Iga Świątek pokonała Igę Świątek. Każdy, kto oglądał półfinał igrzysk w Paryżu, widział chyba, że Polka w pierwszym secie zupełnie nie była sobą, a w drugim nie potrafiła poradzić sobie z sytuacją, gdy rywalka wróciła do lepszej gry. Lepszej, ale nie jakiejś wyjątkowej. Chinka Qinwen Zheng świetnie serwuje, co dzisiaj pokazała. Jest silna mentalnie. Nieprzypadkowo mówi w wywiadach, że mogłaby umrzeć na korcie. Na tym, mam wrażenie, kończą się jej widoczne atuty. Dziś na Igę to jednak wystarczyło, a wiele na korcie rozegrało się w głowach. Świątek pozostaje tylko i aż walka o brąz. Pytanie – czy będzie w stanie na taki mecz odpowiednio się zmobilizować?
W pierwszym secie Świątek ewidentnie nie była sobą. Liczby? 16 niewymuszonych błędów (przy sześciu Chinki) i tylko pięć bezpośrednio wygranych piłek. Polka wyglądała, jakby za bardzo chciała i jakby być może trochę siedziała w niej wczorajsza sytuacja z Danielle Collins. Krecz rywalki, później ich wymiana zdań pod siatką. Świątek, która ewidentnie nie chciała tego komentować, a następnie musiała to zrobić, bo Amerykanka zasugerowała publicznie, że Iga jest osobą fałszywą. Polka nie czuje się najlepiej w tego typu sytuacjach.
Mecz przeciwko Chince był o tyle trudny, że po drugiej stronie siatki była rywalka, która jest utalentowaną zawodniczką, a do tego momentami gra trochę jak maszyna. Chłodno, bez okazywania emocji. Czytałem przed ich meczem kilka wywiadów z Zheng (nie ma ich zbyt wiele) i mam wrażenie, że to, co mówi – oraz jak to mówi – dobrze oddaje jej osobowość.
Chciała to zrobić dla Chin
Słowa Zheng, cytowane przez stronę WTA: Marzyłam o igrzyskach olimpijskich, od kiedy byłam małą dziewczynką. Chcę zrobić coś wielkiego dla Chin.
Nie dla siebie, nie dla bliskich. Dla kraju. To dość częste podejście u ludzi kształtowanych przez specyficzny i wymagający system chińskiego sportu.
I drugi cytat z Zheng, mocniejszy: Na igrzyskach mogłabym walczyć na korcie do śmierci.
Dziś w pierwszym secie była zdecydowanie górą, ale później wyglądało na to, że mecz się odmienia. Świątek wróciła do niezłej gry, bez tylu błędów, i Chinka nie miała w tym meczu czego szukać. Była taka symboliczna wymiana w drugim secie, przy stanie 3:0 w gemach dla Igi: Polka gra ofensywnie, ale zarazem bezpiecznie. Zheng biega to w jedną, to w drugą stronę. Broni się, odbija. W końcu, gdy nie ma już sił, ładuje piłkę w aut. W tym momencie byłem przekonany, że mecz okaże się kopią ich pierwszego starcia w karierze, z IV rundy French Open w 2022 roku, kiedy Chinka wygrała pierwszego seta w tie-breaku, a w dwóch kolejnych Iga zdemolowała ją, triumfując 6:0, 6:2. Później Polka wygrała jeszcze z Zheng pięć kolejnych spotkań.
Później, gdy Chinka zaczęła przede wszystkim lepiej i celniej serwować, Świątek jakby była zaskoczona tą sytuacją. Od stanu 4:0 nagle zrobiło się 4:4. Było kilka momentów, wymian, gdy mecz mógł pójść w różną stronę. Ale nie potoczył się po myśli Polki. Żeby wam zobrazować, z jak dużą niespodzianką mamy do czynienia:
Iga Świątek w dorosłej karierze rozegrała na paryskich kortach 41 singlowych spotkań.
Wygrała 38, a przegrała tylko trzy.
Z Simoną Halep, 1:6, 0:6. Miała 18 lat, była młodziutka.
Z Marią Sakkari, w ćwierćfinale French Open, w 2021 roku, 4:6, 4:6.
I dziś z Qinwen Zheng.
Mirosław, Świątek, siatkarze
Zheng jest w sobotnim finale. Zagra w nim ze Słowaczką Anną Karolina Schmiedlovą albo Chorwatką Donną Vekić. Pierwsza jest rewelacją imprezy – to najniżej rozstawiona zawodniczka, która doszła do półfinału, od kiedy tenis wrócił na igrzyska w Seulu w 1988 roku. Vekić natomiast w półfinale tegorocznego Wimbledonu była o krok od pokonania Jasmine Paolini – wygrała pierwszego seta, a w dwóch kolejnych była blisko. Decydowały pojedyncze piłki. Nie oszukujmy się jednak – półfinał Vekić w Londynie to jeden z wielu wyników pokazujący, że poziom kobiecego tenisa – wyłączając Igę i Arynę Sabalenkę – wyrównał się, raczej idąc w dół. Dziś sporo może osiągnąć zawodniczka, nie mająca wybitnych umiejętności.
Albo mająca wyjątkową motywację, jak Zheng. Chinka na pewno będzie faworytką spotkania o złoto.
Napisałem wczoraj na Twitterze (mówiłem też o tym w programie „Stan igrzysk”), że chciałbym zobaczyć w Paryżu jakieś wielkie spotkanie z udziałem Polki. Mecz, w którym obie – ona i jej rywalka – będą grać na dłuższym dystansie bardzo dobrze i w którym Iga zostanie postawiona pod ścianą. Coś jak spotkanie z Naomi Osaką, absolutnie znakomite, z tegorocznego French Open. Niestety, takiego meczu podczas igrzysk nie zobaczyliśmy i już nie zobaczymy.
Mecz z Collins był pełen emocji, ale tylko momentami stał na wysokim poziomie z obu stron. Dziś było podobnie – równą, ciekawą grę widzieliśmy tylko przez kilka minut drugiego seta.
Iga, bardziej niż z Zheng, przegrała z samą sobą. Jestem bardzo ciekawy, z jakim nastawieniem mentalnym podejdzie do meczu o brąz. Polka nie ukrywa, że igrzyska są dla niej wyjątkowym marzeniem, również ze względu na ojca, pana Tomasza – niespełnionego olimpijczyka. W 1988 był w Seulu w wioślarskiej czwórce podwójnej, ale zajęli siódme miejsce. Liczyli na więcej. Ta historia miała duży wpływ na niego, ale i na córkę.
Dlatego nawet brąz Igi będzie dużym wydarzeniem, ale z drugiej strony – w całej polskiej ekipie na Paryż chyba tylko Aleksandra Mirosław we wspinaczce na szybkość była tak poważną kandydatką do złota. Tuż za nią Iga, a za Świątek siatkarze. Dopiero później reszta, ewentualnie Wojciech Nowicki.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O IGRZYSKACH NA WESZŁO: