Tenisiści po porażkach w pierwszej rundzie turnieju w normalnych okolicznościach nie przemawiają na korcie. Rafael Nadal dostał jednak wczoraj taką możliwość. Doczekał się też wielkiego aplauzu. Widział wzruszone, zapłakane twarze. Znakomitych gości na trybunach, w postaci Novaka Djokovicia, Igi Świątek czy Carlosa Alcaraza. Hiszpan wciąż nie powiedział oficjalnie, że ma za sobą ostatnie Roland Garros, ale wszystko niestety na to wskazuje. Z tej okazji przypominamy jego najważniejsze momenty na paryskich kortach.
W świecie sportu nie ma chyba drugiej takiej postaci, która równie mocno zawładnęłaby pojedynczym turniejem czy rozgrywkami. W latach 2005-2022 Rafael Nadal wygrywał wielkoszlemowe French Open aż czternastokrotnie. Równocześnie przegrał w nim tylko 4 na… 116 meczów.
To wręcz nieludzki poziom dominacji. Nadal, który z powodu długiej absencji podyktowanej kontuzją, wypadł poza pierwszą dwusetkę rankingu ATP, nie mógł liczyć na łatwą drabinkę w tegorocznym turnieju. Ale i tak miał sporego pecha, trafiając już w 1. rundzie na Alexandra Zvereva, a więc triumfatora niedawnych zawodów w Rzymie. I jednego z najtrudniejszych możliwych rywali, z jakimi mógł zmierzyć się Rafa.
Być może jednak tak właśnie miało być. I tenisowi bogowie nie chcieli obserwować widoku Nadala grającego poniżej swoich możliwości w Paryżu. Stąd właściwe było, żeby Hiszpan pożegnał się z Roland Garros jak najszybciej. Akurat po pojedynku ze Zverevem, który w 2022 roku w French Open grał z Rafą jak równy z równym – dopóki nie przytrafiła mu się, notabene, groźna kontuzja.
Nadal nie zaprezentował się jednak wczoraj źle. Był trochę jak zraniony “Rocky”, walczący z młodszym pretendentem. Dawał z siebie wszystko, jak to ma w zwyczaju. Ale ostatecznie po nieco ponad trzech godzinach musiał zejść z kortu pokonany.
Istnieje jeszcze cień szansy, że to nie koniec przygód Nadala w Roland Garros. Być może niezły mecz ze Zverevem przekona go do tego, żeby nie tylko dokończyć tegoroczny sezon, ale dać sobie jeszcze następny. Ale jeśli faktycznie Rafa za kilka miesięcy odłoży rakietę w kąt, to z pewnością będziemy wracać myślami do jego wczorajszego meczu. A także innych, wspomnianych poniżej, chwil.
Cudowny dzieciak na tronie
Być może trafiliście kiedyś na hitową reklamę Nike, która zaczyna się od powtórek z meczu 16-letniego Rafaela Nadala. A kończy słowami: “czy on będzie grać tak w każdej wymianie?”. Komentator relacjonujący pierwsze kroki Hiszpana w seniorskim tourze, nie mógł uwierzyć, co ten młodzieniec wyrabia na korcie. W końcu musiał się jednak do tego przyzwyczaić. Bo owszem, Nadal grał każdą wymianę na sto procent, przez kilkanaście kolejnych sezonów.
Kroczący w kierunku końca kariery tenisista był kiedyś modelowym przykładem złotego talentu. Nie miał nawet osiemnastki, kiedy po raz pierwszy zagrał w finale turnieju ATP, w Auckland. To był styczeń 2004 roku. Siedem miesięcy później, w Sopocie, triumfował w seniorskich zawodach po raz pierwszy. A już w kolejnym sezonie zaczął błyskawicznie kolekcjonować punkty, co sprawiło, że przed Roland Garros 2005 został nawet rozstawiony. I to z bardzo wysokim, czwartym (!) numerem.
Nadal nie był wówczas nowy w turniejach wielkoszlemowych, bo zaliczył ich wcześniej aż pięć, ale akurat w Paryżu pojawił się po raz pierwszy. French Open mógł na dobrą sprawę odhaczyć zarówno w 2003, jak i 2004 roku, ale dwukrotnie zatrzymywała go kontuzja. Kiedy jednak wreszcie pojawił się na paryskiej mączce, był gotowy.
Będący na fali zwycięstw (wygrane w Monte Carlo, Barcelonie i Rzymie) nastolatek mógł myśleć o naprawdę wielkich rzeczach. Ale styl, w jakim rozprawiał się z kolejnymi rywalami na wielkoszlemowej scenie, i tak musiał budzić podziw. Do czasu półfinału z Rogerem Federerem stracił tylko jednego seta. Szwajcara – który wówczas dzielił i rządził w tenisowym świecie – też odprawił zaskakująco łatwo (6:3, 4:6, 6:4, 6:3).
Finał rozpoczął się dla niego co prawda od falstartu i przegranego tie-breaka z Mariano Puertą, ale potem Rafa szybko zaczął odwracać stan rywalizacji. W kolejnych partiach Argentyńczyk był już bez szans. A Nadal został pierwszym od czasu Pete’a Samprasa nastolatkiem, który wygrał wielkoszlemowy tytuł.
Wkrótce obserwatorzy i eksperci zaczęli się zastanawiać, czy młodego Hiszpana na mączce w ogóle da się pokonać. To pytanie powracało przez kilkanaście następnych lat.
Słodka zemsta
Od swojego debiutu w Roland Garros, przez kilka kolejnych sezonów Nadal był w tym turnieju absolutnie nie do zatrzymania. Nie przegrał ani jednego meczu na paryskiej mączce i mogliśmy się zastanawiać, jak szybko to nastąpi. A niektórzy zaczęli się nawet zastanawiać, czy nastąpi w ogóle. Ostatecznie jednak padło na 2009 rok i mecz z Robinem Soderlingiem.
Szwed nie miał w teorii gry skrojonej pod korty ceglane, bo bazował przede wszystkim na mocnym serwisie i skracaniu wymian, ale w pewnym momencie kariery bardzo polubił się z pomarańczową nawierzchnią. Tego, co stało się w Roland Garros, nikt jednak nie mógł przewidzieć. Soderling przystępował do wielkoszlemowego turnieju jako 25. tenisista świata. I dopiero co przegrał z… Rafą w Rzymie. I to dotkliwie – 1:6, 0:6.
Nadmienić warto, że dwa lata wcześniej w trzeciej rundzie Wimbledonu Soderling był w stanie zmusić Hiszpana do wysiłku i wyrwać mu aż dwa sety. Mógł mieć zatem pewne nadzieje, że znowu będzie w stanie sprawić faworytowi pewne problemy. I faktycznie: spotkanie w 2009 roku w Paryżu rozpoczęło się dla niego świetnie. Znakomicie serwował, wykorzystywał gorszy dzień w defensywie Rafy i wygrał pierwszego partię 6:2.
Po tym, jak Nadal doprowadził do wyrównania, wydawało się jednak, że wszystko wraca na właściwe tory. Tylko że tak nie było. Soderling grał tamtego dnia jak natchniony. I jak wspomnieliśmy – ostatecznie zapewnił tenisiście z Majorki pierwszą porażkę w Roland Garros w karierze.
Roger Federer i Robin Soderling. Szwajcar wykorzystał potknięcie Nadala i w 2009 roku wygrał jedyne French Open w karierze. W finale pokonał właśnie Szweda. Fot. Newspix
Już po turnieju dowiedzieliśmy się, że Nadalowi towarzyszyły pewne problemy z kolanem. Miał być też wyczerpany mentalnie, przez zamieszanie w życiu prywatnym (separacja rodziców). Niedługo później ogłosił, że wycofuje się ze startu w Wimbledonie.
Kryzys Rafy potrwał jednak bardzo, a to bardzo krótko. Sezon 2010 był bowiem prawdopodobnie najlepszym w jego karierze. Wygrał w jego trakcie trzy turnieje wielkoszlemowe (zabrakło mu tylko Australian Open) i, co istotne, zrewanżował się Soderlingowi, do którego nigdy na dobrą sprawą nie pałał sympatią (i wzajemnie). Tym razem spotkał Szweda jednak nie w czwartej rundzie, a w wielkim finale paryskiego turnieju. Ograł go, a jakże, w trzech szybkich setach.
Na historycznym szczycie
Styl, w jakim Nadal dominował nad przeciwnikami w Paryżu, sprawiła, że powszechna już gdy miał dwadzieścia parę lat stała się jedna opinia – że to najlepszy zawodnik na kortach ceglanych w historii tenisa. Żeby jednak rozwiać jakiekolwiek wątpliwości, Rafa musiał najpierw pobić kilka rekordów. Z tym najważniejszym rozprawił się w 2012 roku.
To wówczas Nadal zdobył swój siódmy tytuł w Paryżu. A więc wyprzedził w historycznej tabeli Bjorna Borga, który miał ich sześć. Szwed na dobrą sprawę był w pewnym stopniu “Nadalem przed Nadalem”. Po raz pierwszy w Roland Garros triumfował w 1974 roku. I od tamtego czasu, z krótkimi przerwami, niezmiennie rządził na ceglanej nawierzchni. Dopóki w 1983 roku, jako zaledwie 26-latek, ogłosił zakończenie kariery.
Jego bilans w Paryżu? Wynosił fenomenalne 49 zwycięstw i 2 porażki. Szwedzki tenisista do dzisiaj jest też rekordzistą, jeśli chodzi o Szlem wygrany z najmniejszą liczbą straconych gemów. W 1978 roku na drodze do triumfu we French Open jego przeciwnicy uzbierali ich łącznie zaledwie… 32. To znaczy, że średnio na seta – rozegrał ich wówczas 21 – oddawał rywalom mniej więcej półtora gema.
Borg dokonywał zatem rzeczy wielkich, ale w 2012 roku musiał ustąpić przedstawicielowi młodszego pokolenia. Choć przed samym turniejem krążyły pewne wątpliwości, co do szans hiszpańskiej gwiazdy tenisa. Dotyczyły one głównie Novaka Djokovicia. Serb znajdował się bowiem wówczas na nieprawdopodobnej fali, po pokonaniu Hiszpana w trzech (!) kolejnych wielkoszlemowych finałach (Wimbledon, US Open i Australian Open).
Jego bilans na mączce w starciach z Hiszpanem był co prawda niekorzystny (2-9), ale kibice Nole zadawali sobie pytanie: jeśli nie teraz, to kiedy? Djoković mógł pomyśleć, że wreszcie rozgryzł swojego rywala. Ale kiedy tylko ponownie pojawił się w jego królestwie, to skończyło się po staremu. Hiszpan pokonał Serba w finale French Open 6:4, 6:3, 2:6, 7:5.
W jego garści znalazł się też rekord, który przez lata należał do Bjorna Borga. Nie minęło wiele czasu, aż Szwed zaczął opowiadać o młodszym koledze po fachu: – Nie ma słabych stron. Dla niego każda piłka jest piłką meczową. To najbardziej w nim lubię. Każdy kto z nim gra, wie, że Nadal da z siebie sto procent i nie odpuści żadnej wymiany. Jest najlepszym graczem na mączce w historii (za “Sportbladet”).
La Decima
W tym miejscu warto zacytować Borisa Beckera: “wygranie Roland Garros raz jest niemal niemożliwe. Wygranie tego turnieju pięć razy jest niemożliwe. A na wygranie dziesięć razy, nie mam nawet pojęcia, jakie znaleźć słowo”. W 2017 roku Rafa Nadal zaliczył jednak swoją La Decimę, czyli dziesiąty triumf w wielkoszlemowym turnieju w Paryżu.
To osiągnięcie było o tyle wyjątkowe, że Nadal został wówczas pierwszym (potem dołączył do niego Novak Djoković) tenisistą ery Open z dwucyfrową liczbą zwycięstw w jednym z czterech Szlemów. W całej historii tenisa przed nim znajdowała się już tylko Margaret Court, która 12-krotnie wygrała Australian Open, ale jak wiemy, i z tym rekordem (dwunastu wielkoszlemowych triumfów) Nadal w końcu zdołał się rozprawić.
Wracając jednak do “La Decimy” – sezon 2017 był generalnie niezwykle istotny dla Nadala. Znajdował się bowiem w takim momencie kariery, kiedy mogliśmy powątpiewać, czy aby przypadkiem nie zaczyna schodzić ze szczytu. Coraz mocniej odzywały się u niego kontuzje, co wpłynęło na to, że w rankingu ATP niemal nie wypadł z TOP 10 (w połowie 2015 roku był właśnie na 10. pozycji).
W trakcie sezonów 2015 i 2016 nie tylko nie udało mu się wygrać ani jednego turnieju wielkoszlemowego, ale w ogóle zdobył tylko pięć tytułów rangi ATP – co, nie ukrywajmy, jak na zawodnika jego klasy, nie powalało. W dodatku wówczas jeszcze trójka z przodu w liczbie lat sygnalizowała już poważny – jak na tenisistę – wiek. W efekcie Nadal miał wokół siebie pewnie więcej niedowiarków, niż kiedykolwiek.
Przed Roland Garros w 2017 roku Hiszpan zdołał jednak wrócić do wielkiej formy. Wygrał kolejno zawody w Monte Carlo, Barcelonie i Madrycie, a w Paryżu już kompletnie zdmuchnął konkurencję. Na drodze do tytułu nie stracił ani jednego (!) seta. Ba, jego rywale (których było siedmiu) zdołali uzbierać łącznie tylko 35 gemów.
Rafa znowu był wielki. No i miał w garści dziesiąte trofeum za wygranie French Open.
Heroizmy na przekór Nole
Swego czasu nie przewidziałby tego ani jeden, ani drugi, ale w momencie, gdy Roger Federer zniknął z tenisowej sceny, Novak Djoković oraz Rafael Nadal rozpoczęli rywalizację o to, kto będzie w posiadaniu najcenniejszego rekordu w świecie męskiego tenisa.
20 tytułów wielkoszlemowych – tyle na koncie ma Szwajcar. Nadal dogonił go jako pierwszy, po wygraniu Roland Garros w 2020 roku. Djoković do dwudziestki dobił natomiast rok później w Londynie. I był z Rafą “na remis”, a potem niemal go nie wyprzedził, bo w US Open do końcowego triumfu zabrakło mu tylko pokonania Daniiła Miedwiediewa.
Jeśli w tamtym momencie, ktoś miałby odpowiedzieć na pytanie “kto ma więcej paliwa w baku”, to bez dwóch zdań wskazałby na Serba. Szczególnie że sezon 2021 Nadal w dużej mierze stracił na rzecz kontuzji, no i przegrał z “Nole” w swoim królestwie. Z potyczki dwóch wielkich tenisistów w półfinale Roland Garros wyszedł górą młodszy z nich.
Rafa jednak jakimś cudem wrócił. Najpierw w 2022 roku wygrał pod nieobecność Novaka Australian Open, po fantastycznym comebacku w finale z Miedwiediewem. A następnie wrócił do Paryża. I grając na niewyobrażalnych blokadach, mimo kontuzji żebra i powracających problemów ze stopą, zatriumfował w Paryżu po raz 14.
Zdobył tym samym swój 22. tytuł wielkoszlemowy, odskakując Djokoviciowi na dwa. Potem Serb go co prawda ponownie dogonił i wyprzedził, ale na krótki okres Rafa był posiadaczem rekordu wszech czasów. Pokazał też po raz setny, jak pokonywać przeciwności losu. Choć kto wie, czy wysiłek w Paryżu w 2022 roku nie kosztował go jednak za wiele.
– Dla normalnej osoby w jego położeniu [gra z takimi kontuzjami] byłaby cudem. Ale on był w stanie to robić, bo naprawdę jest ulepiony z innej gliny – mówił lekarz Nadala, Angel Ruiz-Cotorro. – Tu nie chodziło o to, że zakrywaliśmy ból i był w stanie grać. On musiał zaakceptować wyzwanie i odizolować siebie od tego uczucia. Tak żeby mieć szansę wygrać kilka kolejnych meczów, w trudnych warunkach, ze świetnymi rywalami (za “Marca”).
French Open 2022, to zrodzone w bólu, pozostaje (przynajmniej na ten moment) ostatnim wygranym turniejem w karierze Rafaela Nadala.
KACPER MARCINIAK
Czytaj więcej o tenisie:
- Król mączki abdykował z godnością. Nadal odpadł z Roland Garros
- Kamil Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza
- „Byłam grubym dzieckiem, często chorowałam”. O Qinwen Zheng, finalistce Australian Open
- Najlepsi w historii na mączce. Kogo goni Iga Świątek?
Fot. Newspix.pl