Piłkarzom Rapidu stadion Wisły Kraków imponował od samego początku, dzień przed meczem kapitan Austriaków, Matthias Seidl mówił: – Muszę przyznać, że zobaczyłem teraz stadion i robi na mnie duże wrażenie. Będzie przyjemnie na nim zagrać. Mam nadzieję, że po zakończeniu meczu zejdziemy z boiska jako zwycięzcy. Niestety, jego słowa okazały się prorocze. W czwartek piłkarze Wisły zaprezentowali jednak kawał dobrej piłki. Niewiele zabrakło do remisu. I to cholernie boli, bo można było ten Rapid ukąsić. Nie taki on straszny, jak go malują.
Atmosfera święta i dużej piłki była wyczuwalna na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem. Pierwszym zwiastunem zbliżającej się imprezy, która zaangażuje trzydzieści tysięcy osób były korki w Krakowie. Miasto stało, jeśli ktoś nie wyjechał na stadion odpowiednio wcześniej, to musiał się pogodzić, że na pierwszy gwizdek może nie zdążyć.
Konfrontacja z Rapidem to zupełnie inna bajka niż kosowskie FK Llapi – dumnie brzmiąca klasa rywala, świadomość meczu na bardzo wysokim poziomie, liczna i huczna grupa kibiców z Austrii. Wszystkie warunki piłkarskiego święta zostały spełnione. A co najważniejsze widowisko także porwało. Od początku do końca nie można było oderwać oczu od murawy. Wielka szkoda tylko, że nie udało się chociaż zremisować.
WYCZEKIWANIE
Przyjechaliśmy na stadion odpowiednio wcześniej. Zaparkowaliśmy samochód na zabitym autami parkingu, właściwie wcisnęliśmy go między bus a inną osobówkę. Dookoła pełno austriackich kibiców. Flagi powiewające na wietrze, tatuaże z sercem i herbem Rapidu. Uśmiech, muzyka, bębny. Życie tętniło na dwie godziny przed stadionem Wisły. Kibice z Austrii zbierali energię na doping, co rusz zarzucając różne przyśpiewki.
Kibice @skrapid zgłaszają gotowość 🔜🔥🔥
Czuje w powietrzu duży mecz! @WeszloCom pic.twitter.com/8J7LMsLyMH
— Piotr Rzepecki (@Rzepecki365) July 25, 2024
Na mniej więcej godzinę przed pierwszym gwizdkiem na samym stadionie dało się dostrzec puste miejsca. Powoli wypełniający się obiekt nabierał czerwonego koloru, każdy kibic „Białej Gwiazdy” wiedział jak się ubrać, podczas samego meczu pięknie rozpościerała się czerwień dookoła murawy z małą tylko kapką fanatycznych kibiców Rapidu Wiedeń, którzy byli ubrani w czerń i zieleń. Ale trzeba im przyznać – kapitalnie kibicowali, ich doping nie ustawał ani na minutę.
Kibice Rapidu powitali swoich zawodników, którzy wychodzili na rozgrzewkę. I wtedy pojawił się pierwszy element „wojenki” między sympatykami z Polski, a za granicy. Z jednej strony brawa i powitanie ekipy gości, natychmiastowa reakcja trybun wiślaków – kilkunastosekundowe gwizdy.
Wisła nie wygrała, ale zraniła Rapid
Gdy znajdowaliśmy się bliżej samego początku, nie było na trybunach gdzie wcisnąć szpilki. Wszyscy byli zniecierpliwieni, przystępowali z nogi na nogę.
Kibiców natchnęła mowa spikera, który wyczytał składy i oczywiście nazwisko każdego z zawodników wyjściowej jedenastki Wisły Kraków poniosło się echem, wykrzyknięte przez kilkadziesiąt tysięcy gardeł. Podobnie było już podczas samego hymnu, który został wyśpiewany w fantastyczny sposób, zawodnicy wchodzili na murawę podczas znanej każdemu kibicowi „Białej Gwiazdy” melodii i niosła się ona jeszcze na tyle długo, że wybrzmiał pierwszy gwizdek, a kibice kończyli śpiewać hymn.
Niesamowite ciarki. Ogromne wrażenie. Świadomość, że Wisła nie gra tylko o swoje marzenia, tylko reprezentuje nasz kraj w europejskich pucharach. Dodatkowa motywacja i względny patriotyczne…
DOPING
…do których naturalnie trzeba przejść i skomentować oprawę kibiców Wisły na sektorze C. Na szczęście obyło się bez racowiska, bo znów na klub zostałaby nałożona kara przez UEFA – w meczu z KF Llapi kibice użyli pirotechniki i europejska federacja wlepiła pierwszoligowcowi z Krakowa karę w wysokości 50 tys. euro oraz 8 tys. euro za blokowanie wyjść ewakuacyjnych.
Oprawa w starciu z Austriakami była inna. Miała wydźwięk polityczny. Zresztą, zobaczcie sami.
Pozostałe sektory kibiców gospodarzy także żyły od pierwszego gwizdka arbitra.
– Kto wygra mecz?
– Wisła!
– Kto?
– Wisła!
– Kto?
– Wisła! Wisła! Wisła!
Napędzanie się wzajemne fanów było wręcz nieprawdopodobne. Nie można tego zestawić ze spotkaniem przed dwoma tygodniami z wicemistrzem Kosowa. Ciężko ten wskazać na któryś z meczów ligowych, który koncentrowałby taką uwagę i powodował, że każdy kibiców dawał z siebie maksa, nawet ci, którzy zazwyczaj tylko skupiają się na oglądaniu. W meczu z Rapidem każdy miał w sobie coś z fanatyka. Sektory tętniły życiem, pchały piłkarzy do walki.
I to było widać po samych zawodnikach, którzy dostali drugie życie w końcówce. Oczywiście – gol na 0:2 przygasił ich nieco, co zresztą mówił otwarcie Kazimierz Moskal po spotkaniu. Ostatni kwadrans był jednak fenomenalny. Napędzona drużyna gospodarzy po strzeleniu kontaktowej bramki kąsała Austriaków. A ci wcale nie okazali się tak groźni, jak przed meczem mówiono. Oczywiście mieli niesamowitą jakość, zwłaszcza jeżeli chodzi o poszczególnych graczy (Matthias Seidl, Guido Burgstaller), natomiast Wisła Kraków pokazała jak powinien grać zdobywca Pucharu Polski. Żaden tam dziesiąty zespół tamtego sezonu na zapleczu. Jesteśmy przekonani, że kibice Rapidu musieli długo sprawdzać, by się upewnić, które miejsce zajęła Wisła przed rokiem w tabeli pierwszej ligi.
Determinacją, charakterem, ale też efektowną grą Wisła Kraków pokazała na co ją stać, ale też ośmieszyła chociażby Śląska, który dzień wcześniej skompromitował się na Łotwie. Bo właśnie tak powinien grać w Europie polski klub, który reprezentuje nas na arenie międzynarodowej. By po ostatnim gwizdku nie było ani grama pretensji do zawodników. Można mówić o pechu, o niewykorzystanych sytuacjach. Ale Wisła schodziła z tego meczu z podniesioną głową. I to doceniają kibice.
DO WIEDNIA PO AWANS (?)
Szans nikt Wiśle przed rewanżem nie odbiera, jednak sytuacja ekipy z Krakowa jest daleka od komfortowej. Po zakończonym meczu na chwilę zatrzymał się przy dziennikarzach Jarosław Królewski. – Pamiętajcie jedno, nawet jakby się skończyło remisem po strzale Baeny, to w Wiedniu trzeba byłoby strzelić jeszcze jedną bramkę, więc musimy jeszcze iść po prostu tę jedną bramkę i zobaczyć, co się stanie dalej – mówił szef Wisły Kraków. – Austriacy już na Euro 2024 pokazali, że są mistrzami pressingu. Myślę, że możemy być dumni z naszej drużyny, za to jak zagrali, jak walczyli.
Przed meczem jak mantrę powtarzano, że Wisła w pucharach zrobiła swoje. Dwa zwycięstwa w I rundzie eliminacji Ligi Europy z KF Llapi – cenne 0,5 punktu do rankingu UEFA dla naszego kraju. I co? I tyle? Już można odpaść i pożegnać się z europejskimi pucharami? Każdy kibic powiedziałby po wczorajszym meczu, że to bujda.
Szanse na awans są małe, ale wciąż istnieje furtka w postaci ścieżki Ligi Konferencji. Ale sen wiślaków nadal trwa. Pojadą do Wiednia po emocje, adrenalinę, walkę. I kto wie – być może wydarzy się cud i „Biała Gwiazda” ogra faworyta. Piłka zna nie takie historie, ale pewne jest jedno, że Wisła goni swoje marzenia. Europejskie bramy raju majaczą na horyzoncie. W spotkaniu z Rapidem się do nich nie zbliżyła.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Zwariowany spacer Legii Warszawa
- Robert Klauß – kim jest trener Rapidu Wiedeń?
- Teraz albo nigdy – czy Marsylia De Zerbiego zdetronizuje PSG?
Fot. własne