Idze Świątek się nie udało, zgarnęła brąz. Aleksandrze Mirosław wyszło – ma złoto. A siatkarze uplasowali się pomiędzy. Ostatni z trójki naszych wielkich faworytów do złota doszli do finału, po drodze przełamując tę fatalną serię porażek w ćwierćfinałach, które gnębiły nas od 2004 roku. W półfinale zaliczyli magiczny comeback przeciwko Amerykanom. Ostatecznie jednak zebrali manto w najważniejszym meczu. Ale to się stało, gdy mieli już gwarantowany medal. Więc, jak to jest z tym srebrem: porażka czy sukces?
***
Wczoraj cieszyliśmy się z medalu Natalii Kaczmarek, pierwszego na 400 metrów od 1976 roku. Dziś dokładnie tak długi okres medalowej suszy przerwali nasi siatkarze. Polacy zdobyli drugi w dziejach naszej siatkówki mężczyzn krążek igrzysk olimpijskich. I to mimo wielu problemów. Kontuzji Mateusza Bieńka. Urazu Tomasza Fornala. Problemów Pawła Zatorskiego i Marcina Janusza. To był turniej, w którym właściwie od początku walczyliśmy o przetrwanie. Już w meczu grupowym z Brazylią byliśmy bliscy tego, by stanąć nad przepaścią. Udało się przetrwać, ale potem ograli nas Włosi.
Jednak później Biało-Czerwoni pokazali swój charakter. I to było kluczowe.
Bądźmy bowiem szczerzy: nie byłoby nas w tym finale, gdyby nie charakter właśnie. Z Brazylią ratował Wilfredo Leon. Ze Słowenią obudził się Bartosz Kurek. A z Amerykanami fenomenalnie zaczął grać Tomasz Fornal, z kolei niespodziewane wejście na boisko udźwignął Grzegorz Łomacz. Polacy dali nam wielkie emocje i wiele razy okazali się być gotowymi na ten turniej. Nie można powiedzieć, by byli idealnie przygotowani pod innymi względami i by wybory trenera były najlepsze, jakie być mogły. Ale jeśli chodzi o mental, to Nikola Grbić stworzył drużynę znakomitą.
I trochę szkoda, że ta ekipa nie dała nam złota.
***
Czy jednak Francuzów ktoś by dziś ograł? Możemy pokusić się o stwierdzenie, że nie. Owszem, oni też mieli nieco problemów w turnieju. 3:2 pokonała ich Słowenia w grupie. Z Niemcami w ćwierćfinale przeszli po tie-breaku, wyciągając mecz ze stanu 0:2, i kontrowersyjnych decyzjach sędziego w decydujących momentach. Ale już Włochów w półfinale – wydawało się, że najmocniejszą kadrę na tym turnieju – ograli w niesamowitym stylu, do zera. No i nas w końcu też.
Przez większość meczu byliśmy bezradni. Momentami nawiązywaliśmy walkę. Ale Francuzi mieli odpowiedź na wszystko.
Owszem, taka porażka boli. Nakręcaliśmy się na ten finał, czekaliśmy na niego. Niektórzy całe 48 lat, tak długo przecież nie widzieli takiego meczu. W XXI wieku to było najważniejsze spotkanie polskich sportów drużynowych, bez dwóch zdań. Nikt inny nie zagrał w tym czasie o złoto igrzysk olimpijskich. Siatkarze mogli przejść do historii po raz kolejny.
I w pewnym sensie przeszli, ale niestety – tylko za sprawą srebra. Z tej perspektywy jest to jednak wielki, ogromny sukces. Tym bardziej, że – jak choćby w piłce ręcznej – nie przespaliśmy dobrego okresu siatkówki, a wręcz przeciwnie: pociągnęliśmy go na tyle długo, by wywalczyć medal. Może tym razem nie będzie to ostatni krążek na długie lata.
***
Jest też jednak inna perspektywa – rozczarowania. Bo finał to jedno, ale drugie – chcieliśmy tego złota. Pragnęliśmy go od 2008 roku, gdy wydawało się, że możemy powalczyć o medale. W 2012, po wygranej Lidze Światowej, byliśmy jednym z wielkich faworytów. W 2016 jechaliśmy na turniej jako aktualni mistrzowie świata, tak samo w 2021. I kto wie, czy wtedy nie przespaliśmy największej szansy. Rywale byli słabsi, teraz dobili do nas poziomem, a niektórzy nawet nas wyprzedzili, stali się lepsi.
My? Wciąż jesteśmy czołową drużyną świata, momentami najlepszą, zresztą przewodzimy rankingowi. Ale to już nie ten moment, gdy ogrywamy każdego i nikogo się nie obawiamy, tym bardziej przy tylu problemach zdrowotnych. Na tych igrzyskach dwa razy dostaliśmy wciry.
Co nie zmienia, oczywiście, faktu, że przed turniejem wierzyliśmy w złoto. I nasi siatkarze też. Jak mówił nam Wilfredo Leon:
– Niby wiem, że podium to też dobry wynik, ale czy byłem jakiś mega zadowolony po dwóch brązowych medalach w mistrzostwach Europy czy srebrze i brązie w Lidze Narodów? Oczywiście, że nie. Celuję znacznie wyżej. Jestem wobec siebie krytyczny. Zawsze analizuję, co mogłem zrobić lepiej. Wiadomo też, że siatkówka to sport drużynowy, więc nie wszystko zależy ode mnie. Gdy teraz o tym myślę, to w całej karierze poza podium byłem tylko kilka razy. Ale pamiętam naprawdę dużo sytuacji, w których zdobywałem srebro, a wewnętrznie czułem się wściekły. W naszym sporcie to zawsze jest medal przegrany. Nigdy wygrany. Dotarłeś do finału i tam przegrałeś. Nie ma tu powodów do radości.
Czy dziś Wilfredo czuje się wściekły? Możliwe. A może dominuje u niego zwykły, ludzki smutek. Czy jednak doceni ten medal po latach? Szczerze mówiąc… nie wiemy. My jednak z pewnością tak. Ba, tak naprawdę doceniamy go już teraz. Nawet jeśli czujemy żal po tym finale.
***
Bo chyba jednak trzeba rozdzielić smutek z powodu porażki, i to tak wysokiej, od radości spowodowanej zdobyciem medalu. Tak się to wszystko ułożyło, że największą euforię przeżyliśmy najpierw w ćwierćfinale, gdy udało się go wreszcie przejść, a potem w półfinale, który zapamiętamy na długo. Szkoda, że nie udało się zgarnąć złota, oczywiście. Ale kto w połowie czwartego seta meczu z USA w ogóle założyłby, że się w meczu o ten tytuł znajdziemy?
Wicemistrzowie 💪🏼💪🏼
Jesteście inspiracją, wielkie dzięki i ogromne gratulacje!🥈— Iga Świątek (@iga_swiatek) August 10, 2024
Polscy siatkarze pokazali serducho. Pokazali charakter. I choć dziś większość miała łzy w oczach, to pewnie ten medal docenią z czasem. I my też. Potrzebujemy dnia, może dwóch, niektórzy zapewne kilku tygodni. Ale srebro igrzysk olimpijskich to zawsze wielki sukces.
I to nasz finalny wniosek.
Fot. Newspix