Najpierw Projekt Warszawa, teraz Asseco Resovia Rzeszów! Polskie zespoły zdają się mieć apetyt na wygranie w tym sezonie wszystkich możliwych europejskich pucharów. Do pełni szczęścia brakuje już nam tak naprawdę triumfu Jastrzębskiego Węgla w Lidze Mistrzów. Ale na razie możemy tylko pogratulować rzeszowianom, którzy jako pierwsza polska ekipa w historii wygrali CEV Cup!
Mówimy o rozgrywkach, które pod kątem prestiżu stoją na drugim miejscu w Europie, jeśli chodzi o klubowe międzynarodowe zmagania. Wyżej ocenia się właśnie Ligę Mistrzów, a niżej wygrany przez Projekt Puchar Challenge. Co jednak na pewno w ich przypadku należy zmienić?
Zasady rozgrywania finału. Dzisiaj bowiem ponownie doszło do dziwnej sytuacji. Po tym, jak Asseco Resovia Rzeszów wygrała dwa pierwsze sety w rewanżowym meczu finału CEV Cup było już jasne, że zdobędzie ten tytuł, ale i tak musiała dograć mecz do końca. Na boisku pojawiły się zatem rezerwy, a my obserwowaliśmy rywalizację o nic.
Na całe szczęście również wprowadzeni na boisko Adrian Staszewski czy Jakub Bucki potrafią grać w siatkówkę. Stąd “sparing” potrwał tylko jedną partię. I po nieco przedłużonej rywalizacji siatkarze z Rzeszowa mogli wybiec na parkiet, świętując zdobycie europejskiego trofeum.
Trzy dwumecze i szczęście
Jak wyglądało droga Resovii do tytułu? Siatkarze z Rzeszowa grę w CEV Cup rozpoczęli od fazy ćwierćfinałów, jako trzecia drużyna grupy Ligi Mistrzów. I z miejsca trafili na Wartę Zawiercie, która wcześniej dokonała bardzo ważnego kroku – pokonując wcześniej Allianz Milano.
Dlaczego to było tak istotne? To właśnie włoskie zespoły w ostatnim czasie rozdawały karty w CEV Cup. W 2023 roku zdobyła go Modena, w 2022 roku Monza, a w 2019 Trentino. Po wygranej Warty stało się jednak jasne, że tym razem Włosi obejdą się ze smakiem. Trudno było też dyskutować z tym, że nowi faworyci do tytułu znajdowali się właśnie w polsko-polskiej parze – choć oczywiście szans wciąż nie należało odbierać tureckim ekipom.
ZWROT 50% DO 500 zł – BEZ OBROTU W FUKSIARZ.PL!
To jednak Resovia zrobiła najwięcej. Zawiercie pokonała po złotym secie, a potem, w półfinale, zmiażdżyła Fenerbahce (barwy którego reprezentowali niedawno jeszcze grający w Polsce Dick Kooy oraz Nikołaj Penczew), awansując do finału rozgrywek. Ostatnią przeszkodą Resovii miał być wspomniany Luneburg, czyli drużyna, która w minionej fazie zasadniczej Bundesligi zajęła czwarte miejsce.
Nie brzmi jak godny rywal? No i nie był. Śmiało można powiedzieć, że rzeszowianie nawet specjalnie się nie spocili – wygrali sześć z sześciu setów i tylko w jednym musieli grać na przewagi.
Resovia znowu mocna
Oczywiście, ekipa z Rzeszowa na pewno wolałaby być w innym miejscu – to znaczy w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Warto jednak docenić, że szybkie odpadnięcie z tych rozgrywek nie podłamało Resovii, dla którego triumf w CEV Cup musi być sukcesem. Bo, podobnie jak finisz poprzedniego sezonu PlusLigi, potwierdza, że kryzys na Podkarpaciu, niewypały transferowe, wyrzucone w błoto pieniądze – to wszystko jest już przeszłością.
Rzeszowanie mają ekipę, przed którą trzeba czuć respekt. I kto wie, czy nie namieszają również trwającym sezonie krajowych rozgrywek. Na ten moment zajmują w tabeli czwartą pozycję, ale mieli już momenty, w których pokazywali wielką klasę. A triumf w Europie powinien ich tylko dodatkowo zmotywować.
Asseco Resovia Rzeszów – SVG Luneburg 3:0 (27:25, 25:18, 25:22). Wynik dwumeczu: 6:0.
Fot. Newspix.pl