Reklama

Przegrana po ambitnej walce. Polscy hokeiści zdecydowanie ulegli Szwecji

redakcja

Autor:redakcja

12 maja 2024, 22:57 • 4 min czytania 6 komentarzy

Po fantastycznym starciu przeciwko Łotwie na otwarcie mistrzostw świata, reprezentacja Polski w hokeju na lodzie rozbudziła apetyty kibiców i dała sporo nadziei na dobry występ ze Szwedami. Drużyna Trzech Koron zgodnie z przewidywaniami postawiła bardzo trudne warunki podopiecznym Róberta Kalábera, ale Polacy pokazali sporą determinację i wolę walki, choć ostatecznie przegrali 1:5.

Przegrana po ambitnej walce. Polscy hokeiści zdecydowanie ulegli Szwecji

Dwie szybkie bramki

Przed pojedynkiem ze Szwecją było oczywiste, że Biało-Czerwoni będą mierzyć się z niezwykle silnym przeciwnikiem. Potwierdził to zresztą sam szkoleniowiec Polski w wywiadzie udzielonym naszej redakcji: – Te spotkania postaramy się rozpocząć od stanu 0:0 w głowach i jak najdłużej utrzymać ten wynik na lodzie. Może jakimś sposobem wbijemy też gola tak uznanym rywalom. […] Będzie bardzo trudno, ale na pewno będziemy z nimi walczyć. Spojrzymy im w oczy z odwagą, mimo że to zawodnicy z najwyższej światowej półki, którzy mają mnóstwo jakości – powiedział Kaláber.

CZYTAJ TEŻ: „TURNIEJ ZWERYFIKUJE NASZE MARZENIA”. CZY BIAŁO-CZERWONI UTRZYMAJĄ SIĘ W ELICIE?

I faktycznie, już na początku starcia Szwedzi chcieli zdominować polskich hokeistów, narzucając swoje tempo gry. W pierwszej groźnej sytuacji popisał się stojący dziś w bramce David Zabolotny. Polacy nie pozostali rywalom dłużni – wychodząc z kontrą, Dominik Paś nie był jednak w stanie pokonać Filipa Gustavssona w sytuacji sam na sam. To niestety zemściło się na Biało-Czerwonych, którzy wskutek niefortunnej interwencji Macieja Kruczka po strzale Marcusa Johanssona, stracili pierwszą bramkę w meczu.

Reklama

Nie podłamało to polskich hokeistów. Kolejny raz ruszyli oni z kontratakiem, ale Marcin Kolusz z trudnej pozycji nie zdołał oddać groźnego strzału. Podopieczni Kalábera znów zostali brutalnie skarceni za brak skuteczności. Po nieporozumieniu w polskiej formacji obronnej, Lucas Raymond dzięki świetnemu podaniu Adriana Kempe wbił z niewielkiej odległości krążek do bramki strzeżonej przez Zabolotnego, a na tablicy widniał już rezultat 2:0 dla Szwecji.

Polacy nie rezygnują

Mimo wyraźnej przewagi podopiecznych Sama Hallama, Polacy wykazywali się sporą walecznością. Pressing przynosił momentami oczekiwane rezultaty, ale drużyna Trzech Koron udanie wychodziła z każdej opresji. Dobra gra przy bandzie i szybko wyprowadzane akcje doświadczonych Szwedów sprawiły, że trzykrotnie zagrozili oni bramce Zabolotnego. Ten jednak za każdym razem był świetnie ustawiony i skutecznie blokował uderzenia rywali. Dopiero pod koniec pierwszej tercji Biało-Czerwoni doszli do głosu, kilkukrotnie próbując oddać strzał – wynik przed przerwą nie uległ jednak zmianie.

Drugą tercję podopieczni Kalábera rozpoczęli od świetnego przejęcia krążka i wyprowadzenia groźnej akcji przez Krystiana Dziubińskiego, którego strzał obronił bramkarz rywali. Odważna gra Polaków mogła się podobać, choć wraz z przejęciem inicjatywy rezultat meczu nadal pozostawał bez zmian. Dwójkowa akcja Wronka- Zygmunt niemalże zakończyła się bramką, ale bardzo dużo szczęścia miał broniący Gustavsson. Dobry okres gry Biało-Czerwonych zamknęło wykluczenie dla Macieja Urbanowicza – Szwedzi w przewadze przystąpili do ataku, jednak Zabolotny wciąż blokował uderzenia zmierzające w jego kierunku.

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Zawodnicy Hallama nie wykorzystali osłabienia rywala, podobnie zresztą jak Polacy, gdy Linus Johansson otrzymał karę indywidualną. Chwilę później pięknym, mierzonym strzałem kapitan Szwecji Erik Karlsson podwyższył wynik na 3:0. Ta bramka podcięła nieco skrzydła naszym reprezentantom. Choć próbowali oni agresywnym pressingiem odzyskiwać krążek, to jednak zawodnicy Trzech Koron spokojnie rozgrywali między sobą, swobodnie i szybko zmieniając pozycje. Wątpliwą karę za podcinanie otrzymał Kamil Wałęga, ale to grający w osłabieniu gracze Kalábera byli groźniejsi. Koniec drugiej, dobrej w wykonaniu naszych hokeistów tercji, nie przyniósł jednak bramki dla Polaków.

Honorowa bramka i trudna końcówka

Początek trzeciej odsłony to seria ataków, które rozpoczął strzał Krzysztofa Maciasia spod bandy. Ciągły napór Biało-Czerwonych wreszcie przyniósł efekty. Alan Łyszczarczyk pewnie odebrał krążek, nieco pogubił się w sytuacji sam na sam, ale oddał strzał zza pleców Gustavssona, ostatecznie dość szczęśliwie pokonując go i dając kontakt reprezentacji Polski. Inicjatywa nadal pozostawała po stronie podopiecznych Kalábera. Ofensywne zapędy przerwała niestety dwuminutowa kara dla Pasia za uderzanie przeciwnika. Świetne interwencje Zabolotnego raz za razem ratowały jednak Biało-Czerwonych przed stratą kolejnej bramki.

Reklama

Im bliżej końca meczu, tym intensywniej zaczęli atakować Szwedzi. Mieli ku temu doskonałą okazję – Kamil Górny został wykluczony aż na cztery minuty po uderzeniu rywala kijem. Kara okazała się niezwykle dotkliwa, przynosząc kolejną bramkę reprezentacji Trzech Koron. Mający bardzo dużo miejsca Andre Burakovsky uderzył bardzo mocno i precyzyjnie, umieszczając krążek tuż przy słupku. Niecałą minutę później było już 5:1 dla Szwecji, gdy drugim trafieniem w meczu popisał się Karlsson.

Mimo kolejnych prób Polaków, wynik spotkania nie uległ już zmianie. Nie jest on niestety wielkim zaskoczeniem, ale Biało-Czerwonym należą się brawa za wolę walki i zdobycie bramki z tak renomowanym przeciwnikiem. Porażka mogła być o wiele dotkliwsza, ale determinacja naszych hokeistów znów pokazała, że reprezentacja prowadzona przez Róberta Kalábera ma potencjał, by stawiać czoła nawet najlepszym zespołom w stawce. Kolejne spotkanie na mistrzostwach świata może okazać się kluczowe – już we wtorek zagramy z Francją, która do tej pory uległa Łotwie oraz Kazachstanowi.

Fot. Newspix

Najnowsze

Sporty zimowe

Komentarze

6 komentarzy

Loading...