Adam Buksa w wywiadzie na WeszłoTV stwierdził, że ambicja nie pozwala mu skreślić szans Polski na medal dużego turnieju i po prostu wierzy w taki sukces. I cóż – brawo, bo takiego podejścia powinniśmy wymagać od naszych reprezentantów.
Buksa oczywiście wie, że na dzisiaj taki scenariusz nie jest realistyczny, że – mówi to – być może Szczęsny i Lewandowski mają rację, podchodząc do sprawy skrajnie przyziemnie.
No, ale właściwie po co miałby spędzić kolejne lata w drużynie narodowej, nie wierząc, że przy sprzyjających okolicznościach faktycznie kiedyś możemy zajść wysoko? Przecież jeśli takie szanse by pogrzebał, równie dobrze mógłby skończyć karierę w kadrze i stwierdzić:
Nie da się.
Warto te słowa docenić tym bardziej że są wypowiedziane tuż po przegranym turnieju – napastnik mógł schować się za dyplomacją albo wręcz pójść w czarnowidztwo, a nie, wciąż jest w nim sportowa złość, wiara w odmienny los. Przecież na takich ludziach trzeba ten zespół budować, czy komukolwiek chce się pracować – w obojętnie jakiej branży – z osobami nastawionymi negatywnie? Na dłuższą metę to jest niekorzystne, toksyczne, niepotrzebne.
Któryś z widzów skontrował Buksę, że równie dobrze Raków może opowiadać o triumfie w Lidze Mistrzów, ale to porównanie bardzo nietrafione. Raków, żeby sięgnąć po taki tytuł, musiałby przejść przez kilkadziesiąt już meczów, licząc z eliminacjami. Grać dwumecze, czyli jeździć na boiska przeciwników. A turniej mistrzowski? Wciąż dla polskiego zespołu cholernie trudny, ale to kilka spotkań i to rozgrywanych na neutralnym terenie (oczywiście można też trafić gospodarza, choć nie trzeba, a i gospodarz może być słaby jak Katar czy… Polska).
Spójrzmy na duże turnieje z XXI wieku i na to, kto nieoczywisty dochodził do fazy medalowej.
2002 – Turcja (Koreę wyłączamy z oczywistych względów).
2004 – Grecja wygrywa, w półfinale są też Czesi
2006 – sami mocarze
2008 – Turcja, Rosja
2010 – raczej nikt, ewentualnie Urugwaj
2012 – nikt
2014 – nikt
2016 – Walia
2018 – Chorwacja
2020 – Dania
2022 – Maroko, Chorwację już pomijamy, skoro cztery lata temu była wicemistrzem
2024 – nikt
Gdyby przyjąć negatywne podejście do sprawy, takie zespoły jak wyżej wymienione powinny położyć się plackiem na murawie i stwierdzić: nie da się, nie ma sensu. Oczywiście można się spierać, o ile lepszymi piłkarzami dysponują od nas Chorwaci, Duńczycy czy ktokolwiek inny, natomiast przed turniejem i tak nie stawiało się dużych pieniędzy, że ktoś taki zawędruje do TOP4.
A jednak się działo. Bo taki turniej to szybkie granie – miesiąc, w porównaniu do roku z Ligą Mistrzów – i specyfika drużyn narodowych, które nigdy nie będą poukładane tak dobrze jak zespoły klubowe. To może działać na naszą niekorzyść, skoro mamy gorszych piłkarzy, ale może być i odwrotnie, ponieważ większy margines zostawiamy na błędy, szczęście albo miłą drabinkę.
Warto podkreślić: nikt nie oczekuje od reprezentacji Polski, żeby na pewno jakiś medal przywiozła, ale żeby jeździła na imprezy z nadzieją, że wszystko jest możliwe. Do tej pory mieliśmy wątpliwości, czy wierzy w cokolwiek więcej niż punkty w meczu o honor.
Naturalnie będzie irytujące, jeśli piłkarze przestawią się na optymizm, a potem klasycznie i tak dostaną w cymbał. Natomiast do tej pory byli pesymistami, zaś w pędzel i tak dostawali.
I co, jakoś lepiej nam było z tego powodu?
CAŁY WYWIAD Z ADAMEM BUKSĄ ZOBACZYCIE TUTAJ:
Fot. FotoPyk