Reklama

Śląsk mógłby rozłożyć teraz leżaki, a i tak miałby dobry sezon

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

18 marca 2024, 14:49 • 5 min czytania 33 komentarzy

Przed rundą wiosenną wielkie zapowiedzi, mocne słowa złotoustego dyrektora Baldy, pompowanie transferów oraz samych siebie w walce o najwyższe cele. Niektórzy we Wrocławiu – bo na pewno nie wszyscy, w końcu nie każdy ma skłonności do bajeranctwa – po prostu odlecieli, chyba widząc już medale zawieszone na szyi. Ale jakby trochę w zapomnieniu, że logiki nie da się przecież oszukiwać w nieskończoność. A ta podpowiadała, cytując słynny zwrot Zbigniewa Bońka, że trzeba być spokojnym. Zwłaszcza w ocenie potencjału ekipy Jacka Magiery, bo to, że wróciła do punktowania jak na drużynę ze środka tabeli przystało, nie powinno być dla nikogo wybitnie zadziwiające.

Śląsk mógłby rozłożyć teraz leżaki, a i tak miałby dobry sezon

Z jednej strony rozumiem frustrację kibiców, a z drugiej trudno byłoby mi krytykować Śląsk za to, że zbliżył się do swojej normy sprzed wielu miesięcy. Owszem, wrocławianie obniżyli loty względem rundy jesiennej. Mają tylko jedno zwycięstwo w sześciu meczach, pięć punktów i trzy strzelone bramki. To, że jest słabo, każdy widzi, jednak najnowsza historia klubu powinna nauczyć ludzi związanych z klubem pokory i ostrożności przed hasłem “apetyt rośnie w miarę jedzenia”.

Podobną drogę, tylko mniej okazałą, przeżył Widzew po awansie do Ekstraklasy. Przed sezonem 2022/2023 niemal u każdego lądował w grupie typowanych spadkowiczów, ale po pierwszym półroczu zakręcił się przy europejskich pucharach, by ostatecznie mieć problem z wygrywaniem spotkań po przerwie zimowej. Wielu ludzi w Łodzi po utracie kontaktu z rzeczywistością obawy przekuło w roszczeniowość, więc gdy balonik pękał, zrobiło się niemiło. W Śląsku może być, niestety, podobnie. Różnica jest tylko taka, że WKS ma jednego z najlepszych piłkarzy w lidze i kilku dobrych, z czego da się ulepić coś więcej niż pięć ostatnich miejsc w tabeli. Pokazuje to choćby Stal Mielec, którą – wyłączając tabelę – moglibyśmy bez wyrzutów sumienia zestawić na podobnym poziomie.

Żeby nikt nie zrozumiał mnie źle: zdecydowanie prędzej może się za chwilę okazać, że jesień była pozytywną anomalią, a nie wyznaczeniem nowych standardów. O tym powinni pamiętać szczególnie kibice, którzy nagle, oczywiście upojeni świetnymi wynikami, zaczęli wierzyć, że wszystko, co robi klub, jest właściwe. A przecież nigdy tak nie jest i nieważne, czy jesteś Manchesterem City, czy Puszczą Niepołomice. Wpływu cyferek w tabeli na percepcję nie zmienimy prawdopodobnie nigdy, ale możemy chociaż uświadamiać, że równie ważny jest kontekst. A on jest przecież, przynajmniej dla mnie, prosty – nawet gdyby Śląsk wystawił teraz leżaki i do końca sezonu zdobywał punkt na mecz, nie miałbym do nikogo we Wrocławiu większych pretensji. No, może nie licząc piłkarzy, którzy kopią się po czole. Indywidualne wyróżnienia dla badziewiaków to co innego.

Jak nie piłka nożna, może rugby? Flip i Flap muszą zdecydować

Reklama

Generalnie chodzi o to, żeby połowicznym sukcesem się nie zadławić, a na koniec umieć posmakować mniej ekscytującej, ale w szerszej perspektywie udanej zmiany kierunku. A za takową nie uznaję przejścia z jednej skrajności (gra u utrzymanie przez kilka sezonów) do drugiej i to, zdaje się, ulotnej. Śląsk nie ma jeszcze takich fundamentów, żeby nawet mimo świetnej jesieni stawiać mu takie wymagania, jakie mają dzisiaj w Ekstraklasie Raków, Legia, Lech czy Pogoń. To nie ta liga, mimo że obecnie tabela mówi inaczej.

Ale, no właśnie, tabela ma to do siebie, że łatwo stać się jej zakładnikiem na własne życzenie, co doskonale udowodnił zresztą dyrektor Balda, wypowiadając głupoty na temat swojej wyższości. Fajnie jest stanąć w blasku sukcesu, ale z niektórymi rzeczami lepiej zwyczajnie poczekać, żeby nie zrobić z siebie głupka. Bo jeśli ten sam Balda wyjdzie w czerwcu do mediów i powie, że za Śląskiem dobry sezon, chociaż skończony na przykład poza pierwszą czwórką, mało kto przytaknie mu z uśmiechem na ustach. Mimo że, w praktyce, miałby rację, ponieważ wszystko, co lepsze niż dziesiąte miejsce w tabeli, latem we Wrocławiu braliby przecież w ciemno.

A zatem nie ma co wariować na widok remisów z Puszczą czy wyraźnych porażek z Jagiellonią. Niezależnie od okoliczności trzeba znać swoje miejsce w szeregu, a Śląsk nie ma tak dobrej kadry, jak mogłaby wskazywać na to liczba punktów. Tam 1000 minut na boisku spędził Żukowski, który mógłby nie łapać się do wyjściowej jedenastki Korony Kielce, dziury łata piłkarz z rezerw, a miano dużego transferu otrzymał Klimala, który nie wrócił z zagranicznych wojaży z tarczą. Śląsk to nie tylko Erik Exposito, który zagrał najlepszą rundę w swojej karierze, nie tylko Nahuel, Samiec-Talar i Leszczyński, którzy potrafią mocno zmienić oblicze meczu. Śląsk za sprawą wielu piłkarzy to nadal również co najwyżej solidność, nic więcej, a w kilku przypadkach przeciętność, której nie usunie się w pół roku.

I nie chcę tutaj na siłę kogoś deprecjonować, tylko po prostu uświadomić, że nie wszystko jest takie kolorowe, kiedy odejmiemy romantyczną otoczkę optymizmu. Super, że pojawiła się we Wrocławiu wraz z przyjściem trenera Magiery, chwalę to, bo jest bardzo potrzebne. Ale raz, że łatwo się na tym wywrócić bez pomocy rywali, dwa – mam nadzieję, że w najbliższych tygodniach, gdy Śląsk nie nadąży za (i tak wolnym) tempem najlepszych w lidze, ta otoczka nie stanie się bronią obosieczną w rękach tej części kibiców, którzy zamiast patrzeć na pewne rzeczy ze zdrowym dystansem, zaczynają kłaść presję niewspółmierną do tego, co mogliby otrzymać w zamian. A w zamian, nawet jeśli nie uda się sięgnąć po medal, znaczy: jeden z najlepszych sezonów po mistrzostwie z 2012 roku.

Czytaj więcej o Śląsku Wrocław:

Fot. Newspix

Reklama

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Ekstraklasa

Komentarze

33 komentarzy

Loading...