Reklama

Narodziny nowej gwiazdy? Słowenia chce więcej

Patryk Stec

Autor:Patryk Stec

07 czerwca 2024, 11:24 • 15 min czytania 5 komentarzy

Aż 24 lata Słowenia czekała na awans do mistrzostw Europy. Pierwsze pytanie, które przychodzi do głowy po przeczytaniu tej ciekawostki brzmi: “Dlaczego tak długo?”. Powinniśmy jednak zadać sobie inne pytanie: “Dlaczego Słowenia już nigdy więcej nie będzie tak długo czekać?”. Tutaj odpowiedź jest prosta – bo ma Benjamina Sesko, wschodzącą gwiazdę światowego futbolu. 

Narodziny nowej gwiazdy? Słowenia chce więcej

Odważne słowa, biorąc pod uwagę, że piszemy o piłkarzu, który w piłce nożnej nie osiągnął jeszcze zbyt wiele. Wychowanek słoweńskiego NK Krsko jest na razie modelowym przykładem polityki prowadzonej przez Red Bulla. Pierwszym jego zagranicznym klubem został RB Slazburg, który od razu wypożyczył piłkarza na dwa lata do FC Liefering. W pierwszym roku w seniorskiej drużynie grał niewiele. Miał się zaadaptować do austriackiej piłki w drugiej lidze i pomóc drużynie U-18. Wyróżnił się głównie czerwoną kartką w meczu SV Horn tuż po wejściu na boisko. Za to w kolejnym roku pokazał dokładnie to, co w nim dostrzegli skauci z Salzburga. 21 bramek w lidze i 6 asyst pozwoliły mu wrócić do rodziny RB.

Pierwszy sezon nie był kolorowy. Zmagania z kontuzją, czerwona kartka, ale za to Słoweniec pierwszy raz zetknął się z Ligą Mistrzów, a w lidze strzelił 5 goli. To kolejny sezon miał być najważniejszy. Mieliśmy się wtedy przekonać, czy Sesko jest gotowy na kolejny krok w karierze. Historia pokazała, że jak najbardziej. 16 goli w lidze, sześć występów w Lidze Mistrzów oraz 9 meczów w reprezentacji. Byłoby 10, ale Matjaż Kek dał mu odpocząć w spotkaniu przeciw San Marino.

Napastnik Słowenii zasłużył na sportowy awans, ale nie trafił jeszcze do Barcelony czy Arsenalu. Kolejny krok mógł być tylko jeden – RB Lipsk. Logiczny ruch z perspektywy zawodnika i całej grupy, zrzeszającej kluby pod marką Red Bulla. W Niemczech nie dał o sobie zapomnieć. Zdobył we wszystkich rozgrywkach 18 bramek i zwrócił na siebie uwagę wielkich klubów. Niemal od swojego debiutu w reprezentacji był czołową postacią drużyny. – Największy diamencik, który jest już głównym zawodnikiem tej kadry – mówi nam Toni Gruden, słoweński dziennikarz RTV Slo, publicznej telewizji, będący blisko kadry Matjaża Keka. – Od jego debiutu trzy lata temu, Słowenia stała się jego drużyną. Definiuje go siła, wola gry i ambicja. Wielki wzrost, a także wielkie umiejętności. Mocny pressing na obrońców, szybki odpoczynek, szybkość.

Reklama

“Trochę jak Lewandowski”

Jest trochę jak Lewandowski po pierwszym roku w BVB. Nasz zespół miał niewielu uzdolnionych typowych snajperów. Tak, byli Zahović i Ilićić, ale nie w wieku 20 lat i byli raczej skrzydłowymi lub atakującymi pomocnikami. “Benji” jest magnesem dla dzieci i fanów. Po wejściu na Euro stał się gwiazdą. Jeden, dwa gole na Euro i może rzucić wyzwanie Luce Donciciowi czy Tadejowi Pogacarowi, chociaż niekwestionowanym królem kibicowskich serc jest kolarz Primoz Roglić. Szczególnie po emeryturze Petera Prevca – mówi Gruden.

Wracając jednak do początków jego kariery, chyba nikt się nie spodziewał, że będą bić się o niego najlepsze ekipy Premier League – zwraca uwagę Kamil Tarnowski, prowadzący profil “Futbol po Słoweńsku” na “X”. – Kluczem do tego okazała się być sumienna i tytaniczna praca. W tym sezonie pokazał, że nieważne, ile razy możesz mieć kryzys, to zawsze znajdzie się recepta. Sesko mocny jest nie tylko w klubie. Dobrą formę prezentuje również w eliminacjach i Lidze Narodów. Gdy myślę o tym graczu, przypomina mi się jego bajeczne trafienie z meczu ze Szwecją, które słoweńscy komentatorzy przyrównali do trafienia Marco van Bastena. Matjaż Kek zawsze może liczyć na młodego napastnika, który swoimi zagraniami nie tylko sam zdobywa bramki, ale i obsługuje kolegów. Mimo wieku, bierze na swoje barki dużą odpowiedzialność. Młody Sesko wciąż chłonie wiedzę od swoich starszych kolegów. Widać w nim ciągłą chęć rozwoju i samozaparcia. Wystarczy spojrzeć na jego atletyczną budowę – na pewno nie opuścił na siłowni żadnego dnia na nogi.

Kariera Sesko na razie jest prowadzona wzorowo. Słoweński napastnik powoli i stopniowo wspina się na szczyty europejskiej piłki. W tej chwili jest w przedsionku i czeka na dołączenie do największych gwiazd. Patrząc na jego warunki fizyczne i zmysł do strzelania goli, transfer do wielkiego klubu jest tylko kwestią czasu. Czy musi to się stać już tego lata? Wydaje się, że jeszcze jeden sezon w Lipsku, w którym Sesko zdobyłby ponad 20 bramek, postawiłby go w świetnej sytuacji na rynku. Z drugiej strony po udanym Euro 2024 jego wartość może bardzo wzrosnąć i okaże się, że nie będzie lepszego momentu na zmianę klubu.

Jeśli przyjrzymy się grze “Benjiego” możemy zauważyć, że nie jest stereotypowym wysokim napastnikiem. Szybki i dobry technicznie. Jednym zagraniem potrafi zmylić przeciwników. Odnajduje się w polu karnym nie tylko w walce o górne piłki. Potrafi przyjąć piłkę, przedryblować obrońców i huknąć do bramki rywali. To naprawdę widowiskowy napastnik, którego gra może się podobać. Ma potencjał, aby zostać ulubieńcem nie tylko w swoim kraju. – Benjamin Sesko to kandydat na gwiazdę światowego formatu. Myślę tak z pełnym przekonaniem, bez dwóch zdań – mówi Tarnowski. – Staram się śledzić kariery wielu słoweńskich piłkarzy, ale to właśnie “Benji”, chcąc nie chcąc, wychodzi na czoło tego peletonu. Mimo dopiero 21 lat, a już robi mały dym w Bundeslidze. Jasne, pewnie znajdzie się ktoś z lepszymi statystykami od niego, ale 14 goli i 2 asysty w 31 spotkaniach ligowych muszą robić wrażenie. Patrząc przez cały ostatni sezon, niekoniecznie tak musiało być.

Po pierwsze zwycięstwo

Słowenia wielu kibicom może się kojarzyć z Euro 2000 i grą Zlatko Zahovicia. Wtedy podczas pamiętnego meczu w Charleroi Słoweńcy zmierzyli się z Jugosławią. Prestiżowe spotkanie, w którym prowadzili już 3:0, aby grając z przewagą jednego zawodnika zremisować 3:3. Bramki strzelali Zahović (dwie) oraz Pavlin. W pozostałych spotkaniach Słoweńcy przegrali z Hiszpanią (gola strzelił Zahović), a także zremisowali bezbramkowo z Norwegią. Ostatecznie zajęli więc ostatnie miejsce w grupie. Mimo wyników, wszyscy wtedy żyli tą kadrą. Ludzie intonowali przyśpiewki i wspólnie oglądali mecze. Wszyscy podziwiali talent Zahovicia, który strzelał bramki i pokazał się ze świetnej strony na turnieju. Gra tamtej drużyny wyglądała atrakcyjnie i podbiła serca kibiców w kraju. Przez kolejne lata to właśnie ta reprezentacja była punktem odniesienia dla następnych reprezentacyjnych pokoleń. Teraz pora na kolejny krok i pierwsze zwycięstwo w turnieju o mistrzostwo Europy.

Historia Zlatko Zahovicia jest z resztą bardzo ciekawa. Grał m.in. w FC Porto, Olympiakosie, po Euro kupiła go Valencia, a karierę zakończył w Benfice. Jakie było moje zdziwienie, gdy pytając słoweńskich dziennikarzy i insiderów o Lukę Zahovicia, jego syna, grającego obecnie w Pogoni Szczecin i powołanego na zgrupowanie przed Euro, wszyscy wspomnieli mi o jego ojcu i można było wyczuć do niego dużą niechęć. – Zlatko Zahović nadal jest przerażającym przeciwnikiem – żartował Gruden, nawiązując do jego kontrowersyjnych wypowiedzi w mediach. Jeszcze jako piłkarz potrafił wypalić do Srecko Kataneca, selekcjonera Słowenii: “Mogę wykupić ciebie, twój dom i twoją rodzinę. Nawet całą Smarną Górę”. Już jako dyrektor sportowy NK Maribor do dziennikarza, któremu zamordowano ojca, powiedział: “Spokojnie, synku. Nie prowokuj mnie. Masz jeszcze sporo czasu. Niedawno przydarzyła ci się tragedia, mam rację? Nauczyła cię ona czegoś? Bo mi się wydaje, że nie. Ciągle chcesz prowokować i jesteś niegrzeczny”. To wszystko tylko z powodu jednego niewygodnego pytania. Został zawieszony przez klub, ale gdy sprawa ucichła wrócił do obowiązków, a w 2020 roku skończył pracę w klubie.

Reklama

W swojej grupie Słoweńcy mają Danię, z którą zmierzyli się w kwalifikacjach (remis i przegrana), Anglię, a także Serbię. Z pewnością losowanie nie było zbyt przychylne dla podopiecznych Keka, ale nie można ich skreślać. Trudno również nie odnieść wrażenia, że w pewnym sensie jest to zespół podobny do reprezentacji Polski. Świetny bramkarz – Jan Oblak i świetny napastnik – Benjamin Sesko. Oczywiście przy zachowaniu odpowiednich proporcji, bo doskonale wiemy, że młodemu napastnikowi jeszcze trochę brakuje do Roberta Lewandowskiego. Największe problemy selekcjoner ma na bokach pomocy. Stojanović (Sampdoria) ma za sobą zły sezon, a Lovrić (Udinese) nie grał przez ostatnie dwa miesiące. Mlakar, który podczas kwalifikacji grał na pozycji Lovricia miał okropny sezon w Pizie, zaś Verbić grał nieregularnie w Panathinaikosie. Na pewno dobrą wiadomością jest powrót Josepa Ilicicia. Były piłkarz Atalanty strzelił dla Mariboru w lidze słoweńskiej 8 goli i zaliczył 11 asyst. Wrócił do formy po walce z depresją.

“Polscy” Słoweńcy mają szanse na grę?

Do reprezentacji Słowenii selekcjoner Matjaż Kek powołał trzech piłkarzy z polskiej Ekstraklasy. Są to wcześniej wspomniany Luka Zahović z Pogonii, Miha Blażić z Lecha Poznań oraz Erik Janża z Górnika Zabrze. Najmniejsze szanse wydaje się mieć syn legendy słoweńskiego futbolu. Nie powinien się on znaleźć nawet w finalnej kadrze, która pojedzie na turniej do Niemiec. W przypadku dwóch pozostałych zawodników, sytuacja jest zgoła odmienna. – Selekcjoner czekał na Janże w zeszłym roku, gdy miał problemy z kontuzjami. Jest rozwiązaniem problemu z lewym obrońcą. To nasz najnowszy dodatek w pierwszej jedenastce. Największym jego problemem jest wytrzymałość. Jest zmieniany w okolicach 80. minuty, ale są to głównie zmiany taktyczne – mówi nam Toni Gruden, który jest na co dzień blisko kadry.

Jak wygląda sytuacja w przypadku Blażicia? – Ma miejsce w pierwszej jedenastce z powodu kontuzji Brekalo. Jest pod presją zawodników rezerwowych i nie ma miejsca na błędy przeciwko Danii – mówi Gruden. Przez niektórych kibiców Lecha jest uważany za jeden z lepszych transferów zeszłego lata. W większości meczów solidny, bez fajerwerków, ale czasami potrafi przeszyć linię pomocy błyskotliwym podaniem. Wygląda na to, że dostanie szansę gry od pierwszej minuty z Duńczykami i o ile nic nie zawali, zagra w kolejnych spotkaniach reprezentacji.

***

Najgłupsza historia wokół kadry

Jesienią 2020 roku piłkarze odmówili gry w młodzieżowej reprezentacji, mówiąc że trener Primoż Gliha się nad nimi znęca.

– Ciągle nas obrażał, trenowaliśmy bez rozgrzewki, nigdy nie było analiz przeciwnika. Brakowało przygotowania do meczów. Nie wolno nam było spać podczas podróży czy świętować bramek. Kazał nam jeść musli i jogurt przed meczem, zakazał korzystania z telefonów i oglądania telewizji, a drzwi do pokojów musiały być otwarte. Kiedy je zamykaliśmy, włamywał się do pokojów. Mogliśmy grać tylko w gry planszowe – mówili piłkarze.

– Trener pił w recepcji hotelu i nam groził. Dwa dni później znowu nam chciał zabrać telefony, ale odmówiliśmy. Przegonił nawet kapitana zespołu, Jana Mlakara – skarżyli się.

Ostatecznie zawodnicy się zbuntowali i powiedzieli, że nie będą grać w reprezentacji pod wodzą tego trenera. Gliha musiał opuścić stanowisko.

Druga z historii nie dotyczy kadry, ale doskonale obrazuje jak jest zarządzany słoweński futbol.

Potencjał na ulubieńca kibiców

Josip Ilicić

Wszyscy lubimy historię wielkich powrotów. Tutaj jednak nie mówimy o załamaniu kariery z własnej winy. Josip Ilicić nie miał łatwo w życiu.

Najpierw jednak kilka słów o tym, co wyprawiał na murawie. Stał się gwiazdą Serie A. W Napoli strzelił 25 goli i zaliczył 18 asyst w 107 meczach, w Fiorentinie zdobył 37 bramek, w Atalancie do klasyfikacji kanadyjskiej dołożył 104 oczka. Furorę zrobił strzelając w dwumeczu Ligi Mistrzów przeciwko Valencii 5 goli.

W 2018 podejrzewano u niego nowotwór. Potem, gdy niespodziewanie we śnie zmarł Davide Astori, nie mógł długo dojść do siebie. Bał się spać, czuł niepokój. Następnie w 2020 roku miała miejsce covidowa izolacja – wszechobecna atmosfera grozy i śmierć unosząca się w powietrzu, szczególnie we Włoszech, spowodowała, że już nie był tym samym człowiekiem. Pewnego dnia wrócił do Słowenii, gdzie według włoskich mediów miał przyłapać żonę na zdradzie. W 2022 pożegnał się z Atalantą. Przytył, a na twarzy widać było, że nie jest szczęśliwym człowiekiem.

Słoweniec nie mógł znaleźć klubu, ale ostatecznie udało mu się zakotwiczyć w Mariborze. Tam odzyskał radość z gry w piłkę i zasłużył na powołanie Matjaża Keka. Rozpętała się burza. Kibice Mariboru widzieli go w kadrze, pozostali nie. Jednak Ilicić szybko rozwiał wątpliwości świetnym meczem przeciw Armenii (04.06). Teraz pora na powrót na prawdziwe salony. Jak Słowenia sprawi niespodziankę, a Ilicić pokaże się z dobrej strony, cały piłkarski świat pokocha go jeszcze bardziej.

Kryć na plaster

Jan Oblak

Sami najlepiej wiemy, ile może dać drużynie dobry bramkarz. W sześciu ostatnich meczach ligowych Atletico czterokrotnie zachował czyste konto. Wiosną był w dobrej formie i może być mocnym punktem zespołu. Duńczycy już się przekonali podczas kwalifikacji, jak trudno pokonać Jana Oblaka. Zagrał świetny mecz i z pewnością stać go na to, aby to powtórzyć na mistrzostwach Europy.

W ostatnich latach Atletico gra trochę inaczej, więc Jan Oblak musiał rozwinąć pewne elementy bramkarskiego rzemiosła, które oddalały go od najlepszych na świecie. Z każdym rokiem gra coraz krótszymi podaniami. Wynika to z tego, że Atletico gra bardziej kompaktowo w defensywie. Według danych firmy “driblab” w sezonie 2014/15 podawał piłkę na średnią odległość 51 metrów, teraz jest to 28,9 metra. Wraz z długością podań zmieniła się również ich celność. Podczas gdy w sezonie 2014/2015 średnio 47% podań Oblaka trafiało do kolegów z drużyny, teraz było to 82%. Wynik lepszy o 18% w stosunku do sezonu 2022/23. Widać dużą poprawę w tym elemencie u słoweńskiego bramkarza. Ta nie wynika tylko z tego, że Atletico gra inaczej, ale również z ciężkiej pracy wykonanej na treningach.

Co ciekawe, początek niedawno zakończonego sezonu nie był najlepszy dla Oblaka. Po pierwszych meczach Atletico, tylko dwóch bramkarzy ligi miało niższy procent obronionych piłek niż Słoweniec. Był również najgorszy jeśli chodzi o xG. Według statystyk powinien stracić 8 bramek, a faktycznie wyjmował piłkę z siatki 11 razy. Miał problem z celnym podawaniem, ale wynikało to też z tego, że przeciwnicy często stosowali na nim pressing, zaś obrońcy nie tworzyli linii podania i Oblak musiał awaryjnie wybijać piłkę. W drugiej połowie sezonu był to jednak całkiem inny bramkarz i ostatecznie z dwunastoma czystymi kontami zajął 6. miejsce w klasyfikacji bramkarzy LaLiga, wyprzedzając m.in. Andrija Łunina czy Kepę.

Leśny dziadek

Aleksander Ceferin

Wszyscy widzimy, jak wyglądają jego rządy w UEFA. Za wiele się nie zmieniło w europejskiej piłce. Raczej stara się trzymać całą federację twardą ręką. Trafił też na burzliwy okres walki z Superligą i Florentino Perezem. Ceferin jest prezydentem UEFA, ale nie oznacza to, że skończył na dobre ze słoweńską piłką. Wręcz przeciwnie.

– Wciąż jest głównym doradcą w federacji. To on wybierał obecnego prezydenta. Mogliśmy też zobaczyć Vincicia jako sędziego finału Ligi Mistrzów. Gdyby chciał być szefem federacji, bez problemu wygrałby wybory, ale nie oznacza to, że nie ma opozycji. Nasza liga jest źle zarządzana, prowadzona przez federację, nie kluby. Federacja sprzedała prawa telewizyjne do wszystkich rozgrywek jednej stacji, która zapewnia transmisję z mniej niż 30% spotkań – mówi Toni Gruden.

Zazdrościmy im…

Ośrodka i zawodników polskiej Ekstraklasy w pierwszej jedenastce

Zapowiada się, że Matjaż Kek postawi na dwóch zawodników z Ekstraklasy – Erika Janżę i Mihę Blażicia. W meczu o awans reprezentacji Polski do Euro 2024 w podstawowym składzie nie było żadnego piłkarza z polskiej ligi, ale z ławki weszło dwóch – Taras Romanczuk i Bartosz Salamon. W ostatnim sparingu przeciwko Armenii na boisku był Janża, na ławce Zahović, zaś poza kadrą Blażić.

Słowenia ma swoje Clairfontaine, czyli “Narodowe Centrum Piłki Nożnej Brdo”, gdzie trenują reprezentacje. Każdy zespół miał okazję tam trenować przynajmniej raz. Ośrodek otworzono osiem lat temu, a na otwarciu oczywiście był Aleksander Ceferin jako prezes federacji, ale również Gianni Infantino, prezydent FIFA. Z centrum treningowego mogą również korzystać zespoły z ligi krajowej i zagraniczne kluby, przyjeżdżające na zgrupowania. Ośrodek znajduje się w Brdo pri Kranju i posiada trzy pełnowymiarowe boiska oraz budynek użytkowy.

Wokół projektu były jednak kontrowersje. Przeciwnicy Ceferina mówili, że koszt budowy ośrodka jest zbyt duży. – Budżet budowy Brdo wynosił 10,5 mln euro. Wiemy, że boiska kosztowały 4,5 miliona, co oznacza, że biura zostały zbudowane za 6 milionów. Oznacza to koszt 6000 euro za metr kwadratowy, czyli sześciokrotność normalnego kosztu. Gdzie są te pieniądze? – pytał działacz Ivan Simić podczas programu w słoweńskiej stacji TV3. Ponadto grunt, na którym znajduje się ośrodek jest dzierżawiony od państwa za 88 tys. euro miesięcznie, a alternatywą miał być budynek dla federacji za 1,6 mln euro, na własnym gruncie w Lublanie. Co ciekawe program ten został zablokowany na Youtube. Widzowie mogą tylko zobaczyć komunikat: “Ten film zawiera treści pochodzące od UEFA, które zostały zablokowane na podstawie praw autorskich“.

Więcej niż tysiąc słów

Ta rubryka nie mogła należeć do nikogo innego jak złotoustego Zlatko Zahovicia, którego wypowiedzi w słoweńskim futbolu czasami są traktowane trochę jak te Jana Tomaszewskiego w Polsce.

– Z dziesięciu największych sukcesów słoweńskiej piłki nożnej brałem udział w ośmiu. Dlatego mam podstawy, aby mówić szczerze. Mam wiedzę, znam się na rzeczy, znam środowisko, mam licencję UEFA PRO, żyję dla piłki nożnej. […] Ludzie tutaj nie rozumieją europejskiego futbolu – powiedział, odnosząc się do swoich kontrowersyjnych wypowiedzi.

Co trzeba wiedzieć?

5 najważniejszych faktów z ostatnich dwóch lat

  1. Słowenia nie zakwalifikowała się do mundialu w Katarze. Zajęła czwarte miejsce w grupie, a wyprzedzili ją wtedy Chorwaci, Rosjanie i Słowacy, którzy wygrali mniej spotkań, ale też mniej przegrali. Słowenia potrafiła jednak sprawić niespodziankę i wygrać z Chorwacją lub… przegrać z Cyprem. Ostatnim dużym turniejem, na którym zagrała, były mistrzostwa świata w RPA w 2010, gdzie nie wyszła z grupy. Wtedy trenerem był również Matjaż Kek.
  2. Słowenia grała w eliminacjach do Euro 2024 z Danią, Kazachstanem, Finlandią, Irlandią Północną i San Marino. W grupie zajęła drugie miejsce, mając taką samą liczbę punktów jak pierwsi Duńczycy.
  3. Słoweńcy awansowali na Euro 2024 po decydującym meczu z Kazachstanem, który również miał wtedy jeszcze szansę na awans na turniej. Spotkanie to sędziował Szymon Marciniak.
  4. Benjamin Sesko w dziewięciu eliminacyjnych spotkaniach zdobył 5 bramek i zaliczył 2 asysty.
  5. Selekcjonerem Słowenii od 2018 roku jest Matjaż Kek. Jak sam mówi, to reprezentacja, która pojechała na Euro 2000 do Holandii i Belgii dała przykład obecnej kadrze. Teraz Kek i jego zawodnicy chcą zajść jeszcze dalej. – Jestem przekonany, że Słowenia nie pojedzie na Euro 2024 po to, żeby zwiedzać. Jedziemy tam, aby rywalizować. Chcę, żeby chłopaki byli konkurencyjni i przyjęli taką postawę. Dlaczego nie powinniśmy myśleć o przejściu przez fazę grupową? – mówił trener w rozmowie dla UEFA.

Wyjściowa jedenastka

Czytaj więcej przez Euro 2024: 

Fot. Newspix

Od dziecka fan Realu Madryt i hiszpańskiej piłki, ale nieobce są mu realia klubów z niższych lig. Dużą część wolnego czasu spędza na czytaniu książek o służbach specjalnych, polityce i grze w Football Managera. Ma licencję UEFA C, więc ma papier na używanie słów "tercja", "baza" i "półprzestrzeń".

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Komentarze

5 komentarzy

Loading...