Wyłapać u siebie czwórkę od Zagłębia? Duża rzecz. Mieć taki wynik i być o włos od tego, by rywal wyrwał go z rąk? Też całkiem duża rzecz. Wszystko wskazywało na to, że ten mecz będzie wyglądał jak starcie dwóch słabo dysponowanych drużyn, które powinny ogrzewać się w ciepełku środka tabeli, a niespodziewanie mogą jeszcze włączyć się w walkę o utrzymanie. Tymczasem… Najpierw Zagłębie spuściło Radomiakowi taki łomot, że nie było czego zbierać, a później Radomiak zaczął się odgryzać i gdyby mecz potrwał z dziesięć minut dłużej, to pewnie wyrównałby stan gry. Ale niech ten końcowy zryw nie zaburza nam całościowej oceny tego meczu. Bo to mecz, w którym Radomiak się skompromitował.
Jeszcze w pierwszej połowie radomscy kibice zaczęli pytać swoich zawodników z trybun: „Co wy robicie?”. I było to pytanie jak najbardziej zasadne. Wiecie doskonale, że hasła typu „nie chciało im się” czy „nie zapierdzielali” to bardzo często przy ocenie poszczególnych zespołów pójście na skróty, bo problemy leżą zazwyczaj znacznie głębiej, ale w Radomiaku… No aż się prosi stwierdzić, że w tym zespole prawie wszyscy mają wywalone. Ta drużyna wygląda tak, jakby kilka tygodni temu stwierdziła, że już się utrzymała. Ostatnie słabe mecze nie wyprowadziły jej z tego błędu. Może okolicznością, która ich otrzeźwi, jest właśnie pierwsza połowa meczu z Zagłębiem, ale jeśli nie, to mamy do piłkarzy z Radomia jedną istotną informację – nie, nie utrzymaliście się jeszcze w lidze. A jeśli tak sądzicie, to, cóż, możecie się nie utrzymać.
Tydzień temu czwórka od Korony Kielce. Dwa tygodnie temu trójka od ŁKS-u. Dzisiaj – czwórka od Zagłębia Lubin. I to jaka! Widzieliście tę bierność defensywy przy golu na 0:2? Radomiak obronił się przed stałym fragmentem i myślał, że już po zabawie. Ale nie, Grzybek wrzucił w pole karne, wyrzucony nieco Chodyna zmyślnie przerzucił piłkę nad bramkarzem, Ławniczak wpakował do pustej… Ktoś z zespołu Kędziorka w ogóle bronił? Nawet budynki w Radomiu nie stoją tak stabilnie, jak obrońcy w tej akcji. Żaden z nich nawet nie drgnął. Totalna wyjebka wobec boiskowych wydarzeń.
A gol na 1:0? Zagłębie naprawdę nie używało jakichś wyszukanych środków, żeby zaskoczyć swoich rywali. Zwykła akcja skrzydłem, zwykła płaska wrzutka, w której zamyśle leży założenie, że jakiś obrońca musi się obciąć, by było z niej zagrożenie. Szok i niedowierzanie – błąd popełnił Grzesik, którego w bardzo łatwy sposób uprzedził Kurminowski i wpakował piłkę do siatki. Bramka na 3:0? Strata Machado, piłka trafiła do napastnika z Lubina, który bardzo precyzyjnie przyłożył sprzed pola karnego.
Jeśli w pierwszych pięciu minutach masz dwie setki, to wiesz, że mecz będzie otwarty. Jeśli żadna nie wpada do bramki, to wiesz też, że obejrzysz także elementy komediowe. Dokładnie tak rozpoczęło się starcie Radomiaka z Zagłębiem i dokładnie takie okazało się później. Pierwsze setki zmarnowali Jardel (za lekka podcinka, Grzybek zdążył wybić) i Wdowiak (kompletnie przesadził z siłą).
A potem już poszło.
Po przerwie Radomiak przeszedł na trójkę obrońców i trooooochę lepiej wyglądała jego gra. Dwa gole zapewnił mu Bartłomiej Kłudka, który w absurdalny sposób wybijał piłkę we własnym polu karnym. Najpierw zagrał prosto pod nogi Vagnera (a ten to wykorzystał), by później powtórzyć manerw i podać nabiegającemu Grzesikowi (też skorzystał z prezentu). Trochę śmieszna była reakcja Radomiaka po pierwszej ze strzelonych bramek, kiedy to od razu poszedł, huuur duuuurrr, bardzo intensywnym i wysokim pressingiem, by dać się zaskoczyć kilkoma podaniami i dokładnie w tej samej akcji stracić gola na 2:4.
To obraz dzisiejszego Radomiaka.
I oczywiście, w samej końcówce na 3:4 trafił z ostrego kąta Abramowicz (błąd Dioudisa, ogólnie bramkarz Zagłębia ma problem ze strzałami na krótki słupek), po czym zapachniało trochę niewiarygodną remontadą zespołu Kędziorka. Ale czy gdyby do niej doszło, moglibyśmy mówić o sprawiedliwym wyniku? Raczej nie. Piłkarze Zagłębia wyśrubowali sobie dziś statystyki ofensywne. Kurminowski kończy z pierwszym hat-trickiem w Ekstraklasie (zasłużenie, proszę państwa). Chodyna ma trzy asysty. Cieniujący w elicie Mróz – asystę i dwie asysty drugiego stopnia. Drużyna z Lubina na przestrzeni całego sezonu oczywiście zawodzi, ale poniżej poziomu krytyki nie schodzi. Z kolei Radomiak czyni to bardzo chętnie. Dziś znów znalazł się właśnie tam. To był mecz poniżej krytyki.
Panowie, pobudka.
Jeśli Korona wygra w poniedziałek z Puszczą, Radomiaka od strefy spadkowej będą dzielić już tylko trzy punkty.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Legia Warszawa i Jacek Zieliński. Sztuka stania w miejscu
- Osłabiony Widzew przegrywa z bezjajecznym Rakowem
Fot. newspix.pl