Żeby myśleć o awansie do Ekstraklasy, drużyna musi być odpowiednio zbudowana. W największym możliwym skrócie – musi mieć człowieka od strzelania bramek, architekta w środku pola, szefa obrony i pewnego bramkarza. W przypadku Wisły Kraków, dla której brak awansu do elity drugi rok z rzędu będzie koszmarny w skutkach, pewnie i można dyskutować nad wieloma pozycjami. Nic nie jest jednak tak oczywiste jak obsada bramki – między słupkami “Białej Gwiazdy” występuje bowiem – i tutaj nie ma miejsca specjalnie na dyskusje, to generalnie fakt, nie opinia – gość, który w tym klubie nigdy nie powinien się znaleźć.
Alvaro Raton, bo o nim mowa, dał się poznać na pierwszoligowych boiskach jako zawodnik, który lubi coś odwalić. I oczywiście – w skali tych blisko dziesięciu miesięcy, jakie jest w Krakowie – wielokrotnie zaprezentował swój niezły refleks. Potrafi też wykorzystywać swoje imponujące warunki fizyczne (1,92 cm wzrostu). Ma jednak wiele cech, które powinny go wykluczyć z bycia “jedynką” w poważnym zespole. A za taki trzeba uznawać Wisłę Kraków. Hiszpan jest elektryczny – w największym skrócie.
Nie wprowadza spokoju w szeregach swojej drużyny, nawet jeśli raz czy dwa ładnie rozegra od tyłu, nawet jeśli weźmie napastnika rywala na zamach, co nie jest sztuką łatwą (zwłaszcza na pierwszoligowych boiskach), to później i tak coś odwali. To jest pewne jak dwa plus dwa równa się cztery. Jak płacenie podatków. Jak bojkot kibiców Wisły i przerzucanie się absurdalnymi oświadczeniami przeciwnych zespołów w sprawie niewpuszczania kibiców “Białej Gwiazdy” na mecze. To jest kolejny pewnik w futbolowym światku przy Reymonta.
Ten tekst powstał głównie z uwagi na najnowszy “popis” bramkarza Wisły z ostatniego meczu ligowego z Motorem Lublin. Kto oglądał to spotkanie ten wie, jak padła ostatnia bramka. Jeśli nie – przypominamy, i od razu spieszymy z wyjaśnieniem – ten tekst to zbiór największych baboli Ratona w koszulce Wisły.
Co pucharowy sukces Wisły mówi o jej gotowości na Ekstraklasę
Wybraliśmy siedem najpoważniejszych wpadek golkipera Wisły, choć oczywiście bramek, które tracił klub z Reymonta i przy których Raton mógł zachować się zdecydowanie lepiej, było sporo. Nie bawimy się jednak w wyliczankę, tylko bierzemy pod lupę naprawdę babole, po których można kręcić głową z niedowierzaniem i zapytać: jak można było dopuścić do takiego gola?
1. Wisła Kraków – Motor Lublin (07.04.24 – 26. kolejka 1. Ligi, porażka 1:3)
Zdecydowanie największa wpadka Ratona. Podarował bramkę beniaminkowi, kiedy otrzymał piłkę od Igora Łasickiego. Warto podkreślić, że dostał zwyczajne podanie od stopera. Nie było to wrzucenie na konia, piłka nie skozłowała, nie była podkręcona, nie była podana ze zbyt dużą siłą. To bramkarz Wisły jest całościowo odpowiedzialny za tego gola – popełnił prosty błąd techniczny w przyjęciu, a z prezentu skorzystał Samuel Mraz.
Na obronę bramkarza (chociaż tak zdroworozsądkowo nic nie powinno tłumaczyć takiej wpadki) dodajmy, że Hiszpan całkiem nieźle w tamtym meczu się spisywał. Kilkukrotnie błysnął na linii, ratował Wisłę Kraków. Ostatecznie jednak błąd całkowicie przekreśla dobry (do 57. minuty) występ i gdybyśmy mieli wystawić mu za to spotkanie notę, to obok oczywistej jedynki dodalibyśmy trzy wykrzykniki.
2. Wisła Kraków – Widzew Łódź (28.02.24 – ćwierćfinał Pucharu Polski, wygrana 2:1)
Zagranie Alvaro Ratona z tego meczu mogłoby urosnąć do miana legendarnego. Oczywiście w negatywnym znaczeniu. Mógł to być babol wyceniony na stratę setek tysięcy złotych, na brak awansu do półfinału Pucharu Polski oraz mógł (chociaż tutaj możemy jedynie spekulować) zakończyć przygodę Hiszpana przy Reymonta.
Mowa oczywiście o sytuacji z dogrywki, kiedy bramkarz Wisły zachował nadzwyczajny i niepasujący do ciężaru meczu spokój i zwyczajnie próbował rozegrać od tyłu. Nic sobie nie zrobił z faktu, że w jego stronę nabiegał Imad Rondić. Wiemy, jak się to skończyło: Bośniak doskoczył, wpakował bramkę z metra, a jego gol na 2:1 (przez chwilę widniał taki rezultat na tablicy) był wykpieniem Ratona, który próbował go minąć, bez żadnego zamachu, bez nawet pozoru, że będzie szedł w drybling.
Ostatecznie 31-latka uratował sędzia, który na monitorze VAR zobaczył, że Rondić jeszcze przed rozpoczęciem gry przekroczył linię pola karnego. Oglądałem ten mecz z wysokości trybun i pamiętam doskonale reakcje kibiców – wszyscy spojrzeli po sobie w gigantycznym niedowierzaniu. Ten mecz to był dreszczowiec, Wisła doprowadziła do dogrywki po bramce Angela Rodado w 119. (!) minucie gry i było bardzo blisko, by hiszpański golkiper pogrzebał wszelkie nadzieje bezsensowną próbą dryblingu.
3. Wisła Kraków – Odra Opole (18.08.23 – 5. kolejka 1. Ligi, porażka 1:3)
Przeciwko Odrze cała Wisła zagrała koszmarne spotkanie. Nie zgadzało się nic, a zwykłe spojrzenie w kierunku meczowego raportu, gdzie widzimy m.in. że to “Biała Gwiazda” otworzyła wynik, jest złudne. W golu było więcej szczęścia i przypadku niż wypracowania, to zresztą było samobójcze trafienie Mateusza Kamińskiego.
Jeśli chodzi jednak o Ratona z meczu z Odrą, to dał “popis” przy stanie 1:0, kiedy wyszedł do dośrodkowania, piąstkował i podał pod nogi Borji Galana. Rozgrywający opolan natychmiast uderzył, a piłka po jego strzale obiła poprzeczkę. Ratonowi się poszczęściło, jednak przy kolejnych sytuacjach goście byli skuteczniejsi.
Kilka minut później po wrzutce z tego samego sektora gry Hiszpan ponownie miał problem. Tym razem minął się z piłką, a jego błąd wykorzystał Piotr Żemło, który główką dał trafienie na 1:1. Przy kolejnej bramce dla Odry, trudno mieć do Ratona pretensje. Akcję zwyczajnie trzeba było przerwać wcześniej, zawinili obrońcy. Symbolicznym obrazkiem zresztą, pokazującym grę obronną Wisły w tamtym meczu, jest moment oddania strzału przez Dina Sulę i bramki na 1:2. W polu karnym gospodarzy było bowiem ledwie trzech piłkarzy Odry (każdy brał udział w akcji brakowej), wiślaków z kolei było aż… ośmiu. Doskonały przykład szukania wolnej przestrzeni, mimo że rywal miał znaczącą przewagę.
Trzeci gol z kolei zasługuje na osobny komentarz. Wisła ratowała wynik, była ustawiona bardzo wysoko i… wysoko też był ustawiony sam Raton. Opolanie napierali z kontrą, a bramkarz “Białej Gwiazdy” ślamazarnie wracał w kierunku własnej bramki. Dalszy komentarz jest zbyteczny. Całość w poniższym skrócie (od 05:01):
4. Górnik Łęczna – Wisła Kraków (22.07.23 – 1. kolejka 1. Ligi, remis 2:2)
Debiut Ratona w Wiśle. Kilka dni wcześniej ówczesny trener “Białej Gwiazdy” Radosław Sobolewski w programie Meczyków deklaruje, że to właśnie sprowadzony przed sezonem Hiszpan będzie “jedynką”. Że jest doświadczony, pewny siebie i najlepiej wypadał na treningach. Słowa “Sobola” zostały brutalnie zweryfikowane po blisko pół godzinie gry w pierwszej kolejce sezonu w Łęcznej.
Raton podawał bowiem do Davida Junci, lewy obrońca jednak nie mógł piłki przyjąć, bo na karku siedział mu Miłosz Kozak. I ten właśnie Kozak, który niedługo później przeniósł się do Ruchu Chorzów, z bardzo ostrego kąta strzelił absurdalną bramkę. Absurdalną, bo raczej szukał dogrania, niekoniecznie strzału. Absurdalną, bo Raton nie powinien tego wpuścić. Pewnie mógł się skarżyć na świecące słońce albo przelatujące muchy, ale fakty są takie że nieodpowiedzialne zagranie ze złym ustawieniem się w bramce oznaczały stratę pierwszej ligowej bramki przez “Wisłę Kraków”.
Oczywiście ten gol i wszystkie inne puszczone przez Ratona nie miały poważnych konsekwencji. Hiszpan był podstawowym bramkarzem u Radosława Sobolewskiego, tak samo jest u Alberta Rude. Inną hierarchię wyznaczył w swojej krótkiej przygodzie Mariusz Jop, jednak do tego jeszcze przejdziemy.
5. Termalica Bruk-Bet Nieciecza – Wisła Kraków (01.12.23 – 17. kolejka 1. Ligi, porażka 1:2)
Ostatni mecz Radosława Sobolewskiego w roli trenera Wisły. Spotkanie, właściwie jak cała kadencja, miało swoje lepsze i gorsze momenty, ale ostatecznie zakończyło się klapą.
Zarówno przy pierwszej jak i drugiej bramce dla gospodarzy można mieć pretensje do Ratona. Najpierw źle zachował się przy stałym fragmencie gry, rywale weszli bardzo głęboko, a Hiszpan właściwie stał na linii i liczył, że akurat piłka w niego trafi. Przy drugiej bramce już miał za uszami zdecydowanie więcej – najpierw podał wprost pod nogi Macieja Ambrosiewicza, ten dograł na pole karne, a próba interwencji Ratona była “pajacykopodobna”. Niby wybiegł, niby próbował zasłonić bramkę i zdekoncentrować strzelca, ale wydaje się, że zdecydowanie lepiej byłoby spróbować wybiec do wrzutki.
Oczywiście wówczas panowały warunki takie, a nie inne. Śnieg, wiatr, piłka musiała być cholernie śliska. Nie zmienia jednak faktu nic, że Raton grał wówczas bardzo źle i nie pomógł kolegom w wywalczeniu choćby punktu.
6. Odra Opole – Wisła Kraków (02.03.24 – 22. kolejka 1. Ligi, wygrana 2:1)
W Opolu Wisła nie grała efektownej piłki, ale najważniejsze było, że prowadziła. Na dziesięć minut przed końcem miała dwa trafienia przewagi i wydawało się, że spokojnie dogra mecz i z czystym kontem oraz kompletem punktów wróci do stolicy Małopolski.
Nic bardziej mylnego. Pod koniec regulaminowego czasu gry gospodarze zaatakowali z lewej strony – dogranie na pole karne, do futbolówki skacze Raton i… próbuje piąstkować, ale zamiast piłki uderza rywala. Niemalże nokautuje Dina Sulę (z którym nie ma najlepszych wspomnień po meczu z rundy jesiennej) i doprowadza w ten sposób do rzutu karnego. Pada gol, ale ostatecznie Wiśle udaje się wygrać spotkanie.
7. Chrobry Głogów – Wisła Kraków (30.03.24 – 25. kolejka 1. Ligi, porażka 2:3)
Ten mecz miał miejsce na kilka dni przed prestiżowym i istotnym starciem półfinałowym Pucharu Polski z Piastem. Można było mówić o lekkim odpuszczeniu kosztem spotkania, które odbyło się cztery dni później, jednak gole, które padły dla gospodarzy… no cóż, nie da się tego nie skomentować.
Generalnie, co jest dużą abstrakcją i pokazuje swoją drogą, jak grali w tamtym meczu podopieczni Rude, to Raton był jednym z lepszych piłkarzy w zespole gości. Poważnie. Był czujny na linii, kilkukrotnie ratował skórę swojej drużynie, naprawdę wyglądał solidnie.
Przy bramce na 1:2 dla rywali popełnił jednak faul, który oznaczał rzut karny dla rywali. Tutaj jednak trzeba przyznać, że jakieś 80% winy za tego gola ponosi podający do bramkarza Jakub Krzyżanowski. 18-latek zagrywał do golkipera, chcąc uspokoić, ale nie widział, że w kierunku Ratona biegnie Mikołaj Lebedyński. Raton całkowicie zlekceważył fakt, że w jego stronę biegnie napastnik, próbował wykopać piłkę, ale ostatecznie oberwało się rywalowi. Efekt? Żółta kartka, rzut karny i gol dla Chrobrego.
W formie bonusu dorzucamy także sparing podczas zimowego obozu Wisły w Turcji, kiedy “Biała Gwiazda” mierzyła się z bułgarską FC Ardą. Najwięcej po spotkaniu mówiło się o wydumanym przez arbitra rzucie karnym dla rywali Wisły, ale nie można nie skomentować zachowania Ratona przy bramce na 1:2.
Zresztą, po co komentować. Poniżej nagranie (widoczne w 1:15:33):
Podsumujmy: mówimy o bramkarzu, który regularnie odbiera sobie argumenty do tego, by bronić w bramce jednym z największych klubów w Polsce, klubie o którym dyskutuje się dużo i każdy błąd czy mająca olbrzymie skutki interwencja jest na świeczniku. Gdzie presja to chleb powszedni, a ten sezon jest wyjątkowy, bo dyskusja o Wiśle nie skupia się tylko na piłce, ale też o wiadomym bojkocie, a zawodnicy Wisły Kraków nie tyle chcą, co wręcz muszą awansować, bo trzeci sezon na zapleczu byłby dla klubu ogromnym ciosem na każdej płaszczyźnie – finansowej, sportowej czy marketingowej.
By więc realnie myśleć o awansie (chociaż teraz w zasadzie realny jest tylko awans po barażach), to między słupkami nie można mieć sabotażysty. Bo momentami tak to właśnie wygląda – “Biała Gwiazda” walczy ile może, zawodnicy z przodu dają z siebie maksa, by na samym końcu drżeć w niepewności i obawie, co tym razem wyczyni Alvaro Raton. To właściwie tykająca bomba. I okej – miał, i pewnie mieć będzie wiele niezłych interwencji. Jednak przytoczone sytuacje z meczów pokazują, że nie jest równym bramkarzem, że nie gwarantuje stabilizacji, a Wisła walcząca o awans, stabilizacji z tyłu potrzebuje na wczoraj.
Jaka przyszłość przed “Białą Gwiazdą”? Cóż, taka sama… Kontuzjowany jest Kamil Broda, który był jakąś nadzieją dla kibiców Wisły. Nieźle wyglądał jesienią w meczach PP oraz w dwóch starciach ligowych pod koniec roku, kiedy tymczasowo zespół przejął Mariusz Jop. 22-latek jednak nabawił się urazu i siłą rzeczy Albert Rude musiał postawić na swojego rodaka. Jest jeszcze Anton Chichkan, trzeci bramkarz Wisły, sprowadzony do Krakowa tej zimy. W przypadku Białorusina wydaje się jednak bardziej pewne to, iż w nowych barwach w ogóle nie zadebiutuje. Czterokrotnie siedział na ławce “Białej Gwiazdy”, a od blisko miesiąca nie ma go w składzie meczowym. Jego nieobecność jest podyktowana sprawami formalnymi.
Wniosek jest prosty i dla kibiców Wisły niespecjalnie optymistyczny: “Biała Gwiazda” jest skazana na Alvaro Ratona, któremu możemy właściwie… pogratulować. Kilka tygodni temu pobił własny rekord – rozegrał bowiem w jednym sezonie 26 meczów.
W każdym poprzednim klubie na nim się poznano. Prędzej czy później lądował na ławce. Poprzednio najwięcej spotkań rozegrał w sezonie 2016/17. Jego licznik wskazał wtedy 20 gier.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Feio mógł tą konferencją stracić, a zyskał całkiem sporo
- Sobczak: Nie wyobrażam sobie finału Pucharu Polski bez kibiców Wisły
- Feio i Rumak nie mieliby szans na pracę w klubach, które są wzorem Legii i Lecha
Fot. Newspix