Gdybyście zapytali nas przed meczem – tak, oddalibyśmy wszystkie medale z dwóch ostatnich sezonów za tą jedną wygraną. To był cel, za który całe siatkarskie środowisko sprzedałoby duszę diabłu. Zadanie dziś nie należało do prostych: naszym rywalem była Słowenia, czyli zespół, który nieraz sprawiał Polakom gigantyczne problemy. Ale nie tym razem! Biało-Czerwoni zwyciężyli 3:1, wobec czego możemy to oficjalnie ogłosić: klątwa ćwierćfinału przełamana.
2004, 2008, 2012, 2016 i 2021. Pięć razy z rzędu ćwierćfinał okazał się etapem rozgrywek, który zatrzymywał polskich siatkarzy na igrzyskach. Czasem byliśmy underdogiem – jak w Atenach albo (w jakimś stopniu) w Rio de Janeiro. A czasem wielkim faworytem. Nieważne. Porażek Biało-Czerwonych na olimpijskiej scenie było już tyle, że zaczęliśmy mówić o klątwie. A dzisiaj chcieliśmy ją przełamać.
Jasne, Polacy mieli za sobą nieudany mecz z Włochami. Ale przecież pod wodzą Nikoli Grbicia przywozili medal z każdego możliwego turnieju. Przecież Słowenię pokonywali zarówno w tym sezonie, jak i poprzednim. Przecież jeszcze niedawno notowali kosmiczną serię zwycięstw. To po prostu dzisiaj musiało się udać, nie widzieliśmy innej opcji.
Już chwilę przed dziewiątą rano ucieszyło nas, że Nikola Grbić miał do dyspozycji swoje galowe ustawienie, z Tomaszem Fornalem w szóstce. A kiedy mecz się rozpoczął, szybko stało się jasne, że po jego kontuzji nie ma już większego śladu. Może Tomek nie błyszczał w ataku, ale gwarantował nam bardzo, bardzo dobre przyjęcie i grę w obronie.
Co też niezwykle cieszyło: obudził się Bartosz Kurek. I generalnie gra Biało-Czerwonych wyglądała świetnie. Pierwszego seta wygraliśmy do 20. I w drugim też wszystko wydawało sę w porządku. Nasz kapitan wszedł zresztą na kosmiczny poziom, atakując na blisko 80 procentach skuteczności. To jednak nie… wystarczyło, bo Słowenia wygrała tę partię 26:24.
Trudno nam to było wytłumaczyć. Biało-Czerwoni mieli wszystko – ale najpierw wypuścili prowadzenie trzypunktowe, a potem dwupunktowe (23:21). Należało o tym jednak zapomnieć. Było 1:1 w setach i gra poniekąd rozpoczęła się od początku.
Na całe szczęście – nasi siatkarze nie załamali rąk. Trzecia partia stała pod znakiem kapitalnych zagrywek ekipy Nikoli Grbicia. Mowa tu szczególnie o Wilfredo Leonie, który dał nam parę oczek przewagi. I choć Słoweńcy walczyli, szarpali, to nie byli już w stanie odrobić strat. Wygrywaliśmy 2:1. Potrzebowaliśmy jeszcze jednego, jedynego seta do szczęścia.
I udało się! Polacy wytrzymali ogromną wojnę nerwów, byli wyraźnie lepsi od Słowenii w secie numer cztery. I chociaż emocji w ostatniej partii nie brakowało, to Biało-Czerwoni triumfowali w niej pewnie i zasłużenie. A my możemy napisać: nareszcie!
***
Półfinałowym rywalem reprezentacji Polski będzie zwycięzca pary Brazylia-USA.
Polska – Słowenia 3:1 (25:20, 24:26, 25:19, 25:20)
Fot. Newspix.pl