Reklama

Rok mistrza. Łukasz Różański stanie do pierwszej obrony pasa WBC

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

23 maja 2024, 16:24 • 13 min czytania 15 komentarzy

22 kwietnia ubiegłego roku Łukasz Różański (15-0, 14 KO), pokonując Alena Babicia (11-1, 10 KO) pewnym krokiem wszedł do elitarnego grona polskich pięściarzy, którzy zdobyli pas zawodowego mistrza świata. 24 maja, po ponad roku od tego sukcesu, 38-latek stanie do pierwszej obrony tytułu WBC kategorii bridger. Jego rywalem będzie Lawrence Okolie (19-1, 14 KO), Brytyjczyk, który zasłużył sobie na miano pogromcy Polaków. W trakcie tych trzynastu miesięcy w życiu naszego mistrza dużo się działo. Został jedną z twarzy polskiego boksu. Często gościł w mediach, a podczas gali WBC stał ramię w ramię z największymi legendami pięściarstwa. – Zdobyłem to, o czym marzyłem – pas federacji WBC. To dla mnie bardzo ważny krok w karierze. W moim życiu później sporo się zmieniło ze względu na sprawy rodzinne. Żona zaszła w ciążę, a z tego świata odszedł mój trener – mówi nam Różański. Oto, jak wyglądał rok mistrza.

Rok mistrza. Łukasz Różański stanie do pierwszej obrony pasa WBC

SZUM

Może nie należał do ścisłego topu wagi ciężkiej, ale za to nowo utworzona kategoria bridger zdawała się być skrojona idealnie pod niego. Alen Babić był bardzo niebezpiecznym pięściarzem, który demolował rywali. Zresztą pseudonim Dzikus nie wziął się znikąd. Na swoim koncie miał 11 wygranych, z czego 10 przez nokaut. Kiedy już ruszał na rywala, ten momentalnie znajdował się w tarapatach.

Tymczasem Łukasz Różański w około dwie minuty pokazał Chorwatowi, kto zasługuje na miano prawdziwego ringowego dzikusa. Polak, który walczył u siebie w domu, w G2A Arenie w podrzeszowskiej Jasionce, wręcz zniszczył niepokonanego rywala i zdobył wakujący pas WBC kategorii bridger (do 101,6 kg).

Reklama

I nagle wokół wojownika zrobił się szum. Oczywiście, Łukasz w środowisku pięściarskim był znany już wcześniej. W 2021 roku w równie efektowny sposób co wygrana z Babiciem, zakończył bokserską karierę Artura Szpilki (24-5, 16 KO). Jednak prawdziwe wyjście poza pięściarską bańkę dało mu zdobycie tytułu. Różański został piątym w historii polskim mistrzem świata – po Dariuszu Michalczewskim, Tomaszu Adamku i Krzysztofach Włodarczyku oraz Głowackim.

Wówczas 37-letni pięściarz wkroczył do mainstreamu. Zaczęto zapraszać go do telewizji śniadaniowych i innych mediów. A tam – w przeciwieństwie do wielu sportowców z pięściarskiego środowiska – Różański wypadał nie gorzej, niż pomiędzy linami. Bo taki to już jest człowiek, że odnajduje się w każdej sytuacji i łączy ze sobą różne światy. Z jednej strony, pochodzący ze wsi, z wielodzietnej rodziny, której się nie przelewało. Od małego znający wartość ciężkiej pracy. Z drugiej, facet który obracał się w środowisku naukowym. Ukończył bowiem studia na Uniwersytecie Rzeszowskim, gdzie pracował. Był nawet blisko otwarcia przewodu doktorskiego. Z jeszcze innej, od młodzieńczych lat poznał także zapach sali treningowej. Smak krwi w ustach po przyjęciu ciosu. I satysfakcję po znokautowaniu rywala.

POŚRÓD LEGEND

Tym sposobem Różański stał się też największym ambasadorem polskiego pięściarstwa wśród aktywnych zawodników. W końcu jest jedynym zawodowcem znad Wisły, który dzierży mistrzowski tytuł. I jasne, Łukasz dokonał tej sztuki w wadze bridger (do 101,6 kilograma). To jedna z najmniej prestiżowych kategorii wagowych. Jest bardzo młoda, powstała w 2020 roku. Z wielkich federacji na razie uznają ją dwie – WBA, oraz jej pomysłodawca, WBC. Właśnie mistrzem drugiej z wymienionych jest Różański. Co jednak istotne, World Boxing Council traktuje Łukasza na takich samych zasadach jak innych czempionów. Polak odczuł to w ubiegłym roku, kiedy został zaproszony do Uzbekistanu na konferencję WBC.

Różański: – To było dla mnie niezapomniane spotkanie. Do Uzbekistanu pojechałem pierwszy raz w życiu i od razu znalazłem się w gronie, o którym w życiu nie marzyłem, że się w nim znajdę. Stałem na podium, wyczytany z Oleksandrem Usykiem, Evanderem Hoylfieldem czy Roberto Duranem – największymi sławami boksu. Do teraz mam ciarki na rękach, kiedy o tym pomyślę.

– Na konwencie WBC byłem drugi raz. Wcześniej byłem w Meksyku, ale wtedy nie miałem tytułu mistrza świata, więc nie zostałem wyczytany i nie pojawiłem się na scenie. W Uzbekistanie zostałem już potraktowany na równi z wielkimi mistrzami. Super spotkaniem było to z Evanderem Holyfieldem. Ale ogólna atmosfera zrobiła na mnie wrażenie. Wchodząc do hotelu, mój roll-up stał obok podobizny Tysona Fury’ego. One były rozstawione kategoriami wagowymi, więc jako reprezentant drugiej najcięższej dywizji znajdowałem się obok niego. Te wszystkie rzeczy sprawiają, że człowiek jeszcze bardziej docenia to, czego udało mu się dokonać – wspomina nam Polak.

Reklama

Różański żałuje tylko tego, że nie udało mu się spotkać z Mikiem Tysonem. Tak się bowiem złożyło, że Bestia pojawiła się na konwencie akurat w dniu wylotu Łukasza do Polski. A to właśnie Żelazny Mike był największym idolem polskiego czempiona. Co zresztą widać po poczynaniach Różańskiego w ringu. 14 nokautów na 15 stoczonych pojedynków nie wzięło się znikąd.

Wspominając o swoim sukcesie i zaszczytach, jakie spotkały go w związku z wywalczeniem mistrzowskiego pasa, Łukasz nie zapomina też o ludziach i spółkach, które zaufały jego wizji i pomogły spełnić wielkie marzenie o tytule: – Wszystko, co osiągnąłem, nie byłoby możliwe bez wsparcia moich partnerów, takich jak Totalizator Sportowy, właściciel marki Lotto, która jest moim oficjalnym partnerem. Dzięki pomocy Lotto mogę w komfortowych warunkach przygotowywać się do swoich walk, skupiając wyłącznie na zadaniu, które mam do wykonania.

STRATA

Niestety, pomimo ogromnego przeżycia jakim był udział w gali WBC w Uzbekistanie, listopad był dla naszego mistrza miesiącem ogromnego smutku i żalu. Stracił wtedy bliską osobę. Człowieka, który dla Łukasza był niczym rodzina. 18 listopada ubiegłego roku, w wieku 83 lat z tego świata odszedł bowiem Marian Basiak. Był ostatnim szkoleniowcem, który pobierał nauki jeszcze u legendarnego Feliksa Stamma. I pod skrzydłami którego Różański spędził praktycznie całą bokserską karierę.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

– Ciężko się mówi o trenerze, bo emocje biorą górę. Byłem związany z trenerem od 2005 roku, kiedy już zdobyłem pierwszy medal młodzieżowych mistrzostw Polski i zacząłem trenować u niego w Tarnowie. Jeździłem tam trzy razy w tygodniu. To było 70 kilometrów od domu, więc spędzałem kawałek czasu w samochodzie, by móc poćwiczyć z trenerem Basiakiem. Później trener przeprowadził się do Rzeszowa, więc cały czas byłem z nim. Nawet podczas mojej sześcioletniej przerwy w karierze przychodziłem do klubu, aby zamienić z nim słowo i czasami potrenować. Byliśmy ze sobą bardzo związani. Przez ostatnich dziesięć lat widziałem się z nim częściej niż z rodziną, bo trenowałem dwa razy dziennie – wspomina nam Łukasz.

Marian Basiak był jedną z najbardziej szanowanych postaci wśród polskich szkoleniowców. Jednym z tych trenerów, którzy w lokalnych ośrodkach wykonywali mrówczą pracę by wychować przyszłych mistrzów. W trakcie pięćdziesięciu lat trenerskiej kariery jego zawodnicy wywalczyli 200 medali mistrzostw Polski. Do jego podopiecznych należeli między innymi Tomasz Adamek czy Andrzej Gołota.

Jednak doświadczony szkoleniowiec skupiony na boksie amatorskim (czy też jak kto woli, olimpijskim) chyba nawet nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek osobiście doprowadzi któregoś ze swoich pięściarzy do tytułu zawodowego mistrza świata. Aż nagle, w 2015 roku Różański, zbliżając się do trzydziestki, postanowił spróbować swoich sił na profesjonalnych ringach. I przekonał trenera Basiaka do tego, by razem przeszli przez tę ścieżkę, która ostatecznie doprowadziła ich do pasa mistrza świata federacji WBC.

Łukasz-Różański-Marian-Basiak-boks-2023

Marian Basiak, promotor Andrzej Wasilewski i Łukasz Różański po walce z Babiciem.

Przeżyłem z Łukaszem od początku aż do dzisiaj wszystko, co mogłem przeżyć. W Dębicy i tutaj w Rzeszowie trochę w tym boksie zdobyłem, wywalczyłem kilka razy tytuł mistrza Polski drużynowo i indywidualne, ale dopiero mistrzostwo świata to jest to. […] Kosztowało mnie ono bardzo dużo zdrowia. Jestem związany z Łukaszem od samego początku na dobre i na złe. W przeszłości miałem szczęście do chłopaków, robili medale, ale mistrza świata jeszcze nie miałem. To jest coś bardzo dużego dla mnie, Łukasza, Rzeszowa i całej Polski – mówił uradowany Marian Basiak w rozmowie z “Super Expressem”, kiedy jego zawodnik rozprawił się z Alenem Babiciem.

– Nie możemy niczego poradzić na tę stratę, takie jest życie. Marian Basiak nie był tylko trenerem, on wnosił do całego zespołu odpowiedni mental. Miał duże doświadczenie, wiedział co zrobić w danym momencie – opowiada Różański: – Trener Basiak dużo doradził mi też w życiu. Uchronił mnie w ten sposób przed wieloma rzeczami, które on sam przeżył. Ale oczywiście posiadał też ogromną wiedzę na temat boksu. Nie uczył nas skomplikowanych rzeczy. Zawsze się śmiał, mówiąc, że boks jest prosty – ciężka praca, ale pewna. Dwanaście ciosów, ale sto pięćdziesiąt obron. I tego trzeba się nauczyć.

Nie jest jednak tak, że bez Mariana Basiaka przygotowania Różańskiego do pierwszej obrony mistrzowskiego pasa stanęły na głowie. Głównym szkoleniowcem Łukasza został Krzysztof Przepióra – człowiek, który od dawna jest nieodłącznym elementem zespołu pięściarza z Podkarpacia.

Różański: – Krzysztof Przepióra trenuje ze mną przez całą zawodową karierę. Byliśmy razem w teamie z trenerem Basiakiem. On był głównym szkoleniowcem, który układał cały schemat treningu, stał na sali, doradzał co mamy robić. A Krzysiek ze mną pracował, robił tarcze czy trening techniczny.

Krzysztof Przepióra i Łukasz Różański.

KRĄG ŻYCIA

W życiu prywatnym okres od zdobycia pasa był dla Różańskiego prawdziwym rollercoasterem. To czas nobilitacji i docenienia Polaka w kraju i na świecie, ale też chwile wielkiego smutku po stracie bliskiej osoby.

Jednak chociaż Łukasz musiał pożegnać się z trenerem Basiakiem, w bardzo symboliczny sposób krąg życia zatoczył wokół Polaka koło. Oto bowiem 7 kwietnia w jego życiowym narożniku pojawiła się inna ważna osoba. Tego dnia jego żona Kamila wydała na świat dziecko. Syn Stanisław urodził się zdrowy i jak można zaobserwować na mediach społecznościowych małżeństwa, bardzo wdał się w tatę. Od momentu przyjścia na świat potrafi bowiem trzymać gardę, zwijając malutkie rączki przy twarzy.

Nowy członek rodziny dał Łukaszowi ogromnego motywacyjnego kopa. Tak bardzo przecież potrzebnego w decydującym momencie przygotowań – na niecałe dwa miesiące przed walką.

Różański: – Każdy zawsze mi mówił: zobaczysz, jak będziesz miał dziecko, to będzie dla ciebie coś najważniejszego na świecie. Ale kiedy jeszcze sam nie miałem dziecka, to nie do końca byłem w stanie sobie to wyobrazić. Dopiero kiedy po porodzie wziąłem Stasia na ręce, świat zmienił oblicze. Możesz wygrać mistrzostwo świata, dokonać wszystkiego w życiu zawodowym, ale nic nie jest porównywalne z radością, kiedy trzymasz na rękach swojego potomka.

Łukasz Różański z synem Stanisławem. Fot. Instagram/lukasz_rozanski

Witalij Kliczko wysunął kiedyś teorię, że ojcowie w ringu biją mocniej. Różański jeszcze przed narodzinami syna pokazywał, że w rękawicach posiada młot pneumatyczny. Jeżeli teoria ukraińskiego czempiona wagi ciężkiej jest prawdziwa, Lawrence Okolie powinien mieć się na baczności.

POGROMCA POLAKÓW

Ale przed Polakiem stoi duże wyzwanie. Dosłownie i w przenośni, bowiem Lawrence Okolie mierzy 196 centymetrów wzrostu i dysponuje porażającym zasięgiem ramion wynoszącym aż 210 centymetrów. To znakomite warunki nawet na wagę ciężką, do której swoją drogą przymierzał go były promotor, Eddie Hearn. W dodatku The Sauce w naszych mediach doczekał się miana pogromcy Polaków. Na ringach amatorskich i zawodowych walczył bowiem z pięcioma naszymi rodakami i wygrywał za każdym razem.

Historia starć Okoliego z pięściarzami znad Wisły zaczęła się w 2016 roku. Wtedy w pierwszej walce turnieju olimpijskiego w Rio de Janeiro w kategorii do 91 kg, Brytyjczyk pokonał Igora Jakubowskiego. Kolejne pojedynki Lawrence’a z Biało-Czerwonymi miały już miejsce na zawodowych ringach. W swojej drugiej profesjonalnej walce Okolie pokonał journeymana Łukasza Rusiewicza (22-30, 13 KO). Trzy lata później, w 2020 roku jego ofiarą padł Nikodem Jeżewski (19-1-1, 9 KO).

Zaraz po Jeżewskim Anglik walczył z Krzysztofem Głowackim (31-3, 19 KO) o wakujący pas mistrza świata WBO wagi cruiser. Okolie triumfował przez nokaut w szóstej rundzie. Z kolei w drugiej obronie tego tytułu, jego rywalem był Michał Cieślak (21-2, 15 KO). Lawrence zwyciężył i w tym starciu, ale Cieślak był jedynym polskim zawodowcem, który wytrzymał z nim do ostatniego gongu. Choć punktacja (117-110, 116-111, 115-112) nie pozostawiała wątpliwości, kto w tej walce był lepszy.

NAJLEPSZĄ OBRONĄ TYTUŁU JEST ATAK

Łukasz będzie miał szansę pomścić na ringu swoich kolegów po fachu. I ma ku temu atuty. Jak chociażby własny teren. Walka będzie bowiem rozgrywana na Hali Podpromie, w mieście 38-latka, Rzeszowie.

– Lawrence, uważaj, bo wszyscy będą wrogo nastawieni do Ciebie. Od momentu przybycia aż do walki wszyscy będą wrogo nastawieni. Wszystko było wrogie, oni są w tym dobrzy, idealni dla swojego zawodnika – radził Okoliemu w jednym z wywiadów Alen Babić, kiedy wspominał pobyt w Rzeszowie. Naszym zdaniem jednak, słowa te są dowodem na to, że Różański potrafi naprawdę mocno przyłożyć w łeb. Bo chociaż doping w G2A Arenie był żywiołowy, niósł Polaka, a Chorwata wyraźnie zdeprymował, to Alen najwyraźniej zapomniał, że przed samą walką w wywiadach doceniał polską gościnność…

W każdym razie, Okolie do tej pory toczył walki wyłącznie w Wielkiej Brytanii. Eddie Hearn stworzył mu wręcz cieplarniane warunki do rozwoju. I posiadał wobec 31-latka ambitne plany. Lawrence miał pokazać się w wadze junior ciężkiej (do 90,7 kg), by następnie z wyrobionym nazwiskiem próbować namieszać w ciężkiej. Brytyjski promotor w marzeniach widział Lawrence’a jako kogoś, kto daje hitową na Wyspach walkę z największą gwiazdą grupy Matchroom, Anthonym Joshuą (28-3, 25 KO).

Rzecz w tym, że w przeciwieństwie do AJ-a, Okolie pod względem stylu jest pięściarzem nudnym. Nie ryzykuje. Trzyma rywali na dystans swoim lewym prostym, a każdą ciekawszą wymianę stopuje klinczem. Jasne, to styl skuteczny. Ale na bokserskim rynku równie ważne co dopisywanie kolejnych nazwisk po stronie zwycięstw jest to, jakie emocje generuje zawodnik wśród kibiców. Z czasem Hearn stracił nadzieję na to, że zrobi z Okoliego naprawdę wielką gwiazdę boksu, a pięściarz czuł się lekceważony przez swojego promotora. Ostatecznie na początku 2023 roku Lawrence opuścił pokład Matchroom i przeszedł do grupy Boxxer kierowanej przez Bena Shaloma.

Kiedy więc Okolie w ostatniej walce stracił tytuł WBC na rzecz Chrisa Billama-Smitha (18-1, 12 KO), Hearn oraz wielu fanów ucieszyło się z takiego rozwoju sytuacji. I dlatego też Shalom zdecydował się wysłać go na walkę do Rzeszowa. Lawrence ma tu pokazać swoją wartość i szybko zdobyć kolejny pas. Jak przekonuje szef grupy Boxxer, wyższa kategoria wagowa ma pomóc jego podopiecznemu lepiej się zaprezentować. Jego zdaniem 31-latek w wadze cruiser po prostu męczył organizm. W końcu przy tak pokaźnych gabarytach nie łatwo było utrzymać Okoliemu górny limit wagi cruiser (90,7 kg).

Łukasz-Różański-Lawrence-Okolie-boks-2024-pas-WBC

– Patrząc na styl Okoliego, to prosta sprawa czego należy unikać. Brytyjczyk ma brudny boks. Należy się też spodziewać w jego wykonaniu klinczu, bo jest w tym bardzo dobry. Przy tym posiada niesamowite warunki fizyczne. Trzeba uważać na jego prawą rękę, którą ma szybką, a także na lewy sierp. Jak to mawiał świętej pamięci trener Basiak, kiedy widział niezłego pięściarza – to nie jest Kuba! – analizuje swojego rywala Różański.

Ale sam Polak oczywiście posiada więcej atutów, niż tylko boksowanie w swoim mieście. Przede wszystkim nie można odmówić mu determinacji w dążeniu do zakończenia walki. Owszem, może nie jest technicznym geniuszem, ale na zawodowych ringach jego styl ogląda się genialnie. Różański jest po prostu cholernie niebezpiecznym przeciwnikiem, który – w przeciwieństwie do Lawrence’a – wzbudza wielkie emocje. Brytyjczyk z pewnością będzie starał się klinczować w półdystansie. Zresztą za notoryczne przetrzymywanie rywali The Sauce był w ostatnich dwóch pojedynkach karany ostrzeżeniami przez arbitrów ringowych. Inną kwestią jest, że wspomniany już Billam-Smith zdołał trzy razy położyć go na deskach ringu. W takim razie dysponujący nawet mocniejszym uderzeniem Różański też może tego dokonać. I to na tyle skutecznie, by pięściarz z Wysp już nie powstał z desek.

Czy jednak Łukasz w swoim stylu już od pierwszej rundy rzuci się na rywala, zasypując go gradem ciosów?

Różański: – Dopiero w ringu wszystko się okaże. Przeważnie przed pojedynkiem taktyka jest zupełnie inna, a później w walce wychodzi inaczej. Trener Basiak zawsze mi powtarzał, że mogę się przygotować na wszystko, a i tak po pierwszych sekundach będę musiał zmieniać plan, bo przeciwnik stanie inaczej albo wykona inny ruch, którego nie można było przewidzieć. Najważniejsze, to być dobrze przygotowanym, czuć dystans, aby lewa ręka dobrze pracowała. Trzeba być agresywnym, ostrym i nie dawać Okoliemu pola, aby się rozwinął.

I za to ostatnie w szczególności trzymamy kciuki. Jeżeli bowiem Łukasz trafi celną kombinacją to jesteśmy przekonani, że Lawrence szybko zweryfikuje słowa Alena Babicia. Bo najbardziej wrogo do niego nastawioną postacią w rzeszowskiej hali Podpromie bez wątpienia będzie polski czempion.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą

Szymon Janczyk
0
Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą
Inne kraje

Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia

Szymon Piórek
1
Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia
Ekstraklasa

Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Jakub Radomski
1
Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Boks

Ekstraklasa

Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą

Szymon Janczyk
0
Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą
Inne kraje

Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia

Szymon Piórek
1
Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia
Ekstraklasa

Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Jakub Radomski
1
Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Komentarze

15 komentarzy

Loading...