Motor wjechał do Ekstraklasy niczym sympatyczny Conrado Moreno do studia programu „Europa da się lubić”. Jednak to Marek Papszun i Ante Crnac zapytali lublinian po końcowym gwizdku: – Jesteście cali?
11 719 dni minęło od ostatniego meczu Motoru w najwyższej klasie rozgrywkowej. Od 20 czerwca 1992 roku, gdy lublinianie pokonali Zagłębie Sosnowiec 5:2, upłynęły ponad 32 lata.
Marek Papszun i jego czapka wrócili do Ekstraklasy po roku. – Odpoczynek dał mi nową energię i myślę, że to przełoży się na zespół. Oczekuję zwycięstwa – zapowiedział przed meczem nowy-stary szkoleniowiec Rakowa. Na energię w grze jego drużyny chyba musimy jeszcze trochę poczekać, ale z pewnością była to gra wystarczająca na Motor.
Z kolei Mateusz Stolarski miał ciut inne podejście. – Oczekuję od mojego zespołu, żeby dobrze się bawił. Dziś mamy święto w Lublinie. Dlaczego strach miałby nam odebrać radość? – powiedział trener Motoru, a jego zawodnicy chyba zbyt dosłownie wzięli sobie te słowa do serca.
Motor Lublin – Raków Częstochowa 0:2. Fajerwerki tylko przed meczem
Mecz w Lublinie rozpoczął się od powitalnego pokazu fajerwerków. W tym momencie z nadzieją pomyśleliśmy o słowach Alfreda Hitchcocka: „Na początku powinno być trzęsienie ziemi, a potem napięcie musi rosnąć”. Niestety już pierwszy kwadrans wybił nam nadzieję z głowy.
Przede wszystkim brakowało jakości. Piłkarze Motoru rzeczywiście nie wyglądali na przestraszonych, ale jedyną groźną okazję stworzyli po fatalnym kiksie Kacpra Trelowskiego, który pod naporem Piotra Ceglarza podał piłkę pod nogi Michała Króla. 24-latek zamiast przymierzyć, zamknął oczy, dzięki czemu bramkarz Rakowa mógł naprawić swój błąd.
Pewniejszy od swojego vis a vis był Ivan Brkić. Chorwacki nabytek Motoru poczynał sobie bardzo pewnie i czyścił wszystko, co trzeba było wyczyścić. Ratował wszystko, co uratować mógł. Przy straconych golach nie miał jednak szans, za co podziękować może kolegom z defensywy.
Kontra z podręcznika
Dowodem na to, że gospodarze starali się grać odważnie niech będzie między innymi fakt, że bramkę na 1:0 Raków zdobył po kontrze. Po kontrze podręcznikowej, dodajmy. Choć z drugiej strony być może twórcy podręczników nie mieliby na tyle wyobraźni, aby wymyślić, że Władysław Koczerhin będzie mógł swobodnie przebiec kilkadziesiąt metrów. Podczas gdy Ukrainiec holował piłkę spod koła środkowego pod pole karne Motoru, absolutnie NIKT nie stanął na jego drodze. A później oglądaliśmy bilard w najlepszym wydaniu. Tudor, Crnac i gol. Wszystko na jeden kontakt przy fatalnym, kryminalnym wręcz, zachowaniu obrońców z Lublina.
Ante Crnac z pierwszym golem dla @Rakow1921 w tym sezonie! 🔥👊
📺 Mecz w Lublinie trwa w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/iHur01ZNfn
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) July 21, 2024
Na pochwałę zasługuje najlepszy na boisku Ante Crnac, który znakomicie wyprzedził Filipa Wójcika. Mimo że Chorwat nie grał dziś na „dziewiątce”, to był zdecydowanie najjaśniejszym punktem w ofensywie skonstruowanej przez Papszuna. Nie było to szczególnie trudne na tle niewidocznego Patryka Makucha czy aż nazbyt widocznego i przy tym dość nieudolnego Adriano Amorima. Obaj potrzebują jeszcze sporo czasu, by wkomponować się w nowy zespół. Szczególnie Brazylijczyk, którego zagubienie – szczególnie w pierwszej połowie – było widoczne z najwyższych rzędów Areny Lublin.
W drugiej części gry fajerwerków nie oglądaliśmy ani na trybunach, ani na boisku. Motor nie był w stanie poważnie zagrozić ekipie z Częstochowy, która udokumentowała przewagę za sprawą duetu: Crnac – Dawid Drachal. 19-latek zameldował się na murawie w 84. minucie, a kilka chwil później podwyższył wynik na 2:0. Strzelił gola pierwszym kontaktem z piłką. Kolejną „cyferkę”, dzięki asyście, dorzucił Crnac.
To nie był wielki Raków. Drużyna Marka Papszuna nie zachwycała. Sporo w jej grze było niedokładności i chaosu. Dziś częstochowianie – mimo że w Ekstraklasie – grali jednak z drużyną pierwszoligową. – Chcemy w przyszłości naśladować przynajmniej Raków – zapowiadał przed meczem Zbigniew Jakubas. Jeśli faktycznie, to chyba trzeba sięgnąć do portfela jeszcze tego lata, ponieważ, żeby iść w ślady Rakowa, najpierw trzeba się utrzymać. Takim składem może być to zadanie niewykonalne.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO
- Urbański: Można marzyć o Złotej Piłce i wygraniu Euro
- Spadek i upadek. Jak GKS Katowice 19 lat temu żegnał się z Ekstraklasą
- Jagiellonia w obronie mistrzostwa Polski
- Nie ma już Josue, ale są najlepsi piłkarze w Polsce. Mistrzostwo to obowiązek
- Jagoda: Praca przy Ekstraklasie? Jestem jak grzybiarz w lesie w okresie suszy
Fot. Newspix