdy trener został nam zaprezentowany, komunikat był jasny: celem jest pozostanie w Eredivisie. Wszystko ponad to, będzie już zapisane wyłącznie na plus.

Mimo takiego przygotowania musiałeś poczuć w debiucie, że zaczynasz z grubej rury. W meczu z Groningen od 6. minuty graliście w dziesiątkę, a rywale otrzymali rzut karny.

Trudno sobie wyobrazić gorsze okoliczności na zaczęcie w nowym zespole. Czerwona kartka, karny, przegrywamy. Cały okres przygotowawczy i plan na pierwszy mecz można sobie… wyrzucić przez okno. Dostaliśmy kolejne dwa gole i schodzimy na przerwę przy 0:3. Co wtedy można powiedzieć w szatni? Ale w następnej kolejce od razu się zrehabilitowaliśmy i to ze zdwojoną siłą.

Wasze zwycięstwo nad Ajaxem miało być argumentem przed dwumeczem z Jagiellonią, że to wcale nie jest tak mocna drużyna jak kiedyś.

Reklama

Wiem, że w Polsce padały takie komentarze i mnie też ludzie pytali, czy Jaga może powalczyć z Ajaxem. Odpowiadałem, że jak najbardziej. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała moje słowa. Na boisku okazało się, że Jagiellonia w dwumeczu jest bez szans, trudno to inaczej określić.

Co chyba podnosi trochę wartość waszej wygranej, przynajmniej w oczach polskich komentatorów.

Myślę, że tak. W Polsce czasami lubimy lekką ręką komuś odejmować, a innemu dodawać. Mimo to sądzę, że te mecze nie oddawały prawdziwej różnicy poziomów. Okej, Ajax jest ewidentnie lepszy od Jagiellonii, żadnych wątpliwości, ale nie aż tak, żeby ją do tego stopnia zmasakrować. Nie wiem, co tam nie zagrało, to już nie moja rola, żeby oceniać.

Po tej wygranej mieliście na widelcu trzy punkty z Utrechtem i nie zdobyliście żadnego. Jak wytłumaczyć tę porażkę, skoro jeszcze w 90. minucie prowadziliście?

Racjonalnie nie da się tego wyjaśnić – ani na gorąco, ani na spokojnie. Przez większość czasu graliśmy naprawdę dobrze i zasłużenie prowadziliśmy. Utrecht po przerwie zepchnął nas do trochę głębszej defensywy, ale to było raczej kontrolowane z naszej strony, nie dopuszczaliśmy do czystych sytuacji. I nagle dostajemy gola z przebitki po wyrzucie z autu… Potem nastąpiło jakieś zaćmienie. Zamiast szanować ten punkt, pozwoliliśmy sobie na drugiego gonga.

W 94. minucie dostaliście czerwoną kartkę i nawet wtedy nie było grania na utrzymanie wyniku?

U siebie zawsze do samego końca będziemy szukali zwycięstwa, trybuny niesamowicie niosą. Z Ajaxem też długo remisowaliśmy i moglibyśmy się tym zadowolić, ale poszliśmy po wszystko i w doliczonym czasie strzeliliśmy na 2:1.

A co się wydarzyło w drugiej połowie w Heerenveen? Straciliście cztery gole, nie było czego zbierać.

Też trudno to wyjaśnić. Do przerwy wydawało się, że wszystko mamy poukładane i z przodu, i z tyłu. Stworzyliśmy kilka naprawdę dogodnych okazji. Na drugą połowę wyszedł inny zespół Bredy. Nagle rywal zaczął nas tłamsić, niemal od razu miał strzał w poprzeczkę w sytuacji sam na sam. Kolejna akcja to już była bramka, a zaraz potem straciliśmy niewytłumaczalnego gola po rzucie z autu. Nie poznawałem chłopaków. Nie wiem, może po niezłej pierwszej połówce poczuliśmy się zbyt pewnie… Zostaliśmy boleśnie zweryfikowani.

Po którymś z występów miałeś do siebie większe pretensje? Na moje oko najprędzej można byłoby się doczepić do bramek straconych z Utrechtem.

Na pewno gol na 1:1 był mocno niefortunny. Starałem się skrócić kąt, napastnik nieczysto trafił w piłkę, ale właśnie przez to przeszła mi ona między nogami. Od razu czułem, że strasznie szkoda tej sytuacji, choć trudno mi powiedzieć, czy mogłem zrobić coś lepiej. Starałem się jak najszybciej wyjść do napastnika, zająć jak największą powierzchnię bramki. Niestety, to nie wystarczyło.

Przy drugiej bramce wyglądało, że spóźniłem się przy próbie przecięcia dogrania ze skrzydła, ale miałem bardzo mało czasu na reakcję. Podczas analizy doszliśmy do wniosku, że ciężko byłoby tu zrobić coś więcej, bo piłka znajdowała się poza moim zasięgiem, a na początku przede wszystkim musiałem pilnować bliższego słupka, żeby nie dać się tam zaskoczyć. Rozkładając akcję na szczegóły, trudno było tego gola uniknąć.

Domyślam się, że potwierdzisz stereotypową opinię o lidze holenderskiej jako bardzo ofensywnej, w której w zasadzie żaden zespół nie myśli w pierwszej kolejności o defensywie. 

Zdecydowanie. Tu od początku wszyscy mi powtarzali, że sto razy bardziej wolą wygrać 4:3 niż 1:0. System holenderski jest tak skonstruowany, że kładzie nacisk na atakowanie, akcje 1 na 1 i grę kombinacyjną. Przywiązuje się do tego dużą wagę. Kibice mają podobne podejście, każdy woli mecze, w których dużo się dzieje i pada wiele goli.

Wiadomo, że jako bramkarz wolałbym grać wszystko na zero z tyłu i mieć dwa strzały na mecz, a tutaj średnio mam do obrony 7-8 strzałów. Jest to przeskok, ale jak mówiłem, wiedziałem, na co się decyduję. Sam siebie chciałem sprawdzić w takim otoczeniu. Można tu zrobić bardzo dużo dobrego i wiele wyciągnąć z każdego spotkania. Zawsze jest co analizować. W Polsce mecze bywały trochę nudniejsze, tutaj nie ma zmiłuj się.

Do gorącej atmosfery po występach w Zabrzu jesteś przyzwyczajony, ale chyba i tak zostałeś miło zaskoczony po transferze do Bredy. Czy gracie na wyjeździe, czy u siebie, na trybunach stawia się po 19-20 tys. ludzi.

Jestem miło zaskoczony, ale głównie jeśli chodzi o mecze domowe. Na Heerenveen też było wielu kibiców, tyle że reagowali raczej spokojnie, poza niewielką grupką, która więcej dopingowała. Podobnie było na Groningen. U nas za to cały stadion bardzo mocno żyje meczem, trybuny dodają nam energii. Aż tak dobrej atmosfery się nie spodziewałem. Generalnie jednak uważam, że kibicowsko, pod względem dopingu w Polsce jest trochę lepiej.

W Bredzie powstała mała polska kolonia, bo w ataku macie Kacpra Kostorza, a asystentem trenera został Tomasz Kaczmarek. Obecność Kaczmarka miała jakieś znaczenie dla twojego wyboru? Jego przyjście ogłoszono tydzień przed twoim.

Już nawet nie pamiętam dokładnie, jak się to odbywało. Chyba w podobnym czasie decydowaliśmy się na Bredę. Decyzję podjąłem wcześniej i o tym, że najpewniej dopniemy kontrakt wiedziałem z pewnym wyprzedzeniem, później była to już tylko kwestia oficjalnego ogłoszenia. Gdy powiedziałem „tak”, docierały do mnie pogłoski, że trener Tomek też prawdopodobnie do nas dołączy. Zbytnio nie wpływało to na mój wybór, ale zawsze miło jest mieć Polaków obok siebie.

Czyli gdy przyjąłeś ofertę Bredy, jeszcze nie miałeś pojęcia, że będzie w klubie tyle polskich akcentów?

Dokładnie. Kacper to już w ogóle temat późniejszy, nawet nie wiedziałem, że się nim interesują. A w przypadku trenera Kaczmarka słyszałem jedynie, że prowadzi jakieś rozmowy, ale jeszcze nic nie było określone.

Wszystkie szczegóły taktyczne przekazuje wam Tomasz Kaczmarek?

Niekoniecznie, z pierwszym trenerem również rozmawiamy. Po polsku zawsze będzie się mówiło najswobodniej, ale jeśli chodzi o samą taktykę, nie ma większego znaczenia, kto przekazuje komunikat.

W Bredzie polskie akcenty są istotne od dawna ze względu na dokonania 1. Polskiej Dywizji Pancernej dowodzonej przez generała Stanisława Maczka, która wyzwoliła miasto w 1944 roku. Dano ci już to odczuć?

Tak. Nawet na strojach mamy upamiętnienie tego wydarzenia i nazwiska polskich żołnierzy, którzy wtedy polegli. W pierwszym dniu po podpisaniu kontraktu zabrano mnie na cmentarz naszych żołnierzy. Wszyscy ludzie z klubu mówili „o, Polak, fajnie, znasz tę historię?”. Nie do końca byłem wtajemniczony w temat, ale nadrobiłem zaległości. W Bredzie do dziś są wdzięczni Polakom za to, co zrobili dla miasta.

Po tych kilku miesiącach widzisz jakieś wyraźniejsze różnice w treningach bramkarskich i podejściu do gry w bramce między Polską a Holandią?

No właśnie nie. Ktoś mnie wcześniej pytał o kwestie fizyczności czy jakości w treningu i szczerze mówiąc, niczym nie jestem zaskoczony. Ok, ćwiczenia i poglądy na pewne rzeczy są nieco inne, ale nie są to sprawy, które sprawiają mi trudność czy wymagają większego przestawienia. Nie jestem przytłoczony obciążeniami czy czymkolwiek tego typu.

Najczęściej początki za granicą pod tym względem są trudne dla naszych ligowców.

Tak, ale przeważnie dotyczy to zawodników z pola. Nasza pozycja jest bardziej specyficzna, różnice są mniejsze.

Patrząc realnie, zakładałeś możliwość pozostania w Górniku czy od początku czułeś, że trzeba spróbować czegoś nowego?

Prowadziliśmy rozmowy. To jest mój klub, stąd się wywodzę, kibicuję Górnikowi i brałem pod uwagę przedłużenie kontraktu. Z drugiej strony, w głowie pojawiały się myśli, że jeśli chcę sprawdzić się za granicą, jest to właśnie ten moment. I na taki krok się zdecydowałem. Czas pokaże, czy dobrze wybrałem, ale zawsze lepiej dać sobie szansę, niż potem żałować, że czegoś się nie zrobiło.

W tych negocjacjach doszliście do konkretnych warunków, czy uciąłeś temat wcześniej?

Pierwsze rozmowy odbyły się kilka miesięcy przed końcem sezonu. Wiemy jednak, jakie zamieszanie panowało w klubie. Zmiany w zarządzie, dyrektor sportowy odchodził i przychodził… Sporo zawirowań. W takich okolicznościach trudniej prowadzić negocjacje, ale doszliśmy do etapu konkretnych propozycji. Mogłem to sobie na spokojnie przemyśleć.

Co do konkretów, miałeś poważne alternatywy dla Bredy? Podobno Dania i Portugalia też wchodziły w grę. 

Chyba było tego jeszcze więcej. Pojawiały się propozycje ze Słowacji czy Szkocji, ale Breda chciała jak najszybciej to załatwić. Holendrzy postawili sprawę jasno, musiałem się określić, żeby wiedzieli, na czym stoją. Uwierzyłem w ten projekt i nie chciałem czekać dalej. Inne kluby Ekstraklasy też mnie chciały.

Traktowałeś je jako opcję rezerwową?

Priorytetem był wyjazd zagraniczny. A gdybym miał zostać w Polsce, prawdopodobnie dalej grałbym w Górniku. Zmiany klubu w obrębie Ekstraklasy zbytnio nie brałem pod uwagę.

Bredę wybrałeś również dlatego, że przyszedłbyś jako numer jeden?

Tak, ten argument też mocno do mnie przemówił. W ostatnich sezonach w Ekstraklasie grałem regularnie i trudno byłoby mi przetrawić to, że pójdę gdzieś, gdzie najprędzej siedziałbym na ławce. Wiadomo, że miejsca w składzie nikt ci nie zapisze w kontrakcie, ale pewne komunikaty są jasne. Wolę grać w niżej notowanym klubie niż być rezerwowym w większej marce. Po to przez cały tydzień zasuwam na treningach, żeby w weekend wyjść na boisko przed kompletem publiczności. Tutaj mam taką możliwość.

Jesteś zabezpieczony kontraktowo na wypadek szybkiego pożegnania z Eredivisie?

Nie dopuszczam do siebie opcji spadku. Mam dwuletnią umowę z opcją przedłużenia, są w niej zawarte pewne klauzule na różne okoliczności, ale wierzę, że nie trzeba będzie ich aktywować.

Jeśli wszystko pójdzie dobrze, przed tobą dopiero pierwszy etap zagranicznej kariery.

Mam taką nadzieję. Najważniejsze, żeby było zdrowie, a resztę sobie wywalczę. Na razie czekam na premierowe czyste konto, pragnienie tego jest coraz większe. Jestem przekonany, że uda się już w najbliższej kolejce z Fortuną Sittard.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

4 komentarze

Loading...