Wiele meczów Piasta w tym sezonie to były wyjątkowe paździerze, a w roli tego gorszego regularnie występowali podopieczni Aleksandara Vukovicia. Od początku roku udało się pokonać tylko Puszczę, a dziś… wielkie zaskoczenie! Piast potrafi grać w piłkę! Wcześniej się wstydzili, czy o co chodzi?
Bo dziś po wstydzie jakby nie było śladu. Okazuje się, że można wymienić całe mnóstwo celnych podań, skonstruować wiele składnych akcji i nie dopuścić rywala nawet w okolice własnego pola karnego. Można oddawać strzały, dyktować warunki, narzucić swój styl gry.
Mieć jakikolwiek styl, żeby móc cokolwiek komuś narzucać.
Piast – Zagłębie 2:0. Piast kontra kilku ziomków z orlika
Można też sprawić – wreszcie – że to rywal wygląda jak bezładna zbieranina. Zagłębie grało dziś katastrofalnie. W obronie komedia, a wyżej to już chyba nikt nie grał, a przynajmniej nie pamiętamy występu jakiegokolwiek piłkarza ofensywnego ekipy gości. To taki mecz, po którym kibic pyta: Co to do cholery miało być!?
A nikt nawet nie kwapi się do odpowiedzi. Chociaż nie! W przerwie wytłumaczyć to, co zobaczyliśmy przez pierwsze czterdzieści pięć minut, spróbował Michał Nalepa: – Nasza gra nie wyglądała dobrze. Powiedziałbym nawet, że wyglądała źle.
A my powiedzielibyśmy nawet, że w białych strojach zagrała dziś paczka kumpli z orlika, a nie ekstraklasowa drużyna. Szkoda nawet dłużej o nich pisać, więc skupmy się na gospodarzach.
Aut Aut Baby
Piast w prosty sposób wypracował sobie dwa gole, choć znajdą się trenerzy, którzy powiedzą, że bramka po wrzucie z autu to dziecko chaosu i przypadku. W pierwszej akcji Dziczek dorzucił na głowę Piaseckiego, którego zagranie przekonało nas, że jest jakiś pomysł na wznowienia od linii bocznej. Napastnik gliwiczan przedłużył do Ameyawa, potem jeszcze pomógł Czerwiński i mieliśmy 1:0.
Dziesięć minut później podobnie – Dziczek z autu, Czerwiński, Piasecki, gol. A w tym wszystkim Ławniczak ze wspomnianym Nalepą wyglądający, jakby grali w tę grę weselną, w której trzeba utrzymać balonik między brzuchami uczestników. No ale mieliśmy nie pisać już o Zagłębiu…
To gospodarze byli dziś głównymi aktorami i zasługują na głośne pochwały, które zresztą otrzymają z kilku stron. My wyróżnimy ich za to, że nawet na chwilę Piast nie stracił kontroli nad spotkaniem. Dyktował warunki, atakował, szukał kolejnych trafień. Chciał grać w piłkę i grał w piłkę. Zasłużył na zwycięstwo i dobrze, że to zwycięstwo było tak pewne. Trochę szkoda, że drogi do bramki nie znaleźli dziś próbujący strzałów z dystansu Pyrka czy Tomasiewicz, bo wtedy już naprawdę mówilibyśmy o idealnym występie gliwiczan.
A tak możemy tylko śmiało przyznać, że Piast Gliwice wylazł dziś z ukrycia, żeby zgarnąć jak najbardziej zasłużone trzy punkty. I, zgodnie z obietnicą, nie wspominamy już o Zagłębiu.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Stary, podpalony Rumak
- Fatalna kontuzja Szczęsnego, przełamanie Skórasia, pauza Lewego [STRANIERI]
- Adrian Siemieniec: Pracowałem za 500 złotych. Ale za darmo też bym to robił [WYWIAD]
- Trela: Pięć wymiarów sensacji. Jak niezwykłe jest mistrzostwo Bayeru Leverkusen
- Ostatni akt wyborczego teatru wokół Górnika Zabrze
Fot. Newspix