Pięściarstwo – sport walki, w którym dwóch zawodników walczy ze sobą jedynie przy użyciu pięści. Pierwotnie bez rękawic, a od początku XX wieku już w nich. To definicja tego sportu, którą możecie znaleźć na Wikipedii. Oglądając dzisiejszą walkę Damiana Durkacza można więc śmiało dojść do wniosku, że z boksem nie miała ona wiele wspólnego. Polak walczył bowiem z dwoma rywalami: Bułgarem Rami Kiwanem – bokserem, a także Sidem Alim Alg Mokretarim – arbitrem ringowym, który wypaczył wynik walki, wlepiając Durkaczowi dwa ostrzeżenia.
Na wstępie: nie twierdzę, że bez ingerencji sędziego Durkacz na sto procent pokonałby rosłego mańkuta z Bułgarii. Ale pierwsza runda zdradzała ku temu przesłanki. W niej 25-latek wygrał na kartach sędziowskich. Druga i trzecia także były bardzo bliskie, przynajmniej w ringu. Polak był w nich aktywny, dobrze pracował na nogach, umiejętnie skracał dystans, omijając długaśne grabie Kiwana – tegorocznego mistrza Europy kategorii do 75 kilogramów.
Cóż jednak z tego, skoro na początku drugiej rundy, już po pierwszej akcji w półdystansie, arbiter ringowy z Algierii ukarał pięściarza z Polski odjęciem punktu. To wprowadziło trochę nerwów w poczynania Damiana, jednak przede wszystkim wyrobiło optykę sędziów punktowych na temat tego, że to zawodnik z Bułgarii przeważa w tym starciu. Co nie do końca było prawdą, bowiem pięściarz z Knurowa boksował naprawdę nieźle. Po tym jak otrzymał ujemny punkt, mógł się tylko uśmiechnąć. Wiedział bowiem, że przy wyrównanej rundzie, zapisze się ona na konto przeciwnika.
W trzecim starciu, szukający wejścia do półdystansu Durkacz ponownie parł na rywala z nisko pochyloną głową. I sędzia kolejny raz postanowił mu za to odjąć punkt! Zanim powiecie „no to po co tak wchodził?!” – odpowiadam. Po to, że była to skuteczna metoda walki z wysokim, leworęcznym rywalem. I co najważniejsze, Damian nie robił nic na tyle złego, by od razu karać go za to odjęciem punktu – tym bardziej bez wcześniejszego zwrócenia mu uwagi przez arbitra. Przekładając tę sytuację na język piłkarski, to trochę tak jakby arbiter Alg Mokretari wlepił któremuś zawodnikowi żółtą kartkę zaraz na początku drugiej połowy, po starciu bark w bark z przeciwnikiem.
W tym miejscu dochodzimy do kolejnej kwestii. Algierczyk bowiem wybitnie nierówno traktował pięściarzy. Uwagę na to zwrócił Marek Śnieżko – sędzia boksu olimpijskiego. Z jednej strony sędziował więc bardziej niż po aptekarsku, bezpardonowo doczepiając się do każdej, nawet najmniejszej przewiny Polaka. Z drugiej, pozwolił Bułgarowi w ringu na bardzo wiele i nie miał problemów z tym, że Kiwan wykorzystuje swoje warunki fizyczne w sposób niezgodny z przepisami.
Obejrzalem walke Damiana, sędzia dramat, nie dość, że Damian nie przekraczał lini pasa przeciwnika głową (jeśli już to nią wpadał więc błedna komenda) to i tak odjęcia punktów to żart. Tyle samo razy zwracał uwagę Bułgarowi za trzymanie albo za ciosy w tył glowy. Szkoda Damiana.
— Marek Śnieżko (@mareksniezko) July 28, 2024
Na nierówne traktowanie obu zawodników przez ringowego z Algierii pieklić mogli się komentujący tę walkę Janusz Pindera i Piotr Jagiełło. Wkurzali się o to kibice, a także eksperci – nie tylko polscy, bo podobne odczucia miało wielu niezależnych obserwatorów. Tylko cóż z naszej złości, skoro przez skrajną niekompetencję jednego człowieka wynik poszedł w świat?
Tak oto pogrzebane zostały nadzieje Damiana Durkacza na dobry występ na igrzyskach. Polak przegrał, bo musiał walczyć z dwoma rywalami. Pierwszym – wysokim, w niebieskim trykocie i z rękawicami bokserskimi założonymi na dłoniach. Oraz drugim, znacznie niższym, przyodzianym w śnieżnobiałą koszulę oraz czarną muchę. Który z kolei na dłoniach miał założone białe rękawiczki.
I w tychże białych rękawiczkach, swoimi decyzjami ustalił walkę Durkacza na niekorzyść Polaka.
Fot. TVP Sport
Czytaj więcej o igrzyskach w Paryżu: