Spotkanie z Walią – i ze względu na wynik, i na scenariusz – na pewno może być czymś w rodzaju meczu założycielskiego dla kadry Michała Probierza. Polacy przez 120 minut nie byli w stanie trafić w bramkę przeciwnika, ale nie zgodzę się z tymi, którzy stwierdzą, że zagrali źle i awansowali, bo mieli masę szczęścia. Ani z tymi, którzy dodadzą, że przez te dwie godziny gry można było usnąć i wstać dopiero na wygrane 5:4 karne.
Gdyby przed meczem ktoś powiedział mi, że pierwszym celnym strzałem Polaka w Cardiff (tego czegoś z dogrywki, co część uznała za strzał, nie liczę) będzie uderzenie Roberta Lewandowskiego w pierwszej serii rzutów karnych, zacząłbym się śmiać. Pomyślałbym, że tak absurdalna sytuacja idealnie wpisuje się w obraz polskiej piłki w ostatnich miesiącach. Wielkim paradoksem tego barażu jest jednak to, że choć Polacy przez ponad dwie godziny grania uderzali tylko i wyłącznie niecelnie (13 razy), to zagrali naprawdę niezły mecz.
Świetny, znakomity, bardzo dobry – to byłyby określenia na wyrost. Bardziej pasują mi słowa – mądry, konsekwentny. Nie pokazali fajerwerków, ale miałem wrażenie, że od początku do końca wiedzieli, po co tam są. I – co ważne – mimo intensywnie grającego rywala, nie panikowali. Zadziwiająco często zachowywali na boisku spokój, zupełnie jak ich trener, który przed spotkaniem wydawał się aż dziwnie wyluzowany i pewny siebie. I zupełnie nie jak w ostatnim czasie polska reprezentacja.
Slisz – nieoczywisty bohater Polaków
Bartosz Slisz – tak nazywa się nieoczywisty bohater meczu z Walią. Przed spotkaniem z Estonią nie był pewniakiem do pierwszej jedenastki, z obozu kadry płynęły sygnały, że od pierwszej minuty może nawet wyjść Taras Romanczuk, tym bardziej, że pomocnik Atlanty był po długiej i dość ciężkiej podróży. Z Estonią Slisz nie miał zbyt skomplikowanej pracy: podawał w prawo, w lewo, do obrońców. Teraz poprzeczka powędrowała zdecydowanie wyżej. – Boję się o nasz środek pola. Przy energii i sposobie gry Walijczyków Slisz i Jakub Piotrowski mogą się nie odnaleźć – słyszałem od pewnej osoby z polskiego środowiska piłkarskiego dwa dni przed finałem w Cardiff. Na szczęście nie miała racji.
O ile Piotrowski grał bez kompleksów, ale nierówno, bo dobre zagrania (wy też widzieliście piłkę po jego strzale zza pola karnego już w bramce?) mieszał z dwoma prostymi stratami, które mogły się fatalnie skończyć, o tyle Slisz był jak profesor. Świetnie ustawiał się na boisku, zawsze wiedział, co chce zrobić z piłką, dokonywał nieoczywistych wyborów. Był w jego grze nawet jakiś taki luz, o który w meczu o taką stawkę bym go nie podejrzewał. Widać, jak wiele dało mu granie w Legii, z której odszedł do USA, z mocnymi rywalami w europejskich pucharach.
Jednak nie jest “niezdejmowalny”
Oczywisty bohater to naturalnie Wojciech Szczęsny. Można było się zastanawiać, czy mecz z Walią nie okaże się jego ostatnim o stawkę w kadrze, podobnie jak dla Roberta Lewandowskiego. No to bramkarz Juventusu wziął sprawy w swoje ręce, kapitalnie broniąc strzał w piątej serii Daniela Jamesa. Przemysław Frankowski, gdy w sobotę odwiedziliśmy go z Jankiem Mazurkiem w hotelu kadry, nie był pewny występu. Walka z czasem trwała do końca, a przeciwko Walijczykom był niemal bezbłędny w obronie, a z przodu potrafił m.in. bardzo groźnie dośrodkować. Z trójki środkowych obrońców najlepszy był z Walią Paweł Dawidowicz, choć na wysokim poziomie zagrał też Jakub Kiwior. Na lewym wahadle znów szalał Nikola Zalewski, który wydaje się być zawodnikiem na fantazji, bez układu nerwowego. Wydawać by się mogło, że to on jest w teorii najmniej pewnym strzelcem, a ze swoim karnym w serii jedenastek poradził sobie świetnie. Trochę wymieniłem tych bohaterów, prawda? Po tym zgrupowaniu, wreszcie, można stwierdzić, że Probierz ma pomysł na ten zespół, jego wybory są bardzo często trafione, a Polska pod jego wodzą, jeżeli tylko nie ma poważnych problemów kadrowych, zaczyna stawać się lepszą drużyną.
Probierz podkreślał po meczu, że to zasługa przede wszystkim zawodników, z których jest bardzo dumny. Ale spójrzmy, jak dobrze zarządzał spotkaniem z Walijczykami. Jan Bednarek mógł się wydawać w kadrze pewniakiem z gatunku tych raczej „niezdejmowalnych”, tymczasem Probierz widział, że obrońca Southampton sobie nie radzi – a to dziwnie się ustawiał z boku boiska, wchodząc w pojedynki, a to nie dogadał się ze Szczęsnym i zrobiło się niebezpiecznie. Selekcjoner podjął odważną decyzję o zastąpieniu go Bartoszem Salamonem i po wejściu piłkarza Lecha obrona wyglądała stabilniej.
Wiadomość do Frankowskiego
Nie oszukujmy się – nie był to też dobry mecz napastników. Za kadencji Michniewicza pokonaliśmy Walię 1:0 w Cardiff po kapitalnej dwójkowej akcji Roberta Lewandowskiego z Karolem Świderskim i golu tego drugiego. Ile razy wczoraj ciekawie wymienili między sobą piłkę? Wydaje mi się, że raz. I tyle. Probierz zdjął Świderskiego, a ci, którzy zdziwili się, że zastąpił go Krzysztof Piątek, a nie Adam Buksa, dostali odpowiedź w piątej serii karnych, gdy Piątek najpierw pewnie podszedł do piłki, a później oddał precyzyjny strzał.
Kolejny akt odwagi – wpuszczenie na boisko Romanczuka. Rozgrywasz swój jedyny przez lata mecz w kadrze w 2018 roku, w dodatku to ledwie towarzyskie spotkanie z Koreą Południową, później skupiasz się na klubie, by po sześciu latach wejść na boisko podczas dogrywki w meczu o taką stawkę. Duże wyzwanie. Romanczuk na początku grał bardzo bezpiecznie, ale jego rosnącą pewność siebie było widać po kilku minutach, gdy świetnie zagrał do Piątka. Widać też było, że zaczął się lepiej ustawiać i chciał dostać piłkę.
Polska wyeliminowała Walię konsekwencją, walecznością, ale też umiejętnościami piłkarskimi. To nie była gra rodem z mundialu w Katarze, gdzie zgadzał się wynik, ale styl najczęściej był taki, że oczy bolały i argentyński kolega Frankowskiego z Lens po ostatnim meczu grupowym wysyłał mu ironicznie zdjęcie z 11 piłkarzami, stojącymi w bramce.
Na EURO poprzeczka będzie dużo wyżej
Oczywiście, mieliśmy też w Cardiff trochę szczęścia. W dwóch sytuacjach, widząc powtórki, drżałem, bo miałem świadomość, że gdyby Daniele Orsato podyktował rzut karny (najpierw zagranie Frankowskiego, a później trzymanie rywala przez Kiwiora), to VAR raczej nie kazałby mu tej decyzji zmienić. Trzeba jednak przyznać włoskiemu sędziemu, że pozwalał na sporo i, co najważniejsze, równo traktował obie drużyny. Ale szczęście w takich meczach też jest potrzebne. Czy mecz ze Szwecją za Michniewicza, który dał nam promocję na poprzedni wielki turniej, był jakiś wspaniały? No nie był, do gola Piotra Zielińskiego na 2:0 to rywale byli piłkarsko lepsi.
To był szósty mecz Probierza jako trenera kadry. Licząc regulaminowy czas w Cardiff, jego bilans to trzy wygrane i trzy remisy. Walia była najtrudniejszym rywalem za jego kadencji, ale teraz poprzeczka pójdzie w górę. Cieszmy się, że kadra pod jego wodzą awansowała, że ogląda ją się coraz lepiej i nie ma w tym przypadku. Ale miejmy w głowie, że w grupie na EURO 2024 (z Francją, Austrią i Holandią) trzy punkty będą bardzo dobrym wynikiem, a cztery znakomitym. Cieszmy się, ale znajmy swoje miejsce w szeregu.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Dwie godziny nudy? Chrzanić to! Jedziemy na EURO!
- Polska znów uciekła ze stryczka
- Szczęsny był wybitny, a Zalewski bezcenny [NASZE NOTY]
Fot. FotoPyk