Oglądanie Natalii Kaczmarek na bieżni to fenomenalne uczucie. Nie boję się napisać, że mamy do czynienia z biegaczką wybitną. Obecnie jedną z najlepszych na świecie. Taką, o której wreszcie możemy powiedzieć, że jest kandydatką do medali na największych sportowych wydarzeniach. Dziś o 21:50 Kaczmarek stanie na starcie do finału biegu na 400 metrów kobiet. Jej krążek jakiegokolwiek koloru jest niemalże pewny. Ale dziś w Rzymie liczymy na to, że dzięki Polce po raz drugi usłyszymy na włoskiej ziemi Mazurka Dąbrowskiego. Choć przez pewną Irlandkę nie będzie to łatwe zadanie, a i jedna Holenderka będzie chciała pokrzyżować naszej reprezentantce plany…
ROZGRZEWKA PEWNA, CHOĆ STRESUJĄCA
W niedzielę, kiedy 26-latka zaliczyła swój pierwszy start na tegorocznych mistrzostwach Europy, z perspektywy trybun wyglądał on niczym rozgrzewka. A przecież Kaczmarek pobiegła świetne 50.71 s. Czas, którego wiele biegaczek nie jest w stanie osiągnąć nawet wtedy, kiedy od startu do mety na bieżni wypluwają sobie płuca.
Natalia? Przy rywalkach z półfinału wyglądała niczym Struś Pędziwiatr, który drażni się z wygłodniałym Kojotem, by w pewnym momencie robi „meep, meep”, po czym znika w tumanach kurzu. I dokładnie tak zrobiła na ostatniej prostej. Co może nawet nie było potrzebne. Przewaga Polki i tak była już wyraźna, a ostatecznie zrobiła się gigantyczna. Druga Andrea Miklos straciła do niej aż 43 setne sekundy.
– To czuje się trochę inaczej, jak się biegnie. Też nie mogłam się oglądać tak bardzo w lewo, nie chciałam potem zostać zaskoczona. Ostatnio oglądałam finał chodu [w którym Ukrainka ograła cieszącą się z brązowego medalu Hiszpankę na ostatnich metrach – dop. red.]. To było trochę straszne, ale myślę, że to jest nauczka dla wszystkich i nie chciałam tu popełnić jakiegoś głupiego błędu – tłumaczyła Kaczmarek.
Co ciekawe, sama zainteresowana stwierdziła, że przed występem dopadły ją nerwy: – Ja zazwyczaj tak nie mam, wychodzę na bieżnię spokojna, pewna siebie, a dzisiaj [t.j w niedzielę – dop. red.] tak szybko mi biło serce, że sama nie wiedziałam co zrobić. Aż się trochę stresowałam, że coś mi się dzieje. Ale nie, wydaje mi się, że to był po prostu normalny stres. Jak są eliminacje, one są trochę luźniejsze, to jest może łatwiej. Tutaj jednak od razu mam półfinał i może przez to był taki stresik.
PO ZŁOTO?
Przed występem Polki, należy się wam przedstawić kilka faktów mówiących o tym, dlaczego nasze oczekiwania są tak duże i medal bierzemy za pewnik. Po pierwsze, Natalia legitymuje się świetnym rekordem życiowym, który wynosi 49.48 s. Spośród dzisiejszych rywalek, w karierze szybciej od niej biegła tylko Rhasidat Adeleke (49.20). Reprezentantka Irlandii dokonała tego jednak w zeszłym sezonie. W 2024 roku na 400 metrów wystartowała tylko raz – właśnie w Rzymie.
Ale to właśnie Adeleke jest głównym powodem, dlaczego wywalczenie złotego medalu może być trudne. W swoim biegu półfinałowym 21-latka pobiegła bowiem 50.54 s, więc jeszcze szybciej, niż nasza lekkoatletka. Może zatem do tej pory nie startowała, ale w treningowym zaciszu zbudowała niezłą formę.
Kaczmarek stara się jednak nie przywiązywać wielkiej wagi do czasów, które zawodniczki osiągały w półfinałach: – Każda biegła tak naprawdę na to, żeby mieć pierwsze miejsce i wejść, więc nie mam pojęcia, ile mogą pobiec, kiedy będą biegły na maksa.
– Bieżnia jest super szybka. Faktycznie też dosyć szybko się napędziłam. Ale to nie był bieg na maksa, więc ciężko stwierdzić, co będzie w finale. Jedyne co mnie zaskoczyło to wiatr, bo myślałam, że w ogóle nie będzie wiało, a jednak na przeciwległej prostej trochę zawiewało. Nie wiem, czy byliście na zewnątrz, bo tam po prostu bardzo mocno wieje. Więc myślę, że może jutro będzie trochę lepsza pogoda – podzieliła się swoimi spostrzeżeniami Natalia.
ZERO RYZYKA do 50zł – zwrot 100% w gotówce w Fuksiarz.pl
Kto jeszcze, poza Kaczmarek i Adeleke, może dziś namieszać w walce o tytuł? Z pewnością ochotę na złoto będzie miała Lieke Klaver – wobec nieobecności Femke Bol (ta skupiła się na płotkach) najmocniejsza Holenderka na płaskiej pętli. Klaver także wygrała swój półfinał, a w tym sezonie pobiegła już 50.10 s. Jednak Natalia bardzo lubi biegać z Lieke – zwłaszcza, kiedy rywalka znajduje się na torze przed nią. Zawodniczka z Kraju Tulipanów bardzo mocno rozpoczyna biegi, ale to Polka dysponuje lepszą wytrzymałością i potrafi ograć ją na końcówce.
I… to by było w zasadzie na tyle. Z całym szacunkiem do innych uczestniczek dzisiejszego finału, ale ich krążek byłby tu sporą niespodzianką. Kiedy wspomniana trójka pobiegnie w okolicach swoich życiówek, to powinna rozdzielić miejsca na podium pomiędzy sobą.
A skoro o życiówkach mowa, czy sama Natalia czuje się na tyle mocna, by poprawić swoją – 49.48 s z zeszłego sezonu? – Czuję się dobrze na treningach, biję tam swoje rekordy życiowe, ale czy to już jest ten moment, żeby w ogóle pobić oficjalną życiówkę? Mam nadzieję – stwierdziła.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Rzymie:
- Dziewczyna, której można nie lubić, ale nie można nie doceniać
- Co za konkurs rzutu młotem! Złoty Wojciech Nowicki!
- Poświęcił wszystko dla igrzysk w Paryżu. „Musiałem zamknąć firmę”
- Kulisy medalu Pii. Mama na trybunach, czekolada w plecaku i stres mniejszy, niż na prawku
- Mykolas i Kristjan. Następca mistrza i kolos o twarzy informatyka