Skromną, w perspektywie meczu rewanżowego na wyjeździe, wręcz niezauważalną zaliczką zakończyło się pierwsze spotkanie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów pomiędzy Industrią Kielce a SC Magdeburgiem. Kielczanie wygrali 27:26 po niezwykle zaciętym meczu. Choć teraz wszyscy kibice Industrii myślą zapewne nie o wyniku, a o zdrowiu Michała Olejniczaka.
Ćwierćfinał finalistów
Już ćwierćfinał tegorocznej edycji Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych zestawił ze sobą finalistów poprzednich rozgrywek. Zawodnicy Magdeburga i Industrii Kielce stworzyli rok temu w Kolonii wielkie widowisko, które rozstrzygnęło się dopiero w dogrywce. Ostatecznie triumfowała drużyna z Bundesligi, a sam mecz utkwił wszystkim w pamięci również ze względu na tragiczną śmierć polskiego dziennikarza, Pawła Kotwicy, pracującego podczas zawodów.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
Środowa potyczka ćwierćfinałowa była trzecim spotkaniem pomiędzy tymi zespołami, ale pierwszym na polskiej ziemi. A co znaczy być dotkniętym atmosferą Hali Legionów, zawodnicy Magdeburga poczuli bardzo szybko. „Żółta ściana” zawęziła ich pole widzenia do tego stopnia, że ze swojej pierwszej bramki cieszyli się dopiero w siódmej minucie.
Liderzy ofensywy
Kielczanie skrzętnie wykorzystali czas na przystosowanie się do warunków przez rywali i dość szybko wyszli na prowadzenie 4:1. Wtedy jednak czerwoną kartką został ukarany lewoskrzydłowy Industrii, Dylan Nahi. Zawodnik, który kilka dni temu przedłużył kontrakt z polskim klubem do 2028 roku, po uderzeniu w twarz szarżującego przeciwnika musiał definitywnie opuścić boisko. Na szczęście nie wpłynęło to rażąco na dyspozycję gospodarzy, którzy z minuty na minuty kontrolowali wypracowaną przewagę i nie pozwalali zbliżać się rywalom na dystans mniejszy niż dwie bramki.
Nieocenieni w planie ofensywnym kielczan okazali się Alex Dujszebajew, który ze sprytem kieszonkowca wślizgiwał się w linię obrony przeciwnika oraz Igor Karacić, dziurawiący ze środka bramkę Siergieja Hernandeza. Ten duet zdobył 9 z 14 bramek polskiej ekipy do przerwy, na którą kielczanie schodzili jednak z przewagą tylko jednego gola, po nieskutecznej i mocno nerwowej końcówce pierwszej części gry.
Minimalna zaliczka
Po zmianie stron amplituda wyniku wychylała się albo leciutko w jedną ze stron, albo zastygała w bezruchu. Między 30. a 55. minutą mieliśmy aż osiem remisów. Żadna z ekip nie nadużywała kontrataku, ani nie forsowała tempa ponad miarę. Zwłaszcza, że próby przejścia do szybkiego ataku często kończyły się stratami (A. Karalek) albo rzutami z nieprzygotowanych pozycji (G. Kristjansson). Wyglądało to tak, jakby z tyłu głowy siedziało w głowie jednym i drugim, że losy dwumeczu i tak rozstrzygną się w rewanżu.
Seria gol za gol w końcówce zakończyła się po strzale wybitnie dziś skutecznego Karacicia (7/9 w całym spotkaniu). Kielczanie, mimo że przez ostatnią minutę grali w obronie, dowieźli prowadzenie do końca i ostatecznie wygrali 27:26.
Niestety, to tyle z pozytywów końcówki. W niej bowiem fatalnie wyglądającego urazu nabawił się Michał Olejniczak, po tym jak przypadkowo wpadł na niego Felix Claar. Nienaturalnie wygięte kolano lewego rozgrywającego niestety nie zwiastuje optymistycznej diagnozy.
Industria Kielce – SC Magdeburg 27:26 (14:13)
Fot. Newspix