Reklama

Grand Prix Chin: Verstappen ponownie bezkonkurencyjny

Szymon Szczepanik

Opracowanie:Szymon Szczepanik

21 kwietnia 2024, 10:48 • 3 min czytania 1 komentarz

Po pięciu latach przerwy Grand Prix Chin powróciło do kalendarza Formuły 1. Chociaż sobotni sprint mógł zwiastować, że podczas niedzielnego wyścigu może dojść do kilku niespodzianek, to dziś rano na torze w Szanghaju oglądaliśmy to, co zwykle w tym sezonie. Czyli dominację Red Bulla i Maxa Verstappena. Na całe szczęście, za plecami Holendra działo się jednak sporo, więc chociażby pod tym względem nie można było narzekać na nudę.

Grand Prix Chin: Verstappen ponownie bezkonkurencyjny

Sobotni sprint wlał nadzieję w serca postronnych kibiców królowej motorsportu, że w niedzielnym wyścigu nie wszystko będzie takie oczywiste. Jasne, tę część rywalizacji ze sporym zapasem wygrał Max Verstappen, ale już za plecami Holendra uplasował się Lewis Hamilton. Czyżby zatem na torze w Szanghaju odżył stary mistrz, którego najlepszym miejscem w tym sezonie było siódme w Bahrajnie?

Nie do końca. Jeżeli ci sami fani zobaczyli wyniki sobotnich kwalifikacji, to mogli pomyśleć, że w Chinach jednak czeka nas znany obrazek. Sprint bowiem odbywał się na mokrej nawierzchni. Podczas kwalifikacji było już sucho, a Lewis popełnił błąd na jednym z zakrętów, przez który zakończył Q1 na 18. pozycji. Z przodu – co za zaskoczenie – znalazły się dwa samochody Red Bulla.

ZA MAXEM BYŁO CIEKAWIE

Jeżeli chodzi o walkę o zwycięstwo w wyścigu, to zgodnie z oczekiwaniami nie działo się nic interesującego. Z ciekawostek warty odnotowania jest fakt, że tor w Szanghaju był trzydziestym, na którym w karierze triumfował Max Verstappen. Holender kolejny raz w tym roku był bezkonkurencyjny i w zasadzie na tym możemy zamknąć temat jego występu.

Okej, może trochę narzekamy na nudę związaną z brakiem walki o pierwsze miejsce. Jednak po pięciu latach nieobecności w F1, Grand Prix Chin powróciło do kalendarza zapewniając ciekawą walkę o dalsze lokaty. W wyścigu emocje starał się zapewnić Fernando Alonso. Doświadczony Hiszpan popisał się dobrym refleksem na starcie i zdołał wyprzedzić Sergio Pereza. Pytaniem otwartym pozostawało, jak długo 42-letni weteran będzie w stanie bronić się przed Meksykaninem, dysponującym przecież znacznie lepszym autem? Odpowiedź poznaliśmy już w piątym okrążeniu. Wtedy na wejściu do jednego z zakrętów Perez zdołał znaleźć miejsce i wcisnął się przed kierowcę zasiadającego w Aston Martinie.

Reklama

ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!

Działo się też ze względu na słaby start obu kierowców Ferrari – Charlesa Leclerca i Carlosa Sainza, którzy stracili swoje pozycje. Jednak w tym sezonie włoska stajnia przygotowała swoim zawodnikom naprawdę dobre bolidy. To miła odmiana w porównaniu do tego, w czym Monakijczyk i Hiszpan musieli ścigać się w ubiegłych latach. Mało tego, Włosi przestali nawet popełniać błędy taktyczne. A przecież w zeszłych latach ich niezrozumiałe decyzje, nazywane prześmiewczo grande strategią, w społeczności fanów F1 stały się memem.

W 2024 roku fani Ferrari mają powody do radości, bo do tej pory w każdym wyścigu oglądali na podium kierowcę swojego zespołu. Tym razem jednak plany wywalczenia kolejnego miejsca na podium pokrzyżował im Lando Norris, który długo utrzymywał się na drugiej pozycji. Za nim jechali Leclerc i Perez – ale Meksykanin zaliczył o jeden zjazd do boksu więcej od swoich rywali. Sergio uporał się z czerwonym bolidem, ale kierowcy McLarena (którego wybrano zawodnikiem wyścigu) już nie zdołał dorwać. Więc owszem, dominacja ekipy spod znaku czerwonego byka się utrzymała, lecz tym razem nie ustrzelili oni dubletu.

I tak, Red Bull odskoczył reszcie stawki aż tak bardzo, że już sam ten fakt można uznać za oznakę ciekawej rywalizacji.

Fot. Newspix

Czytaj też:

Reklama

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Formuła 1

Ekstraklasa

Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Arek Dobruchowski
38
Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Komentarze

1 komentarz

Loading...