Reklama

Dwa oblicza Bartosza Kurka. Kadra siatkarzy potrzebuje stabilności [KOMENTARZ]

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

03 sierpnia 2024, 19:26 • 6 min czytania 24 komentarzy

To, że przegraliśmy z Włochami, nie jest zaskoczeniem, bo graliśmy dziś z najlepszą obecnie drużyną świata. Bardzo niepokoi jednak to, co widzieliśmy w dwóch pierwszych setach. A widzieliśmy siatkarskie lanie. Wściekłego Nikolę Grbicia i Polaków, których grę rozsadzały błędy nierównego Bartosza Kurka. Raziła bezradność i brak atutów. Niby nastąpił udany zryw w trzecim secie, ale było to dziełem głównie jednego zawodnika. Pojutrze Polacy zagrają w ćwierćfinale ze Słowenią. Naczytacie się w najbliższych dniach o tym, jak to oni nam nie leżą. Nie leżą – to prawda. Ale szanse na półfinał są według mnie równe. 

Dwa oblicza Bartosza Kurka. Kadra siatkarzy potrzebuje stabilności [KOMENTARZ]

Jeden skończony atak na dziewięć. Trzy razy zablokowany. Jedno uderzenie w aut. To statystyki Bartosza Kurka w pierwszym secie spotkania z Włochami. Było 10:9, Polska grała bardzo równy mecz z niezwykle mocną Italią, kiedy Kurek uderzył w aut. Chwilę później znów dostaje piłkę, ma łatwą pozycję, ale blokuje go w pojedynkę Alessandro Michieletto. Kilka akcji później Kurek znów jest zablokowany, tym razem z lewego skrzydła. Jeszcze jedna piłka do Kurka? Minął blok, ale nie skończył akcji.

Drużyna tonąca z kapitanem

Pierwszy set do wspomnianego momentu nie wyglądał źle. Ale później „tonął” kapitan reprezentacji Polski, a razem z nim cała drużyna. I zaczęło się brutalne lanie, które – tak się wydawało – może potrwać do końca spotkania.

Na szczęście nie potrwała.

Reklama

Drugi moment – jest 24:23 dla Polski w trzecim secie. Kurek idzie na zagrywkę. Skupienie, determinacja na twarzy. Uderza mocno, trafia. As. Chwilę wcześniej wydawało się, że zaraz spotkanie zakończy się porażką 0:3. A tu zrobiło się 1:2. W czwartym secie, gdy Włosi wychodzi na prowadzenie, Kurek potrafił kończyć trudne ataki. Pomylił się po „maratońskiej” akcji, w której uderzał kilka razy i mógł zwyczajnie nie mieć już sił.

Bartosz Kurek nie grał fatalnie i najgorzej ze wszystkich, ale widzieliśmy dzisiaj falowanie i jego dwa oblicza. A jeżeli chcemy zdobyć medal igrzysk, na pewno potrzebujemy stabilniejszego w ataku Bartosza Kurka.

Świetne obrony Semeniuka

Jeszcze w pierwszym secie Grbić wziął czas. „Chcę teraz, żebyście pokazali wszystko! Wszystko co macie!” – krzyczał na siatkarzy, co ma rzadko w zwyczaju. Kolejne zdanie zawierało wulgarne słowo. Serb miał świadomość, jak ważny był to moment spotkania. I był, bo jego zespół został zatopiony, a na powierzchnię zaczął się wydostawać dopiero po kilkudziesięciu minutach.

Później Grbić zachowywał większy spokój i próbował, szukał. Trafił z Kamilem Semeniukiem, choć nie od razu, bo ten w drugim secie, gdy już mieliśmy kontrę i dostał piłkę, delikatnie ja splasował, zamiast zaryzykować i mocno uderzyć. Polacy odrobili w tej partii kilka punktów i mieli w górze piłkę na 19:21, ale świetny Gianluca Galassi zablokował Norberta Hubera. Chwilę później było 0:2. Na szczęście Semeniuk odżył w trzeciej partii. Pięć skończonych ataków na siedem – to robi wrażenie, ale jeszcze ważniejsze były jego dwie kapitalne obrony w kluczowych momentach. To, w połączeniu z nieco lepszą grą Kurka i lekkim rozluźnieniem u Włochów, spowodowało, że Polacy ugrali tego seta, mimo że było w nim już 21:23.

Ale tylko na tyle Biało-Czerwonych było stać.

Reklama

Można skorzystać z Bołądzia

U nas stabilizacji nie gwarantuje Kurek (11 skończonych ataków na 31 w całym meczu), problem na pozycji atakującego miał też Łukasz Kaczmarek, a Włosi mają najlepszego na tej pozycji gracza igrzysk, leworęcznego Yuriego Romano. W spotkaniu z Brazylią miał fantastyczne 70 procent skuteczności w ataku, a przeciwko Polakom – 56 procent. Imponujące.

Przed Grbiciem teraz duży dylemat. Przyjechaliśmy do Paryża z trzema atakującymi, a dwaj podstawowi – tak się wydaje – nie gwarantują nam stabilności i chociaż przyzwoitego poziomu na dystansie całego meczu. Rezerwowym, trzynastym graczem, jest Bartłomiej Bołądź, który w Lidze Narodów był w bardzo dobrej formie. Można z niego skorzystać w ćwierćfinale. Ale czy jest sens to robić? I jeśli tak, to za kogo? Kurek jest zbyt ważną postacią tej drużyny. Grbić go nie zmieni. Może za Kaczmarka?

Krótki, lekko uproszczony obraz:

Kurek – długimi fragmentami nie idzie mu zupełnie przeciwko mocniejszym rywalom w ataku. Ale potrafi się odrodzić, grać lepiej. Może dać drużynie sporo w kluczowym momencie, również w zagrywce.

Kaczmarek – gra mało, w ataku idzie mu różnie. Na pewno jest lepszy od Kurka w obronie. Umie zablokować rywala. Gdy grał więcej przed igrzyskami, nie było źle.

Bołądź – w Lidze Narodów najczęściej grał dobrze albo świetnie. Efektowny, odważnie atakujący. Minus? Mniej wszechstronny od Kaczmarka i w meczach z mocniejszym rywalem staje się czasami czytelny i przewidywalny. Pamiętacie półfinał Ligi Narodów z Francją? Bołądź prezentował się bardzo dobrze, ale w pewnym momencie przeciwnik zauważył, że w jego atakach są schematy, zaczął się pod to ustawiać w bloku i obronie. Skuteczność Bołądzia spadła.

Dlatego dokonanie przez Grbicia zmiany byłoby mimo wszystko dużym ryzykiem.

Najważniejszy mecz za kadencji Grbicia

Gdy ktoś przed turniejem pytał mnie o przewidywania, twierdziłem, że z łatwością pokonamy Egipt, z problemami Brazylię i najprawdopodobniej ulegniemy Włochom. Mówiłem, że według mnie Polacy zdobędą medal, ale nie złoty, bo najsilniejszą drużyną świata wydaje się właśnie Italia. Nie sądziłem jednak, że mecz grupowy z Włochami będzie przez długi czas aż tak jednostronny. Patrzę na statystyki, obrazujące całe spotkanie. Pokazują, że rywal był od nas lepszy właściwie w każdym elemencie. Mogło się wizualnie wydawać, że Polacy jako tako blokują. Zespół Grbicia zatrzymał w ten sposób przeciwnika siedmiokrotnie, tylko że Włosi zrobili to 13 razy.

Naszym wielkim atutem miał być serwis, a Polacy zagrali dziś pięć asów przy 22 błędach na zagrywce. To, mówiąc łagodnie, nie jest dobry bilans.

Jeszcze kilka lat temu Leon był bezsprzecznie najlepszym siatkarzem świata. Dziś w swoim osobistym rankingu wciąż umieściłbym go w TOP 5, ale najlepszy obecnie zawodnik na świecie nazywa się Alessandro Michieletto, jest z rocznika 2001 i był po drugiej stronie siatki. Choć Michieletto nie zagrał akurat dzisiaj wielkiego spotkania. Był przyzwoity. Być może świetny będzie dopiero w finale.

Wciąż wierzę w przejście ćwierćfinału. Ktoś powie: „Przecież Słowenia, z którą mierzymy się w poniedziałek, to koszmar Polaków, bo eliminowali nas w latach 2015-2021 w czterech kolejnych mistrzostwach Europy”. Ich styl, oparty na mocnej zagrywce i genialnej obronie, nam nie leży, to prawda. Nie szukałbym też optymizmu w tym, że Polacy wygrali ze Słowenią dwa ostatnie mecze (spotkanie o brąz Ligi Narodów i mecz w Memoriale Wagnera), bo rywale, tak można było usłyszeć, byli wtedy zajechani fizycznie.

Oglądając jednak Słoweńców w Paryżu, mam wrażenie, że ta Polska, którą ostatnio oglądamy, ma atuty, by się jej przeciwstawić. Potrafię sobie wyobrazić scenariusz, w którym znajdujemy receptę na ich świetnego atakującego Toncka Sterna, a jednocześnie okazuje się, że rywalowi brakuje alternatyw, np. w postaci skutecznych ataków z lewego skrzydła.

Szanse w poniedziałek są według mnie równe. 50/50. To najważniejszy mecz za kadencji Grbicia.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O SIATKÓWCE NA WESZŁO:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Komentarze

24 komentarzy

Loading...