Reklama

Trzy muszkieterki. Polskie bokserki jadą przełamać medalową posuchę

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

25 lipca 2024, 10:48 • 18 min czytania 27 komentarzy

Na medal olimpijski polski boks czeka długie 32 lata. W Paryżu ta zła passa może dobiec końca, a to głównie za sprawą naszych pięściarek, które liczą na pierwszy biało-czerwony medal w historii kobiecego boksu. Julię Szeremetę, Anetę Rygielską i Elżbietę Wójcik do sukcesu ma poprowadzić Tomasz Dylak. Człowiek, który kiedyś uchodził za trenerskiego żółtodzioba, dziś posiada opinię bokserskiego wizjonera, który nie boi się mówić o tym, że celem tej grupy jest medal. – Każda z tych dziewczyn jest mocno zdeterminowana pod względem psychicznym, a do tego są w formie życia, więc liczę na to, że sprawią niespodzianki w walkach z zawodniczkami, które w rankingu są dużo wyżej od nich – głosi Dylak. Czy Polki rzeczywiście spełnią marzenia o krążku?

Trzy muszkieterki. Polskie bokserki jadą przełamać medalową posuchę

GORZKA LEKCJA

Lekkoatletyka jest dyscypliną, która dała Polsce najwięcej medali olimpijskich w historii. Nasi sportowcy w świecie królowej sportu zdobyli ich aż 66. Jednak na drugim miejscu w tym zestawieniu znajduje się boks. Polscy pięściarze, gównie za sprawą kadry prowadzonej przez legendarnego Feliksa Stamma, wywalczyli dla naszego kraju 43 krążki. To zatrważające, że w sporcie w którym kiedyś wiedliśmy prym, od 1992 roku nie potrafimy zdobyć ani jednego medalu igrzysk. Ostatnim zawodnikiem, który zakończył rywalizację na podium, był Wojciech Bartnik.

Od tego momentu w polskim pięściarstwie olimpijskim panuje taka posucha, że jej przyczyn zaczęto nawet doszukiwać się w siłach nadprzyrodzonych i mówiono o klątwie Bartnika. Choć sam zainteresowany bardzo dobrze życzy polskim zawodnikom, jest widywany na wielu galach amatorskich, a jeszcze niedawno był trenerem kadry seniorów.

Ale w Paryżu to nie panowie, a przede wszystkim panie będą miały większe szanse na to, by przełamać ponad trzy dekady naszej bokserskiej niemocy na igrzyskach. Do stolicy Francji posyłamy bowiem trzy zawodniczki – Julię Szeremetę (kat. 57 kg), Anetę Rygielską (66 kg) i Elżbietę Wójcik (75 kg), które tworzą zgrany zespół. Każda z nich jest niesamowicie pewna siebie. Wszystkie w dobrym stylu wywalczyły przepustkę do Paryża w marcu tego roku, podczas drugiego turnieju kwalifikacyjnego w Busto Arsizio. Tym samym Polki wzięły udany rewanż za ubiegłoroczne niepowodzenie, kiedy podczas igrzysk europejskich, na turnieju rozgrywanym w Nowym Targu nie udało im się wywalczyć żadnej kwalifikacji.

Reklama

O bokserskiej kadrze kobiet porozmawialiśmy z Piotrem Jagiełłą, dziennikarzem TVP Sport i komentatorem boksu, który miał okazję przebywać z polską reprezentacją podczas jej międzynarodowego zgrupowania w Asyżu.

– Paradoksalnie nieudany występ na igrzyskach europejskich może nawet był przełomowym momentem w tej drużynie, bo wtedy jeszcze mocniej wzięli się w garść. Nie stracili tej wiary, którą mieli od samego początku i mieli ochotę przede wszystkim sobie udowodnić, że stać ich na wywalczenie kwalifikacji olimpijskich. To był fajny sygnał, że to są mocni ludzie, którzy się nie poddali mimo wtopy, którą zaliczyli wtedy w Nowym Targu, gdzie rozgrywał się turniej bokserski. Po niepowodzeniu ruszyli jeszcze ostrzej do pracy, cały czas mając w sobie taką sakramencką wiarę w to, że ostatecznie osiągną sukces. I on został osiągnięty niedługo później, podczas w turnieju we Włoszech – mówi nam Jagiełło.

WIZJONER

Zanim jednak przedstawimy główne bohaterki olimpijskich zmagań, rozpocznijmy od postaci, bez której tego sukcesu najzwyczajniej w świecie by nie było. Kiedy bowiem trener Tomasz Dylak przychodził do świata boksu, posiadał status totalnego trenerskiego żółtodzioba. Mało tego, początkujący szkoleniowiec nie mógł się pochwalić nawet żadną karierą bokserską. Z tego względu na początku swojej drogi nie raz musiał mierzyć się z żenującymi tekstami starszych, pracujących na utartych schematach kolegów, pytających go jakie pojęcie ma o boksie, skoro go nie uprawiał.

– Zaczynałem 12-13 lat temu, kiedy trening bokserski w Polsce był nieco skostniały, zatrzymał się na na metodach znanych z latach 70. Ja nie pochodzę ze świata boksu, jestem osobą z zewnątrz. Dlatego moje spojrzenie na trening było całkiem inne. Wprowadziłem do zajęć sporo zmian, na przykład treningi motoryczne, których w boksie nie było. U mnie w klubie kładliśmy mocny nacisk właśnie na przygotowanie motoryczne, dietetykę i na psychologię – mówi nam trener Dylak, po czym dodaje: – To wszystko było bardziej nowoczesne i nie ukrywam, że na początku było bardzo ciężko przebić się z nowymi pomysłami. Byłem najmłodszym trenerem w Polsce, miałem te 24-25 lat. Pozostali trenerzy mieli gdzieś po 50 lat albo więcej, więc spoglądali na moje metody z dystansem. Ale zacząłem osiągać sukcesy w klubie. Później zostałem trenerem koordynatorem w województwie wielkopolskim, następnie pracowałem jako trener współpracujący w różnych kadrach, od młodszych do seniorek. W 2019 roku objąłem kadrę polskich juniorek. Pracowałem tam dwa lata i osiągaliśmy historyczne wyniki.

Nasz rozmówca wcale nie przesadza, mówiąc o historycznych wynikach. Jego dwuletnia kadencja na stanowisku trenera polskich juniorek przyniosła aż 16 medali mistrzostw świata i Europy! Te sukcesy sprawiły, że od opinii człowieka, który nie ma nic wspólnego z boksem, Dylak wyrobił sobie markę prawdziwego reprezentanta nowofalowej szkoły trenerskiej. Dziś jego klub z Gostynia to jeden z najlepszych ośrodków pięściarstwa w kraju.

Piotr Jagiełło: – Z Tomkiem poznaliśmy mniej więcej cztery lata temu. Mogę powiedzieć, że znamy się naprawdę dobrze. Od samego początku złapaliśmy wspólny język, bo zauważyłem u tego człowieka nieprawdopodobną wręcz pasję, żar do osiągania sukcesów, którym potrafi zarażać ludzi dookoła. Fajnie się z tym gościem rozmawia, widać, że on ma bardzo duże pojęcie o boksie. Jest profesjonalistą, rywalizację kobiet ma rozpracowaną w zasadzie na czynniki pierwsze. Nawet jak się dzwoni do niego w trakcie jakiegoś turnieju, to on doskonale wie, co potrafią rywalki, czy na kogo trafimy w następnej rundzie. Jest facetem poinformowanym, ale mi najbardziej imponuje jego mental. Taka niezachwiana wiara w sukces i to, że zdobędzie medal olimpijski.

Reklama

Dylak: – Zaufanie do mojej osoby władzach PZB rosło i tak mogłem przemycać coraz więcej swoich koncepcji. Kiedy w 2021 roku zostałem trenerem kadry seniorek, to mogłem stosować ten system, na którym pracowałem w juniorskiej kadrze. Do tego jeszcze wywalczyliśmy oddolną koordynację. To znaczy, że ja jestem trenerem koordynatorem wszystkich kobiet w boksie, od młodziczek aż po seniorki. Zrobiliśmy tak, bo jeżeli to ma być praca długofalowa, to musi się zacząć od dołu. W końcu nawet jeśli by się teraz udało zdobyć medal, to co nam po nim, jeśli nie mielibyśmy podstaw szkolenia?

Olimpijska reprezentacja Polski kobiet w boksie. Stoją od lewej: Tomasz Dylak, Jakub Sawicki (trener przygotowania motorycznego), Erwin Uss (fizjoterapeuta), Kamil Gorząd, Kamil Goiński. Kucają od lewej: Aneta Rygielska, Julia Szeremeta, Elżbieta Wójcik. Fot. FB/ Polski Związek Bokserski

37-letni szkoleniowiec z łatwością przekonał kadrowiczki do stylu swojej pracy – w końcu ten błyskawicznie przynosił efekty. Ponadto Dylak potrafił stworzyć niesamowitą atmosferę w drużynie i dobry sztab. Dziewczyny współpracują z dietetykiem, psychologiem, fizjoterapeutą czy trenerem przygotowania motorycznego. Głównemu trenerowi od lat w przygotowaniach pomaga także Kamil Goiński – na co dzień trener boksu w Zagłębiu Konin.

Dylak: – To moja prawa ręka. Kiedy byłem trenerem koordynatorem w województwie wielkopolskim, Kamil był moim asystentem. Przez 3-4 lata byliśmy razem na wszystkich zgrupowaniach. W momencie objęcia przeze mnie kadry seniorskiej Kamil dołączył do naszego zespołu, więc jest z nami od początku drogi. To człowiek bardzo mocny psychicznie, który nie kieruje się emocjami, zawsze obiektywnie patrzy na sprawę. Do tego dobry duch zespołu, z którym czujemy się dużo pewniej.

O atmosferze całej grupy opowiedział nam także Jagiełło, który miał okazję z bliska przyglądać się jej przygotowaniom do igrzysk: – Jakiś czas temu powiedziałem całej tej ekipie, że oni tworzą sektę. Sektę wiary w zwycięstwo. W to, że zostanie przełamany ten medalowy impas, który trwa od trzydziestu dwóch lat. I faktycznie, jak się rozmawia z tymi dziewczynami, to żadna z nich nie mówi, że jedzie do Paryża wystartować. Każda mówi, że jedzie po to, żeby zdobyć medal.

– Trener Dylak nauczył te dziewczyny bardzo ciężkiej, ale zarazem mądrej pracy, bo treningi w tej kadrze są bardzo ciekawe, zróżnicowane. One nie są robione po to, żeby zamęczyć dziewczyny monotematycznym rytmem dnia. Poza tym sama atmosfera w tej grupie jest naprawdę dobra, bo ci ludzie się po prostu lubią. Oni mają jeden cel, ale też dobrze się czują w swoim towarzystwie. Tam nie panuje żołnierski rygor, tak jak w wielu kadrach bokserskich. Tam jest swobodna, luźna atmosfera, chociaż kiedy zaczyna się praca, to kończą się uśmiechy i po prostu wszyscy przechodzą do ciężkiego zapieprzania. To wszystko tworzy fajną systematykę działań – kontynuuje dziennikarz TVP Sport.

CZARNY KOŃ

Dobrze, poznaliście już nieco osobę pierwszego trenera kadry kobiet. Ale czy jego podopieczne rzeczywiście mają szansę na medal? Jeśli tak, to jak duże? I wreszcie – kto dokładnie ma go wywalczyć?

Prezentację naszej trójki rozpocznijmy od zawodniczki najmłodszej, której udział w turnieju olimpijskim jest zarazem największą sensacją w polskiej ekipie. Pochodząca z Chełma pięściarka liczy sobie bowiem zaledwie dwadzieścia wiosen. Jak na bokserkę, to niewiele. Jednak Szeremeta na koncie już posiada spore sukcesy. W ubiegłym roku Polka walcząca w kat. 57 kg została mistrzynią Europy do lat 22. Jeszcze wcześniej zdobywała brązowe medale ME juniorek. Należała więc do grupy, którą prowadził Tomasz Dylak.

– Z Julką mam najdłuższy kontakt. Pracujemy razem już ponad pięć lat, więc naprawdę znamy się na wylot, wiemy o sobie wszystko. Jula od dwóch lat pięściarsko mocno rośnie. Moim zdaniem, jeżeli w przyszłości nic się nie popsuje, to może być największy talent polskiego boksu. W końcu ma dopiero 20 lat i jedzie na igrzyska olimpijskie. Nie ukrywam, że dla mnie to może być czarny koń. Rywalki, które z nią zawalczą, na pewno będą się cieszyć, że trafiły na młodą Polkę, której nie znają. Ale Julka nie boi się totalnie nikogo. Ona wyjdzie na mistrzynię olimpijską i będzie pewna, że tę walkę wygra. Przed nikim nie czuje żadnego respektu ani stresu. To pokazują też sparingi. Na przykład w Asyżu sparowaliśmy z brązową medalistką olimpijską olimpijską, która w Paryżu będzie jedną z faworytek do medali. I w mojej ocenie Julka ten sparing albo minimalnie wygrała, albo zawalczyła na remis – mówi nam trener Dylak.

Jego opinię potwierdza także Piotr Jagiełło: – Jeżeli chodzi Julię Szeremetę, to jest trochę wynalazek trenera Dylaka, który od kilku lat konsekwentnie na nią stawiał. Nie zawsze przynosiło to pożądane efekty, ale w najważniejszym momencie odpaliło. Teraz Julia może być czarnym koniem turnieju olimpijskiego. Nikt na nią nie stawia. Nawet rywalki, jak zobaczą w drabince Szeremetę, to pomyślą sobie, że mają łatwą przeciwniczkę i zaliczą dobre wejście w turniej. A wcale tak nie musi być, bo Szeremeta w ostatnich miesiącach pokazuje kapitalny boks.

Ten kapitalny boks przełożył się właśnie na wywalczone w listopadzie mistrzostwo Europy U-22, czy też znakomitą postawę w turnieju kwalifikacyjnym w Busto Arsizio, która dała Szeremecie awans do Paryża. Przy okazji, Julka nie jest w żaden sposób spokrewniona z byłym zawodowym mistrzem Europy w boksie, Kamilem Szeremetą… choć w materiałach archiwalnych wymienia go jako pięściarskiego idola z polskiej sceny. Pół żartem, pół serio można stwierdzić, że w Paryżu Julka będzie miała szansę na to, by zostać najsłynniejszą Szeremetą rodzimego boksu. By tego dokonać, będzie musiała wywalczyć medal olimpijski. Sama zainteresowana emanuje pewnością siebie – jak zresztą każda pięściarka z tej grupy. Otwarcie mówi o tym, że jej celem jest krążek. Co zatem może sprawić kłopot młodej Polce?

– W jej przypadku problemem jest to, że kategoria 57 kg jest niezwykle wyrównana. Tam można przegrać z dziewczyną, która w rankingu zajmuje miejsce w trzeciej dziesiątce, ale można wygrać z zawodniczką, która aktualnie jest pierwsza. Ale ma to swoje zalety. O ile u Anety Rygielskiej i Eli Wójcik dość ważne będzie losowanie, to Julka może zaskoczyć w walce z każdą dziewczyną – analizuje trener Dylak.

POCHWAŁA WYTRWAŁOŚCI

Aneta Rygielska, która wystąpi w kategorii do 66 kilogramów, jest znacznie bardziej doświadczoną pięściarką. 28-letnia zawodniczka z Torunia od dawna pokazuje swój spory potencjał – w 2012 roku we Władysławowie została mistrzynią Europy juniorek. Rok później w bułgarskiej Albenie zdobyła juniorskie mistrzostwo świata. Sukcesy z młodzieżowych lat Aneta potrafiła przenieść na grunt seniorski, bowiem pięć lat temu zdobywała wicemistrzostwo Europy w kategorii 64 kg. Wtedy przegrała w finale 2:3 z Włoszką Francescą Amatą, ale werdykt tego starcia wzbudził spore kontrowersje.

Kiedy zaś Rygielska nie zakwalifikowała się na turniej olimpijski w Tokio, zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym, czy aby nie zakończyć swojej przygody z boksem. To właśnie pojawienie się w 2021 roku w kadrze trenera Dylaka oraz poznanie jego metod pracy przekonało Anetę, że warto jeszcze trochę w tym boksie wytrwać.

Piotr Jagiełło: – Ostatnio długo rozmawiałem z Anetą i ona szczerze mi przyznała, że cztery lata temu poważnie myślała o zakończeniu kariery. Gdyby trener Dylak nie przejął kadry kobiet, to rzuciłaby boks. To będzie taka trochę filmowa historia, jeżeli Rygielska w Paryżu osiągnie sukces, a jeszcze kilka lat temu była na wylocie z boksu olimpijskiego i miała tego już wszystkiego po prostu dość.

Współpraca z trenerem Dylakiem ponownie wzbudziła w Rygielskiej głód sukcesu. Pięściarka która wcześniej czuła zastój w sportowym rozwoju, kolejny raz zaczęła liczyć się w stawce. Tym sposobem w 2022 roku w Budvie Rygielska po raz drugi wywalczyła tytuł wicemistrzyni Europy – już w limicie do 66 kilogramów. Tym razem w finale nie było wątpliwości, Aneta okazała się gorsza od Stefanie von Berge. Jednak wcześniej w półfinale pokonała Busenaz Surmeneli, mistrzynię olimpijską z Tokio.

– Od lat uwielbiam boks Rygielskiej. To jest pięściarstwo oparte na luzie, uśmiechu, na swobodzie i zabawie w ringu – zachwyca się Jagiełło, który wysuwa śmiałą tezę: – To jest dziewczyna realnie zaliczana do kandydatek na medal olimpijski. Nie mówię tego z kosmosu, tylko na podstawie twardych wyników. Ona dwa lata temu potrafiła na mistrzostwach Europy pokonać Busenaz Surmeneli. Byłem wtedy w Czarnogórze, gdzie odbywały się zawody. To był boks, jakiego wcześniej nie widziałem. I to bez podziału na kategorie wagowe czy płeć. Polka pokazała kapitalne pięściarstwo, a pokonanie Surmeneli, mistrzyni olimpijskiej, mistrzyni świata i w zasadzie największej gwiazdy kobiecego boksu, z automatu wskazuje na to, że Rygielska jest materiałem realnie liczącym się w walce o medal olimpijski.

– To jest przecież mistrzyni świata kadetek. Pamiętam ją jeszcze sprzed kilkunastu już lat, kiedy jako młoda dziewczyna podczas młodzieżowych mistrzostw Europy we Władysławowie prezentowała coś specjalnego. I właśnie to jest ta pochwała wytrwałości, że po tylu latach ona się doczekała olimpijskiej szansy. Wokół siebie zbudowała też bardzo profesjonalny zespół, od przygotowania fizycznego po opiekę pani psycholog. Tam wszystko naprawdę się zgadza, a sama zawodniczka jest niezwykle nakręcona na sukces. Dla mnie to jest taka trochę nieformalna pani kapitan, bo fantastycznie boksuje, a przy tym jest kobietą uśmiechniętą, która ma swoje pasje. Aneta może być ambasadorką polskiego boksu w Paryżu – kończy ekspert TVP Sport.

Aneta Rygielska (w czerwonym stroju). Fot. Newspix

NIEOBLICZALNA

Spośród trójki Polek jadących na igrzyska, Rygielska jest pięściarką, która w rankingu swojej kategorii wagowej zajmuje najwyższe miejsce. Aktualnie zawodniczka z Torunia jest 12. Z kole Elżbieta Wójcik w kategorii do 75 kilogramów zajmuje 23. pozycję. Jednak walcząca w cięższej dywizji rówieśniczka Rygielskiej także może poszczycić się sporymi sukcesami. Ze względu na wiek, obie pięściarki od przeszło dekady jeżdżą razem na zawody. Kiedy w 2013 roku Aneta zdobywała juniorskie mistrzostwo świata, Ela zostawała wicemistrzynią globu. Przy czym w finale uległa Claressie Shields, przyszłej dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej. Jednak rok później została już zarówno młodzieżową mistrzynią globu, jak i kontynentu.

Mało tego, w rywalizacji seniorek Wójcik zdobywała dwa srebra ME wywalczone na tych samych turniejach, co Rygielska – czyli z 2019 i 2022 roku. Ponadto Wójcik jako jedyna z Polek zdobyła medal ubiegłorocznych igrzysk europejskich. Choć warto zaznaczyć, że ten krążek miał gorzki smak, bo nie dawał przepustki na igrzyska. Tę Ela wywalczyła później we Włoszech, razem z Anetą i Julią.

Jagiełło: – Myślę, że Ela to jest kandydatka medalowa na równi z Anetą Rygielską. Oczywiście u Elżbiety Wójcik konkurencja jest nieco mniejsza. W jej wadze startuje 16 zawodniczek, więc tych walk trzeba wygrać mniej. Jako osoba Wójcik w ogóle jest szalona, nieprzewidywalna. To potrafi być gigantycznym problemem, ale może być też jej koronnym atutem. To jest kobieta, której nie jesteś w stanie rozgryźć i w zasadzie nie do końca wiesz, o co jej chodzi. Ale to często działa na jej korzyść.

Tu dochodzimy do ciekawego wątku. Otóż Wójcik długo posiadała opinię zawodniczki, która spala się psychicznie. Posiada wielkie umiejętności, ale w decydujących momentach zawodzi ją mental. Dlatego podczas międzynarodowego zgrupowania w Asyżu, sztab polecił Eli, by ta w sparingach zachowywała się, jakby nie była osobą do końca normalną.

– Podczas sparingów chcieliśmy zniwelować u Eli taki stres. Ona jest trochę… niekonwencjonalna. Jeśli ktoś ją pozna, zobaczy jej styl bycia i zachowanie, to w pierwszym momencie może stwierdzić, że u niej psychicznie jest coś nie tak – śmieje się Dylak. – Przeciwniczki często boją się takich zachowań. W sparingach stosujemy taką taktykę, że nie pokazujemy wszystkiego. Boksujemy w trochę inny sposób idziemy mocno do przodu, uśmiechamy się na najmocniejsze ciosy rywalek, gdzieś tam delikatnie je popchniemy. W ten sposób łamiemy je psychicznie. Nie bijemy za dużo, nawet nie wygrywamy do końca tych sparingów. Ale bardziej robimy przewagę psychiczną. I to widać, że przed potencjalną walką zabieramy im trochę serca i duszy. Na sparingach to bardzo dobrze wychodzi. Niech nasza oponentka myśli, że wygrała minimalnie na punkty z tą nieobliczalną dziewczyną. Ale właśnie – ona wciąż nie wie, czego naprawdę może się po Eli spodziewać.

Ela ma klasę sportową, o tym wiemy doskonale. Potrafiła toczyć wyrównane walki z Claressą Shields, gwiazdą kobiecego boksu. A w dodatku wydaje mi się, że Tomasz Dylak znalazł klucz do tego, jak z Elą Wójcik pracować. Wcześniej Polka mentalnie była dosyć wątła. Dzisiaj jest kobietą bardzo pewną siebie. W dodatku będzie świetnie przygotowana do tego turnieju, bo obserwując przygotowania w Asyżu widziałem, że fizycznie i kondycyjnie wygląda dobrze. Trzeba ją zaliczyć do grona kandydatek do metalu w kategorii do 75 kg i to też byłaby piękna historia. Dla niej to będą już drugie igrzyska olimpijskie. Ela jest pierwszą pięściarką z Polski, która będzie walczyć na drugich igrzyskach. Ja mocno na nią liczę ze względu na jej nieszablonowość w ringu, która będzie stanowiła problem dla każdej zawodniczki na świecie – co do tego nie mam żadnych wątpliwości – dodaje Jagiełło.

Elżbieta Wójcik podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Fot. Newspix

Dylak: – Ela Wójcik była już na igrzyskach w Tokio. Ale kiedy z nią rozmawiam o tym występie, to mówi mi, że to była dla niej przygoda, występowała tam na zasadzie, że co będzie, to będzie. Tutaj jest zdeterminowana i zrobi wszystko, żeby ten medal zdobyć. Każda z tych dziewczyn jest mocno zdeterminowana pod względem psychicznym, a do tego są w formie życia, więc liczę na to, że sprawią niespodzianki w walkach z zawodniczkami, które w rankingu są dużo wyżej od nich.

CEL JEST JASNY – MEDAL

Trener kadry kobiet zapewnia nas przy tym, że przygotowania do igrzysk przebiegły zgodnie z planem. Kadra rozpoczęła je u siebie, czyli w Gostyniu, gdzie wypracowywali podstawę formy. Następnie zaliczyła zgrupowanie międzynarodowe w Asyżu, a później kolejne we Francji. Stamtąd pięściarki wróciły 17 lipca do kraju, a po czterech dniach otrzymały oficjalne nominacje olimpijskie i tego samego dnia wyleciały do wioski olimpijskiej. Na miejscu czeka ich jeszcze sześć dni końcówki przygotowań.

Cel tego wysiłku w Paryżu jest jeden. I ta grupa głośno o nim opowiada. Chcą wywalczyć pierwszy od 32 lat medal olimpijski dla polskiego boksu. I zarazem pierwszy, zdobyty przez pięściarkę w biało-czerwonych barwach.

Piotr Jagiełło: – Kiedy Dylak przychodził do kadry ponad trzy lata temu to mówił, że gdyby nie wierzył w medal olimpijski, nie podpisałby umowy i nie spędziłby nawet dnia na zgrupowaniu. On poświęca rodzinę i całego siebie po to, żeby zdobyć medal olimpijski, zapisać się w kartach historii polskiego boksu i polskiego sportu w ogóle. Z kadrą kobiet spędza na wyjazdach 260 dni w roku – a to jest człowiek bardzo rodzinny, który ma partnerkę i dwoje dzieci, zresztą niedawno urodziła mu się córka. Ten człowiek przedkłada swoją pasję nad życie rodzinne. Uwielbiam ludzi z pasją, a widać, że Dylak jest kimś takim, za co go niezwykle szanuję.

Tomasz Dylak: – U nas zawsze jest dobra, rodzinna atmosfera. Jesteśmy razem ze sobą 260 dni w roku, więc musimy się czuć jak rodzina. Wiemy o sobie wszystko. Ale ten dobry klimat musi być, jeśli mamy ze sobą cały czas przebywać. Jeśli chodzi okres przygotowań, to dziewczyn w ogóle nie trzeba było motywować, a wręcz przeciwnie, należało je czasami hamować, żeby się nie przetrenowały. My też nie chcemy przesadzać, żeby ambicja za mocno nas nie poniosła. Ale dziewczyny same pilnowały diety czy suplementacji, pokazywały jak bardzo im zależy na dobrym wyniku. Same przygotowania przebiegły zgodnie z planem. Po zgrupowaniu we Francji zaczęliśmy schodzić z obciążeń, więc szybkość powoli wracała.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

Co do samej drabinki, wiemy, że żadna z naszych zawodniczek nie będzie rozstawiona. To oznacza, że zaczynają z trudniejszego położenia i prawdopodobnie od razu będą trafiać na zawodniczki, które są faworytkami. Tak jest na przykład u Eli Wójcik, gdzie osiem dziewczyn jest rozstawionych, a pozostałe osiem zostanie do nich dobrane. Dlatego od razu trzeba zrobić sensację – przynajmniej na papierze.

Dylak uspokaja jednak: – Znam wszystkie nasze przeciwniczki, które dostały się do turnieju olimpijskiego. Oglądałem ich walki na wideo albo oglądam je na żywo podczas turniejów czy sparingów. Jeżeli któraś z nich była na przykład z innego kontynentu, a na igrzyska dostała się sensacyjnie, to styl takiej zawodniczki również poznałem. Mamy rozpracowaną każdą dziewczynę, z którą przyjdzie nam walczyć. Mamy zrobioną dokładną rozpiskę jakim stylem walczy, jaką ma pozycję, ile mierzy wzrostu, czy już z nią walczyliśmy, czy sparowaliśmy.

– Mocno wierzę w medal. To mój cel i marzenie, które wytworzyło się 6-7 lat temu. Chcielibyśmy przejść do historii jako zdobywcy pierwszego kobiecego medalu olimpijskiego dla Polski. Tak, żeby po 32 latach przerwy od ostatniego olimpijskiego krążka dla polskiego boksu w ogóle, móc rozpocząć nowy etap. Wiem, że nasz występ w Paryżu może być początkiem czegoś nowego. Że do naszego boksu można włożyć jeszcze więcej nowoczesności w treningu, a PZB może dać nam jeszcze większą swobodę w działaniach. Z jednej strony nasz występ to będzie tworzenie historii. Z drugiej, niezwykle mocno wierzę w to, że rozpocznie się nowy etap dla polskiego boksu – kończy trener kadry kobiet.

Bokserski turniej olimpijski rozpocznie się już 27 lipca. Dzień później jako pierwsza polska bokserska w kategorii 66 kilogramów zaprezentuje się Aneta Rygielska. Finał jej kategorii wagowej rozegra się 9 sierpnia, a w wagach Szeremety i Wójcik – dzień później. Nam z kolei pozostaje trzymać kciuki za to, byśmy do tego momentu mogli emocjonować się występami polskich zawodniczek na igrzyskach.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. główne – FB/Polski Związek Bokserski

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Niemcy

A taki był ładny, amerykański… Nuri Sahin i jego problemy w BVB

Szymon Piórek
8
A taki był ładny, amerykański… Nuri Sahin i jego problemy w BVB

Komentarze

27 komentarzy

Loading...