Maciejowi Kędziorkowi omsknął się palec i cyk, pół Polski dowiedziało się, że aby otrzymać wynagrodzenie w Radomiaku, trzeba niekiedy poprosić o pośrednictwo prawnika i pogrozić komuś sądem. Metoda specyficzna, ale skuteczna, bo rodzime kluby kierują się wtedy hasłem z popularnej od niedawna reklamy: robią przelew w mgnieniu oka!
Można zażartować, że Radomiak tak często zmienia trenerów, że po prostu zapomniał, któremu nadal płaci. Wszak Zieloni ledwo parę tygodni temu szarpali się z rumuńskim sztabem Constantina Galki, który wykłócał się o to, kto powinien zapłacić podatek, co eskalowało w zakaz rejestracji zawodników.
Sprawę załatwiono, ale gdy tylko jedni ekstrenerzy znaleźli robotę i spadli z listy płac, wskoczyły na nią kolejne osoby, którym podziękowano za pracę ku chwale Radomiaka. Dlatego żartować można, ale to śmiech przez łzy. Zwłaszcza że w Radomiu dość regularnie muszą się z podobnych tematów spowiadać.
Rok temu o kasę w mediach społecznościowych upominali się Maurides i Karol Angielski. Sławomir Stempniewski tłumaczył nam wtedy genezę całej sprawy, wybrzmiało, że to wina Turków, którzy nadal zalegają z zapłatą za transfer. W tym samym czasie Radomiak przyznawał wprost, że zbudował najlepszą i najdroższą kadrę w historii, żeby powalczyć o czołową ósemkę, może nawet szóstkę.
Skończyło się desperacką walką o utrzymanie z trzema trenerami w ciągu sezonu i powracającym jak bumerang tematem problemów finansowych. Wiosną w tle słabych wyników przygrywała ballada o tym, czy i komu w szatni płaci się na czas. Na koniec sezonu trzeba było wystąpić o pożyczkę do miasta, bo w budżecie brakowało pieniędzy na bieżącą działalność.
Zaskoczeni tym, że w Radomiu nie wysyłają wszystkich przelewów punktualnie, co do dnia, godziny i minuty, są więc chyba tylko ci, którzy myślą, że dzieci faktycznie przynosi bocian.
Kedziorkowi delikatnie się ulało na popularne Radomsko 😂😂😂 pic.twitter.com/OAU5pHYSwd
— Karol Rogacki (@ANesta13) August 24, 2024
Radomiak wisi kasę Maciejowi Kędziorkowi. Trener „pochwalił się” pismem do sądu w mediach społeczniościowych
Maciej Kędziorek po prostu dał dowód na to, jak to w praktyce wygląda. Pieniądze się dostaje, ale najpierw trwa testowanie i sprawdzanie, gdzie leży granica, ile miesięcy zwłoki toleruje druga strona, zanim na horyzoncie pojawi się ryzyko jakiejś krzywdy. Czasami nie uda się jej uniknąć, jakiś czas temu Radomiak dostał przecież karę od PZPN za niewywiązywanie się z zawartych ugód.
Zwykle jednak strzały w powietrze wystarczą, żeby okazało się, że fakt, iż jeden czy drugi przelew „nie wyszedł”, był po prostu feralnym przeoczeniem.
Były trener jest spłacany, tyle że — tak jak jego poprzednicy — z poślizgiem. W klubie od dawna rozkładają ręce i mówią: z pustego to i Salomon nie naleje. Zimą sprzedano piłkarzy za ok. 1,5 miliona euro, ale nie działa to tak, że pieniądze pojawiają się na koncie po pstryknięciu palcem i można od razu przesunąć je na łatanie dziur.
Radosnym momentem była letnia, pierwsza w nowym sezonie, transza z Canal Plus, po której wyrównywano braki. Radomiak nie krył się zresztą z tym, że między rozgrywkami chce oszczędzać, odchudzać kadrę, tylko czy nie zabrał się do tego trochę zbyt późno? Powiedzenie o Salomonie nie jest w tym przypadku adekwatne. O ile pamiętamy, biblijny król cechował się mądrością, więc do takiej sytuacji po prostu by nie dopuścił.
Prezes Stempniewski prosząc o miejską pożyczkę wyliczał dodatkowe koszty, jakie musiał ponieść jego klub:
- instalacja systemu podgrzewania murawy – 1,5 mln zł
- budowa centrum treningowego — łącznie 20 mln zł (współfinansowana z budżetu państwa; fundacja Radomiaka dzięki poparciu miasta wykupiła grunty pod budowę z 99% bonifikatą); koszt utrzymania na poziomie 60-70 tys. zł miesięcznie; 0,8 mln zł rocznie + wkład własny w budowę
- utrzymanie stadionu przy ul. Struga 63 – 1,8 mln zł rocznie
Za inwestycję w przyszłość i infrastrukturę Radomiaka chwaliliśmy, bo jest za co, długoterminowo przyniesie to same korzyści. Ktoś jednak ewidentnie się przeliczył, mierząc siły na zamiary. Gdy rysowały się perspektywy na to, że parę milionów trzeba będzie wrzucić w szeroko pojęte zaplecze, powinien pójść za tym rozsądek w wydatkach na pierwszy zespół, żeby pogodzić ze sobą jedno i drugie. To naprawdę nie jest fizyka kwantowa, wystarczy nie kontraktować piłkarzy drogich i podpisywać piłkarzy tanich.
Stadion, ośrodek, klub. Radomiak w budowie
Radomiak wolał pójść all in, licząc, że dobry wynik sportowy sprawi, że wszystko zwróci się z nawiązką. W tym miejscu można wrzucić kadrę drużyny z poprzedniej jesieni, żeby podkreślić śmiałość tego założenia, ale i bez tego nikt nie ma wątpliwości, że naiwność przebiła wtedy skalę. Dlatego świetnie, że w Radomiu zainwestowali w sprawy dla klubu fundamentalne, jednak dobrze byłoby to połączyć z zaplanowaniem budżetu tak, żeby nie wyciągać ręki po dwie bańki z miasta, bo brakuje na wypłaty.
Przecież nie po raz pierwszy mają problem ze spięciem budżetu. Co jakiś czas trzeba wyjść i wyjaśniać, że z tymi skandalikami to nie tak, że klub robi co może. Brakuje jednak refleksji, że sporo temat wciąż wraca, to może jednak winni nie są ci, którzy wywlekają go na światło dzienne i robią niepotrzebny hałas.
Wyobrażacie sobie, żeby jakaś firma działała jak rodzime kluby? Słuchajcie, postawiliśmy nowy zakład produkcyjny, będzie wam się lepiej pracowało, firma się rozwija. Aha, jeden minus, wypłaty się spóźnią. W polskiej piłce to norma. Regularnie zakłada się tutaj, że wszystko potoczy się wręcz bajkowo. Gdyby tabelę układano na podstawie prognoz finansowych, nikt nie spadłby z ligi, bo każdy przewidywał sukces, często okraszony wielomilionowym transferem któregoś z piłkarzy.
Oczywiście w większości przypadków kończy się to tak, jak w Radomiu – i oczywiście nikt nie wyciągnie z tego wniosków. W najlepszym przypadku klub będzie tym razem ciut bardziej cierpliwy i dobrnie do końca sezonu z tym samym trenerem za sterami, ale ciężko brać to za pewnik.
Tak samo, jak i ciężko uwierzyć, że na biurku prezesa Zielonych wylądował tylko jeden tego typu dokument. Nie trzeba przesadnie drążyć i węszyć, żeby usłyszeć, że i jego asystenci czekają na wypłaty, oczywiście znacznie mniejsze, ale i tak niewypłacane w terminie. Na liście hitów polskich klubów kawałek „ten się nie sprawdził, więc nie musi poczekać na wypłatę”, od lat okupuje miejsce numer jeden.
Dziadostwo w polskiej piłce to zjawisko
W całej sprawie ucierpiał zresztą nie tylko wizerunek Radomiaka. Czasami mówiliśmy o sytuacjach typu win-win, teraz zaś mamy sytuację lose-lose. Zieloni od dawna są na wojennej ścieżce z byłym szkoleniowcem i właśnie dostali do rąk dowód na naruszenie zasady tajności zapisów kontraktowych.
Nic dziwnego, że wpis szybko zniknął, ujawnione informacje zapewne posłużą do kolejnych przepychanek i sporów między stronami.
Kędziorek niezbyt dobrze wypadł też w oczach potencjalnego przyszłego pracodawcy, bo nie czarujmy się: to, że Radomiak maksymalnie odkłada w czasie wypłatę, nie jest nowatorskim pomysłem tamtejszych włodarzy. Polski futbol w wielu miejscach funkcjonuje w cyklu „od ugody do ugody”. Ludzie, którzy nie wychylają się zbytnio z żądaniami i grzecznie czekają w myśl zasady „kiedyś muszą zapłacić”, są w nim cenieni.
To smutna rzeczywistość.
Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że najżywiej zafrasowani zaległościami jesteśmy my, dziennikarze. Ile razy wybuchały podobne aferki? Mnóstwo. Czy w ich wyniku kluby mające problemy z kalendarzem przy wypłatach przestały ściągać piłkarzy? Skądże. Tego lata najgłośniej było o Kotwicy Kołobrzeg i Lechii Gdańsk. Pierwsi zrealizowali pięć transferów, drudzy siedem. Nie sięgnęli przecież po samych obcokrajowców, którzy mogliby być nieświadomi sytuacji.
Gdy poniesiemy głośną klęskę, zwykle podnoszą się głosy oburzenia i pytania: dlaczego nie możemy mieć ładnych rzeczy? Dlatego, że dziadostwo to nasza piłkarska domena narodowa. Tylko w tym roku:
- zawodnicy Górnika Zabrze protestowali z powodu zaległości w wypłatach
- piłkarz Warty Poznań z Finlandii zdziwił się, że w Polsce poślizgi z pensją są normą
- były trener Korony Kielce przypomniał, że o kasę upominał się tak jak Kędziorek
- Lechia Gdańsk częściej nie płaci niż płaci
- prezydent Gliwic poinformowała o „znacznym zadłużeniu” Piasta i koniecznym audycie
- Płock przekazał Wiśle kolejne miliony, żeby załatać dziurę w budżecie
- Pogoń Szczecin zaplanowała w budżecie premię z pucharów, zakładając, że nie można przegrać finału z pierwszoligowcem
- Legia Warszawa znów wpisała do Excela awans do europejskich rozgrywek
- dyrektor Śląska utyskuje na brak pieniędzy na napastnika, trzymając w rezerwach przepłaconego piłkarza z tej samej pozycji
- zawodnicy grający w Stalowej Woli alarmują o problemach z wypłatami
Gdzieś w tle rodzą się już nowe potencjalne kłopoty. W Mielcu na przykład cieszą się, że wypracowali poduszkę finansową, ale wiedzą już, że polityczne zmiany odbiorą im sponsorów, którzy przynosili siedem milionów złotych. Za odłożenie na czarną godzinę trzeba Stali pogratulować, nie każdy o tym myśli, ale ciężko mówić o stabilnym projekcie, gdy jedna trzecia budżetu znika, bo ktoś zagłosował na partię B, zamiast na partię A.
Dygresja na koniec: niektórzy narzekają — po co nam w Ekstraklasie taka Puszcza Niepołomice, po co Bruk-Bet Termalika Nieciecza. Kibiców mają niewielu, grają brzydko, a wielkie marki kiszą się niżej. Odwróćmy tę narrację i życzmy sobie, żeby więcej klubów funkcjonowało tak, jak Puszcza. Skromnie, ale zgodnie ze stanem posiadania, płacąc na czas, bez porywania się z motyką na słońce.
Może gdyby wielkie marki poszły tą drogą, byłoby nieco łatwiej wypchnąć maluczkich z elity?
WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:
- Stempniewski: Radomiak nie chce być handlarzem wizji. Niech zobaczą, co robimy
- Chińczyk jednak zagra w Polsce? Rozmowy wznowione [NEWS]
- Od najdroższej kadry do cięcia kosztów. Co wyjdzie Radomiakowi lepiej?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix