Reklama

Trela: Wyborczy krajobraz polskiej piłki. Ekstraklasowe kluby zależne od samorządów

Michał Trela

Autor:Michał Trela

04 kwietnia 2024, 18:19 • 9 min czytania 17 komentarzy

Efekt uboczny śledzenia ligowego futbolu w Polsce? Każdy kibic wie, kto jest prezydentem Zabrza, Częstochowy, Chorzowa, czy Kielc, nawet jeśli na co dzień nie ma z tymi miastami nic wspólnego. Polski futbol stoi na samorządach. Nic więc dziwnego, że wyborów lokalnych środowisko piłkarskie nie może śledzić obojętnie.

Trela: Wyborczy krajobraz polskiej piłki. Ekstraklasowe kluby zależne od samorządów

Prezes Korony Kielce do sejmiku województwa świętokrzyskiego. Prezesi Stali Mielec i – do niedawna – Zagłębia Lubin na prezydentów miast. Asystenci trenerów Korony i Jagiellonia do Rad Miasta w Kielcach i Białymstoku. Prezes Dolnośląskiego i Opolskiego ZPN do tamtejszych sejmików. Ekstraklasowy sędzia do Rady Powiatu Kluczborskiego. A do tego całe grono byłych postaci z boisk i piłkarskich gabinetów. Były prezes Podbeskidzia na prezydenta Bielska-Białej. Byli piłkarze Polonii Warszawa i Jagiellonii Białystok na wójtów gmin Olecko i Jasionówka. Byli reprezentanci Polski do sejmiku podlaskiego i rad miejskich w Lublinie i Pruszkowie. Byli ligowcy do rad miasta w Bielsku- Białej, Szczecinie, Ełku i Gdyni. Byli gracze Lecha do rad gmin Komorniki i Dopiewo. I wielu, wielu innych. Styk sportu z polityką, jak zwykle, ma się świetnie. A w tygodniu wyborów samorządowych widać to jeszcze bardziej jaskrawo niż zwykle.

Polskie kluby zawodowe są na tyle mocno powiązane z publicznymi pieniędzmi, a często od nich uzależnione, że tylko bardzo nieliczni mogą sobie pozwolić na śledzenie lokalnych wyborów bez większych emocji. Są kluby, dla których ważniejsze były jesienne wybory parlamentarne, bo choćby Zagłębie Lubin i Stal Mielec żyją głównie z pieniędzy państwowych spółek. Zdecydowana większość jednak to w najbliższą niedzielę będzie przeżywać sądne chwile, które będą miały bardzo duży wpływ na ich funkcjonowanie przynajmniej w najbliższych czterech latach.

Personalne roszady

Wpływ wyborów zaczął się zresztą jeszcze przed nimi. Trzęsienie ziemi, do jakiego doszło niedawno w Kielcach, po odwołaniu przez Bogdana Wentę, ustępującego prezydenta i innego byłego sportowca, Piotra Dulnika z funkcji prezesa Rady Nadzorczej oraz następująca w reakcji na to jego całkowita rezygnacja z zasiadania w tym gremium, jeszcze nie do końca pozwoliło oszacować skalę zniszczeń. Firma Dulnika, Suzuki Polska, to główny sponsor klubu oraz tamtejszego stadionu. Jako że umowa wygasa w czerwcu, walczący o utrzymanie klub może lada moment stracić najważniejszego partnera ostatnich lat. Jako klub miejski, zależy też mocno od tego, kto zostanie nowym prezydentem, jaki będzie układ sił w radzie miasta, jak pójdzie prezesowi Jabłońskiemu w wyborach do sejmiku i Jackowi Kiełbowi do rady miasta. Jeśli się dostanie, będzie musiał wybierać, czy nadal pomagać w sztabie Kamila Kuzery, czy też dbać o dobro Korony w zupełnie inny sposób.

Wyborcze dylematy przeżywają też w Mielcu. Klub z Podkarpacia jest nieczęstym w polskich warunkach przypadkiem, w którym ważniejsze od lokalnych są wybory centralne. Okres odbudowy dwukrotnego mistrza Polski po latach niebytu nie do końca przypadkowo zbiegł się z ośmioletnimi rządami Prawa i Sprawiedliwości. W 2015 roku, gdy ta partia wygrywała wybory, Stal grała jeszcze w II lidze. Wpływy tamtejszego europosła Tomasza Poręby wydatnie pomogły w przekierowaniu środków państwowych spółek, głównie PGE i PZU, do Mielca. Gdy PiS jesienią oddawało władzę, Stal była już stabilnym klubem ekstraklasowym. W odwrotnym kierunku powędrował w tych latach GKS Bełchatów, finansowany wcześniej przez PGE. Dziś jest beniaminkiem czwartego poziomu rozgrywkowego.

Reklama

W Stali dobrze zdawali sobie sprawę, czym grozi dla klubu zmiana władzy w Warszawie, więc reagowali. Poręba zdystansował się od klubu, by nie być z nim już kojarzony. Prezes Jacek Klimek na tyle oszczędnie gospodarował środkami, by przygotować spółkę na czarną godzinę. A w pewnym sensie postanowił też aktywnie powalczyć o los Stali. Jego startu w wyborach na prezydenta Miasta nie można oczywiście sprowadzać tylko do dbania o dobro klubu, jest w tym na pewno również mieszanka chęci lokalnego działania z osobistymi ambicjami. Ale jego ewentualny sukces na pewno pomógłby Stali odnaleźć się w nowych realiach. Wprawdzie klub straciłby w ten sposób skutecznego prezesa, ale za to mógłby liczyć na lepszy niż dotąd klimat relacji z władzami lokalnymi.

Kluby miejskie czekają na wyniki

W sposób oczywisty wyniki niedzielnych wyborów wpłyną na to, co będzie w najbliższych latach działo się w klubach, w których gminy są głównymi akcjonariuszami. A tych jest w Ekstraklasie sporo. Najgłośniejsze i najczęściej opisywane to oczywiście Śląsk Wrocław i Górnik Zabrze. Zwłaszcza w przypadku tego drugiego klubu odejście prezydent Małgorzaty Mańki-Szulik ze stanowiska kończyłoby pewną epokę. Z większymi sukcesami klubem zarządzają w ostatnich latach Gliwice, którym udało się doprowadzić Piasta nawet do mistrzostwa Polski. W swojej mniejszej skali do gigantycznego sukcesu doprowadziły też podkrakowskie Niepołomice, które zarządzając klubem, wprowadziły go przed rokiem do Ekstraklasy. Już wiadomo, że burmistrz Roman Ptak nie będzie walczył o kolejną kadencję. A to także dla ligowego beniaminka oznacza niepewność tego, co będzie dalej, jeśli chodzi o relacje z właścicielem. Z tego, co można usłyszeć, nie każdy z głównych kandydatów uważa, że miasto tego formatu stać na utrzymywanie klubu w Ekstraklasie.

W przypadku Puszczy dochodzi też kwestia stadionu. Pierwszy sezon udało się klubowi z Małopolski rozegrać w gościnie u Cracovii. Mateusz Dróżdż, jej prezes, zapowiedział już jednak w „Gazecie Krakowskiej”, że taki stan rzeczy może potrwać maksymalnie do końca roku. Jeśli beniaminek utrzymałby się w Ekstraklasie, najpóźniej po rundzie jesiennej musiałby więc wrócić do siebie albo znaleźć inny stadion zastępczy. Z Niepołomic płyną ostatnio optymistyczne głosy w kwestii dostosowania tamtejszego stadionu do wymogów najwyższej ligi. Ale tempo ewentualnych działań też będzie naturalnie powiązane z tym, jak dużą determinacją wykaże się nowy burmistrz, by w końcu sprowadzić Ekstraklasę do Niepołomic.

Kwestie stadionowe są ważnym tematem w relacjach z miastem nie tylko tam. W Zabrzu wreszcie trwa, zapowiadana od kilku kadencji, budowa czwartej trybuny na stadionie Górnika i niezależnie od wyniku wyborów nic już raczej nie powinno zatrzymać ukończenia wyczekiwanej inwestycji. Zupełnie inaczej jest jednak nieopodal w Chorzowie, gdzie liczne obietnice prezydenta Andrzeja Kotali z poprzednich lat nie zostały wcielone w życie, przez co Ruchowi reszta Polski mocno uciekła w kwestii stadionowej. Udało się wprawdzie doprowadzić do powrotu Niebieskich do miasta i podpisać umowę na występy na Stadionie Śląskim, ale tematu stadionu Ruchu to nie rozwiązuje. Szymon Michałek, kontrkandydat Kotali, wyrósł stricte na hasłach budowy areny przy Cichej. Obiekt będący historią, ale zarazem skansenem polskiej ligi, jest w ścisłym centrum wyborczej walki w tym mieście.

Tematy infrastrukturalne

Temat budowy stadionu sprawia, że będący w prywatnych rękach i mający hojnego mecenasa Raków Częstochowa też nie może przechodzić obojętnie obok wyborów samorządowych. O stosunku miasta mistrza Polski do budowy obiektu piłkarskiego napisano już w ostatnich latach tomy. Nie przez przypadek Vladislavs Gutkovskis, były napastnik Rakowa, wykrzykiwał niewybredne hasła pod adresem prezydenta Częstochowy. Klub też nie może się doczekać i doprosić obiektu na miarę potrzeb i ambicji, przez co mecze w europejskich pucharach rozgrywał jesienią w Sosnowcu. Jeśli uznać, że dla Rakowa stadion to największa przeszkoda w rozwoju, trzeba też stwierdzić, że niedzielne rozstrzygnięcia będą dla tego klubu bardzo istotne w długofalowej perspektywie. Nie wpłyną oczywiście na wyniki najbliższych kolejek i losy tego ani kolejnego sezonu. Ale na to, jak trwała będzie obecność Rakowa wśród najsilniejszych polskich klubów, w jakimś sensie już mogą.

Stadionowego tematu do końca rozwiązanego nie ma też Radomiak. Wprawdzie udało mu się, po latach przeciągającej się budowy, wrócić na własny obiekt, ale na razie niebędący skończonym produktem. Klub niewątpliwie będzie potrzebował zaangażowania miasta, by w perspektywie kilku lat mieć gotową piłkarską arenę z czterema trybunami. A w sytuacji wymagającej wyjścia z wieloletniego pata znajduje się Warta Poznań, która ostatni mecz na swoim stadionie rozegrała już pięć lat temu, a u siebie w mieście pojawia się oficjalnie tylko, gdy trzeba rozegrać derby z Lechem. Bez wsparcia miasta, bez jego znacznie większej determinacji, wygnanie Zielonych prędko się nie skończy.

Reklama

Niewidoczne relacje

Nie ma oczywiście w lidze klubu, który mógłby sobie pozwolić na funkcjonowanie kompletnie w oderwaniu od tego, kto akurat rządzi lokalnie. Wynika to w prostej linii z faktu, że wszystkie – oprócz Stadionu Śląskiego – obiekty w lidze należą do miast. Punktem styczności klubów z gminnymi jednostkami są więc wszystkie te ZISy, MAKiS-y, OSiR-y, MOSiR-y i MORiS-y, zależnie od tego, jak w danym mieście nazywają jednostki zajmujące się obiektami sportowymi. To napięte relacje z nimi sprawiają czasem, że Wiśle kilka lat temu groziła wyprowadzka z Krakowa, a Jagiellonii przed obecnym sezonem, z Białegostoku. To o nich mówi się, gdy murawa na którymś stadionie przypomina pole ryżowe albo wysiądzie oświetlenie, co uniemożliwia rozegranie meczu.

Nawet tam, gdzie miasta nie są większościowymi akcjonariuszami w klubach i gdzie zbudowały już stadiony, ich rola często nie ogranicza się jednak do zarządzania obiektami albo pobierania za nie opłat. Funkcjonują bowiem w różnych miejscach miejskie stypendia, środki za promocję miasta albo z tytułu szkolenia dzieci i młodzieży. Gdzie są dwa duże kluby, jak w Krakowie czy Łodzi, natychmiastowo pojawia się temat tego, jak rozkładają się na nie miejskie pieniądze, kto jest faworyzowany, kto musi płacić więcej za wynajem i kogo wpuszcza do loży. Nawet więc, jeśli wydaje się, że w jakimś ośrodku niewiele mówi się o relacjach z miastem, one zazwyczaj i tak, w mniejszym lub większym stopniu, istnieją.

Przynajmniej 13 klubów żywo zainteresowanych wyborami

Próbując jakoś nakreślić natężenie zainteresowania wyborami w środowiskach poszczególnych klubów, nie sposób nie dojść do wniosku, że mogą mieć spory wpływ średnio- albo długoterminowy na ponad połowę klubów obecnie grających w Ekstraklasie: Górnik, Śląsk, Piasta, Koronę i Puszczę ze względu na kwestie właścicielskie, Raków, Ruch, Radomiak i Wartę z powodów infrastrukturalnych oraz Zagłębie (właśnie zmieniło prezesa startującego na prezydenta Lubina) i Stal z pobudek personalnych. A jeśli przypomnieć sobie temperaturę negocjacji między miastem a Jagiellonią przed obecnym sezonem albo między miastem a Widzewem, w czasach, gdy rządził nim prezes Dróżdż, trudno także tych klubów nie doliczyć do grona żywo zainteresowanych. Na palcach jednej ręki można więc policzyć kluby, których prezesi nie będą w niedzielę wieczorem nerwowo obgryzać paznokci, uznając, że aż tak wiele w ich pracy od wyborów nie zależy.

Polski zawodowy futbol jest obficie dotowany z publicznych pieniędzy, które płyną do niego pod różnymi pretekstami i w różnych celach. Ale jednak płyną. I w takich dniach najlepiej to widać. Kto interesuje się polską ligą, kto stara się patrzeć trochę bardziej długofalowo niż tylko na najbliższą kolejkę, temu minimum rozeznania w lokalnej polityce miast mających przedstawicieli w Ekstraklasie jest absolutnie niezbędne. Mniej lub bardziej sprzyjające klubom decyzje wyborcze będą bowiem sprawiać, że jeden stabilny klub stanie się nagle niestabilny, a drugi, przeciwnie, zacznie w środowisku uchodzić za wzór solidności.

Kluby, jako byty ważne dla całych społeczności i wpływające na wizerunek miast, są w tych dniach łakomym kąskiem dla szukających poparcia polityków. Kibice znajdują się w centrum uwagi i często słyszą dobrze brzmiące obietnice. Ale kluby muszą za to płacić: raz na cztery lata ich perspektywy mogą w ciągu jednego dnia zmienić się o 180 stopni. Ten dzień się zbliża. W niedzielę kibic piłkarski, oprócz sprawdzenia wyników 27. kolejki, zajrzy też, jak ułożyły się wybory w miastach często z drugiego końca kraju, z którymi na co dzień nie ma absolutnie nic wspólnego. Taka specyfika krajobrazu piłki nożnej w Polsce.

WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot.Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Bartek Wylęgała
0
Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Ekstraklasa

Anglia

Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Bartek Wylęgała
0
Manchester United sprzeciwia się zmianom w regulacjach finansowych Premier League

Komentarze

17 komentarzy

Loading...