To najliczniejsza i bez wątpienia najmocniejsza dywizja w UFC. Występuje w niej tylu świetnych zawodników, że z ich umiejętnościami spokojnie mogliby zostać czempionami innych kategorii. Jednak każdy z nich marzy o zdobyciu pasa wagi lekkiej – jednej z najbardziej prestiżowych w organizacji Dany White’a. Co sprawa, że dywizja do 70,3 kilograma jest tak mocna i dlaczego warto ją śledzić?
WYROBIŁA SOBIE MARKĘ
To schemat znany w każdym sporcie walki. Wielkie nazwiska generują wielkie zainteresowanie pojedynkami. A co za tym idzie – pieniądze. Oczywiście zdarza się, że najlepsi wojownicy na świecie budują swoje legendy na tym, by wyjść poza strefę własnego komfortu i spróbować się w limicie, który nie należy do ich naturalnej wagi. Jednak co do zasady, wielu mistrzów wręcz woli pozostać w swoim limicie. Dobrze wiedzą, że posiadając status gwiazdy, to do nich musi dostosować się potencjalny przeciwnik. W końcu starcie z wielkim nazwiskiem to możliwość ogromnego zarobku.
A tak się składa, że w dywizji lekkiej przez lata świecił prawdziwy diament. Conor McGregor nie był tylko mistrzem. To był fenomen socjologiczny. Gość, który wzniósł UFC na nieznany do tej pory poziom rozpoznawalności. Notorious najpierw występował w kategorii piórkowej, lecz później właśnie w lekkiej. I dobrze zdawał sobie sprawę ze swojej wartości.
– Wziąłbyś walkę ze mną? Jasne, że byś wziął. Bo zrobiłbym cię bogatym. Tak jak zrobiłem ze wszystkimi poprzednimi ludźmi, z którymi walczyłem. Walka ze mną jest dla was Nocą Czerwonych Majtek. Dzień, w którym Dana [White] podpisałby ci papiery na walkę ze mną, byłby dniem celebracji. Wziąłbyś żonę, dzieci i wykrzyczał im „jesteśmy bogaci, Conor McGregor uczynił nas bogatymi”. Kazałbyś założyć żonie czerwone gacie i świętowalibyście ten dzień. „Conor zrobił nas bogatymi!”, tak byś krzyczał – mówił McGregor podczas jednej z konferencji prasowych do Rafaela dos Anjosa.
I miał sporo racji. Jeżeli któryś zawodnik chciał otrzymać wypłatę życia, to szedł do Conora. Czyli do wagi lekkiej.
Ale oczywiście cała dywizja nie opierała się tylko na charyzmatycznym Irlandczyku. Kategoria do 70,3 kg w swoich szeregach posiadała wielu wybitnych zawodników. Takich, jak Nate Diaz, Dustin Poirier czy Chabib Nurmagomiedow. Ostatni z wymienionych w ogóle uznawany jest za jednego z najlepszych zawodników w historii UFC bez podziału na kategorie wagowe. A nie brakuje głosów mówiących, że Orzeł po prostu był najwybitniejszym wojownikiem amerykańskiej federacji. Zresztą McGregor i Nurmagomiedow stoczyli najbardziej kasową walkę w historii UFC, która sprzedała aż 2,4 miliona abonamentów PPV.
WCIĄŻ MA WIELKIE GWIAZDY
Tacy ludzie jak Conor czy Chabib sprawili, że kategoria lekka stała się jedną z najbardziej prestiżowych w UFC. Co za tym idzie, nie brakowało w niej materiału na wielkie gwiazdy, które dziś kontynuują tradycję. Z wyżej wymienionych zawodników, Dustin Poirier wciąż znajduje się na szczycie. Niedawno Poirier stwierdził, że obecna era wagi lekkiej w UFC jest najmocniejszą w historii. W sobotę Amerykanin dał zresztą walkę wieczoru z Isłamem Machaczewem. 32-letni Dagestańczyk to uczeń i następca Nurmagomiedowa. Isłam do tej pory zaznał w karierze tylko jednej porażki i znajduje się na szczycie rankingu P4P organizacji, a rano polskiego czasu obronił pas w starciu z 35-letnim Amerykaninem.
Ale takich gorących nazwisk jest więcej. Jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci jest Charles Oliveira. Dalej w rankingu znajduje się świetny Justin Gaethje, który wcześniej także posiadał mistrzowski pas, choć w wersji interim. Mamy Michaela Chandlera, który balansuje pomiędzy dywizją lekką i półśrednią. Podobnie jak Conor McGregor, bowiem obaj stoczą walkę w drugiej z wymienionych. Ale ich powrót do lżejszej dywizji wcale nie jest wykluczony. W top 10 jest też Max Holloway. Ten z kolei niecałe dwa miesiące temu w świetnym stylu rozprawił się z Gaethje, nokautując go w ostatniej sekundzie trzeciej rundy.
Na pierwszym miejscu w rankingu wagi lekkiej znajduje się Arman Carukjan. Ormianin z rosyjskim paszportem w UFC posiada rekord 9-2. Przegrał wyłącznie z Machaczewem oraz… Mateuszem Gamrotem. Chyba nie myśleliście, że zapomnimy o Polaku? Gamer obecnie zajmuje piąte miejsce w najmocniejszej dywizji UFC. To ogromne osiągnięcie, ale Mateusz oczywiście celuje wyżej i pragnie walki o mistrzowski tytuł.
Kiedy w marcu tego roku rozmawialiśmy z Gamrotem przed jego walką z Rafaelem dos Anjosem, zadaliśmy 33-latkowi pytanie czy uważa, że występuje w najmocniejszej kategorii wagowej w UFC.
– Bez wątpienia. Nawet jeżeli chodzi o jej liczebność, to jakiś czas temu pojawiły się statystyki, ilu zawodników posiada UFC w poszczególnych kategoriach. W lekkiej jest ich około stu, podczas gdy w każdej innej jest po około trzydziestu-czterdziestu. Samo to pokazuje, jaki jest poziom. Cała czołowa dziesiątka tej dywizji to tak wyrównani zawodnicy, że o wynikach ich pojedynków decydują niuanse albo dyspozycja dnia. Jest naprawdę ciasno, stąd tylko najlepsi przechodzą do samej góry – powiedział Gamrot.
Mateusz Gamrot w walce z Rafaelem dos Anjosem
Skoro już mowa o najlepszej dziesiątce, to na potwierdzenie słów polskiego wojownika, przygotujcie się na wyliczankę będącą odpowiednikiem gry w papier, kamień, nożyce. Tylko takiej w wersji 5D. Mateusz (nr 5. UFC wagi lekkiej), pokonał Carukjana (obecny nr 1.). Wcześniej jednak przegrał z Beneilem Dariushem (7.), na którego sposób znalazł z kolei Ormianin. Podobnie jak na Charlesa Oliveirę (2.). Brazylijczyk zaś poskromił Dariusha w pierwszej rundzie! A to tylko mały wycinek tego, co odwala się w tej wadze. Jeżeli do tego mielibyśmy dorzucić historię walk tria Poirier-Gaethje-Holloway, to gwarantujemy, że byście się w tym pogubili.
Nie zmienia się tylko jedno – na szczycie kategorii znajduje się Machaczew. Ale każdy z wymienionych wojowników jest wielką gwiazdą organizacji. I co najważniejsze, każdy może wygrać z każdym. Stąd waga lekka przyciąga przed ekrany tłumy fanów.
Jeżeli jednak mielibyśmy znaleźć łyżkę dziegciu w tej beczce miodu, to wskazalibyśmy na to, ile lat na karku mają najlepsi zawodnicy. Średnia wieku jedenastu (mistrz i czołowa dziesiątka rankingu) czołowych wojowników wynosi bowiem ponad 33 lata. Spośród nich, tylko Arman Carukjan jest przed trzydziestką. Jasne, 35-letni Poirier czy Gaethje są w stanie dać jeszcze kilka topowych walk. Podobnie jak trzy lata młodszy Machaczew. Ale jednak w każdym przypadku mowa o zawodnikach, którzy do emerytury mają bliżej, niż dalej.
JEST UNIWERSALNA I WIDOWISKOWA
Na początek mała ciekawostka. Jeżeli wierzyć oficjalnym danym, średni wzrost mężczyzny na świecie waha się w okolicach 171-172 centymetrów wzrostu. Taka liczba może być dla was zaskakująca. W końcu średnia wysokość mężczyzn w Polsce wynosi już ponad 180 centymetrów. Jednak w Europie jest akurat sporo wysokich nacji. Na świecie ta kwestia wygląda nieco inaczej. Mieszkańcy państw azjatyckich czy ludzie wywodzący się z cywilizacji prekolumbijskich z reguły są niżsi.
Do czego zmierzamy? Ano do tego, że w skali globalnej łatwiej znaleźć zawodnika, który będzie posiadał naturalne warunki fizyczne do występów w kategorii lekkiej, niż na przykład ciężkiej. To także sprawia, że waga lekka w UFC jest tak nabita gwiazdami. Jej popularność to jedno, ale tak wielkiej liczby zawodników można upatrywać też z przyczyn naturalnych.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Zaryzykujemy nawet stwierdzenie, że dywizja lekka to jedna z najbardziej uniwersalnych kategorii. Jej górny limit to 155 funtów, czyli 70,3 kilograma. Przy takiej masie dobrze czuć będą się niżsi zawodnicy, jak Carukjan (170 cm), Rafael Fiziev (173 cm) czy Alexander Volkanovski, czyli mierzący 168 centymetrów czempion kategorii piórkowej, który w wadze lekkiej rzucił wyzwanie Isłamowi Machaczewowi. Ale w limicie 70,3 kilograma odnajdą się także nieco wyżsi wojownicy – Holloway czy Gaethje mierzą bowiem po 180 centymetrów. Ekstremum stanowi tutaj Jalin Turner. Były rywal Mateusza Gamrota ma aż 190 centymetrów wzrostu.
Zawodnicy oscylujący wokół magicznej dla wielu kobiet granicy postury prawdziwego faceta, czyli mierzący ponad 180 cm wzrostu, walczą w dywizji lekkiej także ze względu na to, że naturalnie ważą więcej. Warunki fizyczne pozwalają im zbić masę do tego stopnia, by podczas ważenia pomiar wskazał okolice 155 funtów. Dokonują tego chociażby za pomocą odwodnienia organizmu. Ale już w dniu walki potrafią wnieść do oktagonu kilka funtów więcej, zyskując tym samym przewagę nad rywalem.
Mamy więc do czynienia z dywizją, w której ogrom zawodników prezentuje zupełnie różne style. Chociażby ze względu na diametralnie inne warunki fizyczne, którymi wojownicy dysponują w ramach jednej wagi. W dodatku w tej dywizji nie brakuje gwiazd o ogromnych umiejętnościach. Mało tego, zawodnicy ważący (oficjalnie) w okolicach 70 kilogramów dysponują znacznie lepszą kondycją i szybkością od swoich kolegów z wyższych wag. Oczywiście zawsze miło zobaczyć, jak ponad stukilogramowy czołg w rodzaju Francisa Ngannou posyła do spania rywala ciosem, po którym ziemia się trzęsie. Ale jeżeli chcecie obejrzeć dynamiczne wymiany, a w parterze obejrzeć wywijasy przypominające starcie dwóch kobr królewskich, to waga lekka jest właśnie dla was. Czego najlepszym dowodem jest pojedynek Machaczewa z Poirierem, zakończony akcją w parterze.
The best in the world 😮💨@MAKHACHEVMMA remains the lightweight champion with a submission victory! #UFC302 pic.twitter.com/LpSwj8PH0T
— UFC (@ufc) June 2, 2024
SĄ W NIEJ POLACY
Ostatni argument, dlaczego warto oglądać wagę lekką, podajemy z pobudek czysto patriotycznych. Aktualnie w Ultimate Fighting Championship występuje dziesięciu Polaków. Nie jest to tragiczny rezultat, ale też trudno określić naszą nację jako tą, która w UFC rozstawia rywali po kątach.
Tym większą uwagę należy zatem zwrócić na kategorię lekką, w której występuje aż trzech Biało-Czerwonych. Najbardziej rozpoznawalnym z nich jest Mateusz Gamrot, o którym już zdążyliśmy wspomnieć. Gamer to dziś jedna z najlepszych reklam polskiego MMA. Przez lata wyrobił sobie markę w klubie American Top Team, gdzie trenuje wspólnie z Dustinem Poirierem. Jeden z głównych bohaterów gali UFC 302 zresztą bardzo chwali sobie współpracę z Gamerem, który pomagał mu przygotowywać się do walki z Machaczewem.
– Mateusz mnie napędza i wiele się od niego nauczyłem. Dlatego pomyślałem, że to bardzo ważne, żeby był tu ze mną w sobotę. Gamer ma swoje atuty. Imitował też haczenia i klamry, które często widzimy u gości z Dagestanu. Gamrot jest jednym z najlepszych zapaśników w UFC – mówił Poirier w rozmowie z Patrykiem Prokulskim dla TVP Sport.
Poza 33-latkiem z Poznania, za Oceanem w wadze lekkiej bardzo dobrze radzi sobie też jego imiennik – Mateusz Rębecki. Popularny Chińczyk wcześniej zrobił karierę na polskim rynku w federacji FEN. Dwa lata temu wywalczył kontrakt z UFC przez udział w turnieju Dana White’s Contender Series. I zaliczył mocne wejście do organizacji, bowiem wygrał tam trzy pierwsze walki. Wprawdzie Rębecki poniósł porażkę w swoim ostatnim starciu, ale na szczęście MMA to nie boks. Tu jedno nieudane starcie nie zamyka drzwi do kolejnych wielkich pojedynków.
Mateusz Rębecki
Ostatnim spośród trzech „lekkich” Polaków w UFC jest Michał Figlak. Jednak przygoda Mad Doga za Oceanem jak na razie nie przebiega po jego myśli. Michał jak do tej pory przegrał dwie walki. Wprawdzie zaliczył debiut na ciężkich warunkach, bo walkę z Faresem Ziamem przyjął dopiero na dwa tygodnie przed pojedynkiem. Z kolei w kwietniu tego roku pokonał go Austin Hubbard, z którym Figlak niezły pojedynek. Pozostaje tylko mieć nadzieję na to, że Dana White okaże względem Polaka jeszcze odrobinę cierpliwości. Nie żebyśmy mieli robić z Figlaka kandydata do mistrzowskiego tytułu, ale widać w nim potencjał na solidne walki. A takich ludzi UFC również potrzebuje.
SZYMON SZCZEPANIK
Fot. Newspix
Czytaj też: