Futbol, szczególnie ten ekstraklasowy, to jest taki dziwny stwór, że najpierw myślisz jak wysoko wygra dziś Radomiak, a potem – wbrew wszystkiemu – wygrywa Górnik.
Ekipie Urbana długo nie wychodziło nic. Z przodu bryndza taka, że nawet największy optymista liczący słynne xG, nie mógłby tam znaleźć więcej niż kot napłakał. Najgroźniejszą sytuacją przed pierwszym golem była główka Buksy, ale jak tu w ogóle mówić o zagrożeniu, jeśli strzał nie leci w światło bramki – wtedy z definicji nie może być groźny, gdyż nie ma nawet jak zaskoczyć golkipera. Jego posterunek w magiczny sposób się przecież nie przeniesie o metr w bok.
Górnik wyglądał, jakby na boisko piłkarskie wyszedł po raz pierwszy w życiu. Nie był stanie zaskoczyć w żaden sposób defensywy złożonej z graczy Radomiaka, a umówmy się – nie jest to Milan za najlepszych lat. Coś, cokolwiek, rany boskie, wypadałoby stworzyć, a Górnik nic.
Aż… w końcu zaczął trafiać.
Pierwszy celny strzał skończył się golem, którym zaskoczeni byli wszyscy – realizatorzy, komentatorzy i co najgorsze dla Radomiaka: obrońcy. Wrzutka Janży do Zahovicia, Słoweniec wyprzedza przeciwników i nie daje szans Kikolskiemu. Potem z kolei trafił Wojtuszek no i stało się, Górnik prowadził, a prowadzenia już nie oddał.
Radomiak będzie się zastanawiał – jak to się, cholera, stało? Przecież byliśmy lepsi, stwarzaliśmy okazje, mieliśmy tych gości w szachu. Cóż, szach to jeszcze nie mat, poza tym jakby piłkarze Radomiaka popracowali nad wykończeniem, też by mieli łatwiej w życiu.
Przecież choćby sekundy przed bramką na 1:1 dobrą okazję miał Outtara. Jeśli dodać do tego paradę Szromnika przy uderzeniu Capity, minimalnie niecelne uderzenie Donisa zza pola karnego, próbę Jakubika z boku pola karnego, to trochę przed posterunkiem bramkarza Górnika się działo i mogła paść z tego wszystkiego więcej niż jedna bramka.
Która – paradoksalnie – była efektem błędu Nascimento, a nie jakiejś składnej akcji. Marne podanie pomocnika przejął Leandro i pokonał Szromnika jak abecadło przykazało, ale wbrew pozorem nie było to otwarcie worka z golami dla Górnika, tylko miłe złego początki.
Jan Urban na pewno będzie zadowolony, że mimo słabej dyspozycji udało się wygrać, takie punkty potrafią być najważniejsze w sezonie, ale też będzie zdawał sobie sprawę: na dłuższą metę to nie przejdzie. Poważniejszy rywal do tej 73. minuty by Górnik rozstrzelał.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Legia odwraca wynik i wyciska maksa w Danii
- Leszek Ojrzyński: Zdradzili mnie ludzie, którym ufałem
- Dajmy sobie spokój. Spartak Trnawa to drużyna ponad polskie siły
Fot. Newspix