Śląsk półtora roku temu mógł przytulić niezłe pieniądze za Erika Exposito. Również przed startem rozgrywek WKS mógł spieniężyć swojego najlepszego zawodnika. We Wrocławiu zdecydowano jednak, że najlepszą opcją będzie zatrzymanie Hiszpana w szatni, nawet jeśli na koniec opuści klub za darmo. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.
Zimą 2023 roku Raków Częstochowa oferował 700 tysięcy euro za Erika Exposito. Porządna kasa, bo wówczas Hiszpan zostałby czwartym najdroższym transferem wychodzącym ze Śląska (Karol Borys i John Yeboah odeszli za większe pieniądze, ale opuścili klub później). Można było się na to połasić, można było zresztą skorzystać z innych opcji, jeśli ktoś we Wrocławiu nie chciał wzmacniać ligowego rywala. Ktoś w klubie zadał sobie jednak jedno naprawdę ważne pytanie.
Cholera, a co, jeśli bez tego gościa spierdzielimy się z ligi?
Na stole leżało więc ok. trzy miliony złotych, jakie można było zarobić na sprzedaży Exposito oraz przykładowe dziewięć i pół miliona, gdyby Śląsk utrzymał się w Ekstraklasie, a w kolejnym roku finiszował na tej samej pozycji. Sprawa była więc prosta: lepiej płacić Erikowi około sto tysięcy miesięcznie, bo na koniec może spłacić się z nawiązką. Tak właśnie się stało, bo wiosną Exposito:
- otworzył wynik meczu z Pogonią (wygrany 2:0)
- zaczął strzelanie z Lechem Poznań (wygrana 2:1)
- otworzył wynik spotkania ze Stalą (remis 1:1)
- zaliczył trzy asysty z Wisłą Płock (wygrana 3:1)
Do tego dorzucić można bramkę oraz ostatnie podanie z Legią i Miedzią. Jasne, przypisanie punktów zdobytych w wymienionych spotkaniach tylko jego działaniom byłoby uproszczeniem całej sytuacji. Koniec końców jednak teza, według której Erik dał Śląskowi utrzymanie, w zupełności się broni.
Śląsk Wrocław zatrzymał Erika Exposito. Było warto
Idźmy jednak dalej. Było lato 2023 roku, kiedy Raków Częstochowa ponowił zapytanie o Erika Exposito. Tym razem na stół rzucono 600 tysięcy euro i bonusy, więc pieniądze były porównywalne. Śląsk tym razem nie miał dylematu w postaci tego, czy większy zastrzyk gotówki przyniesie im kolejny rok w elicie. To znaczy, pewnie z Exposito łatwiej było się w niej utrzymać, ale prowadząc klub prędzej czy później staniesz przed wyzwaniem zastąpienia najlepszego zawodnika, więc wybór dotyczył jedynie tego, czy szukać następcy już teraz z trzema milionami złotych więcej w kieszeni, czy jednak zrezygnować z dodatkowej gotówki i odłożyć temat na rok.
Śląsk znów postawił na Erika, licząc się z tym, że już na nim nie zarobi. Więcej: zamiast tego wyda ponad milion złotych na jego utrzymanie, więc pieniędzy w kasie klubu będzie mniej. Chyba że Exposito odpali tak, że wywinduje w tabeli cały zespół — ale przed startem ligi nikt nie odważyłby się głośno opowiadać, że przecież z Erikiem można szarżować po puchary.
Sezon dobiegł jednak końca i WKS wyszedł na swoje. Erik Exposito był potworem, zaliczył cholernie dobry rok. Według “EkstraStats” zanotował kapitalne liczby:
- 19 bramek
- 5 asyst
- asysta drugiego stopnia
Dwadzieścia cztery punkty w rozszerzonej kanadyjce, odkąd trafił do Polski, nigdy nie poszło mu tak dobrze. W poprzednim sezonie w tym samym zestawieniu nabił piętnaście punktów, wcześniej szesnaście, jeszcze rok wstecz czternaście, a w premierowym sezonie — dwanaście.
Dziś można łatwo dorobić do tego tezę: w Śląsku wiedzieli i widzieli, że Jacek Magiera potrafi nastroić Erika w ten sposób, że Hiszpan rozegra najlepszy sezon w karierze. Ale nawet jeśli tak nie było, nawet jeśli był to czysty hazard, ryzyk-fizyk, rzut monetą — Wrocław wygrał, koniec i kropka. To pewna lekcja dla wszystkich, którzy wątpią, że cierpliwość popłaca, że nagroda może być trochę ukryta, przysypana liśćmi, a nie podana na tacy.
Śląsk Wrocław coś poświęcił, z czegoś zrezygnował, ale zarobił kokosy. Być może łatwiej było mu to zrobić, bo jak to w miejskich klubach: władza zawsze pomoże, dosypie. Tego też nie można lekceważyć; całkiem prawdopodobne, że “prywaciarz” spojrzałby na budżet i najpóźniej latem opędzlował Erika w nadziei, że z tymi dodatkowymi trzema bańkami w kieszeni wymyśli coś lepszego. WKS nie musiał tak myśleć, więc podjął ryzyko, a teraz zbiera tego owoce.
Według wyliczeń Kuby Szlendaka z “Goal.pl” sam rezultat zmagań w lidze przyniesie Śląskowi ok. 25 mln zł. Do tego trzeba doliczyć europejskie puchary, z których nawet w przypadku fiaska na starcie można wycisnąć 1,5 mln zł.
Krótko mówiąc: było warto.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Mecz jak film. Siemieniec kontra Szulczek, przyjaciele w walce o tytuł i utrzymanie
- Wielki przegląd zmarnowanych szans. Kto zaliczył największe pudła w Ekstraklasie?
- Siedem wypowiedzi przedstawicieli Lecha Poznań, które fatalnie się zestarzały
- Pertkiewicz: Od rewanżu ze Śląskiem czułem, że mistrzostwo naprawdę jest możliwe
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix