Reklama

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

28 kwietnia 2024, 14:15 • 11 min czytania 2 komentarze

Ruben Amorim od dawna wymieniany jest wśród kandydatów przymierzanych do objęcia topowych europejskich klubów. I trudno się dziwić – choć klauzula odstępnego w kontrakcie Portugalczyka wynosi aż 30 milionów euro, to jego sukcesy w Sportingu są na tyle imponujące, że nie brakuje na Starym Kontynencie działaczy, którzy poważnie rozważają wykupienie karty 39-latka z Lizbony. Ale w ostatnim czasie najbardziej obiecujący przedstawiciel portugalskiej myśli szkoleniowej trochę się pogubił w otaczającym go, medialnym zamieszaniu. W efekcie jego negocjacje z Liverpoolem spełzły na niczym, a nerwowa reakcja szefostwa i fanów Sportingu zmusiła go do złożenia publicznej samokrytyki.

Publiczne przeprosiny „cudotwórcy” ze Sportingu. Ruben Amorim tym razem przeszarżował

Na dłuższą metę nie powinno to jednak wpłynąć negatywnie na reputację Amorima i raczej prędzej niż później zobaczymy go na ławce trenerskiej jednego z angielskich, hiszpańskich bądź niemieckich klubów. Portugalczyk jest przecież o krok od kolejnego triumfu na krajowym podwórku i wydaje się, że w Sportingu osiągnął już tak wiele, iż naprawdę najwyższa pora na spróbowanie swoich sił w jednej z czterech najsilniejszych europejskich lig.

Burzliwe początki

Już początki kariery trenerskiej Rubena Amorima świadczyły o tym, że mamy do czynienia z nietuzinkowym fachowcem.

Najpierw Portugalczyk narozrabiał – w sezonie 2018/19 objął trzecioligowy zespół Casa Pia, ale nie miał jeszcze wówczas odpowiedniej licencji, dlatego ukarano go zawieszeniem, a jego drużynę grzywną i odjęciem sześciu punktów, gdy podczas jednego ze spotkań przyłapano go na udzielaniu zawodnikom wskazówek w stylu typowym dla pierwszego szkoleniowca. W efekcie Amorim zrezygnował ze stanowiska. Co wcale nie oznacza, że stracono wówczas w kraju wiarę w jego trenerski potencjał. Po kilku miesiącach odezwali się do niego działacze Benfiki, w której Amorim spędził wcześniej wiele lat jako piłkarz. Portugalczyk nie był jednak zainteresowany posadą w ekipie U-23, nawet w obliczu zapewnień, że może się ona okazać trampoliną do pierwszej drużyny. Spławił przedstawicieli „Orłów”. Zresztą w nieładnym stylu, bo początkowo zaakceptował ich propozycję, potem poprosił o dodatkowy czas do namysłu, aż wreszcie – odprawił ich z kwitkiem.

Dziennikarze i eksperci pukali się w czoło, gdy niedługo potem Amorim wreszcie znalazł zatrudnienie, podpisując kontrakt ze Sportingiem Braga. Początkujący szkoleniowiec tym razem zgodził się na pracę z drugim zespołem. Z pozoru – znacznie więcej sensu miało w takim razie zakotwiczenie w Benfice, ale szybko się okazało, że to Amorim trafniej analizuje sytuację. Pierwszą drużyną Bragi na starcie sezonu 2019/20 dowodził bowiem Ricardo Sa Pinto, powszechnie znany z tego, że w żadnym klubie nie jest w stanie zatrzymać się na dłużej. I rzeczywiście, Sa Pinto w grudniu wyleciał ze stołka, a w jego miejsce wskoczył Amorim.

Reklama

Wtedy zaczęły się dziać cuda.

Braga w debiucie Amorima wygrała 7:1 na wyjeździe z Belenenses. W styczniu pokonała zaś Porto w finale Pucharu Ligi. Natomiast w portugalskiej ekstraklasie podopieczni Amorima na przestrzeni paru tygodni ogolili wszystkich przedstawicieli „wielkiej trójki” – Sporting u siebie, a Porto oraz Benficę na wyjeździe. „Minhotos” potknęli się tylko na arenie międzynarodowej, dwukrotnie przegrywając z Rangersami w 1/16 finału Ligi Europy. Nie miało to jednak większego znaczenia dla ogólnej oceny działań Amorima, który w trybie ekspresowym podźwignął Bragę ze środka tabeli, wprowadzając ją aż na ligowe podium. Na ten widok wszystkim opadły szczęki. Zwłaszcza działaczom Sportingu, którzy już w marcu 2020 roku zaczęli zabiegać o ściągnięcie 35-latka na Estadio Jose Alvalade.

Ostatecznie lizbończycy dopięli swego, ale musieli zapłacić za „transfer” trenera aż 10 milionów euro. Tym samym Amorim stał się jednym z najdroższych szkoleniowców w historii futbolu, mimo że miał wtedy na swoim koncie zaledwie dziewięć spotkań rozegranych w roli trenera w portugalskiej ekstraklasie, a zaledwie rok wcześniej krajowa federacja karała go za przekroczenie uprawnień szkoleniowca-stażysty w trzeciej lidze. To się nazywa rozwój.

Odzyskane mistrzostwo

Na tym triumfalny marsz Amorima się jednak nie zakończył. Wprawdzie końcówka sezonu 2019/20 nie była w wykonaniu Sportingu wyjątkowo udana, ale już kolejna kampania ligowa przyniosła „Lwom” gigantyczny sukces – pierwsze mistrzostwo kraju od blisko dwudziestu lat. Niewiele też brakowało, a podopieczni Amorima zakończyliby sezon bez porażki w lidze. Summa summarum polegli jednak w przedostatniej serii spotkań, pokonani 3:4 w derbach przez Benficę. Trzeba jednak zaznaczyć, że lizbończycy byli już wówczas pewni pierwszego miejsca w tabeli, więc do starcia z lokalnymi rywalami przystąpili świeżo po mistrzowskiej fecie.

Dziennikarz Bruno Roseiro określił nawet Amorima „najtańszym trenerem w dziejach futbolu”.

I rzeczywiście, coś w tym jest. Będący w trudnej sytuacji finansowej Sporting sporo wszak ryzykował, wykładając na stół aż dziesięć baniek za managera praktycznie bez doświadczenia, lecz w ostatecznym rozrachunku trudno o lepiej wydane pieniądze. Ostatecznie Amorim przyniósł na Estadio Jose Alvalade nie tylko wytęskniony sukces w portugalskiej ekstraklasie, ale również całą serię dochodowych transferów. Pod jego czujnym okiem rozwinęli skrzydła między innymi Nuno Mendes, Joao Palhinha, Matheus Nunes, Manuel Ugarte czy Pedro Porro. Po sprzedaży tego towarzystwa „Lwy” wzbogaciły się o około 200 milionów euro, a tylko część tej kwoty przeznaczono na transfery przychodzące. Amorim nie obraża się na rzeczywistość i chętnie stawia w Sportingu na wychowanków albo graczy wymagających oszlifowania. – Patrząc na jego wyniki można powiedzieć, że jest trochę cudotwórcą – mówi dziennikarz Tom Kundert w rozmowie z Samem Milne.

Reklama

Jak każdego uzdolnionego szkoleniowca z Portugalii, także i Amorima zaczęto rzecz jasna porównywać do Jose Mourinho. Trener Sportingu nie przepada jednak za tego rodzaju zestawieniami. Uważa, że Mourinho jest jedyny w swoim rodzaju i jest po prostu za wcześnie, by porównywać go do takiego giganta. Zaczęto w nim zatem dostrzegać całkowite przeciwieństwo słynnego rodaka, zwłaszcza jeśli chodzi o zachowanie w przestrzeni publicznej.

Amorim uchodzi bowiem za człowieka dość wyluzowanego w kontaktach z mediami i rzadko – przynajmniej w porównaniu z Mourinho – szukającego zwady w dyskusjach z dziennikarzami. Nie ma również w zwyczaju ostro krytykować swoich piłkarzy, przynajmniej publicznie. Wręcz przeciwnie, zdarza mu się stawać w obronie tych zawodników, którzy z takiego czy innego powodu podpadli kibicom Sportingu. Nie ma więc mowy o rozliczaniu niepowodzeń na konferencjach prasowych. Dlatego przypięto mu łatkę uparciucha, stawiającego niekiedy na graczy, których – w powszechnej opinii – od dawna należałoby skreślić. Najlepszy przykład to bardzo ograniczony technicznie napastnik Paulinho, z trudnych do ustalenia przyczyn wprost uwielbiany przez szkoleniowca „Lwów”.

Jeśli zaś chodzi o upodobania taktyczne, Amorima trudno zaszufladkować.

W mistrzowskim sezonie 2020/21 Sporting imponował przede wszystkim szczelną defensywą i zabójczymi kontratakami, więc tutaj porównania do Mourinho byłyby uzasadnione. Jednak Amorim nie był w pełni usatysfakcjonowany tego rodzaju sposobem gry i uważał, że na dłuższą metę trzymanie się podobnych założeń może ograniczyć, czy wręcz wyhamować rozwój klubu. Dlatego w późniejszym okresie przestawił w ekipie „Lwów” wajchę w stronę odważniejszego, bardziej otwartego futbolu. Pierwsze efekty tej zmiany podejścia były zresztą imponujące – Sporting w 2022 roku nie obronił tytułu, ale punktował równie świetnie jak wcześniej, grając jednocześnie bardziej atrakcyjną piłkę. Jednak w sezonie 2022/23 „Lwy” wpadły w dołek, finiszując dopiero na czwartej lokacie w portugalskiej ekstraklasie. Po raz pierwszy w swej trenerskiej karierze Amorim musiał sobie zatem poradzić z przywracaniem drużyny na właściwe tory. Wcześniej wszystko w jego przypadku działo się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – wpadał, robił wynik, zachwycał działaczy, podopiecznych i kibiców. Pełna sielanka.

Jak mu więc poszło w trudniejszych okolicznościach? Cóż, ujmijmy to w ten sposób – na cztery kolejki przed końcem sezonu Sporting zajmuje pierwsze miejsce w lidze i ma na swoim koncie aż 87 bramek w 30 spotkaniach (w sezonie 2020/21 lizbończycy zanotowali tylko 65 goli). „Lwy” awansowały także do finału Pucharu Portugalii. Wiele wskazuje więc na to, że zakończą obecną kampanię z podwójną koroną. Proces taktycznej transformacji można będzie uznać za zwieńczony pełnym sukcesem. – Poprzednia kampania nie była udana, teraz ponownie są świetni. Grają najlepszy futbol za kadencji Amorima – mówi cytowany już Kundert.

Niepotrzebna wycieczka

Co szczególnie ważne, Amorim wykreował na Estadio Jose Alvalade nowych bohaterów, których będzie można w niedalekiej przyszłości sprzedać za astronomiczne pieniądze. 25-letni szwedzki napastnik Viktor Gyökeres legitymuje się obecnie bilansem 38 goli i 16 asyst w 45 występach we wszystkich rozgrywkach. 25-letni Pedro Goncalves ma na swoim koncie 18 trafień i 16 ostatnich podań. Barierę 15 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej przekraczają też Paulinho, Trincao i Nuno Santos. W imponującym tempie rozwija się także 20-letni obrońca Ousmane Diomande, już teraz będący na celowniku Chelsea i Newcastle United. Krótko mówiąc – szkoleniowiec „Lwów” potwierdził, iż sukces z 2021 roku nie był efektem splotu pomyślnych dla Sportingu okoliczności. W tym przypadku różnicę na plus po prostu robi trener, który potrafi wyciskać maksa zarówno z weteranów, takich jak choćby Sebastian Coates, jak i z żółtodziobów.

Dzisiaj pomagam drużynie w inny sposób, aniżeli w chwili, gdy trafiałem do Sportingu – przyznaje Coates, cytowany przez portal „All Things Alvalade”. – Pomogło mi to, że trener preferuje ustawienie z trójką stoperów. Kiedy jestem ustawiony centralnie w trójce obrońców, mogę obserwować całe boisko i pokrywać przestrzenie pozostawione przez moich partnerów. Nie muszę jednak schodzić do boku, by pomagać w powstrzymywaniu rywali atakujących skrzydłem. […] Kluczowa jest również komunikacja. Trener jest bardzo bezpośredni w kontaktach z zawodnikami. Mówi prawdę prosto w oczy. Sam jeszcze niedawno był zawodnikiem i rozumie, w jaki sposób do nas dotrzeć. Wie, jak przygotować zespół, zwłaszcza na mecze z największymi rywalami. […] O mnie często powtarza, że mogę być jeszcze lepszym obrońcą i jeszcze lepszym kapitanem. Myślę, że chce mnie popchnąć do jeszcze większego rozwoju. Dla mojego dobra i dla dobra zespołu. Bardzo skorzystałem na tym podejściu, bo zdałem sobie sprawę, że nie mam ograniczeń, jeśli chodzi o naukę. Mogę być coraz lepszym piłkarzem.

„Ruben Amorim odmienił Sporting”

Sebastian Coates

Z kolei Paulo Meneses, działacz Bragi, przekonuje na łamach „The Athletic”: – Ruben to trener, który rozświetla współpracowników. Kupują go wszyscy: piłkarze, działacze, sztab. Cały klub. A to kluczowe, jeśli chce się stworzyć w zespole mentalność zwycięzców. Ma mocną osobowość, ale to nie wpływa negatywnie na grupę. Jest silnym liderem, zjednującym sobie piłkarzy. Właśnie to są jego największe atuty – poruszanie się w relacjach międzyludzkich, zdolności komunikacyjne.

Biorąc to wszystko pod uwagę, nie powinno dziwić, że media często łączą Amorima z przenosinami do jednego z topowych europejskich klubów. Mówiło się o nim na przykład w kontekście objęcia Barcelony, a ostatni głośno zrobiło się o możliwych przenosinach Portugalczyka na Anfield, gdzie miał on zastąpić Juergena Kloppa. Zimą Amorim był wręcz medialnym faworytem do przejęcia pałeczki z rąk Niemca. Otwarcie opowiadał o tym, że rozważa opuszczenie Lizbony. – Jeżeli nie będziemy zdobywać trofeów, na pewno odejdę. Piłkarze o tym wiedzą, znają moje podejście – stwierdził podczas jednej z konferencji prasowych.

Wydaje się jednak, że Portugalczyk w ostatnim czasie trochę stracił głowę od wszystkich ofert i pogłosek na własny temat.

Zaczął negocjować na kilka frontów, między innymi z West Hamem United, gdzie trwają poszukiwania następcy Davida Moyesa. Ponoć między innymi to zniechęciło do jego osoby przedstawicieli Liverpoolu, którzy poczuli, że obóz Amorima poprzez ostentację w kontaktach z „Młotami” stara się nałożyć dodatkową presję na ekipę z Anfield. Coś na zasadzie: „zaoferujcie lepiej kontrakt, bo jak będziecie zwlekać, to dogadamy się z kimś innym”. Dlatego The Reds finalnie postawili na Arne Slota z Feyenoordu Rotterdam. Jeszcze poważniejszą kością niezgody było jednak przywiązanie Portugalczyka do formacji 3-4-3, której nie stosuje się w młodzieżowych zespołach Liverpoolu. – Bardzo otwarte spotkanie Amorima z West Hamem pogłębiło sceptycyzm Liverpoolu względem jego osoby, ale już wcześniej klub ocenił, że Slot dużo bardziej pasuje do wizji klubu pod kątem czysto piłkarskim – uważa Melissa Reddy, dziennikarka Sky Sports.

Arne Slot. Nowa nadzieja wśród holenderskich trenerów

Tymczasem Amorim – według portugalskich mediów, kompletnie niezainteresowany pracą w West Hamie – musiał pokajać się również na własnym podwórku, ponieważ środowisku skupionemu wokół Sportingu nie spodobało się, że trener traci czas na podróże do Anglii, by tam dogadywać się z nowym pracodawcą, podczas gdy sezon ligowy wciąż trwa. Portugalczykowi na Estadio Jose Alvalade wolno wiele, ale to nie oznacza, że może on sobie tam pozwolić na wszystko.

Klub wiedział o mojej podróży, to podstawowa kwestia. Uważam, że zmienia ona kontekst całej sytuacji – zaznaczył Amorim. – Po drugie, cała ta sprawa została owiana mgiełką tajemnicy. „W tajemnicy” zaparkowałem samochód, „w tajemnicy” minąłem piętnaście osób, „w tajemnicy” rozmawiałem z ludźmi, robiłem sobie zdjęcia, wsiadłem do samolotu. Zostało to przedstawione w taki sposób, jak gdybym działał za plecami klubu. To nieprawda i chcę to podkreślić. Ale, co najważniejsze – uważam, że popełniłem błąd. Podróż do Anglii była kompletną pomyłką z uwagi na timing. Nie przemyślałem tego. Jestem bardzo wymagający względem swoich zawodników i zawsze powtarzam, że osobiste sprawy piłkarzy nie mogą wpłynąć na postawę całego zespołu. A teraz sam zachowałem się właśnie w taki sposób. Niekiedy karałem swoich podopiecznych za mniejsze błędy. To moja wina, muszę to przyznać, przyjąć i z tym żyć.

Kiedy teraz o tym myślę, jest to oczywiste. Wyjaśniłem wszystko zawodnikom i współpracownikom, a teraz najważniejsze jest, byśmy kontynuowali naszą pracę. Przepraszam również kibiców Sportingu. I publicznie przepraszam piłkarzy za błąd, jaki popełniłem – dodał Portugalczyk.

***

Przekonamy się, jak zamieszanie wokół Amorima wpłynie na postawę Sportingu w dzisiejszym starciu z Porto. Jeśli „Lwy” poskromią na wyjeździe „Smoki”, tytuł będą już miały w zasadzie w kieszeni. Ale ich ewentualne potknięcie pozwoli Benfice wciąż wierzyć w nagły zwrot akcji i końcowy triumf. Choć nawet w przypadku porażki przewaga Sportingu nad lokalnymi rywalami nadal będzie wynosiła cztery punkty, a to dość duży margines błędu w realiach portugalskich rozgrywek.

Niezależnie od nadchodzących rozstrzygnięć, kadencja Amorima w Lizbonie zdaje się dobiegać końca.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji

Piotr Rzepecki
0
Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji
Niemcy

Kto obejmie Bayern Monachium? Głównymi andydatami Flick i De Zerbi

Piotr Rzepecki
2
Kto obejmie Bayern Monachium? Głównymi andydatami Flick i De Zerbi

Anglia

Ekstraklasa

Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji

Piotr Rzepecki
0
Śląsk rozgląda się za nowym bramkarzem. Media: Transfer blisko finalizacji
Niemcy

Kto obejmie Bayern Monachium? Głównymi andydatami Flick i De Zerbi

Piotr Rzepecki
2
Kto obejmie Bayern Monachium? Głównymi andydatami Flick i De Zerbi

Komentarze

2 komentarze

Loading...