Odgłosy fety mistrzowskiej w Leverkusen nie milkną mimo tego, że Bayer sięgnął po tytuł w niedzielę. W czwartek zmierzy się natomiast z West Hamem United w ćwierćfinale Ligi Europy, co jest kolejnym wyzwaniem dla Die Werkself, bo oprócz zdobycia potrójnej korony, mogą zanotować perfekcyjny rok, nie ponosząc ani jednej porażki. Trzecią próbą ognia dla ekipy Xabiego Alonso będzie cały przyszły sezon, czyli jak nie stać się ofiarą własnego sukcesu i skonsumować go tak, by był widoczny przez kolejne lata.
Boisko zalane tysiącami kibiców, honorowe obywatelstwo miasta dla trenerów i dyrektorów, przemianowanie – na razie tylko symbolicznie – nazwy ulicy prowadzącej na stadion z Bismarckstrasse na Xabi-Alonso-Allee. To, co dzieje się w Leverkusen po zdobyciu pierwszego mistrzostwa Niemiec przez Bayer, wykracza poza granice rozsądku. Ale nie ma się czemu dziwić. Piłkarze Die Werkself napisali historię. Nikt nie nazwie już ich Vizekusen czy Neverkusen. Nikt nie będzie już powielał frazesów o tym, że wszyscy grają, a na końcu i tak wygrywa Bayern Monachium. Pomimo że Bayer osiągnął już wiele, w zasadzie więcej niż ktokolwiek założyłby przed sezonem, to nadal może sięgnąć po jeszcze więcej. Przed zespołem Alonso trzy duże wyzwania.
Potrójna korona
– Chcemy ze wszystkich rozgrywek wycisnąć maksimum. Jesteśmy już w finale Pucharu Niemiec. W Lidze Europy położyliśmy już spory kamień węgielny pod awans. W zeszłym roku dotarliśmy do półfinału. Odpadliśmy z Romą, lecz mimo że było to rozczarowanie, zyskaliśmy dużo siły. Powiedzieliśmy sobie: OK, jeśli znów będziemy mieli szansę dostać się do finału, chcemy z niej skorzystać. Z West Hamem zamierzy wykonać ostateczny krok w stronę półfinału. Jesteśmy w dobrym nastroju, formie i pewni siebie. Nie ma powodu do zawahania – opowiadał w środę na łamach „Bilda” dyrektor sportowy Simon Rolfes.
W zasadzie pięć meczów dzieli Bayer od zdobycia potrójnej korony. W czwartek ekipa z Leverkusen zmierzy się w rewanżowym spotkaniu ćwierćfinału Ligi Europy z West Hamem. Pierwsze starcie zakończyło się zwycięstwem niemieckiej drużyny 2:0 i w Londynie drużyna Alonso ma dopełnić formalności. Później czeka ją natomiast dwumecz z wygranym potyczki AC Milan – AS Roma, po którym 22 maja w Dublinie dojdzie do finału. Trzy dni później zmierzy się o DFB Pokal ze znajdującym się w strefie spadkowej 2. Bundesligi Kaiserslautern.
Bayer staje zatem przed ogromną szansą znalezienie się w elitarnym gronie zespołów z potrójną koroną. W Niemczech sięgnął po nią tylko Bayern Monachium. W Europie nie mogą się nią poszczycić takie tuzy jak Real Madryt, Juventus czy Liverpool. Jest więc o co walczyć.
Zdobywcy potrójnej korony w Europie:
- Celtic Glasgow: 1967 (Liga szkocka, Puchar Szkocji, Puchar Europy Mistrzów Krajowych)
- Ajax Amsterdam: 1972 (Liga holenderska, Puchar Holandii, Puchar Europy Mistrzów Krajowych)
- IFK Göteborg: 1982 (Liga szwedzka, Puchar Szwecji, Puchar UEFA)
- PSV Eindhoven: 1988 (Liga holenderska, Puchar Holandii, Puchar Europy Mistrzów Krajowych)
- Manchester United: 1999 (Liga angielska, Puchar Anglii, Liga Mistrzów)
- Galatasaray: 2000 (Liga turecka, Puchar Turcji, Puchar UEFA)
- FC Porto: 2003 (Liga portugalska, Puchar Portugalii, Puchar UEFA)
- CSKA Moskwa: 2005 (Liga rosyjska, Puchar Rosji, Puchar UEFA)
- FC Barcelona: 2009 (Liga hiszpańska, Puchar Hiszpanii, Liga Mistrzów)
- Inter Mediolan: 2010 (Liga włoska, Puchar Włoch, Liga Mistrzów)
- FC Porto: 2011 (Liga portugalska, Puchar Portugalii, Liga Europy)
- Bayern Monachium: 2013 (Liga niemiecka, Puchar Niemiec, Liga Mistrzów)
- FC Barcelona: 2015 (Liga hiszpańska, Puchar Hiszpanii, Liga Mistrzów)
- Bayern Monachium: 2020 (Liga niemiecka, Puchar Niemiec, Liga Mistrzów)
- Manchester City: 2023 (Liga angielska, Puchar Anglii, Liga Mistrzów)
Tak wyglądała feta po mistrzostwie. Jak będzie wyglądała po kolejnych trofeach?
Niepokonani
Zdobywając potrójną koronę Bayer zapisze się złotymi zgłoskami w historii futbolu, ale jeśli dokona tego, nie odnosząc żadnej porażki, urośnie wręcz do rangi unikatowego klubu w skali świata. Die Werkself mogą stać się jeszcze bardziej kultowi niż słynny skład Kaiserslautern z wygranego meczu z Bayernem w sezonie 1997/98, czy The Invincibles, czyli ekipa Arsenalu z sezonu 2003/04. Oba te wyniki piłkarze Alonso mogą pobić na głowę, bo dla Czerwonych Diabłów był to jednorazowy trumf, który stał się kamieniem węgielnym pod zdobycie mistrzostwa, ale nie udało się tego osiągnąć bez przegranej, natomiast Kanonierzy bez porażki przebrnęli tylko Premier League. W innych rozgrywkach ogrywali ich Manchester United, Chelsea, Inter Mediolan czy Middlesbrough.
Potrójna korona bez ani jednej porażki? Brzmi jak sen. Ale również rzecz mało prawdopodobna, szczególnie że w zespole może pojawić się rozluźnienie w Bundeslidze po zdobyciu mistrzostwa Niemiec.
– Nie obawiamy się o to, ponieważ w ciągu ostatnich kilku tygodni mieliśmy świadomość, że możemy zdobyć mistrzostwo. W niedzielę było widać, że idziemy dalej, chcemy więcej. Flo Wirtz nie zaprzestał strzelania goli po pierwszym trafieniu [skompletował hat-tricka przyp.red.]. To były bardzo szczególne okoliczności, ponieważ kibice czekali już przy linii. A mimo to nie było spadku napięcia i zaangażowania, ponieważ od początku sezonu celowaliśmy w osiągnięcie wszystkich trzech trofeów. I już sięgnęliśmy po jeden, ale po dwa pozostałe jeszcze nie. Dlatego idziemy dalej – stwierdził Rolfes.
Co zatem mówi nam matematyka? Bayer pozostaje niepokonany od 43 spotkań. Do końca może rozegrać jeszcze dziesięć. Ma zatem tylko 9% szans na to, że zakończy sezon we wszystkich rozgrywkach bez porażki. W zasadzie już pod koniec kwietnia prawdopodobieństwo, że Die Werkself cały czas nie zasmakują goryczy przegranej, zmaleje o połowę. Już West Ham ma 26% szans na to, że ogra nowego mistrza Niemiec. Tak to wygląda natomiast w szczególe.
Prawdopodobieństwo podtrzymanie serii bez porażki przez Bayer Leverkusen:
- Do meczu 30. kolejki Bundesligi z Borussią Dortmund (21.04): 74%
- Do meczu 31. kolejki Bundesligi z VfB Stuttgart (27.04): 47%
- Do pierwszego półfinału Ligi Europy (2.05): 40%
- Do meczu 32. kolejki Bundesligi z Eintrachtem Frankfurt (5.05): 30%
- Do drugiego półfinału Ligi Europy (9.05): 25%
- Do meczu 33. kolejki Bundesligi z Bochum (12.05): 18%
- Do meczu 34. kolejki Bundesligi z Augsburgiem (18.05): 17%
- Do finału Ligi Europy (22.05): 16%
- Do finału Pucharu Niemiec z Kaiserslautern (25.05): 10%
- Do końca sezonu: 9%
W ramach ciekawostki dodamy, że Bayer ma aż 39% szans na to, że nie poniesie porażki w Bundeslidze. Jeszcze żadnemu klubowi w Niemczech się to nie udało.
Pobudka z pięknego snu
Bez względu na to, czy finalnie Bayer zdobędzie potrójną koronę i zostanie niepokonany – jedno nie wyklucza drugiego i na odwrót – to w czerwcu bądź lipcu włodarze klubu z Leverkusen będą musieli obudzić się z tego pięknego snu, by przygotować się do kolejnego sezonu. Trzecim wyzwaniem pozostaje bowiem zaplanowanie przyszłości, by nie skończyć jak Bayern Monachium po wygraniu ligi, pucharu i Champions League w 2020 roku. Od tego czasu Bawarczycy notują stały regres, co poskutkowało stratą mistrzostwa Niemiec po 11 latach.
Na taką dominację ekipy z Leverkusen raczej nie ma co liczyć. Pod względem finansowym Die Werkself to wciąż czwarta siła Bundesligi. Na mocnych i zdrowych fundamentach można jednak zbudować mistrzowską drużynę, o czym przekonaliśmy się w tym sezonie. Ale czy Bayer będzie w stanie potwierdzić swoją pozycję na niemieckim futbolu? A może ma zadatki na efemerydę, która na kolejny jakikolwiek sukces będzie czekała długie lata.
Drogi są dwie: Arsenalu i Borussii Dortmund. Kanonierzy po mistrzostwie Anglii w 2004 roku ani razu nie zatriumfowali w Premier League. Z innymi trofeami też było krucho. Londyńczykom powodziło się w zasadzie tylko w Pucharze Anglii, po który sięgnęli pięciokrotnie. Inny jest natomiast przypadek Borussii Dortmund. Po mistrzostwie w 2011 roku piłkarze BVB obronili tytuł 12 miesięcy później i na stałe wpisali się do czołówki Bundesligi. Po dwóch sezonach na szczycie zaczęto jednak stopniowo rozsprzedawać swój sukces: Nuri Sahin wylądował w Realu Madryt, Robert Lewandowski i Mario Götze w Bayernie, Shinji Kagawa w Manchesterze United, a Jürgen Klopp w Liverpoolu, przez co dalej ekipa z Zagłębia Ruhry czeka na kolejny tytuł.
Pozostawienie na ławce Xabiego Alonso to najważniejsza decyzja władz Bayeru na nowy sezon. Teraz wystarczy nie rozsprzedać swojego sukcesu.
Trener to podstawa
Te dwa przykłady to dla Bayeru lekcja. Na razie zadbał o to, żeby autor jego sukcesu pozostał na stanowisku. Podobnie jak Arsene Wenger w Arsenalu i Klopp w Dortmundzie Xabi Alonso po sukcesie nie opuści zespołu i pozostanie w nim na kolejny sezon, choć kusiły go największe tuzy: Real Madryt, Bayern i Liverpool, co dla byłego hiszpańskiego pomocnika byłoby o tyle kuszące, że każdy z tych klubów zna od podszewki, grając w nich przez lata jako piłkarz, to nie zdecydował się na zmianę.
– Po wielu rozmowach na temat mojej przyszłości, wykorzystałem przerwę na przemyślenie i podjęcie decyzji. Czuję, że to właściwe miejsce dla mnie jako młodego trenera. Moja praca w Bayerze się nie skończyła. Dalej chcę pomóc klubowi w rozwoju, tak jak zawodnikom. Zarząd również jest świetny… ogólnie czuję się tu fantastycznie – rozpoczął konferencję prasową Xabi Alonso, na której zdradził swoją przyszłość, po czym dodał:
– Wykładam karty na stół. Przemyślałem tę decyzję i poczułem, że muszę podzielić się tym ze wszystkimi. To oznaka szacunku. Poinformowałem o tym graczy dziś rano podczas rozmowy w szatni. Spekulacje rozpoczęły się już w maju ubiegłego roku! To część biznesu i nie stresowałem się tym. Ważne było, aby nie miało to wpływu na zespół, a mentalność zespołu pozostawała dobra. Teraz wszystko jest jasne. Zostaję w Leverkusen.
Niewiele osób już o tym pamięta, ale Alonso przychodził do Bayeru, gdy ten znajdował się w strefie spadkowej, a sezon zakończył na piątym miejscu w poprzednim sezonie. W tym radzi sobie jeszcze lepiej i od 15. kolejki do dziś pozostaje na szczycie Bundesligi. I to pokazuje prawdziwą wartość hiszpańskiego szkoleniowca, bo w przeszłości ekipa z Leverkusen kilkukrotnie stawiała, na wydawałoby się, trafionych trenerów, którzy po początkowych sukces notowali regres.
Za Heiko Herrlicha w połowie sezonie Die Werkself plasowali się na pozycji wicelidera i dotarli do półfinału Pucharu Niemiec, a skończyło się na środku tabeli po rundzie jesiennej w kolejnym sezonie i zwolnieniem Niemca. Zastąpił go Peter Bosz. Zapewnił zespołowi Ligę Mistrzów, w kolejnym roku dotarł do finału DFB Pokal, a w pierwszej części sezonu 2020/21 do 13. kolejki, czyli połowy grudnia, pozostawał niepokonany. Holender wytrzymał na stanowisku jeszcze trzy miesiące i go zwolniono, bo ponownie coś się wyczerpało. Za Gerardo Seoane Bayer uplasował się w Bundeslidze na trzecim miejscu za Bayernem i Borussią Dortmund, co można uznać za sukces wobec rozpychającego się coraz mocniej Lipska. Na stanowisku wytrzymał jednak tylko 15 miesięcy, zostawiając drużynę na spadku. Wtedy przyszedł Alonso, a reszta jest historią, bo przy czwartej poważnej próbie zdziałania czegoś wielkiego, w końcu się powiodło i dzięki Alonso być może uda się uniknąć gwałtownego zjazdu.
Dojdzie do zmian w składzie
Trzeba jednak przyznać, że każdemu z trenerów wyciągano ze składu ważnych zawodników. Po przyjściu Herrlicha z zespołu odeszli Kevin Kampl (najczęściej grający zawodnik z pola Bayeru), Chicharito Hernandez (najlepszy strzelec drużyny) i Hakan Calhanoglu (drugi najlepszy asystent i trzeci najlepszy strzelec). Później Leverkusen opuścił jeszcze Bernd Leno (podstawowy golkiper) i Benjamin Henrichs (podstawowy prawy obrońca).
Podobny los spotkał późniejszych szkoleniowców. Za Bosza Bayer opuścili: Julian Brandt, Kai Havertz i Kevin Volland, a za Seoane: Leon Bailey, Wendell. Nie uniknął tego również Alonso, bo stracił Moussę Diaby’ego, Mitchela Bakkera i Kerema Demirbaya, ale akurat jemu zagwarantowano odpowiednich następców. Łącznie przed tym sezonem Die Werkself dokonali wzmocnień za przeszło 80 mln euro. To druga tak duża ofensywa transferowa w historii klubu. Wcześniejsza w wysokości blisko stu milionów, nie przeniosła skutku, bo finalnie układanka Bosza rozleciała się jak domek z kart. Niemniej jednak włodarze Bayeru zapowiedzieli już, że polityka sprzedaży ważnych zawodników i pozyskania nowych za mniejsze pieniądze, ale z dużym potencjałem, będzie kontynuowana.
– Jesteśmy klubem, który co roku musi dokonywać dużej sprzedaży, a pieniądze pozyskane będą reinwestowane na nowe nabytki. Prawdopodobnie dokonamy jednego dużego transferu z klubu. Dzięki temu sfinalizujemy dwa lub trzy nowe wzmocnienia – zapowiedział w „SportBildzie” Fernando Carro, prezes zarządu Bayeru.
Nie wolno zejść ze swojej ścieżki
Mimo że w klubie nie ma wielkich pieniędzy i nadal wszystko będzie opierało się na sprzedaży kluczowego piłkarza za duże pieniądze, to ma zmienić się podejście Bayeru do polityki transferowej. W Leverkusen zaznano smaku sukcesów. I nie ma to być jednorazowa uczta. Klub chce zerwać z łatką ekipy wychowującej młode gwiazdy, które oddaje mocniejszym. Nadal będzie to robić, bo robi to świetnie, ale w miejsce sprzedanych graczy, zamierza sięgać po zawodników drugiej/trzeciej kategorii, a nie czwartej czy piątej w nadziei na udany transfer, jak było do tej pory.
Najważniejsze w całej tej sytuacji, żeby Bayer nie zachłysnął się sukcesem. By nie wziął sobie za mocno do serca stwierdzenia: „wkroczyłeś między wrony, to kracz jak one”. Bo teraz ekipa z Leverkusen nie będzie porównywana do Eintrachtu Frankfurt czy Wolfsburga, a Bayernu Monachium, Borussii Dortmund i innych mistrzów krajowych. Łatwo można się w tym zagubić, a przede wszystkim swoją zatracić skuteczną filozofię na budowę trwałych fundamentów. Jedną z cegieł w nim jest wychowywanie młodzieży. Gdy wydawało się, że Kai Havertz będzie największym talentem, który opuści szeregi Bayeru, do gry wkroczył Florian Wirtz i za moment może opuścić klub za kwotę dwa razy większą niż jego nieco starszy kolega.
– Medal Wirtza musi powędrować do Simona [Rolfesa dyrektora sportowego przyp. red.]. Śledził go, odkąd miał 12 lub 13 lat. Odbył wiele spotkań z jego rodzicami, którzy są jednocześnie agentami zawodnika. Każdy klub był nim zainteresowany. Kolonia nie wywiązała się ze swoich zobowiązań wobec niego, dlatego my wykorzystaliśmy tę okazję, aby nie pojechał do Monachium, Gladbach czy Hoffenheim. Nie zrobił tego, ale zajęło to lata pracy – opowiedział Carro.
I właśnie tego zainteresowania sprawami malutkich, niezatracenia swojej tożsamości i korzeni potrzebuje teraz Bayer. To pozwoli mu w sposób mądry skonsumować sukces. Najpierw niech dokończy jednak sezon, bo ma jeszcze wiele do wygrania. Później przyjdzie pora na zmierzenie się z rzeczywistością. W niej nadal na ławce będzie Xabi Alonso. A to już dużo, bo można budować kolejne ściany nowej, okazałej piłkarskiej willi na niemieckim rynku.
WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:
- Wszystkie rekordy Bayer(n)u
- Pięć wymiarów sensacji. Jak niezwykłe jest mistrzostwo Bayeru Leverkusen
- Wszystko się pali, ale nadal jest dobrze. Co czeka Bayern Monachium?
Fot. Newspix