Julia Szeremeta osiągnęła znakomity wynik podczas igrzysk w Paryżu, gdzie wyboksowała srebrny medal w kategorii do 57 kg. Nie milkną jednak głosy po finale z udziałem Polki, której rywalką była Lin Yu-Ting. Wczoraj na antenie TVP Sport głos w sprawie zabrał Tomasz Dylak, trener bokserskiej kadry kobiet. – Na pierwszy rzut oka te osoby nie wyglądają jak kobiety, ale to bardzo ciężka sytuacja, bo w przeszłości też były pięściarki, które wyglądały dość męsko i startowały. Tu największym problemem jest to, że był test, którego one nie przeszły, a później dalej mogły startować – powiedział Dylak.
Przypomnijmy, że Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu (IBA) w marcu ubiegłego roku zdyskwalifikowało Tajwankę przez to, że według badań IBA nie przeszła ona testu płci. Problemem jest to, że IBA nie podała do wiadomości o jakie testy chodzi, a cała sprawa posiada podtekst polityczny. Więcej na ten temat pisaliśmy w tym miejscu.
Wczoraj na kanale YouTube TVP Sport gośćmi Piotra Jagiełły była Julia Szeremeta oraz jej trener Tomasz Dylak.
– Ja się od tego odcięłam, nie skupiałam się nad tym, co się dzieje wokół, tylko co dzieje się w Paryżu. Wiedziałam, że boksuję z przeciwniczką, która była zawieszona, ale ja po prostu wchodziłam do ringu i robiłam swoje. Jak mówiłam – przyjechałam po medal. Chciałam wyjść i powalczyć o złoto – skomentowała zamieszanie wokół finałowej przeciwniczki Szeremeta.
Dodajmy, że na mediach społecznościowych Julii pojawiły się treści sugerujące, że Lin Yu Ting jest mężczyzną. Ten temat nie został poruszony w programie, lecz na łamach Interii trener Dylak stwierdził, że Julia na czas igrzysk oddała prowadzenie swojego konta na Instagramie w ręce koleżanki, która udostępniła kontrowersyjne memy.
W rozmowie z TVP Sport Dylak odniósł się jednak do samej walki finałowej swojej podopiecznej, oraz osoby jej rywalki:
– To była ciężka sytuacja dla nas jako sztabu. Dla Julki może mniej, bo ona nie za bardzo się tym interesowała. Ona wchodzi do ringu i chce się w nim dobrze bawić. Ale dla nas jet to problem, o którym nie chcemy za bardzo mówić, bo jednak jesteśmy trenerami. Mamy przygotować nasze podopieczne do tego, aby w ringu dały z siebie wszystko. Ale jednak znamy te zawodniczki i wiedzieliśmy o tym, jaka jest sytuacja. One niecałe dwa lata wcześniej zostały zawieszone, bo nie przeszły testu płci. Później nigdzie nie startowały i nagle zostały dopuszczone do kwalifikacji do igrzysk olimpijskich. Bez testów, by jednak mogli zmienić badania i powiedzieć, że to są w stu procentach kobiety – stwierdził Dylak.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
– Z drugiej strony, my nie jesteśmy osobami, które powinny decydować o tym, kto jest kobietą, kto mężczyzną i czy dana osoba powinna startować na igrzyskach. Tym powinien zająć się MKOl. To tam powinna znajdować się osoba, która o tym zdecyduje jeśli jest taka kontrowersyjna sytuacja i napływa dużo sygnałów od innych trenerów, że coś tutaj jest nie tak – mówił dalej polski szkoleniowiec.
Dylak zauważył też, że Imane Khelif (której zarzuty także dotyczyły) oraz Lin Yu-Ting nie są pierwszymi przypadkami kobiet w boksie, których męski wygląd wywołuje spore kontrowersje w środowisku: – Na pierwszy rzut oka te osoby nie wyglądają jak kobiety, ale to bardzo ciężka sytuacja, bo w przeszłości też były pięściarki, które wyglądały dość męsko i startowały. Tu największym problemem jest to, że był test, którego one nie przeszły, a później dalej mogły startować.
37-latek zakończył swoją wypowiedź myślą, że nie ma zamiaru szukać powodu w przegranej walce w kontrowersjach związanych z płcią pięściarki z Tajwanu: – Uciekam od tego, by zrzucać winę za przegraną na to, że ta osoba [Lin Yu-Ting – dop. red.] nie powinna walczyć. My wchodzimy do ringu i obojętnie kto by to był, chcemy wygrać. W tym momencie to my nie wykonaliśmy zadania. Niestety, w tej walce przegraliśmy. Ale jeżeli mielibyśmy rewanż za tydzień czy dwa, to wyszedłbym do tego pojedynku z nowym planem i nadzieją, że my go wygramy – zakończył Polak.
Fot. Newspix
Czytaj też: