Reklama

„Babcia wróciła”. Rywalki się zmieniają, a Anita Włodarczyk wciąż na podium

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

11 czerwca 2024, 08:49 • 7 min czytania 2 komentarze

Kiedy przed wczorajszym konkursem rzutu młotem Anita Włodarczyk spojrzała na listę finalistek, zdała sobie sprawę z tego, że od najmłodszej uczestniczki dzieli ją… osiemnaście la. Z kolei gdy popatrzyła na datę, przypomniała sobie, że dwa lata wcześniej, też 10 czerwca, leżała z uszkodzonym mięśniem dwugłowym, który mógł oznaczać dla niej koniec kariery. 10 czerwca 2024 roku w Rzymie mogła się jednak cieszyć. I powiedzieć: – Dzisiaj mam srebrny medal, więc to jest też dla mnie motywujące, że odbiłam się od dna, wróciłam. I walczymy dalej.

„Babcia wróciła”. Rywalki się zmieniają, a Anita Włodarczyk wciąż na podium

“DAJESZ, BABCIA!”

To niegrzeczne, by wypominać kobiecie wiek, ale w tym przypadku sama zainteresowana zwraca na niego uwagę, więc czuję się usprawiedliwiony. Anita liczy sobie 38 lat, a kolejne urodziny będzie obchodzić w czasie tegorocznych igrzysk olimpijskich. Kiedy dwa dni temu polska trzykrotna mistrzyni olimpijska przeszła przez eliminacje do poniedziałkowego finału, zdradziła nam, że wraz z trenerem sami żartują z PESEL-u w jej dowodzie. Kiedy bowiem Ivica Jakelić chce zmotywować swoją podopieczną do jeszcze większego wysiłku na treningu, krzyczy do niej „Dajesz, babcia!”.

W Rzymie „babcia” dała z siebie tyle, że kolejny raz z mistrzostw Europy powróciła z medalem. Tym razem – za drugie miejsce .Takiego zresztą wcześniej w karierze nie miała. Polka cztery razy stała bowiem na najwyższym stopniu podium, a raz była trzecia. – Srebrny medal do kolekcji, tego brakowało. Fajnie, że babcia wróciła. To srebro ze mną zostanie. Trener dziś też cały czas krzyczał, emocjonował się i fajnie, że po tych sześciu latach od moich ostatnich mistrzostw Europy jest kolejny krążek – powiedziała po konkursie Włodarczyk, która zanotowała tym samym znakomitą serię. Lekkoatletka wywalczyła medal na każdych mistrzostwach Starego Kontynentu, w których brała udział!

Reklama

– Nie spodziewałam się, że rzucę w pierwszej próbie 71 metrów. Nieraz, kiedy byłam w super formie, zdarzało mi się uzyskać taki wynik. Natomiast tutaj było to dla mnie dużym zaskoczeniem. Po części może niektóre dziewczyny to trochę sparaliżowało i od drugiego rzutu chciałam już iść na maksa, walczyłam. Fajnie, że było takie tasowanie pozycji, bo to na pewno dodaje emocji. I też nie ukrywam, że mnie to też zmotywowało, żeby jeszcze się poprawić – stwierdziła wicemistrzyni Europy, która przegrała tylko z reprezentantką gospodarzy, Sarą Fantini (74,18 m).

– Włoszka dzisiaj miała super publiczność. To jest naprawdę bardzo fajne i ją to dzisiaj niosło. I też fajnie, że utrzymała tą presję, bo na pewno na niej to ciążyło. Chyba rzuciła się swój najlepszy wynik w sezonie. Czy była przygotowana specjalnie na zawody w Rzymie? Jakbym startowała u siebie na mistrzostwach Europy czy na mistrzostwach świata w Polsce, to też bym się przygotowywała pod taką imprezę. Jestem akurat takim typem zawodniczki, że uwielbiam publiczność, uwielbiam tę atmosferę, więc znakomicie zdaję sobie sprawę, co ona dzisiaj czuła.

DALEJ W ELICIE, ALE JUŻ NIE DOMINUJE

Włodarczyk wicemistrzostwo Europy zapewniła sobie próbą na 72,92 m. W porównaniu do najlepszych lat naszej mistrzyni, to niedużo. Świadczy to o niższym poziomie europejskiego młota wśród kobiet, ale też o tym, że Polka dziś znajduje się w zupełnie innym miejscu w karierze. Rekordzistka świata (82,98 z 2016 roku) już nie będzie wchodzić do koła tylko po to, by zamykać konkurs jednym rzutem. I to takim w okolice osiemdziesiątego metra. Lecz sama zainteresowana doskonale zdaje sobie z tego sprawę.

– Przede wszystkim cieszy mnie to, że w tym wieku jeszcze można rzucać. Widziałam dzisiaj na listach startowych, że najmłodsza zawodniczka była 18 lat młodsza ode mnie! Rocznik 2003… to ja dopiero trenowałam dwa lata. I to nawet nie rzut młotem, ale dyskiem. My też się z tego śmiejemy, żartujemy. Najważniejsze, że ja nie czuję się na ten wiek. Przede wszystkim jestem zdrowa i mam jeszcze ochotę, chęć do treningu.

Skoro już o żartach mowa, to trenerowi Jakeliciowi może być nieco mniej do śmiechu z okazji sukcesu jego zawodniczki. Musicie wiedzieć, że Anita przed ważnymi startami lubi zakładać się z bliskimi o swój wynik, by zyskać dodatkową motywację. Tak było i tym razem. – Trener będzie miał trochę problem, bo mieliśmy mały zakład. Teraz będzie musiał mniej jeść. Może schudnie? – śmiała się Włodarczyk, nie chcąc wdawać się w szczegóły zakładu.

Anita-Wlodarczyk-Ivica-Jakelic-ME-Rzym-2024

Reklama

Anita Włodarczyk i Ivica Jakelić

Zapytana o swoje próby w finale, 38-latka odparła: – To nie były rzuty zadowalające mnie do końca, bo nie było tej nieszczęsnej końcówki. Nie ma trzeciego, czwartego obrotu, czego mi też wcześniej brakowało. Musimy się skoncentrować, żeby do Paryża nad tym się skupić. Ale myślę, że to wróci. Niedawno zeszliśmy z ciężkich młotów i teraz 70% treningu będzie u mnie składało się z rzutów, przy czym młoty będą lżejsze, a nie 5-6 kilogramowe.

Taka chłodna analiza nie oznacza jednak, że Włodarczyk czuła się niepocieszona srebrem: – Niedosytu nie ma. Najważniejszy tutaj jest tak naprawdę medal. To, że wróciłam, nic mnie nie boli, nic mnie nie ciągnie. Przebiegłam 400 metrów… i to z flagą! Tylko się cieszyć.

RZUT MŁOTEM DO PARYŻA

Srebrny medal Włodarczyk cieszy tym bardziej, że Polka nie ukrywa, iż mistrzostwa Europy były tylko przystankiem na jej drodze do igrzysk w Paryżu. Polska zawodniczka dopiero co zeszła z fazy ciężkiego treningu siłowego i nie szykowała formy specjalnie pod Rzym. W przeciwieństwie do wspomnianej Włoszki Fantini, która chciała się pokazać przed własną publicznością.

Innymi słowy, pomimo wieku, przebytych kontuzji oraz braku formy, Anita wciąż prezentuje poziom na którym znajdują się czołowe zawodniczki Europy w swojej optymalnej dyspozycji. To fenomen. Zwłaszcza, że w ostatnich latach urazy nie oszczędzały polskiej mistrzyni.

ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl

– Przed chwilą patrzyłam, jaka jest data – 10 czerwca. Przypomniało mi się, że dwa lata temu tego dnia leżałam z rozwalonym mięśniem dwugłowym, bo 9 czerwca doznałam kontuzji. Dzisiaj mam srebrny medal, więc to jest też dla mnie motywujące, że odbiłam się od dna, wróciłam. I walczymy dalej – powiedziała Włodarczyk, a sugestia w jej słowach była jasna. Że prawdziwa walka odbędzie za niecałe dwa miesiące w Paryżu.

Jednak w stolicy Francji poziom będzie znacznie wyższy, bowiem obecnie prym w rzucie młotem kobiet wiodą zawodniczki zza Oceanu. Liderką na tegorocznych światowych listach jest Brooke Andersen (79,92) z USA. Zaraz za nią znajdują się Camryn Rogers z Kanady (77,76) i rodaczka Brooke, DeAnna Price (77,16).

Włodarczyk: – Nie ma co ukrywać, kandydatek do medali jest dużo. Kanadyjka obecnie jest moim zdaniem kandydatką numer jeden, będą Amerykanki. Myślę, że to moje 72,92 z dziś może nawet dać ósme miejsce w finale. Do podium trzeba będzie rzucić zdecydowanie dalej.

Jednak czy Anitę najzwyczajniej w świecie jeszcze stać na tak dalekie rzuty? – Pamiętamy, co było przed igrzyskami w Tokio, jak rzucałam po 72 metry na mityngach. Im bliżej było igrzysk, to w końcu odbiło. Myślę, że też tak będzie teraz – zapewnia trzykrotna mistrzyni olimpijska, choć jednocześnie nie chce składać żadnych medalowych deklaracji.

– Niczego nie obiecuję, bo już kończyłam karierę w 2020 roku. Powinnam leżeć teraz pod palmą i odpoczywać, ale kontuzje mi wszystko przedłużyły. Zobaczymy, co będzie dalej. Wracam teraz do Polski, gdzie do mistrzostw kraju będę w Katowicach. A zgrupowanie odbędę standardowo w Arłamowie, gdzie będę od 8 lipca. Z Arłamowa lecę do Paryża – powiedziała, zdradzając przy okazji, że nie będzie tam sama. Anitę jak zwykle wspierać będzie liczne grono z jej najbliższego otoczenia.

Włodarczyk: – Przy mnie zawsze są rodzice i najbliżsi. W Rzymie też ekipa była też mocna, bo pojawiło się prawie 16 osób. Cieszę się, że cały czas jeszcze mają na to siły. To też jest dla nich duże przeżycie, bo nie jest tak, że oni przychodzą na zawody i się nie denerwują. Najbardziej przeżywa mama i myślę, że to do końca mojej kariery się nie zmieni. Fajnie, że to wsparcie jest i tak samo będzie na igrzyskach. W Paryżu będzie ode mnie w sumie 20 osób. Też duża grupa. Ja zawsze uwielbiałam startować wśród najbliższych.

Zatem czy za dwa miesiące, na dwa dni przed 39. urodzinami, Anita kolejny raz da nam wszystkim powody do radości? Być może obecne wyniki na to nie wskazują. Lecz w trakcie kariery Włodarczyk pokazywała już, że rezultaty na światowych listach przed najważniejszymi zawodami, to dla niej tylko cyferki. Strzeżcie się więc, drogie panie, naszej mistrzyni. Jak bowiem stwierdziła sama zainteresowana: babcia wróciła.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Rzymie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Lekkoatletyka

Komentarze

2 komentarze

Loading...