W Turynie spotkanie dwóch trafionych bokserów zakończyło się klinczem. Juventus i Milan w ostatnim czasie raczej liżą rany i kolekcjonują rozczarowania, niż sami zadają ciosy. Mecz na Allianz Stadium był sporym rozczarowaniem, a świadczyć może o tym doskonale fakt, że jego bohaterem został nieoczekiwanie rezerwowy bramkarz, Marco Sportiello, który miał w tym spotkaniu w ogóle nie zagrać.
Przez wiele lat to był absolutny klasyk włoskiej Serie A, kwintesencja calcio i towar eksportowy. Ale w ostatnich sezonach to się zmieniło. Także w obecnej kampanii to raczej starcie dwóch zespołów zranionych przez Inter Mediolan, który zdominował ligę w sposób niekwestionowany. Zresztą, gdyby był to mecz o coś więcej niż podium Serie A, na pierwszych stronach włoskich gazet nie trwałby casting na nowych szkoleniowców obu ekip. Ten mecz stanowił właśnie ostatni taniec Stefano Piolego i Massimiliano Allegriego na ławkach trenerskich tych dwóch wielkich klubów.
Do tego klasyku oba zespoły przystępowały nie tylko rozczarowane przebiegiem całego sezonu, ale też ostatnimi seriami. Milan nie wygrał w czterech kolejnych meczach (trzy z nich przegrał), a Juventus w trzech. Jednak gospodarze w ostatnim meczu zanotowali „zwycięską” porażkę w Pucharze Włoch z Lazio, która premiowała ich awansem do finału tych rozgrywek, a strzelcem decydującego gola okazał się Arkadiusz Milik. Milan z kolei został upokorzony na własnym stadionie przez Inter, który właśnie dzięki pokonaniu lokalnego rywala ostatecznie przypieczętował zdobycie tytułu mistrzowskiego w tym sezonie.
No i tak ten mecz wyglądał, jakby dwaj poturbowani bokserzy chcieli po prostu przetrwać jedną z ostatnich rund przed końcem walki. Jakby bardziej zależało zgromadzonym w Turynie ekipom na tym, żeby nie przegrać, niż żeby w końcu wygrać. W pierwszych dwudziestu pięciu minutach to gracze Juventusu byli groźniejsi i przeprowadzali poważniejsze akcje, a potem było dokładnie odwrotnie i to Milan atakował w bardziej poukładany i przemyślany sposób. Żadna ze stron jednak nie potrafiła poważnie zagrozić ani Wojciechowi Szczęsnemu, ani Marco Sportiello, awaryjnie zastępującemu w pierwszym składzie Milanu Mike’a Maignana, który odniósł kontuzję na przedmeczowej rozgrzewce.
Vlahović raził nieporadnością, ale przynajmniej dzięki niemu w doliczonym do pierwszej połowy czasie gry mieliśmy więcej emocji niż przez regulaminowe 45 minut. Serbski napastnik został sfaulowany w okolicy pola karnego i jego mocny strzał z rzutu wolnego musiał parować na rzut rożny Sportiello. Zaraz po kornerze znowu pod bramką Milanu zrobiło się gorąco, ale na posterunku był golkiper Rossonerich.
Pierwsza połowa ogromnie zawiodła. Obie drużyny były bez entuzjazmu, a sam mecz w jego pierwszej części tylko dla cierpliwych. Akcje trwały długo, było sporo niedokładności w końcowych fazach ataku. Można było spokojnie oglądać to spotkanie od 44. minuty bez poczucia, że coś się straciło, ale końcówka dała przynajmniej jakąś nadzieję, że po przerwie emocji będzie więcej.
Nic z tego, po przerwie nadal mieliśmy festiwal długaśnych akcji zakończonych przejęciem piłki przez rywala. Juventus znów miał minimalną przewagę, z której nic nie wynikało, a jedynym momentem, w którym publiczność mogła się poderwać był groźny strzał Kosticia i natychmiastowa dobitka Danilo, obie jednak obronione w świetnym stylu przez niezłomnego Sportiello.
Dopiero pierwsze zmiany przyniosły więcej ożywienia. Milik i Chiesa już w pierwszej akcji po wejściu z ławki zrobili zamieszanie pod bramką Milanu. Chwilę później po raz pierwszy musiał poważnie wyciągnąć się Wojciech Szczęsny, ale strzał Loftus-Cheeka był jednak minimalnie niecelny. Po kilku minutach swój pierwszy celny strzał oddał za to polski napastnik, ale strzał głową znów obronił Sportiello. Juventus naciskał coraz bardziej i był coraz bliżej gola, na którym w drugiej połowie zależało mu jakby bardziej. Do trafienia jednak nie doszło.
Kolejne zmiany i kolejne akcje nie przynosiły wiele konkretów. Jak zwykle aktywny był Chiesa, ale jego dośrodkowania uparcie nie stawały się asystami. Rafael Leao po drugiej stronie też był bezradny, choć próbował szarpać. Gracze Mediolanu ostatecznie nie oddali strzału celnego na bramkę Szczęsnego. Milik za to co rusz zatrudniał Sportiello, który był jak Superman, a kiedy w końcu popełnił jeden błąd uratowali go obrońcy, wybijając piłkę z linii bramkowej.
Choć druga połowa była dużo lepsza i nawet było widać, że jednej z drużyn na tym zwycięstwie naprawdę zależy, mecz jednak zakończył się podziałem punktów, a kibice musieli opuszczać Allianz Arena rozczarowani
Juventus zdecydowanie bardziej chciał wygrać, ale nie potrafił, a za chwilę może przez to spaść na czwarte miejsce w tabeli, jeżeli swój mecz wygra Bologna. Milan już w tym sezonie raczej nie zmieni swojej pozycji i będzie musiał przyjąć wicemistrzostwo i prymat lokalnego rywala. Stara Dama za to ma wciąż o co grać. Musi obronić miejsce na podium, przed goniącym ją peletonem i ma jeszcze szansę na jedyne trofeum w tym sezonie, jeśli w finale Coppa Italia pokona Atalantę.
Juventus Turyn – AC Milan 0:0
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Raport kadrowiczów na pięćdziesiąt dni przed meczem Polaków na Euro [ANALIZA]
- Jak kluby Ekstraklasy zarządzają swoimi wychowankami? [ANALIZA]
- Rekordy frekwencji w Ekstraklasie. „Wyjście na mecz stało się bardziej prestiżowe”
- Mazur: Podolski nie przesądził o wyborach, ale w mediach to on jest zwycięzcą [WYWIAD]
Fot. Newspix