Reklama

„Wyłaź z tego samochodu, no wyłaź!”. 30 lat temu F1 straciła Ayrtona Sennę

redakcja

Autor:redakcja

01 maja 2024, 13:50 • 21 min czytania 10 komentarzy

Jego śmierć była jednym z najczarniejszych momentów w historii sportu. Setki tysięcy ludzi obserwowały na żywo, jak z wielką prędkością uderzył w betonową barierę i doznał śmiertelnych uszkodzeń czaszki. Już wcześniej był gwiazdą, w tej jednej chwili stał się legendą, ikoną Formuły 1. W ojczystej Brazylii, sanktuarium futbolu, był większy od piłkarzy. Wcześniej, wraz z Alainem Prostem, stworzył najwybitniejszą rywalizację w dziejach F1. Niestety nigdy nie dowiemy się jak wiele osiągnąłby jeszcze za kierownicą bolidu.

„Wyłaź z tego samochodu, no wyłaź!”. 30 lat temu F1 straciła Ayrtona Sennę

Monako. Narodziny legendy

Stolicę Księstwa można bez dwóch zdań uznać za kolebkę narodzin jego talentu – legendarny tor uliczny był miejscem, gdzie po raz pierwszy o Brazylijczyku usłyszał każdy kibic motorsportu. Senna zadebiutował w Formule 1 w 1984 roku, w barwach ekipy Tolemana. Łagodnie rzecz ujmując, nie był to potentat wśród konstruktorów, wówczas dopiero od dwóch sezonów wystawiał swoje auta w stawce. W 1983 roku kierowcom tej stajni udało się wywalczyć co najwyżej czwartą lokatę w wyścigu.

Ale dla Senny samo trafienie do padoku było spełnieniem marzeniem. Oto ziściły się pragnienia czteroletniego chłopca, który po brazylijskich chodnikach szalał na autorskim gokarcie, z jednokonnym silnikiem, przeszczepionym przez ojca z kosiarki. Ale już jako debiutant znał swoją wartość i nie zamierzał pozwolić, by cokolwiek mogło ograniczać jego potencjał. Jeszcze przed startem sezonu 1984, nie miał żadnych skrupułów, żeby zwrócić się do swojego szefa słowami:

Obiecuję, że za każdym razem będę dawał z siebie maksimum. Jednak jeśli bolid nie będzie wystarczająco szybki, odejdę do innego zespołu.

Reklama

Grand Prix Monako ’84 przeszło do historii Formuły 1, choć kwalifikacje tego w ogóle nie zapowiadały. Pierwszy rząd należał do faworytów – Alaina Prosta z McLarena oraz Nigela Mansella z Lotusa. Senna? Przystępował do wyścigu z odległej 13. pozycji. Start zresztą opóźnił się o trzy kwadranse ze względu na ogromną ulewę, która przechodziła akurat nad Monte Carlo. Sędziowie dali zielone światło na rozpoczęcie rywalizacji, ale warunki i stan nawierzchni dalekie były od ideału. Dla Senny, który dał się potem poznać jako hegemon ścigania w deszczu, otworzyła się szansa.

Już na pierwszym okrążeniu przesunął się o cztery lokaty w górę. Po kolejnych kilkunastu minutach, na piętnastym „kółku” był już tuż za podium. Nieważne kto jechał przed nim, czy był to były mistrz świata Keke Rosberg (ojciec późniejszego kierowcy Formuły 1, Nico), czy znakomity René Arnoux. Każdego z tych wielkich kierowców Brazylijczyk oglądał w lusterku, z niespotykaną łatwością połykając kolejne kilometry wyścigu i walczących o przetrwanie na śliskim torze rywali. A jak trudna była walka z niesforną nawierzchnią, pokazał lider rywalizacji Nigel Mansell, który swój udział zakończył po tym, jak jedna z jego tylnych opon straciła przyczepność i kierowca Lotusa wylądował w barierkach.

Na czele wyścigu znalazły się dwa McLareny, należące do Prosta, który na moment stracił prowadzenie po ataku Mansella, oraz Nikiego Laudy. Francuz jechał spokojnie, mając ponad 30 sekund przewagi nad kolegą z zespołu, którego coraz mocniej naciskał Senna. Naciskał na tyle, że Lauda na 23. okrążeniu wypadł z toru. Prost pierwszy, Senna drugi – oto w strugach ulewy, z wodą sterującą oponami, na świat przyszło największe starcie kierowców Formuły 1, którego finał miał miejsce 9 lat później. Prost prowadził z ogromną różnicą, ale Brazylijczyk się nie poddawał, zaliczając kolejne rekordy okrążeń, na jednym odrabiając do lidera średnio po 2-3 sekundy.

Deszcz ustępował, Senna zbliżał się w niewiarygodnym tempie, Francuz czuł, że traci grunt pod zwycięstwo i zaczął przedstawienie. Podczas mijania boksów teatralnie wymachiwał rękami w kierunku sędziów, żeby przerwali wyścig, bo dalsza jazda jest zbyt niebezpieczna. I dyrektor wyścigu, Jacky Ickx na to przystał.

Po chwili zatrzepotały w powietrzu jednocześnie flaga czerwona oraz flaga w szachownicę, oznaczające koniec ścigania na dziś. Prost zaparkował przed metą tuż przy flagach, a nieświadomy decyzji Senna pojechał dalej i przekraczając linię finiszową myślał, że to on jest zwycięzcą. Dowiedział się dopiero wychodząc z bolidu. Tak czy siak, świat poznał Sennę, który po raz pierwszy stanął na podium. I po raz pierwszy tak namacalnie dotknął układów i polityki wprawiających w ruch ten biznes. Osoby kwestionujące zasadność decyzji Ickxa o przerwaniu wyścigu, przedstawiały potem jego powiązania z Porsche, które było dostarczycielem niektórych części samochodu Prosta.

Reklama

Senna uwielbiał ścigać się w Monako, wygrywał w Księstwie aż sześć razy (najwięcej w historii). Ale jego drugim najbardziej pamiętnym wyścigiem na tym torze stało się GP ’88, którego… nie ukończył. Brazylijczyk był w trakcie perfekcyjnego weekendu. Już jako kierowca McLarena wygrał kwalifikacje z miażdżącą przewagą (blisko 1,5 sekundy nad drugim Prostem), a w wyścigu kontynuował demolkę reszty stawki. Przy niemal minucie zapasu nad drugą lokatą zignorował rady szefa teamu, który mówił mu, by jechał spokojniej. Zamiast tego Senna walczył o kolejne rekordy okrążenia i koniec końców wypadł na jednym z zakrętów, niemalże walkowerem oddając wygraną w wyścigu. Ron Dennis, głównodowodzący McLarena z tamtego okresu wspominał:

– Kiedy Ayrton wyjaśniał mi to okrążenie w kwalifikacjach, mówił że wpadł w coś surrealistycznego: twierdził, być może słusznie, że był prawie nieświadomy wszystkiego, że wszystko, co robił, było intuicyjne. To właśnie w tym momencie, gdy próbował wyjaśnić, jak to zrobił, Prost zaczął wyciągać wnioski, że osiąganie jego wygórowanych celów wiąże się jedynie z wielkim niebezpieczeństwem i że zaakceptował to niebezpieczeństwo, ponieważ czuł, że Bóg go chroni. Wypadek w Monako to był brak koncentracji. Próbowaliśmy go spowolnić, a kiedy zwalniasz w samochodzie wyścigowym, tracisz koncentrację. Był tak wściekły, że nie miał ochoty z nikim rozmawiać: nie wrócił do boksów, tylko do do swojego mieszkania. Po prostu przeszedł tor, wyszedł i usiadł w swoim mieszkaniu. Nie pojawił się więcej aż do późnego wieczora, tak zły był na siebie.

Portugalia. Pierwszy raz na szczycie

Pierwsze zwycięstwo w karierze Senna odniósł na torze w portugalskim Estoril, w drugim roku ścigania. Oczywiście, że wyścig musiał być rozgrywany w deszczu, Senna szybko zaczął zresztą uchodzić za specjalistę od tych warunków pogodowych. A GP Portugalii tylko to potwierdziło – wygrana była na tyle przekonująca, że Ayrtonowi nie udało się zdublować tylko jednego (!) rywala (był nim Michele Alboreto).

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

W 1985 roku Brazylijczyk jeździł już dla Lotusa, pożegnawszy się z Tolemanem po jednym sezonie. Rozstanie z byłym pracodawcą nie należało do braterskich, ani nawet do pokojowych. Ayrtonowi zarzucano, że potajemnie kontaktował się z nową ekipą i złamał regulamin, a Senna bronił się, twierdząc żee szefostwo wiedziało o jego stosunku do bolidu, o tym jak źle mu się jeździ w pojeździe skonstruowanym przez inżynierów Tolemana i o tym, że pragnie zmian.

Pierwszy triumf w pełni potwierdził, jaki talent zjawił się w padoku Formuły 1. I że najbliższe lata mogą dokładniej oszacować jego ogromną skalę.

Japonia I. Dominacja

Tak układał się kalendarz Formuły 1 na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, że Grand Prix Japonii stało się areną decydujących zmagań w walce o tytuł. Właśnie na Suzuce swoje pierwsze mistrzostwo przypieczętował Senna. W 1988 r., w wieku 28 lat, został najlepszym kierowcą całego cyklu. Reprezentował wówczas barwy McLarena, który absolutnie zdominował rywalizację w tamtym roku. Łupem brytyjskiego zespołu padło aż 15 z 16 wyścigów, które podzielili między siebie Ayrton i Alain Prost.

Transfer z Lotusa do McLarena był dla Brazylijczyka naturalnym krokiem w rozwoju. Dobry team zamienił na bardzo dobry. W Lotusie spędził trzy lata i stał się w tym czasie czołowym kierowcą F1. W każdym z sezonów wygrywał po dwa Grand Prix i był blisko podium klasyfikacji generalnej, na które wdrapał się ostatecznie w 1987, po dwóch czwartych pozycjach z rzędu. Mimo to, ocena tego dorobku przez Sennę była druzgocąca.

– Jestem w Formule 1 po to, żeby wygrywać. Moim celem są zwycięstwa, podczas gdy Lotus walczy jedynie o przetrwanie. W związku z tym nie możemy kontynuować współpracy – powiedział jeszcze kilka dni przed ogłoszeniem hitowego transferu.

Przejście Brazylijczyka do McLarena obwieszczono w trakcie weekendu Grand Prix na Monzy. Z miejsca stało się to tematem numer jeden w świecie wyścigów. Do dwukrotnego mistrza świata Alaina Prosta, dołączył utalentowany, niepokorny Brazylijczyk, z coraz większą – nakładaną na samego siebie – presją dominowania na torze. Szefostwo McLarena wiedziało, że ten ruch może tak samo być strzałem w dziesiątkę, jak i skończyć się wielkim rozczarowaniem.

– Musieliśmy ogłosić to na Monzy i miałem okazję przyjrzeć się ludziom, jak zareagują na tę wiadomość. Po raz pierwszy widziałem, że Alain zamyślił się, jakby rozstrzygając w głowie, czy to zadziała. Osiągnął status „numeru jeden” w zespole i nagle pojawił się chłopak, o którym, jestem pewien, wiedział wszystko. Alain nie miał nic przeciwko konkurencji, ale był też bardzo podejrzliwy. Powiedział w końcu: „Poczekamy, zobaczymy – ale może być ciężko” – relacjonował Ron Dennis, szef brytyjskiego zespołu.

Prost musiał kalkulować zażyłość Senny z Hondą, która nawiązała się jeszcze w czasach jazdy Brazylijczyka dla Lotusa. Honda miała być dostarczycielem silników dla McLarena i rodziło się pytanie, jak potraktują potrzeby obu kierowców przy ich tworzeniu, jak bardzo będą one spersonalizowane.

Niemniej, początki współpracy obu panów były bardzo dobre. Zaczęła się w końcu od absolutnej dominacji w stawce i medialnie przedstawianego partnerstwa. Senna zdobył swój pierwszy tytuł, dzięki zwycięstwu w Japonii, na które musiał mocno zapracować, po tym jak jego bolid nie odpalił zaraz na starcie i potem wygrzebywał się z 16. lokaty. Brawurowa pogoń była doskonałym podsumowaniem całego sezonu. Chłopak z Sao Paulo został mistrzem świata Formuły 1.

Częsty widok w 1988 roku. Kierowcy McLarena, Ayrton Senna (z lewej) i Alain Prost (w środku) na dwóch najwyższych miejscach podium.

Japonia II. Niemoralny wyrok

Sezon 1989 rozgonił ducha zgody między wybitnymi kierowcami. Psuć zaczęło się jeszcze w poprzedniej kampanii, gdy Prost miał pretensje o GP Monako i chęć udowodnienia przez Sennę, jak wielką przewagę nad swoim partnerem z zespołu dysponuje. Jeden z manewrów podczas rundy w Portugalii, w którym Senna nie zostawił wystarczająco dużo miejsca Francuzowi, co omal nie doprowadziło do tragicznego wypadku, także spotęgował narastające napięcie w drużynie.

Przyznam, że czasem się go bałem. Na torze gotów był zrobić wszystko – mówił po czasie Prost, odnosząc się do wydarzeń w Estoril.

Miarka przebrała się na Imoli, podczas GP San Marino. Przed wyścigiem w McLarenie ustalono, że ten kto wejdzie w zakręt Tosa na pierwszej pozycji, ten ma tam zostać. I tak rzeczywiście było podczas rozpoczęcia rywalizacji, ale już podczas przymusowego restartu Ayrton zlekceważył wcześniejsze instrukcje i zaatakował kolegę. Tłumaczył się potem, że atak przypuścił wcześniej i przez to jego zachowanie nie może być oceniane negatywnie, ale dla Francuza to było już za dużo.

– Nie chcę mieć nic wspólnego z Senną. Zawsze starałem się dbać o dobre relacje w teamie, ale w tym przypadku nie chcę już tego robić. W ludziach cenię przede wszystkim uczciwość. On nie był wobec mnie szczery – grzmiał Prost.

Co miałem wtedy zrobić? Zdjąć nogę z gazu, a jechałem szybciej niż on? My się ścigamy czy nie? – odpowiadał Senna.

Konfliktu nie dało się już zatrzymać. Jego kulminacją w roku 1989 było GP Japonii. Senna do obrony tytułu potrzebował zwycięstwa, Prostowi wystarczało każde, nawet najmniejsze potknięcie przeciwnika. Startujący z pole position Brazylijczyk dał się ograć na starcie bardziej doświadczonemu Prostowi i musiał zająć pozycję atakującego. A Prost ataku wyczekiwał, zupełnie nie mając w planach uciekać za wszelką cenę. Gdy Senna w końcu zobaczył furtkę, przez którą mógłby się przecisnąć i pomknąć do mety, nie wahał się. Francuz widząc szarżującego rywala wykonał skręt, którym spowodował kolizję i wypadnięcie obu kierowców z toru.

Prost dość szybko opuścił auto, ale Senna nie zamierzał się poddać. Żywiołową gestykulacją zachęcił obsługujących wyścig marshalli, aby wypchnęli poboczem z powrotem na tor. Z uszkodzonym przednim skrzydłem doturlał się do swojego boksu i po wymianie części powrócił do rywalizacji. Wrócił w wielkim stylu, przeganiając liderującego Alessandro Nanniniego i wygrywając wyścig. Wygrywając w teorii.

Już w momencie, gdy Senna powrócił na tor, Prost prężnym krokiem ruszył do biura wyścigu, lekceważąc wrzeszczącego na niego szefa, Dennisa. Cel był tylko jeden – uświadomić sędziów, że Brazylijczyk nie miał prawa kontynuować rywalizacji. Podczas powrotu do wyścigu ominął szykanę, przed którą doszło do kolizji.

Rozpoczęcie ceremonii wręczenia pucharów i odkorkowywania szampanów tajemniczo przedłużało się. Zdezorientowana publiczność nie wiedziała co się dzieje, ale wkrótce otrzymała sensacyjną informację. Senna za przestrzelenie szykany został zdyskwalifikowany, a tym samym mistrzem świata został Alain Prost. Pomimo kolejnych apelacji zespołu McLarena, decyzji nie zmieniono. Decyzji, wokół której narosło wiele wątpliwości i teorii spiskowych. Za jej wydanie odpowiadał bezpośrednio Jean-Marie Balestre, prezydent FIA w tamtym okresie. Francuz i przyjaciel Alaina. Przytaczano zresztą argumenty, że jeszcze nigdy nie zdyskwalifikowano kierowcy za ominięcie szykany. Ale na próżno.

Ogromne kontrowersje wzbudziło również zachowania francuskiego kierowcy podczas wyścigu. Za nienaturalnie wczesny uznano ruch skrętu jego bolidu, który spowodował kolizję. Tak, jakby wyeliminowanie Senny z dalszej jazdy było głównym celem Prosta. Senna miał dość.

Kończę karierę. Takie słowa napisał na kartce. Po ostatnim wyścigu męczył się przez miesiąc lub dwa, zadzwonił do mnie i powiedział, że nie będzie się już ścigał; że ten wyrok był niesprawiedliwy i niemoralny. Powiedziałem mu, żeby się uspokoił. Jego siostra zawsze miała ogromny wpływ na niego. Porozmawiałem z nią i z jego ojcem Powtarzałem mu cały czas: jeśli odpuścisz, oni wygrają. Właśnie tego chcą, żebyś odpuścił – Ron Dennis po wydarzeniach na Suzuce.

Japonia III. Rewanż

Ayrton wrócił jednak do ścigania, a Prost odszedł po sezonie do Ferrari. Obaj fanom kolejny wspaniały sezon, a na jego finiszu – kolejne GP Japonii, które mogło przesądzić o losach mistrzostwa. Ale tym razem znaleźli się w odwrotnej sytuacji – to Prost potrzebował dwóch zwycięstw do końca sezonu, w tym właśnie tego na Suzuce. Nerwowo zaczęło się robić jeszcze przed startem. Senna uważał, że wywalczona przez niego pierwsza pozycja startowa jest umiejscowiona po złej (wolniejszej) stronie toru. Apelował do sędziów, aby jeszcze przed wyścigiem zmienili układ pól. Gdy jury twardo stało przy swoim, przyznał wprost, że jeśli Prost go wyprzedzi to i tak pierwszy zainicjuje skręt. Jak powiedział tak zrobił. Efekt? Obaj kierowcy kończą udział w wyścigu, a Senna zostaje po raz drugi mistrzem świata.

Zrobił to specjalnie. Wiedział, że jeśli dobrze wystartuję, to nie będzie miał szans, bo mam lepszy bolid. Dlatego uderzył we mnie i w ten sposób został mistrzem świata. Może to dobre dla niego, ale na pewno niesportowe. Obrzydliwe – Alain Prost po GP Japonii 1990.

Wrócił do boksu, a ja powiedziałem: „Jestem tobą rozczarowany”. Zrozumiał. Nie musiałem nic więcej mówić. To był jeden z jego rzadkich momentów słabości. Nie sądzę, że było to coś, z czego był szczególnie dumny, ale był to ostatni raz, gdy pole position znajdowało się po złej stronie – Ron Dennis

Australia. Uniesiona ręka Prosta

W 1993 roku Senna zakończył współpracę z McLarenem. Już rok wcześniej w cyklu widoczna była coraz większa dominacja Wiliamsa, który po wprowadzeniu technicznych usprawnień, odjeżdżał reszcie stawki. Brazylijczyk bardzo chciał znaleźć się w tej stajni, ale stało się to dopiero rok później. Zanim opuścił ekipę z Woking zdobył 3. tytuł mistrzowski (1991), a także odniósł swoje ostatnie zwycięstwo w Grand Prix.

Jego relacje z Prostem po odejściu tego drugiego do Scuderii, jakby się poprawiły. Rywalizacja między nimi była mniej intensywna, obaj szukali zaczepienia w Williamsie po słabym sezonie 1992. Udało się Prostowi, którego jedynym warunkiem w kontrakcie było to, żeby… nie mieć za kolegę z drużyny Senny.

Rok 1993 zdecydowanie należał do Francuza, który sięgnął po swoje czwarte mistrzostwo. Jeżdżąc w bezsprzecznie najlepszym bolidzie w stawce, znakomicie wykorzystywał stworzony przez inżynierów handicap. Podczas kończącego sezon GP Australii to jednak kierowca z Kraju Kawy był najlepszy. W kontekście tytułu nie miało to żadnego znaczenia, jednak w Adelajdzie wydarzyło się coś epokowego. W trakcie ceremonii na podium, Senna jako triumfator wyścigu zaprosił Prosta na jego najwyższy stopień, ujął jego lewą rękę i podniósł ją do góry.

– Teraz, gdy patrzę na to w jaki sposób ze sobą rywalizowaliśmy, to uznaję to za komplement. Doszedłem do wniosku, że główną motywacją Ayrtona, czasami jego jedyną, było skupienie się na mojej osobie i chęć pokonania mnie. Gdy w 1993 roku byliśmy na podium w Australii, kiedy kończyłem karierę, to był już inną osobą. To pamiątka naszego “związku”. Noszę ją w pamięci po dzisiaj – wspominał po latach Francuz.

To koniec pewnej epoki – skwitował Senna.

GP Australii 1993 było ostatnim wyścigiem Prosta przed odejściem na sportową emeryturę, ostatnim wyścigiem Senny w barwach McLarena i ostatnim triumfem Brazylijczyka w jego wspaniałej karierze.

Alain Prost i Ayrton Senna podczas rywalizacji w sezonie 1993.

San Marino. Tragiczne Grand Prix

Początek sezonu 1994 był trudny dla Brazylijczyka. Nie ukończył żadnego z dwóch pierwszych GP, a światu objawiał się talent Michaela Schumachera z Benettona, który wygrał dwa pierwsze wyścigi. Jednak pierwsze europejskie GP miało zmienić ten trend. Senna od startu swojej przygody w nowym zespole narzekał na samochód, nie czuł się dobrze w bolidzie Williamsa. Bolidzie, który ze względu na dyrektywy FIA stracił swoje techniczne atrybuty i musiał być przemodelowany.

FIA postanowiła bowiem uatrakcyjnić rywalizację i dać dojść do głosu „umiejętnościom kierowców”. Dlatego przed rozpoczęciem kampanii zabroniono używania ABS-u, kontroli trakcji, aktywnego zawieszenia, elektronicznego akceleratora oraz skrętnych wszystkich czterech kół. O ironio, aktywne zawieszenie było czymś, co dawała ogromną przewagę w sezonie 1993 Williamsowi i na co strasznie utyskiwał jeżdżący wtedy w McLarenie… Senna.

– Chcę zmierzyć się z moimi własnymi ograniczeniami i z kimś, kto jest zrobiony z tej samej skóry. Gdzie różnica znajduje się pomiędzy koncentracją, doświadczeniem i przystosowaniem się do toru. Nie chcę być sprawdzany przez czyjąś technologię. Jeśli oddaję się w 100% prowadzeniu pojazdu, co jest zarówno moim hobby, jak i zawodem, mogę konkurować z każdym, ale nie z komputerami – wyjaśniał swoje zdanie na temat nowinek technicznych w F1.

W nowym bolidzie Senna narzekał na problem z przyczepnością. Bywały momenty, że samochód zamiast wykonać prosty skręt, zaczynał kręcić się wokół własnej osi, jak kołowrotek w wędce.

Samochody są bardzo szybkie i trudne w prowadzeniu. To będzie sezon z dużą ilością wypadków i zaryzykuję stwierdzenie, że będziemy mieli szczęście, jeśli nie wydarzy się coś naprawdę poważnego – mówił jeszcze przed startem sezonu.

Jego słowa okazały się niestety prorocze. Pierwsze wypadki miały miejsce już podczas testów przedsezonowych. W styczniu, na Silverstone Fin JJ Lehto złamał jeden z kręgów lędźwiowych, a trzy miesiące później Jean Alesi uszkodził kark.

Jednak to nic przy tym, co stało się później.

To co wydarzyło się podczas Grand Prix San Marino 1994 jest trudne do wytłumaczenia. Jest trudne do objęcia rozumem. Jest trudne do zaakceptowania. Zamiast emocjonującej rywalizacji sportowej, fani dostali grand prix grozy. W piątek koszmarnie wyglądającemu wypadkowi uległ Rubens Barichello – choć wyglądało tragicznie, skończyło się niemal bez poważnych obrażeń. Bolid Rubensa został wówczas podbity na krawężniku i po dwóch koziołkach wylądował na barierze z opon.

Brazylijczykowi pomogła błyskawiczna reakcja lekarza F1, Sida Watkinsa, który uratował kierowcę przed zadławieniem się własnym językiem. Ucierpieli za to fani będący na trybunach, których raniły odłamki z samochodu. Senna, próbując dostać się do szpitala i odwiedzić swojego przyjaciela, musiał złamać regulamin i przeskoczyć płot.

Podczas sobotnich kwalifikacji tak szczęśliwie już jednak nie było. Roland Ratzenberger wypadł z zakrętu Villeneuve i zderzył się przy ogromnej prędkości bolidu z betonową barierą. Nie pomogła szybka akcja ratownicza, nie pomógł natychmiastowy transport helikopterem do szpitala – 33-letni austriacki kierowca zmarł. Pierwsza od 12 lat śmierć kierowcy w trakcie weekendu wyścigowego nie spowodowała jednak odwołania zawodów.

Nie chciał z nikim rozmawiać, nawet kolację zamówił do pokoju. Opuścił go dopiero rano i zszedł na śniadanie. Nawet w niedzielę, podczas przygotowań do wyścigu, widać było u niego przygnębienie spowodowane tamtymi wypadkami – relacjonował zachowanie Senny partner z teamu, Damon Hill.

Ayrton bardzo przeżył śmierć kolegi z toru. Świadkowie jego ostatnich chwil wspominają, że nie był sobą po tym zdarzeniu.

Kiedy wypadek miał Roland, zdałem sobie sprawę z tego, jak często balansujemy na granicy życia i śmierci. Teraz po raz pierwszy spostrzegłem, że siedząc w samochodzie cały się trzęsę. Patrzyłem w monitor, kiedy zaczęli wyciągać Ratzenbergera z samochodu. Gdy zobaczyłem jak to wszystko wygląda, wiedziałem, że jest bardzo źle – powiedział Senna po tragedii.

Brazylijczyk poważnie rozważał odpuszczenie niedzielnego startu. Nawet tak miał powiedzieć swojej dziewczynie podczas pierwszej rozmowy telefonicznej. Podczas drugiej stwierdził już jednak, że wszystko jest w porządku i stanie na starcie.

Są pewne rzeczy, na które nie mamy wpływu. Nie mogę się poddać. Muszę iść dalej – skomentował ostatecznie.

1 maja 1994 roku. Koniec

Zakręt Tamburello nie należał do specjalnie trudnych. Był szybkim łukiem, ale nie wymagał skomplikowanych manewrów. Senna wjechał w niego z prędkością ponad 300 km/h. Nim zderzył się z potężną ścianą, zdążył wyhamować do 211 km/h. Bolid Brazylijczyka rozpadł się na kawałki. W kokpicie było widać bezwładnego Ayrtona.

Wrzeszczałam do odbiornika: „Wyłaź z tego samochodu, no wyłaź!” – Adriane Galisteu, partnerka Senny.

Obok, między fruwającymi w powietrzu częściami bolidu Williamsa, przejeżdżały kolejne samochody.

Mówiłem do siebie: „No dalej, ruszaj się, wyjdź z tego samochodu. No dalej chłopcze” – Josef Leberer, fizjoterapeuta McLarena i przyjaciel Ayrtona.

Na tor wbiegli ratownicy medyczni, lekarze, ludzie z obsługi. W ogromnym zamieszaniu wyciągnęli Sennę z bolidu, widać było mnóstwo krwi. Po czasie wyszło na jaw, że w kombinezonie Brazylijczyka, znaleziono umorusaną we krwi flagę Austrii – hołd dla zmarłego dzień wcześniej Ratzenbergera.

Uniosłem jego powieki. Po zachowaniu źrenic, było dla mnie jasne, że ma poważny uraz mózgu. Wynieśliśmy go z kokpitu i położyliśmy go na ziemi. Gdy to zrobiliśmy, westchnął i chociaż nie jestem religijny, czułem, że w tym momencie odeszła jego dusza – prof. Sid Watkins, lekarz Formuły 1.

Oficjalnie Ayrton Senna zmarł w szpitalu w Bolonii o 18:40. Nieoficjalnie, śmierć kliniczną stwierdzono jeszcze na torze.

– Jeżeli miałyby mnie dotknąć kalectwo i śmierć, wolałbym aby to się stało w jednej chwili. Chciałbym umrzeć, zamiast być kaleką – Ayrton Senna.

Późniejsze lata. Teorie spiskowe i bezpieczeństwo

W 2007 roku oskarżono Patricka Heada, głównego inżyniera Williamsa o nieumyślne spowodowanie śmierci. Wyrok był właściwie bez znaczenia, bo sprawa i tak uległa przedawnieniu, a konkretnych dowodów nigdy nie przedstawiono, choć hipotez było mnóstwo. Pierwsza z nich mówiła o wadliwej kolumnie kierowniczej, co miało potwierdzać zachowanie bolidu Senny, który nie wykonał skrętu i pędził wprost na betonową ścianę.

Zdaniem innych zawiniło niskie ciśnienie w oponach, będące pochodną zaniżonej prędkością podczas neutralizacji, spowodowanej kolizją JJ-a Lehto i Pedro Lamy’ego. Samochód bezpieczeństwa, który pojawił się wówczas na torze, mocno zwolnił całą stawkę. Specjaliści przekonywali, że aż za bardzo. Na nagraniu z Grand Prix widać, jak w pewnym momencie prowadzący Senna niemal zrównuje się z pojazdem i nerwową gestykulacją nawołuje do przyspieszenia.

Jego bolid zachowywał się bardzo dziwnie – Michael Schumacher, jadący podczas neutralizacji za Brazylijczykiem.

Wokół wypadku narosło sporo teorii spiskowych. Jedna z nich głosiła, że Senna po prostu popełnił samobójstwo. Motywem tego działania miały być sprawy sercowe. Jego była partnerka, Xuxa, znajdowała się na Imoli podczas tragicznego weekendu i miała namawiać Ayrtona do ponownego wejścia w związek. Jednocześnie w ręce Senny miało trafić nagranie jego obecnej dziewczyny, na którym słychać, jak flirtuje z byłym chłopakiem. To, plus zdarzenia z dwóch pierwszych dni weekendu, miały drastycznie wpłynąć na zdrowie psychiczne Brazylijczyka.

Największą zagadkę stanowiło jednak nagranie z bolidu Senny, które mogło pomóc w rozstrzygnięciu, co tak naprawdę się wydarzyło. Podczas transmisji urywa się ono jednak 1,5 sekundy przed samym wypadkiem. Nim została podjęta decyzja o zmianie sygnału – w najgorszym możliwym momencie – obraz z bolidu był przekazywany nieprzerwanie od dziewięciu minut. Pikanterii całej sytuacji dodał fakt, że podczas rozpraw sądowych przedstawiono nagranie dłuższe o 0,6 sekundy od tego, które krążyło w przestrzeni medialnej. I choć twierdzono, że musi być gdzieś dostępne pełne nagranie, ukazujące najważniejsze momenty, to nigdy nikomu nie udało się do niego dotrzeć ani go opublikować.

Przedstawiano również wizualizacje, które wskazywały, jak wielkiego pecha w czasie uderzenia miał Senna – inny kąt, wbicie się elementów zawieszenia samochodu w kask kilkanaście centymetrów niżej lub wyżej, a kierowca z Brazylii najprawdopodobniej o własnych siłach opuściłby kokpit.

Senna wcześniej wielokrotnie poruszał temat bezpieczeństwa. Jednak dopiero po zdarzeniach na Imoli władze FIA w końcu poważnie podeszły do tematu ochrony zdrowia i życia zawodników. Nie zmienia to faktu, że ich zachowanie podczas GP San Marino wyglądało skandalicznie.

– Przykro mi z powodu tego, co się stało, ale ogłosimy to dopiero po zakończeniu wyścigu – powiedział szef F1, Bernie Ecclestone, przegryzając jabłko, gdy rzecznik prasowy FIA Martin Whitaker przekazywał mu (wtedy jeszcze błędną) informację o śmierci Senny. Ze względu na kiepską jakość komunikacji radiowej Whitaker, źle zrozumiał przekazaną wiadomość ze szpitala, że Brazylijczyk jest w stanie krytycznym, ale żyje.

Autopsja Rolanda Ratzenbergera wykazała, że umarł natychmiast. Oznaczało to, że zgodnie z prawem włoskim wydarzenie sportowe powinno być od razu przerwane. Na miejscu powinny pojawić się odpowiednie służby, zebrać materiał dowodowy i rozpocząć śledztwo. W ten sposób kwalifikacje do wyścigu zostałyby anulowane, a sam wyścig nigdy by się nie odbył…

Wrak bolidu Ayrtona Senny po wypadku.

Oficjalnie jednak zgon Austriaka ogłoszono w bolońskim szpitalu. Cyrk mógł jechać zatem dalej.

Dopiero śmierć Senny poniosła za sobą szereg zmian w sprawach bezpieczeństwa. Zadbano o to, by konstrukcja bolidu w trakcie wypadku zabezpieczała głowę i kręgosłup kierowcy. Senna wiele razy apelował o zmniejszenie potencjalnych zagrożeń, które mogą w sposób druzgocący wpłynąć na zdrowie zawodników. Podczas odprawy przed jednym z GP niemal nawrzeszczał na prezydenta Balestre, by podjął decyzję o umieszczeniu pachołków zamiast sterty opon, która zabierała fragment pobocza. Po wypadku Ratzenbergera na Imoli, starł się w padoku z Johnem Corsmitem, dyrektorem wyścigu i w ostrych słowach wykrzyczał, co myśli o jego pracy.

Po Grand Prix San Marino miał powołać do życia Driver’s Safety Group, która miała zadbać o bezpieczeństwo kierowców F1. Nie dostał na to szansy.

Brazylia. Ulubieniec ojczyzny

Urodzony w Sao Paulo Senna był ukochanym synem Brazylii. Jego sukcesy stanowiły krótkie chwile zapomnienia w codzienności naznaczonej tyranią biedy i niegospodarności rządzących. Dawał im radość – na torze, na ulicach, na Sambodromie w Rio de Janeiro.

Kochliwy, wrażliwy chłopiec. Uparty, obsesyjny kierowca. Brazylia go uwielbiała, tak jak on kochał ją. Jego pogrzeb zgromadził na ulicach miliony. Następnym pogrzebem jednoczącym w smutku cały świat będzie dopiero ten księżniczki Diany, ponad trzy lata później. Jego pamięć uczcili wszyscy. Piłkarze Brazylii mistrzostwo świata w 1994 roku celebrowali z wielkim transparentem poświęconym właśnie Ayrtonowi. Nie zapomniała o nim Tina Turner, która kilka miesięcy wcześniej śpiewała mu na zakończenie sezonu w Adelajdzie „(Simply) The Best”. Nie zapomniano o nim.

– Nie sądziliśmy, że karting stanie się czymś więcej niż hobby. Zaczynamy się trochę niepokoić, bo pewnie będzie chciał startować w Formule 1 – Milton da Silva, ojciec Ayrtona w wywiadzie po mistrzostwie Ameryki Południowej jego syna w zawodach kartingowych.

– Oby Bóg chronił go przed wypadkami – Neyde Senna, mama Ayrtona.

ADAM BOCHENEK

Czytaj więcej o Formule 1:

Najnowsze

Formuła 1

Komentarze

10 komentarzy

Loading...