Drużyna amerykańskich siatkarek, która staje na drodze Polek w ćwierćfinale igrzysk w Paryżu, to zespół specyficzny, bo jego największą gwiazdą jest trener. Karch Kiraly to jeden z dwóch najlepszych siatkarzy XX wieku. Mówiono na niego: „komputer”. Nie każdy wie, że dużo wiąże go z naszym krajem. Gdyby nie zespół Huberta Jerzego Wagnera, być może nie grałby na takim poziomie w siatkówkę. A gdyby nie Polska i nasza niełatwa historia, nie wiedziałby, jak wielkim złem jest komunizm.
Gdy pytasz osoby, mające duże pojęcie o siatkówce kobiet, o największe atuty Amerykanek, jedne mówią: „zespołowość”, a drugie – „trener”. We wczorajszym programie „Stan igrzysk” Kuba Lewandowski, autor podcastu „Szósty Set”, powiedział: „Niesamowicie podziwiam Karcha Kiraly’ego. To człowiek, który wiele dokonał i na pewno będzie próbował znaleźć jakiś sposób na Polki”.
Kiraly był wybitnym siatkarzem. Uznano go za jednego z dwóch najlepszych zawodników XX wieku, obok Lorenzo Bernardiego. Kadrę Amerykanek prowadzi od 2013 roku. Wcześniej, przez trzy lata, był asystentem w reprezentacji. W 2021 roku w końcu doprowadził drużynę do złota igrzysk olimpijskich i w Paryżu zrobi wszystko, by ten sukces powtórzyć.
Fascynowali go Polacy
Kwiecień 2020 roku, właśnie wybuchła pandemia, która zatrzymała świat sportu. Od jednego z polskich trenerów, który był wcześniej na stażu u Kiraly’ego, dostaję numer do Amerykanina. Piszę wiadomość, nie oczekując za wiele. Po chwili dostaję odpowiedź. „Niech pan zadzwoni za dwie godziny. Będę miał dużo czasu. Chętnie porozmawiam, bo Polska to dla mnie wyjątkowy kraj”.
Jak się później okazało, wyjątkowy z dwóch względów.
Gdy w 1976 roku Polacy pod wodzą Huberta Jerzego Wagnera pokonywali Związek Radziecki i sięgali po złoto igrzysk, Kiraly miał 15 lat. Bardzo chciał obejrzeć ten mecz w telewizji, ale w jego kraju pokazano ledwie kilka minut spotkania. Mało tego – akurat wtedy młody Karch wyszedł do toalety. – To był najbardziej ekscytujący, najlepszy finał igrzysk, jaki do tamtego czasu rozegrano. Ci goście byli moimi wielkimi idolami, przede wszystkim Polacy. Patrzyłem na nich przez chwilę, później oglądałem obrazki i czytałem na ich temat. Dotarło do mnie, że siatkówka to piękny sport, a na największej możliwej imprezie nie było Amerykanów, bo okazali się za słabi na wywalczenie kwalifikacji. Wtedy zacząłem marzyć i myśleć, że chcę być kiedyś częścią drużyny, która na igrzyskach bije się o medal – opowiada Kiraly w wywiadzie dla bloga „SportsEdTv”.
Opowieści ojca
Jego węgiersko brzmiące nazwisko nie jest przypadkiem. Laszlo Kiraly był zdolnym siatkarzem, występował nawet w reprezentacji Węgier juniorów. Ale gdy w 1956 wybuchło w tym kraju powstanie, uciekł do Stanów. Cztery lata później urodził się Karch. Dorastał w domu, w którym ojciec przekazywał innym swoją pasję do sportu – przede wszystkim siatkówki i piłki nożnej. Ale tata nauczył go też czegoś innego.
Karch Kiraly podczas igrzysk w Paryżu
– Opowiadał mi, w dużej mierze na polskim przykładzie, jak wielkim złem jest komunizm. Mówił, że pod pięknymi z pozoru ideami kryje się ustrój bliski totalitaryzmowi. W 1983 roku poleciałem z reprezentacją USA do Polski na pięć spotkań towarzyskich z waszą kadrą. Niektórzy koledzy byli zaskoczeni tym, co widzą, ale ja nie byłem w szoku, właśnie dzięki opowieściom ojca. Zresztą w Polsce dało się wyczuć, że choć rządzą komuniści, coś się zmienia. Widać było, jak wielką inspiracją dla wszystkich jest papież Jan Paweł II, jak dużo osób identyfikuje się z Solidarnością i Lechem Wałęsą, o którym zresztą mówiło się też w USA – opowiadał mi Kiraly w artykule, który ukazał się w „Przeglądzie Sportowym”.
W tamtym 1983 roku Amerykanie z nim w składzie rozegrali z Polską pięć spotkań. Wygrali trzy. Kiraly wspomina, że polska drużyna grała bardzo rozsądnie, a największe wrażenie robił na nim niesamowity Tomasz Wójtowicz.
Mecze przeciwko dorosłym
W siatkówkę zaczął grać jako sześciolatek. Ojciec postanowił wybrać inną drogę. Skończył szkołę medyczną, został lekarzem. Pracował nawet 100 godzin tygodniowo, ale w weekendy znajdował czas, żeby iść z synem na plażę i odbijać piłkę. Na początku, gdy Karch był mały, chodziło o to, żeby piłka długo nie spadała na ziemię. Z czasem zaczęli rozgrywać mecze. Gdy dzisiejszy trener Amerykanek miał 11 lat, zgłaszali się do pierwszych turniejów. – Ojciec był moim pierwszym partnerem, ale jednocześnie trenerem. Graliśmy razem przez cztery lata. Nie było wtedy w USA turniejów dla dzieciaków czy grup młodzieżowych, więc mierzyliśmy się z dorosłymi mężczyznami. To było dla mnie wspaniałe. Wtedy pokochałem tę grę. Będąc obok ojca, wiele się od niego uczyłem – opisuje Kiraly w „SportsEdTv”.
Gdy był nastolatkiem, sporo zaczęło się też zmieniać w strukturach amerykańskiej siatkówki. W 1977 roku zespół narodowy objął Doug Beal. Człowiek o zupełnie innym myśleniu. Zaczął analizować, w czym mocne są najlepsze drużyny świata i stworzył system gry, w którym Amerykanie mieli na boisku tylko dwóch zawodników, mocniej specjalizujących się w przyjęciu zagrywki. Po jej odbiorze reprezentanci USA zaczęli zaskakiwać przeciwników rozegraniem i wykańczaniem akcji. To była rewolucja, która szybko przełożyła się na wyniki.
W 1984 roku Amerykanie wygrali igrzyska olimpijskie na własnej ziemi, w Los Angeles. W finale, zdecydowanie, pokonali 3:0 Brazylię, której wcześniej ulegli w grupie. Wspaniały moment, ale jednocześnie w zawodnikach było sporo niedosytu. – Dostaliśmy złote medale, grając u siebie i to było piękne, ale jednocześnie mieliśmy w głowach, że imprezę zbojkotowały bardzo mocne siatkarsko kraje bloku wschodniego: przede wszystkim ZSRR, ale też Polska. Dlatego w wielu z nas była myśl: „Musimy zrobić wszystko, by wytrwać do kolejnych igrzysk. I tam też triumfować” – mówił mi Kiraly.
Spotkanie z Clintonem
Udało się. W 1988 roku w Seulu Amerykanie pokonali w meczu o złoto 3:1 Związek Radziecki. Tego, że są najlepsi na świecie, już nikt nie kwestionował. Kiraly był kapitanem zespołu, w amerykańskim mediach nazywano go „komputerem”. Na ekspertach olbrzymie wrażenie robiło to, jak potrafił przewidywać, gdzie spadnie piłka i błyskawicznie wybierał najlepsze opcje jej zagrania. Dziś jest w Stanach Zjednoczonych absolutną legendą, również dlatego, że w 1996 roku, znowu u siebie – w Atlancie – dołożył trzecie złoto igrzysk, tym razem w siatkówce plażowej.
Kiraly, jeszcze jako siatkarz plażowy
Gdy rozmawialiśmy w 2020 roku, Kiraly stwierdził, że trochę żałuje, że nie dał się namówić na powrót do kadry na igrzyska w Barcelonie w 1992 roku. – W 1996 roku, przy okazji igrzysk w Atlancie, doszło do spotkania prezydenta Billa Clintona z najlepszymi amerykańskimi sportowcami w historii. Siedziałem obok Carla Lewisa i Ala Oertera, wybitnego dyskobola, który sięgał po złoto na czterech kolejnych igrzyskach w latach 1956–68. Clinton podszedł do nas i spytał Lewisa, na ilu igrzyskach był najlepszy. Ten się uśmiechnął i powiedział, że na czterech [chodzi o zwycięstwa w skoku w dal w latach 1984–96. Lewis dołożył do nich jeszcze pięć innych złotych krążków olimpijskich – przyp. red.]. Oerter odpowiedział tak samo, a mi zrobiło się głupio, że siedzę tu z nimi, a mam tylko trzy – opowiadał, trochę się śmiejąc.
Prowadzi „łobuzki”
Amerykanki prowadzi od 2013 roku. Gdy kobieca drużyna sięgała po srebro igrzysk w Londynie w 2012 roku, był jeszcze asystentem. W Rio, już jako pierwszy szkoleniowiec, cieszył się z brązu. Z jednej strony sukces, z drugiej pewny niedosyt. Powiedział sobie to samo, co jako zawodnik w 1984 roku: „Na następnych igrzyskach musimy udowodnić, że jesteśmy najlepsi”. Udało się. Od ćwierćfinału wszystkie trzy mecze Amerykanki wygrywały po 3:0. Nikt nie miał wątpliwości, że są najlepszą drużyną świata. Zapytany o kulisy tamtego sukcesu, Kiraly tak wyjaśniał to na łamach „SportsEdTv”: „Graliśmy wszechstronną i zrównoważoną siatkówkę. Nie mamy jednej zawodniczki, która dominuje w ofensywie – kogoś takiego, jak Tijana Bosković w reprezentacji Serbii. U nich, gdy liderka ma wyraźnie gorszy moment, cały zespół ma problem. Ja wolę inaczej budować zespół. Grać drużynowo. Mam też wspaniałe zawodniczki, które czasami nazywam łobuzkami. Są niesamowicie pracowite, inteligentne i mają wielki charakter”.
To jest właśnie ta zespołowość, o której mówi się w przypadku Amerykanek. Przez trzy lata niewiele się zmieniło. Najwięcej punktów zdobywa najczęściej Andrea Drews, ale dzisiejsze rywalki Polek mają kilka zawodniczek, które mogą wziąć na siebie ciężar gry w trudnych momentach.
Zmieniła się na pewno inna rzecz – Polki przez te trzy ostatnie lata wskoczyły na poziom Amerykanek. – Obserwuję polską drużynę i widzę, że robi ciągły postęp. Joanna Wołosz jest moim zdaniem jedną z najlepszych rozgrywających świata i dzięki niej, ale również innym zawodniczkom, Polki za kilka lat mogą być w ścisłej światowej czołówce – mówił mi Kiraly w 2020 roku.
Okazał się być prorokiem.
Ba – sam kilkukrotnie, w bolesny sposób doświadczył tego, że Biało-Czerwone potrafią coraz więcej. W 2022 roku w mistrzostwach świata Polska pokonała Amerykanki 3:0 w Łodzi. Wołosz w niedawnej rozmowie z Weszło mówiła, że to było spotkanie, które udowodniło wszystkim, że Polki stać na wygrane z najlepszymi. W kwalifikacjach do igrzysk w Paryżu będące pod ścianą Biało-Czerwone wygrały z Amerykankami 3:1. Mecz o brąz Ligi Narodów w 2023 roku? Polska, na terenie przeciwniczek, pokonuje kadrę USA 3:2. Wydaje się, że Amerykanki nam leżą, bardziej niż np. Chinki, Turczynki czy Serbki. – Szanse w ćwierćfinale? Myślę, że 60 procent do 40 na rzecz Polek – prognozuje Lewandowski z podcastu „Szósty Set”.
Kiraly i jego drużyna
Kiraly coraz bardziej zachwyca się poziomem Polek, ale też atmosferą wokół siatkówki w naszym kraju. Nie tylko tej męskiej. – Wasza miłość do siatkówki jest niesamowita. Pewnego dnia przyjechaliśmy na mecz taksówką razem z moim sztabem i przed halą spotkaliśmy ludzi, którzy malują kibicom twarze w barwy narodowe. Atmosfera na meczach w Polsce jest tak znakomita, że prawie sam skończyłbym z biało-czerwoną flagą na policzku. Chyba że udałoby się wynegocjować jednak napis USA – opowiadał w 2023 roku Edycie Kowalczyk z „Przeglądu Sportowego Onet”.
Woli siatkówkę kobiet
Kogoś może dziwić, że człowiek, który wywalczał laury w męskiej siatkówce, dziś od lat pracuje z kobietami. Ale Kiraly nie ukrywa, że woli siatkówkę właśnie w tym wydaniu. W 2016 roku rosyjski dziennikarz Lew Rossoszik wydał książkę „Święto, które zawsze jest we mnie”. Poświęcił ją wybitnym osobom ze świata siatkówki. Kiraly jest jednym z bohaterów. Mówi w książce, że nie podoba mu się to, w jaką stronę zmierza siatkówka w wydaniu męskim.
Po kilku latach wciąż tak uważał. – Gdy patrzy się dziś na najlepsze męskie reprezentacje – Polskę, USA, Iran, Brazylię, Rosję – to one wszystkie grają prawie tak samo. Styl jest zbliżony, nie ma dużych różnic. A u kobiet? Japonia gra inaczej niż Chiny, Chiny niż Tajlandia, Tajlandia niż Rosja, Rosja niż Serbia i tak można by w kółko. To nie jest tak, że ja nienawidzę męskiej siatkówki. Lubię ją, ale w obecnych czasach wolę kobiecą. Przyznaję, że jedna rzecz mnie w męskiej siatkówce wkurza. Jeżeli poszedłbym na mecz, kupił bilet, usiadł na trybunach i zobaczył, jak oni psują trzy na 10 serwisów, miałbym odruch, żeby pójść do kasy i poprosić o zwrot pieniędzy za bilet. Za dużo tego jest. Raz aut, raz siatka. Co chwilę błąd na zagrywce. A jeżeli serwis wchodzi, wszystko kończy się najczęściej w pierwszej akcji. Mnie uczono innej siatkówki – tłumaczył mi w 2020 roku.
Trener Amerykanek ma też swoje pomysły, co można by zrobić, by siatkówka była jeszcze piękniejszą, a zarazem lepszą do oglądania grą. – Niektórzy mówią, by po prostu powiesić wyżej siatkę, ale ja bym dokonał dwóch innych prostych zmian. Po pierwsze – zabroniłbym przyjmowania zagrywki nad głową, palcami. Gdy się wychowywałem, można ją było odbierać tylko dołem, ramionami i moim zdaniem powinniśmy do tego wrócić. I druga rzecz – zabroniłbym rozgrywającemu wystawiać czy atakować jedną ręką. Taka zmiana nieco wydłużyłaby akcje i pomogła graczom broniącym. W siatkówce plażowej nie można grać jedną ręką i w hali powinno być tak samo – proponuje.
Geniusz, rewolucjonista i człowiek, który zainspirował się Polską. Wielka osobowość. Ale miejmy nadzieję, że dziś ok. 19.30, a może trochę wcześniej, Karch Kiraly będzie opuszczał paryską halę w smutnym nastroju.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO: