Podróż Francuzów do bazy po meczu z Belgami była dość absurdalna. Teraz grozi im za nią kara.
Ekipa Deschampsa mecz rozgrywała w Dusseldorfie, oddalonym ok. 2 godziny jazdy od Bad Lippspringe, ośrodka szkoleniowego, w którym Mbappe i spółka na co dzień są skoszarowani. Nie jest to zatem duża odległość, ale nie dla wszystkich.
Po meczu w Dusseldorfie Francuzi pojechali na lotnisko. Stamtąd samolotem polecieli do Paderbornu. Powietrzna podróż trwała pół godziny, a następnie przerodziła się w jazdę autokarem do bazy. Odprawy na lotnisku, kontrole, dojazdy – całość spowodowała, że cała podróż na pewno trwała ponad godzinę, więc w najlepszym wypadku udało im się zaoszczędzić kilka minut.
Taki luksus oczywiście kosztuje. Nie mamy na myśli tylko wyczarterowanego samolotu, czekającego na lotnisku. UEFA niedawno wprowadziła restrykcje dotyczące ograniczenia emisji CO2, nawołując do przemieszczania się w trakcie Euro pociągami lub autobusami. Wykluczono więc samoloty, czym nie przejęli się Duńczycy, którzy musieli przejechać ze Stuttgartu do Dortmundu. Zdecydowali się na lot, tłumacząc się skomplikowanym dojazdem, który miałby trwać 7 godzin. Duńska Federacja dostanie premię za udział w turnieju, pomniejszoną o karę. Dodatkowo będzie musiała zapłacić grzywnę za każdego zaproszonego na mecz gościa, który przyleciał samolotem.
Czy Francuzi również zostaną ukarani grzywną? Na pewno w tym wypadku byłaby jeszcze bardziej zasadna.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Frankfurtem rządzi crack. Euro w mieście zombie
- Czy czujesz się bezpiecznie? Tak, ale… Strach na strefach kibica
- Euro w niemieckiej dziurze, czyli witamy w Gelsenkirchen
Fot. Newspix