Lech Poznań wypisał się dziś ostatecznie z walki o europejskie puchary. Remis z Widzewem sprawił, że zespół Mariusza Rumaka stracił już jakiekolwiek szanse na zajęcie trzeciego miejsca w tabeli. Łodzianie są w tym sezonie prawdziwym koszmarem dla “Kolejorza” – jesienią ograli go przy Bułgarskiej po fantastycznym meczu 3:1, a teraz odebrali gościom nadzieje na międzynarodowe występy.
Oczywiście – Lech nie przerżnął podium w to niedzielne popołudnie, tylko konsekwentnie pracował na taką a nie inną sytuację w tabeli przez cały sezon. Dziś wydawało się nawet przez chwilę, że poznaniacy zagrają mecz powyżej swojej średniej z rozgrywek 2023/24, czyli po prostu wygrają. Bo wejście w to spotkanie mieli naprawdę efektowne. W 21. minucie Radosław Murawski zagrał świetną piłkę do Filipa Szymczaka, ten rzucił jeszcze lepsze dośrodkowanie do Kristoffera Velde, a Norweg głową dopełnił formalności.
Biorąc pod uwagę, że usatysfakcjonowany miejscem w środku tabeli Widzew przegrał trzy ostatnie ligowe spotkania, a Lech nadal grał o coś, można było założyć, że goście pójdą w tym spotkaniu za ciosem. Że Velde, Filip Marchwiński, Mikael Ishak i spółka będą gotowi wypruć sobie żyły, byle tylko zdobyć łódzki stadion.
Cóż, tak się nie stało, a mecz potoczył się tak, że remis jest de facto… szczęśliwym wynikiem dla przyjezdnych.
Wyrównanie nastąpiło dwie minuty przed przerwą. Bartosz Mrozek uznał, że wybije piłkę lecącą mniej więcej sześć metrów od jego bramki. Dobra, zrozumiała decyzja. Ułamek sekundy później nadal frunący w powietrzu bramkarz Lecha znokautował zaciśniętymi pięściami Kamila Cybulskiego.
Trochę dziwimy się, że Piotr Lasyk potrzebował VAR-u, aby sprawdzić to, co się wydarzyło – sytuacja była naprawdę z tych oczywistych. Cieszymy się także, że Cybulski nie stracił zębów i świadomości, bo wyglądało to naprawdę groźnie.
Rzut karny na bramkę zamienił Imad Rondić i cała zabawa zaczęła się od nowa. Ale w sumie była to zabawa jednostronna, bo po stracie gola i po przerwie lechici zaciągnęli hamulec ręczny, za to widzewiacy bardzo się rozochocili. Znakomite szanse na zdobycie kolejnych bramek mieli: wspomniany Bośniak, Andrejs Ciganiks i Jordi Sanchez.
Zawiódł szczególnie Hiszpan, który z kilku metrów uderzył piłkę głową w słupek. W paru sytuacjach lechitów ratował też Mrozek, który robił wszystko, żeby odkupić winy z pierwszej połowy.
I udało mu się to – gdyby nie Bartek, Lech zapewne by ten mecz przegrał. Ale też remis to żadne pocieszenie dla poznańskich kibiców, dla których ten sezon jest równie bolesny, co wejście bramkarza “Kolejorza” dla Cybulskiego. Tyle że goście po takiej wpadce będą się podnosić z ziemi dłużej niż piłkarz Widzewa…
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Jacek Góralski wyzerował rozum
- Bayer Meisterkusen [REPORTAŻ]
- Hiszpański plan Wisły Kraków nie wypalił [KOMENTARZ]
Fot. Newspix