Erik ten Hag zwykle marszczy czoło i patrzy na boisko spode łba. Trener Czerwonych Diabłów nie słynie z uśmiechów. Holender ma zresztą niewiele okazji do zadowolenia, bo ligowe ambicje Manchesteru United są o wiele większe, niż zajmowane aktualnie szóste miejsce. Wobec tego szkoleniowiec złości się tylko i sroży, ale dziś… rozchmurzył się i to nie na jakąś wyjątkowo krótką chwilę! Szkoda tylko, że na koniec znów mógł się tylko wściec, bo Chelsea postanowiła dokonać cudu.
Kiedyś — mecz wielkich klubów na samym szczycie. Hit! Teraz — spotkanie drużyn z większymi i mniejszymi problemami. Przysypywanymi wielkimi pieniędzmi. Mimo to dzisiejsze starcie było po prostu jak jeden wielki lunapark, w którym o troskach się zapomina i w którym liczy się tylko dobra zabawa. Na Stamford Bridge gospodarze zafundowali gościom kolejno: kolejkę górską, tunel strachów, karuzelę i pływające filiżanki dla zakochanych. A potem znowu tunel strachów.
Chelsea — Manchester United 4:3. Strzały, gole i babole
Kto wybrał dziś wieczór z Premier League, ten na pewno się nie nudził, bo jedni i drudzy trochę postrzelali. Najpierw piłkarze Chelsea, która szybko wyszła na prowadzenie po doskonałej akcji zapoczątkowanej przez Enzo Fernandeza i wykończonej przez Conora Gallaghera. Potem znów zawodnicy The Blues — po pewnie wykorzystanej przez Cole’a Palmera jedenastce, podyktowanej za faul Antony’ego. A potem zmiana bociana i głupi błąd Moisesa Caicedo dający gościom gola kontaktowego. I jeszcze trafienie Bruno Fernandesa z główki, a to tylko pierwsza połowa.
Jeśli w piłce nożnej chodzi o zdobywanie bramek, a chodzi, to ten mecz był po prostu pokazem piłki nożnej w jej najwspanialszej formie. Jeśli nie zastanawiasz się, co sobą reprezentują obie drużyny w trwającym sezonie i jeśli masz gdzieś to, co mówi się o jednym, drugim czy trzecim piłkarzu, to najzwyczajniej w świecie siadasz i cieszysz się miłym wieczorem.
Pięknym wieczorem.
Emocjonującym wieczorem.
I możesz sobie na to pozwolić, póki nie jesteś tym marszczącym się ten Hagiem, którego zawodowy los jest wprost zależny od wyników takich spotkań, jak to. Ten los zresztą znów zawiśnie na włosku.
Garnacho sprytny, ten Hag radosny
Holenderski szkoleniowiec Czerwonych Diabłów siedzi na bardzo gorącym stołku od bardzo, bardzo dawna, więc nic dziwnego, że po dwóch golach rywali nadąsał się tylko i wyglądał, jakby obraził się na cały świat. Gracze United popełnili proste błędy w obronie i przegrywali zasłużenie. Z pomocą przyszedł jednak nastoletni Alejandro Garnacho.
Zachował czujność, gdy sytuację sam na sam z Djordje Petroviciem sprezentował mu Caicedo. A potem jeszcze popisał się sprytem, gdy dobrze dograł w pole karne Antony. Jak to się mówi — zrobił wieczór sobie, kolegom z drużyny, kibicom i trenerowi… No, zrobiłby, gdyby Czerwone Diabły potrafiły utrzymać koncentrację do samiutkiego końca tego spotkania.
Palmer skuteczny, ten Hag znów wściekły
Wierzyć się nie chce, że można przegrać mecz, w którym prowadzi się do 99. minuty. Mecz, w którym odrabia się dwubramkową stratę i… Brak słów.
Po prostu brak słów na to, co zrobili dziś piłkarze Manchesteru United. Brak też słów, by opisać niewiarygodną ambicję i wolę walki zawodników Chelsea. Mauricio Pochettino siedział już zrezygnowany na ławce, ale najpierw poderwał się z miejsca po wyrównującym trafieniu Palmera, znów z rzutu karnego. A chwilę potem wyfrunął w górę jak ptak, gdy 21-latek zapewnił jego drużynie zwycięstwo.
SCENY! TO SIĘ NIE MIEŚCI W GŁOWIE!
United do 99. minuty prowadziło 3:2 z Chelsea. I… wraca bez punktów! To przejdzie do historii ligi#domPremierLeague pic.twitter.com/JRSilcECXH
— Viaplay Sport Polska (@viaplaysportpl) April 4, 2024
To jedno z tych spotkań, po których nie można tak po prostu zasnąć. Tych, które trzeba rozchodzić. A Erik ten Hag to powinien się chyba przejść do Australii i z powrotem, żeby jakoś uspokoić zszargane nerwy.
To był piękny, ale brutalny wieczór na Stamford Bridge.
Chelsea — Manchester United 4:3 (2:2)
Gallagher 4′, Palmer 19′, 90’+10, 90’+11 – Garnacho 34′, 67′, Fernandes 39′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Jim Baxter. Pijany geniusz lat 60. i szkocka wersja George’a Besta
- Kontrowersje, blizny, wielka rywalizacja. Hunt, Lauda i niesamowity sezon 1976
- „Co za badziew!” Dokąd idzie Podbeskidzie? [REPORTAŻ]
Fot. Newspix