Kiedy cały świat pływacki patrzył na to, czy lepszy okaże się Kristof Milak czy Leon Marchand, nas interesowała walka o brąz. Krzysztof Chmielewski był jednak ostatecznie gorszy o ponad sekundę od Kanadyjczyka Ilya Kharuna. Tym samym zajął niby niezłe, a jednak rozczarowujące czwarte miejsce w olimpijskim finale na 200 metrów stylem motylkowym.
Od początku nie było żadnych wątpliwości. Milak szedł po złoto, a jedynym, który jako jedyny tempa był w stanie dotrzymać mu Marchand. Chmielewski znajdował się pod koniec stawki – ale wiedzieliśmy, że w swoim stylu pod koniec wyścigu zaatakuje. I faktycznie to zrobił. Z tym, że był jednak nieco za wolny.
1:53.90 – z takim czasem finiszował Chmielewski. Gdyby wyrównał rekord Polski Pawła Korzeniowskiego (1:53.23 z 2009 roku), dalej byłby czwarty. Wspomniany Kharun zanotował bowiem czas 1:52.80. Jaki z tego wniosek? Na tym etapie kariery Chmielewski nie był jeszcze wystarczająco mocny, by zdobyć olimpijski medal. Choć oczywiście, zaprezentował się bardzo dobrze. Czwarte miejsce na igrzyskach to najlepszy wynik, jaki również był w stanie wykręcić „Korzeń”. No ale właśnie: pewne rozczarowanie na pewno jest.
Krzysztof nie będzie pływakiem, który po dwudziestu latach przerwie medalową niemoc w polskim pływaniu na igrzyskach. Czekamy zatem na występy naszych dwóch pozostałych zawodników, którzy mają szansę na podium na swoich dystansach – Kasi Wilk-Wasick oraz Jakuba Majerskiego.
Fot. Newspix.pl