Reklama

Frankowski: Możemy grać ładnie. Awans z grupy w Katarze nie cieszył

Autorzy:Jan Mazurek Jakub Radomski

25 marca 2024, 09:22 • 13 min czytania 15 komentarzy

Dlaczego nie cieszył się po meczu z Argentyną w Katarze? Czy w fazie pucharowej mundialu Polacy mogli wygrać z Francją? Ile zawdzięcza Michałowi Probierzowi? Czy w szatni Biało-Czerwonych panuje dobra atmosfera? Jakim kapitanem jest Robert Lewandowski? Jak to możliwe, że kibic Lens wytatuował go sobie na nodze? Jak gra się przeciwko Leo Messiemu? Kto zaimponował mu w PSG? Czy pojedziemy na Euro 2024? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada reprezentant Polski i piłkarz Lens, Przemysław Frankowski. Zapraszamy. 

Frankowski: Możemy grać ładnie. Awans z grupy w Katarze nie cieszył

Michał Probierz w przerwie meczu z Estonią mówił, co zarejestrowała kamera Łączy Nas Piłka: „Sprawia wam piłka przyjemność. I to jest najfajniejsze. Jesteśmy zespołem, który gra w piłkę, który się cieszy, który umie to robić”. Masz wrażenie, że to pokolenie kadrowiczów przez lata nie wykorzystywało potencjału do tego typu gry?

Były spotkania albo sytuacje meczowe, kiedy mogliśmy zagrać bardziej cierpliwie, próbować rozgrywać spokojnie, od tyłu, zamiast rzucać długie piłki. Naprawdę mamy jakość, żeby grać kombinacyjnie. I do tego trzeba dążyć. Wtedy stwarzasz sytuacje i po ostatnim gwizdku możesz z pełnym przekonaniem powiedzieć: „Fajnie graliśmy”. A jeśli cały mecz bronisz i grasz tylko tą długą piłką, to później sobie wyrzucasz, nie jesteś z takiego stylu zadowolony. To wszystko musi iść w kierunku cieszenia się grą, choć wiadomo, że styl jest zależny od rywala, a ostatecznym celem zawsze jest dobry wynik.

Po meczu z Argentyną na mundialu potrafiłeś cieszyć się z awansu do  fazy pucharowej? Czy siedziało ci w głowie, że styl pozostawiał dużo do życzenia?

Nie cieszył mnie ten awans. Bo z czego mielibyśmy się niby cieszyć? Przyszliśmy dalej, super, ale gra pozbawiona była radości. Do tego zszedłem w czterdziestej piątej minucie, więc tym bardziej byłem zły. Gdy już awansowaliśmy, myśleliśmy oczywiście o perspektywie fajnego spotkania z Francją, ale po Argentynie żadnej satysfakcji nie czułem.

Reklama

Odważniej zagraliście z Francją w 1/8 finału mundialu, ale skończyło się 1:3. Myślisz, że mogliście ugrać więcej?

Nie rozpamiętujemy tego. Trochę też czasu od tego mundialu minęło. Niewątpliwie szkoda tej sytuacji Piotrka Zielińskiego z pierwszej polowy, bo byłoby 1:0 dla nas i kto wie, jak mogłoby się to potoczyć. Teraz to już jednak można tylko gdybać.

Po Czesławie Michniewiczu, który prowadził zespół w Katarze, była kompletnie nieudana kadencja Fernando Santosa, teraz selekcjonerem jest Michał Probierz. Mało którego trenera znasz tak dobrze, bo wcześniej prowadził cię w Lechii Gdańsk i Jagiellonii Białystok.

Chyba każdy zna jego charakter. Trener Probierz pracuje tak samo, jak wcześniej, jest może tylko bardziej doświadczony. Myślę, że sporo dał mu rok płacy z młodzieżówką. Jego zatrudnienie było w moim odczuciu pozytywną zmianą w reprezentacji.

Kiedy Probierz jako trener najbardziej ci pomógł?

W 2014 roku zmieniłem Lechię na Jagiellonię i mój pierwszy rok w nowym klubie nie był łatwy. Chciałem odejść, bo w Gdańsku miałem małe szanse na grę. Trener Probierz wziął mnie do siebie i dał szansę, a ja na początku nie spłacałem jej tak, jak powinienem.

Reklama

Kibice w Białymstoku krytykowali cię wtedy, czasami wręcz szydzili.

To był ciężki czas, jeden z najgorszych w mojej dotychczasowej karierze. Byłem młodym chłopakiem, brałem wiele rzeczy do siebie. Choć na boisku nie szło mi za dobrze, trener Probierz za każdym razem mnie bronił. To było dla mnie ważne.

W rozmowie na kanale „Foot Truck” powiedziałeś, że gdybyś do Lens trafił bezpośrednio z Polski, a nie z USA, to byś sobie w Ligue 1 nie poradził. Czego nauczył cię pobyt w Stanach Zjednoczonych?

Nauczyłem się tam za bardzo nie zamartwiać złymi momentami. To nie ma sensu, bo pewne rzeczy już się stały i tego nie odwrócisz. Na wiele rzeczy zacząłem patrzeć pozytywnie. W Chicago Fire osiągaliśmy średnie wyniki, ale ludzie się tym jakoś szczególnie nie przejmowali. Nie czułem nie wiadomo jakiej presji.

W Stanach kibice myślą inaczej. Wychodzisz na mecz, grasz, a później nie ma wielkiego oceniania, że jesteś dobry czy słaby, jak w Europie, na przykład w Polsce. Bastian Schweinsteiger, z którym grałem w Fire, wpoił mi podejście na zasadzie: „Po przegranym meczu jesteś zły, okej. Ale dzień po nim o wszystkim zapominasz i idziesz dalej”. Inna sprawa, że w szatni Chicago zdarzało się, że niektórzy koledzy od razu po takim sobie spotkaniu potrafili się śmiać. Dla mnie to już było nieakceptowalne.

***

(Do salki wchodzi Michał Probierz)

Probierz: – U, widzę, że ciężkie tematy!

Frankowski: – Trenerze, same pozytywy!

***

W MLS rozwinąłeś się też piłkarsko?

MLS jest znacznie bardziej intensywną ligą niż Ekstraklasa, więc musiałem się do tego dostosować, ale czy dzięki pobytowi w Stanach Zjednoczonych jakoś szczególnie się rozwinąłem? Myślę, że nie, tak samo postrzegam transfer do Lens. Z czasem po prostu dojrzałem do pewnych sytuacji, jestem mądrzejszy, jeszcze bardziej świadomy, mental poszedł w górę.

Pierwszego gola w Ligue 1 zdobyłeś z Lille. Miałeś świadomość, z jak nabożnym stosunkiem podejdą do tego w Lens?

Obserwowałem reakcje wszystkich wokół i od razu pomyślałem: „Nie no, to jest chyba naprawdę ważna bramka”. Przed meczem wiedziałem, że z Lille gramy derby. Nie spodziewałem się jednak, że dla wszystkich w Lens to ma aż tak istotne i wiekopomne znaczenie. Nasi kibice są niezwykle emocjonalni, zaangażowani, zagorzali, zresztą w wielu miejscach Francji odczuwalny jest ten piłkarski fanatyzm.

Po bramce chłopaki ciągle mnie zaczepiali: „Wiesz, co właśnie zrobiłeś?!”. Mówię: „Tak, strzeliłem gola”. Oni na to, że wielu ludziom w Lens sprawiłem wielką radość, bo przez najbliższe miesiące będą wszędzie chodzić z dumą po tej naszej wygranej z Lille.

Słyszeliśmy, że jeden z kibiców Lens wytatuował sobie ciebie na udzie, to prawda?

Prawda.

Dziwne to uczucie?

Dziwne! Na WhatsApp mamy grupę drużynową, kolega podesłał, że jeden chłop zrobił sobie tatuaż na udzie z moim nazwiskiem. Tatuaż jest na całe życie, więc odpisałem, że to jakiś szok i szaleństwo. Niektórzy kibice za Lens oddaliby naprawdę wiele.

Z czego wynika ta wierność?

Nie wiem, trzeba już ich zapytać. Na Stade Bollaert-Delelis zawsze przychodzi średnio prawie trzydzieści osiem tysięcy kibiców, w Lens nie ma za wielu innych rzeczy do roboty. Tam o piłce nożnej dyskutuje się w każdym domu. Już małe dzieciaki rozpoznają wszystkich piłkarzy. Przekonuję się o tym od samego początku. Wystarczy, że pojadę po syna. On też ma więcej luzu, bo to „mały Frankowski”. Tak tam jest, życie kręci się wokół drużyny Lens.

Pozytywnie to nakręca? 

Tak, bo samo życie w Lens nie jest jakieś bajkowe. Północ Francji jest specyficzna – zimno, leje, wieje. Atmosfera w klubie jest za to świetna, bardzo rodzinna. Rekompensuje to szarości codziennego życia. Naprawdę, jak wychodzisz na Stade Bollaert-Delelis, to o wszystkich tych gorszych rzeczach zapominasz. Jest magicznie.

W tym sezonie zadebiutowałeś w Lidze Mistrzów. U siebie potrafiliście wygrać z Arsenalem 2:1, a ty asystowałeś przy bramce Elye Wahiego. Za to w rewanżu z Kanonierami przegraliście 0:6.

Najbardziej żałuję remisu z PSV Eindhoven. Graliśmy u siebie, a na swoim stadionie jesteśmy naprawdę mocni. Przeważaliśmy, stworzyliśmy więcej sytuacji, powinno to się inaczej skończyć. Ostatecznie zdecydowało doświadczenie PSV, w Holandii wygrali 1:0, awansowali do fazy pucharowej…

Pozostał niedosyt?

Dla nas to było duże rozczarowanie. Gdybyśmy mieli takie doświadczenie jak PSV, to dalej w Lidze Mistrzów gralibyśmy my, a nie oni.

Czujesz, że powoli osiągasz swój „prime”?

Można tak powiedzieć. Gram w czołowym klubie Ligue 1, wystąpiłem w Lidze Mistrzów, cały czas walczymy też o kolejny sezon w Champions League. Dobrze się czuję, forma jest stabilna, a to bardzo istotne. Ważne, żeby ciągle mieć odpowiednie nastawienie. I widzieć, czego się chce.

W ostatnich latach tylko Monaco i Lille udało się prześcignąć PSG. Lens w minionym sezonie zabrakło zaledwie jednego punktu. Denerwuje cię, że walka z Paris Saint-Germain jest trochę nierówna?

Nierówna? Nic nie mogę poradzić, taki jest piłkarski świat. W poprzednim sezonie naciskaliśmy PSG do ostatniej kolejki, zdobyliśmy więcej punktów niż Lille w swoim mistrzowskim sezonie, ale koniec końców musieliśmy zadowolić się wicemistrzostwem Francji.

W meczach z PSG czujesz się podwójnie zmotywowany?

Jak grasz z PSG, to czujesz, że to specjalna okazja, nikt nie musi cię przed meczem dodatkowo motywować, żadnego: „Dawać panowie, ważny mecz!”. Każdy to czuje, cieszy możliwość zmierzenie się z gwiazdami największego formatu.

Mówiłeś niedawno, że inaczej grało się na Messiego w PSG, a inaczej na Messiego w Argentynie. Mógłbyś to rozwinąć?

Wiecie, na Messiego grałem trzy razy w Ligue 1 i raz na mundiale w Katarze. W Argentynie wszystko ustawione było pod niego. Chłopaki cały czas na niego pracowali i przy każdej sposobności szukali go podaniem. A on swoją pewnością siebie i wielkością robił takie rzeczy, że nie sposób właściwie było go zatrzymać. W PSG było trochę inaczej. Obok niego występowali Kylian Mbappe i Neymar, nie wszystkie piłki kierowano więc do Messiego, ale czy to ułatwiało zadanie? No nie, mogłeś skupić się na nim, a przecież tam grała jeszcze pozostała dziesiątka świetnych piłkarzy.

Kto ostatnio w PSG albo innym klubie Ligue 1 zrobił na tobie największe wrażenie? 

Ostatnio podczas meczu z PSG zaimponował mi Bradley Barcola. Dwadzieścia jeden lat, młody piłkarz, grałem na niego i nie spodziewałem się, że aż tak dużo umie. W trakcie spotkania pomyślałem sobie: „Ojej, dobry piłkarz”.

Ciekawy wybór. 

I naprawdę ciekawy piłkarz. Najlepsze, że w takim wieku już tyle potrafi pokazać, szczególnie w tak wielkim klubie i na tak wysokim poziomie, bo presja w PSG jest ogromna.

Duża presja ciąży też na reprezentantach Polski. Gra z orzełkiem na piersi potrafi paraliżować?

W Lens jest tak – zagrasz gorszy mecz, ale za trzy dni masz kolejne spotkanie i możesz udowodnić, że to była tylko słabsza forma. Tu jest inaczej: w listopadzie widzisz się z chłopakami, ktoś wypadł słabiej albo jako drużyna się nie popisaliśmy, i do marcowego zgrupowania masz aż pięć miesięcy, przez które wszyscy to pamiętają. Nie dostajesz maksymalnie po tygodniu szansy na rehabilitację. Musisz czekać, mając w głowie, że to gra dla kraju i trzeba go jak najlepiej reprezentować.

Rozumiałeś krytykę, która spadała na reprezentację Polski przez cały mundial w Katarze? Sam mówiłeś, że po Argentynie trudno było się cieszyć.

W moim odczuciu spadło na nas za dużo krytyki. Przesadne były te negatywne reakcje, jak na fakt, że ostatecznie wyszliśmy z grupy.

Jak mogliście później przegrać i zremisować z Mołdawią, którą ranking FIFA umieszcza wśród najgorszych reprezentacji Europy? 

Po tych meczach nikt nic nie mówił. Każdy siedział i zastanawiał się, jak nie udało się z nimi wygrać. Takie jest życie. Dla nas to było trudne przeżycie, pewnie jeszcze cięższe, niż dla kibiców czy dziennikarzy, bo wiedzieliśmy, że to my zawaliliśmy tamte dwa mecze i całe eliminacje.

Dało się po przegranych eliminacjach do Euro 2024 odciąć od komentarzy i mediów społecznościowych? 

Jestem człowiekiem, który trzyma się z dala od social mediów. Potrafię całkowicie odciąć się od tego, co się pisze na mój temat. Wychodzę z założenia, że mam swoje rzeczy do roboty. Szumem medialnym i otoczką nie zamartwiam się w nawet najmniejszym stopniu. Poza tym, po meczu ja naprawdę wiem, czy zagrałem dobrze, czy źle. Tak samo wiem, jak zaprezentowaliśmy się jako zespół. Nikt nie musi mnie uświadamiać. Dlatego nie mam potrzeby czytania cudzych opinii. Tylko zaśmiecałoby mi to głowę.

Mówiłeś niedawno, że gdy dostajesz piłkę w Lens, masz zazwyczaj dwie albo trzy opcje zagrania jej dalej, a w kadrze często bywa tak, że kolega posyła do ciebie podanie w momencie, gdy nie masz za bardzo co z tą futbolówką zrobić. 

Zgadza się, to wynika z kwestii zgrania. W Lens mamy się na co dzień, razem trenujemy i lepiej rozumiemy na murawie. A w kadrze? Na tym zgrupowaniu mieliśmy przed Estonią trzy treningi taktyczne. Ze względu na brak czasu nie było gierek, żeby się na boisku poznać i zobaczyć, kto jak reaguje na jakie podanie. Częste zmiany selekcjonerów to też nic dobrego, bo każdy przychodzi ze swoją wizją i taktyką. To nie pomaga, ale myślę, że ze zgrupowania na zgrupowanie gra będzie wyglądała coraz lepiej.

Nie jest tak, że problemem naszej kadry jest brak naturalnych liderów, poza Robertem Lewandowskim, Wojciechem Szczęsnym i Piotrem Zielińskim? W kiepskim 2023 roku zawodnicy z drugiego planu bali się brać na siebie odpowiedzialność. 

Na boisku jest jedenastu zawodników i każdy może w danej chwili wziąć na siebie odpowiedzialność czy podjąć jakąś decyzję. Jesteśmy drużyną i mamy tworzyć jedność. Nie powinno być tak, że jeżeli nam nie idzie, to każdy uderza w „Lewego” czy „Szczenę”, bo oni grają w największych klubach i są najbardziej popularni. Jeżeli mamy się rozwijać jako zespół, powinniśmy dążyć do tego wspólnie, a nie rozmawiać tylko o liderach.

Pamiętasz równie dobrą atmosferę w reprezentacji Polski, jak ta obecna, bo po etapie oblężonej twierdzy na twarze kilku kluczowych kadrowiczów wrócił uśmiech. 

Mówiąc szczerze, atmosfera w środku, między chłopakami, zawsze była dobra. Nie było nigdy żadnych problemów i tak samo jest teraz.

Szczęsny powiedział jakiś czas temu, że gdy przyjeżdżało się na reprezentację za Michniewicza czy Santosa, nie czuło się takiej pompki, że to coś wyjątkowego, bo jesteście w kadrze.

To słowa Wojtka Szczęsnego, nie chcę ich oceniać. Moja odczucia są takie, że lubimy być ze sobą i spędzać wspólnie czas, na przykład grając w gry. Nie jest też tak, że każdy je posiłek i po chwili wszyscy rozchodzą się do swoich pokojów. Dużo rozmawiamy, śmiejemy się, żartujemy. Wygląda to tak, jak powinno w każdej normalnej szatni.

Robert Lewandowski mówi, że wróciła mu radość z gry. Widzisz to po nim na tym zgrupowaniu?

Lewy zawsze jest uśmiechnięty, otwarty, pomocny, nie było z nim żadnej bariery w komunikacji, tak jest odkąd przyjeżdżam na zgrupowania reprezentacji Polski. W Barcelonie strzela gole, wygląda świetnie. Wszyscy z jego dobrej formie korzystaliśmy też w meczu z Estonią. Nie był to dla niego łatwy mecz, bo rywal wyraźnie słabszy i wycofany, cały blok defensywny ustawiony był głęboko na własnej połowie. W takim układzie na krycie „Lewego” przypada dwóch rywali. I trudno tego nie podziwiać, że często pół sytuacji wystarczy mu, żeby strzelić gola, dać asystę czy zrobić akcję. Widać, że jest zmotywowany, że chce dla tej reprezentacji jak najlepiej.

Paweł Dawidowicz powiedział po meczu z Estonią, że spodziewał się trochę mocniejszego rywala. Jakie jest twoje zdanie?

Myślałem, że zagrają trochę inaczej, może bardziej zaryzykują. Spodziewałem się lepszej drużyny, bardziej operującej piłką. To my narzuciliśmy im nasz styl gry i od początku dążyliśmy do pierwszej bramki. Grając z takim rywalem, kluczowe jest właśnie to, żeby jak najszybciej pierwszy raz trafić do siatki. Udało nam się to, później jeszcze dostali czerwoną kartkę. Ten mecz sam nam się ułożył.

Jak twoje zdrowie przed finałem baraży z Walią, bo w półfinale baraży zszedłeś w przerwie?

Mam dość mocno stłuczony mięsień czworogłowy uda. Na szczęście sztab medyczny w reprezentacji Polski jest na wysokim poziomie. Właściwie nie wychodzę z pokoju fizjoterapeutów. Wróciłem właśnie z basenu, noga jest spuchnięta, działamy, pracujemy, żeby do Walii się wykurować.

Mecz z Walią jest niezwykle istotny. Brak awansu na Euro 2024, na którym zagra prawie pół kontynentu, byłby dużą porażką. 

Jesteśmy bardzo zmotywowani. Z każdym dniem coraz bardziej czujemy, jak dużą wagę ma to spotkanie. Wiadomo, że to finał barażu, wygrywasz albo przegrywasz, grasz dalej albo odpadasz, żadnych półśrodków. Presja będzie ogromna. Jestem przekonany, że będziemy dobrze przygotowani do tego meczu taktycznie. W Cardiff niedawno już wygrywaliśmy, dwa lata temu w Lidze Narodów. I teraz musi być ten kolejny raz.

Myślisz, że styl Walii będzie Polsce odpowiadać?

Wyspiarska piłka, piłka będzie latać, futbolu w futbolu może być niezbyt dużo. Myślę, że nasz sztab znajdzie sposób, żeby Walijczyków przechytrzyć.

Polskę czeka rok trudnych meczów. Walia w finale baraży, Ukraina i Turcja w meczach towarzyskich, miejmy nadzieję Austria, Holandia i Francja na Euro, a następnie Szkocja, Chorwacja i Portugalia w Lidze Narodów. 

Jestem zdania, że najpierw trzeba zająć się Walią. Jeśli jednak patrzymy w dalszą przyszłość, to czekają nas mecze z topowymi drużynami Europy. Czy mamy się bać? Zupełnie nie. Tylko się cieszyć, że będziemy mogli się z nimi wszystkimi zmierzyć. Przyjdzie nam grać z zespołami jakościowo dużo lepszymi od nas, ale papier jest papierem, a boisko jest boiskiem. Na straconej pozycji nie będziemy. Na takich mistrzostwach Europy możemy tylko coś fajnego ugrać. Jeśli pokonamy Walię i awansujemy, nie będziemy faworytem swojej grupy. Nikt nie będzie zakładać, że z niej wyjdziemy. Ale ja wierzę, że powalczymy.

Gdybyś miał wybrać, to wyjście z grupy na Euro 2024 czy mistrzostwo Francji? 

A muszę wybierać?

Musisz!

To jedno i drugie!

ROZMAWIALI JAN MAZUREK I JAKUB RADOMSKI

Czytaj więcej o reprezentacji Polski:

Fot. Fotopyk/Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą

Szymon Janczyk
2
Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą
Inne kraje

Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia

Szymon Piórek
1
Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia

Piłka nożna

Ekstraklasa

Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą

Szymon Janczyk
2
Mocny transfer wewnętrzny w Ekstraklasie? Legia zainteresowana młodym obrońcą
Inne kraje

Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia

Szymon Piórek
1
Chińska potęga utopiona w korupcji. Kłamstwa, zastraszanie i dożywocia

Komentarze

15 komentarzy

Loading...