Reklama

Gra jak Xavi, chce go Barca, polubił disco-polo. Lobotka i jego droga na szczyt

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

21 czerwca 2024, 08:55 • 12 min czytania 5 komentarzy

Xavi jest przekonany, że Stanislav Lobotka bardzo przydałby się Barcelonie. Takie słowa nie mogą dziwić, bo Słowak przypomina na boisku genialnego Hiszpana. Już 10 lat temu nie dało mu się odebrać piłki i dlatego Milan Rundić, obecnie piłkarz Rakowa Częstochowa, nadał mu przydomek „Sejf”. Gdy Lobotka był dzieckiem, wsiadał na rower i jeździł po okolicznych domach zbierać kolegów na wspólne granie. Niektórych budził. Podczas turnieju w Polsce polubił disco-polo, zwłaszcza jedną piosenkę. Dziś Lobotka to gwiazda Napoli i lider reprezentacji Słowacji, z którą na EURO 2024 pokonał już Belgów, ale to ma być dopiero początek. Na Weszło opisujemy jego drogę na piłkarski szczyt.

Gra jak Xavi, chce go Barca, polubił disco-polo. Lobotka i jego droga na szczyt

Szatnia Celty Vigo, a w niej lecące disco-polo. Brzmi nieco absurdalnie, prawda? Tym bardziej, że w tym hiszpańskim klubie nigdy nie grał żaden z Polaków. Muzykę puścił Stanislav Lobotka, pomocnik reprezentacji Słowacji, dziś kluczowa postać tej kadry podczas EURO 2024. Jego związki z naszym krajem są większe, niż mogłoby się wydawać.

W 2017 roku w Polsce rozgrywano mistrzostwa Europy do lat 21. Słowacy mieli świetny zespół, być może najlepszy rocznik w swojej historii. W pierwszym meczu pokonali Polskę, choć od pierwszej minuty, po golu Patryka Lipskiego, przegrywali 0:1. Ograli też Szwecję i to 3:0. Przegrali tylko z Anglikami (1:2). Byli o krok od awansu do półfinału, zabrakło im ostatecznie jednego gola. Podczas świętowania jednej z wygranych Lobotka i Milan Skriniar, również czołowa postać zarówno tamtej młodzieżówki, jak i obecnej kadry, usłyszeli disco-polo. Szczególnie spodobał im się przebój zespołu After Party „Ona lubi pomarańcze”. Lubią go sobie puszczać do dzisiaj.

Lobotka był fantastyczny

Słowacy w pierwszym meczu EURO 2024 pokonali 1:0 Belgów. Wielu ekspertów uznało to za dużą niespodziankę, niektórzy za sensację. – Ja bym tak tego nie nazwał. Przed meczem zakładałem, że Słowacja przynajmniej zremisuje. Belgia już nie jest tak silna, przede wszystkim w obronie. A nasz zespół w kwalifikacjach przegrał tylko z Portugalią, ale w obu meczach pokazał się z dobrej strony. Przeciwko Belgii Słowacja zagrała bardzo odważnie. To dało nam wygraną – mówi w rozmowie z Weszło słowacki dziennikarz Lukas Vrablik, piszący m.in. dla „Guardiana”. Wszyscy są za to zgodni – Stanislav Lobotka w meczu z Belgami był fantastyczny.

Reklama

Z Polską łączy go nie tylko muzyka i wspomnienia z młodzieżowych mistrzostw Europy. Interesy Lobotki reprezentuje polsko-słowacka agencja FairSport, której jednym z właścicieli jest Paweł Zimończyk. Współpracę z Lobotką, dziś czołowym środkowym pomocnikiem Serie A, rozpoczęli, gdy ten miał 16 lat. Wspólnik Zimończyka, Branislav Jasurek, grał z młodym pomocnikiem w AS Trencin. Jasurek musiał przedwcześnie zakończyć karierę, z powodu wykrytej wady serca, i zdecydował się działać jako agent. Miał w klubie kontakty, dlatego zawodnicy byli chętni, by to FairSport reprezentowało ich interesy.

„This is my sen”

– Mieliśmy w tej drużynie wielu zawodników, ale on od początku się wyróżniał. Znakomicie kontrolował piłkę, w bardzo mądry sposób wychodził do pressingu. Praktycznie w każdym meczu był świetny. Dostrzegali to znani z pracy w Polsce trenerzy, którzy pracowali z nim w Trenczynie: Adrian Gula i Martin Sevela. Właścicielem słowackiego klubu był Tschen La Ling, który został również doradcą zarządu w Ajaxie Amsterdam. Dlatego Lobotka sezon 2013/2014 spędził w młodzieżowej drużynie tego słynnego holenderskiego klubu – tłumaczy nam Zimończyk.

Lobotka był wtedy nieśmiałym chłopakiem, nieznającym angielskiego. Na pierwszej konferencji prasowej w Amsterdamie, odbywającej się właśnie w tym języku, siedział wyraźnie stremowany. Gdy już musiał coś powiedzieć, wziął mikrofon i rzucił zdanie: „This is my sen”, zamiast „This is my dream”, bo nie znał tego ostatniego wyrazu. Zdanie było regularnie cytowane w słowackich mediach, a AS Trencin nazwał tak nawet jedno z organizowanych przez siebie wydarzeń. Po roku w Holandii młody pomocnik wrócił jednak do słowackiego klubu i spędził w nim kolejny sezon. Jak słyszymy, Ajax był zainteresowany sprowadzeniem go na stałe, ale działacze nie dogadali się co do kwestii wykupu.

Z perspektywy czasu uważam, że może to i dobrze. Lobotka pograł jeszcze rok na Słowacji i  był ważną postacią zespołu, który sięgnął po mistrzostwo oraz wywalczył krajowy puchar – dodaje Zimończyk. Zamiast Holandii, pomocnik był rok w ojczyźnie, a później przeszedł bardzo ciekawą ścieżkę: przez Danię i Hiszpanie do słynnego włoskiego klubu.

Reklama

Mecz Polska – Słowacja reprezentacji do lat 20. Lobotka w walce z Krzysztofem Piątkiem. 2015 rok

W sezonie 2014/2015, tym zakończonym dwoma trofeami, jego klubowym kolegą w AS Trencin był Milan Rundić, dziś obrońca Rakowa Częstochowa. – Graliśmy razem ponad rok. Niesamowity chłopak. Mówiłem na niego: „Sejf”, bo gdy dostawał piłkę, praktycznie nie dało mu się jej zabrać. Często schodził do linii obrony, prosząc o piłkę. Mieliśmy taki schemat, że zagrywałem do Lobotki, a on brał piłkę, biegł z nią na połowę rywala i podawał, najczęściej do boku. Nie mogłem uwierzyć w to, jak szybko to robił. Poruszał się imponującym sprintem – opisuje Rundić. Historia z disco-polo nie jest dla niego zaskoczeniem. Choć dla młodego Stana zawsze to piłka była na pierwszym miejscu, lubił też bawić się przy muzyce. To on, choć należał do najmłodszych w zespole, często wyciągał po meczach kolegów na jedyną dyskotekę w Trenczynie. Nie było to wyjątkowe miejsce, ale Lobotka świetnie się w niej czuł.

Pamiętam jeden z jego pierwszych meczów w lidze słowackiej. Nie miał jeszcze 18 lat, a rozpoczął go od pierwszej minuty. Słyszałem, że trener Adrian Gula nie tylko dał mu szansę, ale też, widząc jego możliwości, pozwalał mu na boisku na bardzo dużo wolności. Miał mu powtarzać: „Czasami będziesz popełniał błędy, ale nie przejmuj się tym. Graj odważnie i kreatywnie, to jest dla mnie najważniejsze”. Lobotka dorastał w otoczeniu, gdzie nie tworzyło się presji i również dlatego mógł szybko się rozwijać. Od początku był dużym talentem. Nie powiedziałbym wtedy jeszcze, że zostanie jednym z najlepszych pomocników w Europie. Pierwszy raz pomyślałem, że może tak być, gdy dyrektor Nordsjaelland powiedział o Lobotce: „Ten chłopak trafił do nas jako 20-latek i już w pierwszym sezonie jest moim zdaniem najlepszym zawodnikiem całej ligi” – opisuje Vrablik.

Lobotka urodził się w Trenczynie. Jeżeli dorastasz w tym mieście lub jego okolicach i chcesz być sportowcem, piłka nożna to zdecydowanie dyscyplina numer jeden. Piłkarz ma z wczesnego dzieciństwa przede wszystkim jedno wspomnienie. – Wszystko działo się spontanicznie. Pamiętam, że jadłem śniadanie, brałem piłkę i siadałem na rower. Jechałem pod dom, który był niedaleko, dzwoniłem i prosiłem kolegę, by poszedł grać ze mną w piłkę. Później to samo u kolejnych sąsiadów. Niektórych chłopaków budziłem, ale oni często ubierali się i szli ze mną na boisko, gdzie często spotykaliśmy inne osoby. Graliśmy bez żadnych zasad, sędziów, fauli. Wszystko było naturalne i sprawiło, że pokochałem piłkę. Wtedy zacząłem marzyć o tym, by kiedyś rozgrywać mecze na wielkich stadionach, i sprawić, że rodzina będzie ze mnie dumna – opowiadał Lobotka dwa lata temu w wywiadzie dla oficjalnego kanału Napoli.

Lobotka podczas EURO do lat 21, rozgrywanego w 2017 roku w Polsce

„Jest zajebistym człowiekiem”

– Jakim właściwie człowiekiem jest Lobotka? – pytam Zimończyka.
Można przeklinać? Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy, to „zajebistym”. I nie mówię tego głównie dlatego, że jestem jego agentem. A, ujmując to trochę ładniej, jest osobą pokorną i bardzo zabawną, z kapitalnym poczuciem humoru. Bardzo przyjazną w stosunku do wszystkich. To w pierwszej kolejności świetny człowiek, a w drugiej znakomity piłkarz – odpowiada Zimończyk.

To, ile Lobotka potrafi na boisku, dostrzegają też najwięksi zawodnicy XXI wieku. W 1/8 finału Ligi Mistrzów w ubiegłym sezonie Napoli wpadło na Barcelonę. Zremisowało u siebie 1:1, a przed rewanżem w stolicy Katalonii na konferencji prasowej jeden z dziennikarzy zapytał Xaviego, którego piłkarza włoskiej drużyny szczególnie ceni. Podobno dziennikarz spodziewał się, że usłyszy o Gruzinie Chwiczy Kwaracchelii, być może o Piotrze Zielińskim, tymczasem trener Barcelony zaczął mówić o Słowaku. – Lobotka podoba mi się w konstruowaniu gry. On nie traci piłek. Chętnie zobaczyłbym go w Barcelonie. Myślę, że ma wystarczające umiejętności – powiedział Xavi. – To bardzo miłe, gdy ktoś, kto od dziecka był twoim idolem, mówi o tobie takie słowa. Zobaczymy, co wydarzy się latem – odniósł się w słowackich mediach, nieco tajemniczo, do tych słów Lobotka.

Rozmowy z Barceloną

Nie jest tajemnicą, że kiedy był dzieciakiem, fascynowała go gra Barcelony, a Xavi oraz Andres Iniesta byli ulubionymi piłkarzami. Nie jest też tajemnicą, że Barcelona od pewnego czasu mocno interesuje się Lobotką. Branislav Jarusek, wspólnik Zimończyka, mówił publicznie, że rozmawiał na temat potencjalnego transferu do Barcelony z dyrektorem sportowym tego klubu, Deco, a także z Xavim. Stwierdził też, że Lobotka chciałby zagrać jeszcze w karierze w klubie, realnie walczącym o triumf w Lidze Mistrzów. Do transakcji jednak nie doszło i raczej nie dojdzie do niej tuż po EURO. – Uważam, że Lobotka pasowałby do Barcelony. Pamiętajmy jednak, że od tego typu słów trenera do finalizacji transferu jest daleka droga. I nie zapominajmy, że hiszpański klub nie jest w najlepszej sytuacji finansowej – mówi Zimończyk w rozmowie z Weszło.

Lobotka idealnie by się odnalazł w Barcelonie. Nie jest może fizycznym zawodnikiem, ale pasowałby do tego klubu. Nie ma przypadku w tym, że jeżeli jakiś ekspert w ostatnich latach chciał porównywać go do któregoś wielkiego piłkarza, niemal zawsze wybierał Xaviego albo Iniestę – dodaje Vrablik.

Lobotka jako gracz Napoli 

Żeby przejść drogę od chłopaka, zwołującego kolegów na spontaniczne mecze, do człowieka na liście życzeń Barcelony, Lobotka musiał dokonywać właściwych wyborów. Robił to, plus – co bardzo ważne – trafiał na wyjątkowych trenerów. W 2015 roku skusiła go wizja duńskiego FC Nordsjaelland, mistrza kraju z 2012 roku, gdzie budowano ciekawy projekt. Miał też trochę szczęścia, bo, gdy był tam już pół roku, zespół objął ponownie Kasper Hjulmand, obecny selekcjoner reprezentacji Danii. Lobotka często opowiadał osobom ze swojego otoczenia, jak Hjulmand, nowoczesny trener, pomógł mu rozwinąć się oraz lepiej rozumieć futbol.

Hjulmand zmienił moją mentalność. Uświadomił mi, że ważniejsze, niż bycie świetnym piłkarzem, jest bycie dobrym człowiekiem. W klubie stworzył atmosferę, w której ludzie się do siebie uśmiechają, szczerze się lubią i są pomocni. To zresztą charakterystyczne dla Danii. Na Słowacji ludzie za bardzo narzekają i przejmują się rzeczami, które wcale nie są takie istotne. Po transferze zrozumiałem też inne rzeczy. Zacząłem trenować z większą intensywnością i zwracać większą uwagę na to, co jem. Teraz widzę, jak dużo dzięki temu poprawiłem w swojej grze – to jego wypowiedź dla duńskich mediów.

Po dwóch latach (w obu przypadkach wybierano go zawodnikiem sezonu) Słowak przeniósł się do Celty Vigo. Tam drużynę objął Juan Carlos Unzue, obecnie niepracujący już w zawodzie, bo zmaga się ze śmiertelną chorobą, stwardnieniem zanikowym bocznym. – Chłopak, grający, jakby szkolono go w La Masii, trafił na trenera przesiąkniętego filozofią Barcelony (Unzue był w Barcelonie asystentem w latach 2014-2017). Wiedzieliśmy, że to się powinno udać i Lobotka rzeczywiście stał się ważną postacią Celty. Niestety, później u trenera Unzue zaczęły się problemy zdrowotne, a jego dwaj następny preferowali nieco inny styl gry – tłumaczy nam Zimończyk.

Lobotka do Hamsika: „To problem? Przecież to świetnie”

Napoli zaczęło poważnie interesować się Lobotką w sezonie 2018/2019, gdy trenerem klubu był jeszcze Carlo Ancelotti. Piłkarz przejście do Serie A rozważał już latem 2019 roku, ostatecznie zrobił to rok później. W mediach informowano, że o Słowaka biły się też Milan i Fiorentina, ale najpoważniejszą opcją numer dwa z Włoch był Inter. Lobotka miał też konkretne oferty z Hiszpanii, Francji i Anglii. – Działacze Napoli byli zdeterminowani i w końcu dopięli swego – mówi Zimończyk.

Przed transferem Lobotka rozmawiał ze swoim rodakiem Markiem Hamsikiem, legendą Napoli. Usłyszał od niego, że kibice Napoli są wyjątkowi, tworzą niepowtarzalną atmosferę, ale ma to też drugą stronę, bo gdy widzą któregoś zawodnika na mieście, z rodziną czy przyjaciółmi, ten raczej nie ma prywatności. Zagadują, muszą sobie zrobić z nim zdjęcie, czasami nie dają spokoju. – To problem? Przecież to świetnie – miał stwierdzić Lobotka i przeniósł się do Napoli, w którym dwa lata przepracował z kolejnym bardzo ciekawym trenerem, Luciano Spallettim. Słowak przesiąkł też mentalnością tego klubu. “Jestem gotów umrzeć na boisku, żeby tylko kibice Napoli byli szczęśliwi” – powiedział, nieco patetycznie, w jednym z wywiadów Lobotka, który z Napoli sięgnął po dwa trofea: ubiegłoroczne mistrzostwo kraju oraz wygrany w 2020 roku Puchar Włoch.

Lobotka to dziś czołowy pomocnik Serie A 

Mistrz interpretowania przestrzeni

Liam Tharme w serwisie „The Athletic” po wygranej Słowacji z Belgią postawił tezę, że zespół Francesco Calzony zwyciężył w dużej mierze dlatego, że zagrał jak Napoli. Tharme objaśnia, że w taktyce Słowaków, podobnie jak we włoskiej drużynie, gdy w ubiegłym roku sięgała po mistrzostwo Włoch, kluczową rolę pełnią środkowi pomocnicy, a przede wszystkim Lobotka. To jego znakomita gra, ale też świetne wsparcie ze strony partnerujących mu w drugiej linii Ondreja Dudy oraz Juraja Kucki, sprawiły, że Słowacy osiągnęli przewagę w tej strefie i będący faworytami Belgowie musieli w drugiej połowie zmienić taktykę. „Wycofali Kevina de Bruyne’a i zaczęli posyłać piłki na zawodników z przodu. Oni w pewnym momencie pogodzili się z tym, że Słowacja jest lepsza w środku pola” – napisał Tharme. A jako akcję, jakby żywcem wyjętą ze spotkań najlepszego Napoli w ostatnich latach, autor przedstawia tę z pierwszej połowy, kiedy Słowacy szybko i ze swobodą rozegrali piłkę, a znany z gry w Lechii Gdańsk Lukas Haraslin mógł wolejem podwyższyć na 2:0.

W tym porównaniu nie ma nic dziwnego – Calzona, selekcjoner Słowaków, przez lata był prawą ręką Maurizio Sarriego. W Napoli, jako asystent, pracował w latach 2015-2018 oraz 2021-2022. W lutym obecnego roku Calzona zgodził się objąć drużynę jako tymczasowy trener i prowadził ją przez 16 spotkań, będąc jednocześnie selekcjonerem Słowaków. Nie poszło mu w tej roli najlepiej, ale nikt nie ma wątpliwości, że Włoch jest przesiąknięty DNA Napoli. Podobnie jak Lobotka i dlatego teraz tak dobrze współpracują w kadrze, która stara się grać w podobny sposób.

Zimończyk mecz Słowaków z Belgami oglądał z trybun stadionu we Frankfurcie. – Rozmawiałem trochę z Lobotką i dało się wyczuć przed turniejem w ich obozie atmosferę skupienia i ciężkiej pracy. Dla Stana, Skriniara i innych zawodników tej generacji to może być życiowa impreza. Nieprzypadkowo przed EURO wygrali dwa sparingi po 4:0, pierwszy co prawda z San Marino, ale drugi z Walią. Taktycznie zrobili ogromny progres. W grze Słowaków nie widać żadnej bojaźni. Wierzą w siebie i będą chcieli wiele w tym turnieju zdziałać – przekonuje.

Stan Lobotka w meczu Słowacja – Belgia (1:0)

Vrablik: – Lobotka dostał nagrodę dla najlepszego piłkarza meczu z Belgią i też postawiłbym na niego. On w wizji Calzony ma grać trochę jak Rodri w Manchesterze City i reprezentacji Hiszpanii: dostarczać piłkę z linii obrony do zawodników z przodu, przełamywać formację przeciwników, szukać sobie miejsca i ciągle chcieć dostać piłkę. Mało jest zawodników na świecie, którzy tak potrafią interpretować boiskową przestrzeń.

A Calzona powiedział po meczu z Belgią: – Pokonaliśmy zespół, który wiele osób uważało za faworyta grupy. Wiemy, w jakiej pozycji się znaleźliśmy i zrobimy wiele, żeby tego nie zmarnować.

***

W Dusseldorfie, 1 lipca, zostanie rozegrane jedno ze spotkań 1/8 finału. Zmierzą się w nim drugie zespoły z grup D i E. Po pierwszych meczach wydaje się możliwe, że obejrzymy tam spotkanie Holendrów ze Słowakami. Jeżeli zrealizuje się taki scenariusz, być może Lobotka i Skriniar jeszcze bardziej polubią pomarańcze.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ W SEKCJI WESZŁO EXTRA:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
2
Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

EURO 2024

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
2
Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
11
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...